Eufemizm weekendu? Zdanie Łukasza Monety po pierwszej połowie tego meczu: – Średnie 0:0, ten mecz na pewno nie jest przyjemny dla oka. Cholera, to tak jakby powiedzieć, że ŁKS ma średnią defensywę, a Dominik Steczyk jest średnim napastnikiem. Niby okej, ale nie do końca. Podopieczni trenera Wosia zaprezentowali przez pierwsze 45 minut tak mizerny futbol, że aż wstydem powinno być pokazywanie go akurat na Stadionie Śląskim. W dodatku widząc, że Korona mocno starała się o konkrety i była bliżej strzelenia bramki, kibice zgromadzeni na trybunach mieli prawo pomyśleć: „gra gorsza niż paskudna pogoda, po co my tu przyszliśmy?”.
Do pewnego momentu naprawdę wydawało się, że beniaminek Ekstraklasy znów nie ma argumentów, żeby powalczyć o trzy punkty. Ale skorzystał z prawidła, że Korona jest w tym sezonie zespołem mocno nierównym. Raz na jakiś czas wygra, raz przegra, częściej zremisuje, a innym razem strzeli nawet pięć bramek jak w meczu z Puszczą. Co do zasady jednak, „Scyzory” nie kojarzą się z murem nie skruszenia, skoro nawet wspomniana Puszcza potrafiła strzelić jej trzy bramki.
Ruch Chorzów 1:1 Korona Kielce. Padły dwa gole, o reszcie można zapomnieć
Ruch stwierdził, tak jak niepołomiczanie, że też coś wciśnie, kiedy pojawiła się okazja. Co prawda pierwsza dobra akcja Ruchu (celny strzał Michalskiego) miała miejsce dopiero w 46. minucie, jednak po niej gospodarze chyba zauważyli, że Trojak i spółka wcale nie są kandydatami na reprezentantów Polski, a prędzej gośćmi, których spokojnie można ograć. Bez kombinacji, kilkoma podaniami, szybką kontrą. Najpierw super podanie z głębi pola od Sikory dostał Moneta, a potem we właściwym miejscu asystę od skrzydłowego „Niebieskich” odebrał Szczepan. Mało brakowało, żeby Dziekoński skasował tę akcję, po tym jak Moneta za pierwszym sam zdecydował się oddać strzał, ale piłka odbiła się, jak trzeba.
I teraz chcielibyśmy napisać coś więcej o tym meczu, nie zanudzić, zaciekawić. Szkopuł w tym, że drugą połowę po golu na 1:0 oglądało się niewiele lepiej niż pierwszą. Różnica taka, że Ruch podreperował sobie statystyki strzałami Szczepana w kosmos i Foszmańczyka w aut. Miał też więcej zrywów i w sumie wyglądał tak, jakby to Korona broniła pozytywnego wyniku.
A Korona po przerwie przecież zapomniała, jak gra się w piłkę. Poszła śladami swoich rywali, jakby przekonana, że skoro oni są tak słabi, to nie ma co się przemęczać.
I cholera, Korona miała trochę racji.
Rzeczywiście wystarczyło zagrać kilkadziesiąt minut totalnego paździerzu, a w końcówce tylko znaleźć dośrodkowaniem Szykawkę z Trojakiem, żeby ostatecznie wywieźć z Chorzowa chociaż jeden punkt. To jednak smutne – i dla nas, że musieliśmy zobaczyć tak niski standard piłkarskiego widowiska, i dla chorzowian, że do 93. minuty mieli w garści zwycięstwo. Ale może i dobrze wyszło, że nie wygrał nikt. Gdybyśmy mieli rozsądzić, co i komu się należy, obu stronom przyznalibyśmy dziś -1 do obecnego dorobku w tabeli za mocno średnie 1:1. Nie chcemy takich meczów. Jak macie tak grać i wymieniać się słabiutkimi połowami, to lepiej dajcie sobie spokój.
WIĘCEJ O 16. KOLEJCE EKSTRAKLASY:
- Chyba tylko Pogoń jest w stanie przegrać taki mecz
- Trela: „Kiereś won” jako symbol niepotrzebnie kreowanej dramaturgii
- Warta nieco popsuła jubileusz „Żylety”. Legia znowu nie wygrywa u siebie
Fot. Newspix