Mecze reprezentacji Polski to w ostatnim czasie dla nas zło konieczne, ale tym razem na osłodę dostaliśmy ekstraklasową zaległość, co już samo w sobie jest wyjątkowe w takim terminie. Widzew Łódź rozegrał z Ruchem Chorzów przełożony mecz z 12. kolejki i trzeba przyznać, że nudno nie było. O emocje postarali się przede wszystkim goście, choć na pewno nie o taki sposób im chodziło.
„Niebiescy” po pierwszej połowie nie mogli narzekać. Wykorzystali trochę fartu po rzucie rożnym, Bartolewski z bliska skutecznie dobijał, a pod swoją bramką prawie na nic nie pozwolili rywalowi. Prawie, bo raz Klimek strzelił głową na notę dla Kamińskiego, a tuż przed przerwą Bartolewski tym razem przydał się we własnym polu karnym i stojąc przy słupku wybił piłkę po uderzeniu Da Silvy. Widzew męczył się w ataku pozycyjnym, szans szukał głównie na skrzydłach, ale kolejny raz wiele rzeczy robił za wolno lub zbyt niedokładnie.
Widzew Łódź – Ruch Chorzów 2:1. Goście kończyli w dziewiątkę
W poniedziałek z Radomiakiem Ruch po przerwie zmienił się nie do poznania – na lepsze. Tym razem chorzowski beniaminek także po zmianie stron pokazał inną twarz, tyle że nawiązującą raczej do nieodległej przeszłości trzecioligowej.
W ciągu kilku minut goście zapewnili sobie męczarnie do ostatniego gwizdka sędziego. W roli głównej wystąpił Konrad Kasolik. Bardzo niechlujnym podaniem do będącego ostatnim obrońcą Szymona Szymańskiego sprokurował jego błąd w przyjęciu piłki – a nie było to szczególne trudne, biorąc pod uwagę wyszkolenie techniczne tego zawodnika – w ciągu dalszym skutkujący faulem na wychodzącym na czystą pozycję Fabio Nunesie.
Na tablicy wyników było już wtedy 1:1, bo chwilę wcześniej Nunesowi wpadło idealnie przy słupku, gdy próbował… No właśnie, nie dalibyśmy głowy, że Portugalczyk chciał strzelać. Być może próbował dośrodkować, siła kopnięcia by na to wskazywała. W każdym razie – wyszło super dla Widzewa, a Krzysztof Kamiński chyba lekko stracił orientację w tej akcji, bo nawet nie próbował interweniować. Inna sprawa, że prawdopodobnie i tak niewiele mógłby wskórać.
Ruch zaczął grać w dziesiątkę, ale Kasolik kwadrans później wywarł na gospodarzach jeszcze większą presję, żeby wreszcie wygrali. Tym razem już osobiście faulował Klimka mogącego znaleźć się sam na sam i stało się jasne, że beniaminka czeka pół godziny nieustannego murowania.
Hanousek zdobył bramkę Sanchezem
Widzew zamknął przeciwnika przed jego polem karnym. Trwało ostrzeliwania bramki Kamińskiego (zwłaszcza z okolic szesnastego metra), który nie zanotował jakiejś fenomenalnej interwencji, ale naprawdę miał co robić. Łącznie obronił aż dziesięć strzałów i do 87. minuty mógł czuć się jednym z bohaterów swojego zespołu. W końcu jednak Hanousek balansem ciała oszukał Feliksa i Sedlaka, strzelił, piłka odbiła się od Sancheza i wpadła do siatki.
Ruch już w dziesiątkę nie miał argumentów z przodu. W drugiej połowie nie oddał żadnego strzału, a jedyną nadzieją, że uda się to zrobić był rzut wolny z końcówki meczu. Maciej Sadlok dośrodkował jednak tak, że nawet niepewny debiutant Jan Krzywański pewnie złapał piłkę. Piszemy niepewny, bo to z prostej pomyłki 20-latka przy próbie przyjęcia piłki zagranej od obrońcy wziął się rzut rożny dający Ruchowi prowadzenie. W związku z takim a nie innym terminem wiadomo było, że powołany do reprezentacji Słowacji Henrich Ravas będzie niedostępny, ale spodziewano się raczej, że za niego między słupki wskoczy trzy lata starszy Jakub Szymański, który w tym sezonie bronił już w Pucharze Polski z Concordią Elbląg i Wisłą Puławy. Decyzja sztabu była inna, nie do końca się obroniła, ale w obliczu zwycięstwa będzie znacznie mniej komentowana.
Widzew problemów kadrowych miał znacznie więcej, dlatego tym bardziej Ruch może sobie pluć w brodę, że z tego nie skorzystał. Ze względu na powołania Daniel Myśliwiec stracił jeszcze Ciganiksa, za kartki pauzował Milos, a Ibiza i Shehu (czeka go nawet osiem miesięcy przerwy) są kontuzjowani. W efekcie po raz pierwszy u Myśliwca szansę dostali Paweł Zieliński i Patryk Stępiński. U „Niebieskich” jedyną wymuszoną rotacją była pozycja młodzieżowca. Tomasz Wójtowicz jest po zabiegu artroskopii barku i wypadł na trzy miesiące. Otworzyło to drzwi do wyjściowego składu dla Kacpra Skwierczyńskiego, dotychczas trzykrotnie wchodzącego z ławki. Delikatnie mówiąc, nie błysnął.
Dzięki temu zwycięstwu Widzew nieco uspokoił nastroje, a w wyniku dość spłaszczonej tabeli powyżej strefy spadkowej, awansował na dziewiąte miejsce. Chorzowianie, licząc Puchar Polski, są bez wygranej od czternastu meczów. Domowe starcie z Koroną Kielce będzie nie tylko walką o trzy punkty, ale także o podtrzymanie bojowego ducha w tej drużynie.
CZYTAJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Lewandowski o meczu z Czechami: Widzę dużo pozytywów
- Nicola Zalewski. Jedyny, którego można pochwalić [NOTY]
- Mazurek ze Stadionu Narodowego: Ból po polsku
- Bednarek po meczu z Czechami: Było widać progres
- Jesteśmy słabi. Smutny koniec smutnych eliminacji
Fot. Newspix