Grand Prix w Abu Zabi jeszcze dwa lata temu przyniosło nam pasjonującą walkę o tytuł między Maxem Verstappenem a Lewisem Hamiltonem. Tym razem jednak o żadnych podobnych emocjach oczywiście nie mogło być mowy. Max miał po raz enty potwierdzić, że jest najlepszym zawodnikiem w stawce. I zamknąć być może najbardziej dominujący indywidualny sezon w historii Formuły 1. Holender dokładnie to zrobił.
Tak naprawdę już w pierwszych tygodniach rywalizacji w najsłynniejszej serii wyścigowej świata mówiło się, że Red Bull kompletnie odjechał swoim konkurentom. I losy mistrzowskiego tytułu muszą rozstrzygnąć się między Sergio Perezem a Maxem Verstappenem. Wyglądało to zatem trochę inaczej niż w sezonie 2022 – kiedy początkowo łeb w łeb z austriackim zespołem szło Ferrari. Niewiele czasu było jednak potrzebne, aby zorientować się, że Meksykanin większej walki z Holendrem nie podejmie. I w kolejnych Grand Prix będziemy oglądać zwycięstwo za zwycięstwem Maxa.
Skala dominacji 26-latka przerosła jednak wszelkie oczekiwania. Bo noga Verstappenowi przez cały sezon powinęła się zaledwie trzykrotnie, co jest wręcz niesłychane. Inaczej mówiąc: Max nie wygrał tylko… trzech z dwudziestu dwóch wyścigów. Zazwyczaj triumfował też oczywiście w kwalifikacjach, ale nawet jak te nie szły do końca po jego myśli, to był w stanie spokojnie odrabiać straty w samym wyścigu. Jego tempo było po prostu aż tak przytłaczające dla rywali.
W ten weekend kwalifikacje Holender akurat wygrał i chyba nikt nie spodziewał się, że w niedzielę ktoś kto pokona. Problemy na pierwszych okrążeniach sprawiał mu tylko Charles Leclerc, ale długo to nie potrwało. Max zaczął tradycyjnie kontrolować przebieg rywalizacji. A co działo się za jego plecami? Przede wszystkim, rozgrywała się rywalizacja między Mercedesem a Ferrari o drugie miejsce w klasyfikacji konstruktorów Formuły 1. Doszło nawet do niecodziennej sytuacji, w której Leclerc pod koniec wyścigu… przepuścił Sergio Pereza. Liczył bowiem, że ten po chwili wyprzedzi George’a Russella, zajmie drugie miejsce w Grand Prix, i pomoże ostatecznie włoskiej ekipie wyprzedzić niemieckiego rywala we wspomnianym zestawianiu. To się jednak nie powiodło, bo Russell utrzymał swoją lokatę. “Gwoździem do trumny” dla Ferrari był dziś zresztą i tak brak punktów Carlosa Sainza.
W ten sposób zakończył się sezon 2023 w Formule 1. Ostatni wyścig wygrał Verstappen, przed Leclerkiem i Russellem. Co zapamiętamy z tego, co działo się w ostatnich miesiącach? Oczywiście dominację Maxa. Ale też odrodzenie i znakomitą jazdę Fernando Alonso, który w wieku 42 lat aż osiem razy meldował się na podium i zajął czwarte miejsce w klasyfikacji kierowców. Jeśli chodzi o pojedyncze Grand Prix: rozczarowaniem na pewno były zawody w Las Vegas, które możemy podsumować określeniem “z dużej chmury mały deszcz”. No i do historii przejdzie też rywalizacja w Singapurze – bo w końcu tylko tam Max Verstappen nie ukończył wyścigu w pierwszej trójce, a Red Bull nie wygrał wyścigu. Ciekawą historię zaobserwowaliśmy również w szeregach AlphaTauri – gdzie poza Yukim Tsunodą do bolidu wsiadało aż trzech kierowców: Nyck de Vries, Daniel Riccardio oraz Liam Lawson.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Generalnie – zostanie nam parę rzeczy do wspominania. Ale jednak przeważająca większość miłośników najsłynniejszej serii wyścigowej świata będzie liczyć na to, że za rok rywalizacja o tytuł mistrza świata nie zakończy się już na początku października. Max jest wielki, ale przydałaby mu się godna konkurencja.
FINAL DRIVER STANDINGS #F1 #AbuDhabiGP pic.twitter.com/oPHYepVbJi
— Formula 1 (@F1) November 26, 2023
Fot. Newspix.pl