Reklama

Niespodziewany lider LaLiga. Jaki jest sufit Girony i Míchela?

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

11 listopada 2023, 09:49 • 8 min czytania 0 komentarzy

Po raz pierwszy od dwudziestu lat liderem LaLiga po dwunastu kolejkach nie jest żaden z przedstawicieli wielkiej trójki. Real, Barcelonę i Atlético (chwilowo?) zdetronizowała Girona, która nie tylko najlepiej punktuje, ale jeszcze gra najlepszą piłkę w Hiszpanii. Bohaterów sukcesu jest wielu, ale wszystko zaczyna się na trenerze Míchelu, w którym wielu upatruje następcy Pepa Guardioli.

Niespodziewany lider LaLiga. Jaki jest sufit Girony i Míchela?

Nie gramy w tej samej lidze co Real, Barcelona i Atlético – powtarza na każdym kroku Míchel, który za wszelką cenę stara się, by jego zawodnicy nie odlecieli. Ale o to nie jest łatwo. Bo jak uwierzyć, że celem Girony pozostaje utrzymanie, skoro zespół wygrał 10 z 12 meczów? Jak uwierzyć, że nikt na Montiliví nie myśli o pucharach, gdy każda z drużyn, która tak rozpoczęła sezon, kończyła w Lidze Mistrzów? Nawet Leicester, z którym tak często porównuje Katalończyków, nie weszło w rozgrywki z takim przytupem – Lisy po dwunastu seriach spotkań miały sześć punktów mniej i, w przeciwieństwie do Girony, nie były ani najlepszą ekipą na wyjazdach, ani najskuteczniejszą w całej stawce.

Najlepsza decyzja? Nic nie robić

Nie widzę dla nas sufitu – przyznaje Míchel. Nie można mu się dziwić. Dwa lata temu, gdy zaczynał pracę na Montiliví, jego drużynie po dwunastu kolejkach zaglądało w oczy widmo degradacji do trzeciej ligi. Rok temu, po dziesięciu występach w LaLiga Girona była w strefie spadkowej. Ale pozycja trenera ani razu nie była zagrożona. – Zwolnienie Míchela nawet mi nie przeszło przez myśl – podkreśla dyrektor sportowy Quique Carcel. W piłce, podtrzymywanie wiary w szkoleniowca nie jest normalnym rozwiązaniem, ale niekiedy prowadzi do rewelacyjnych efektów.

Od lat szukaliśmy kogoś takiego jak Míchel. Od początku wiedzieliśmy, że to „ten” trener – powiedział Pere Guardiola, udziałowiec Girony. Jego brat, Pep, regularnie spotyka się z 48-latkiem. Ich pierwsze spotkanie zaczęło się od wczesnego obiadu, a skończyło na trenerze Manchesteru City wyciągającym laptopa i analizującym starcie The Citizens z Evertonem na poziomie nieosiągalnym dla nikogo innego przy stole. – Widać było, że nadają na podobnych falach – podkreślali uczestnicy spotkania, a coraz więcej osób pyta: – Po co City ma szukać następcy Guardioli, skoro jednego ma pod nosem?

Reklama

Girona należy do City Football Group. To zapewnia jej dostęp nie tylko do znakomitych zawodników (Taty Castellanos, Savinho, Yan Couto, itd., ale dziś w kadrze jest tylko dwóch graczy wypożyczonych z The Citizens), ale też do metodologii, specjalistów zatrudnianych przez Manchester City czy narzędzi analitycznych, które w pewnym sensie uratowały Míchela. – Na początku jego pracy, nie rozumieliśmy, dlaczego nam nie szło. Przeprowadziliśmy dogłębne analizy, szukaliśmy rozwiązania problemu i doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie… nic nie robić, bo wszystko się poukłada – wspomina Ferran Soriano, dyrektor generalny City Football Group. Po dwóch latach trzeba przyznać mu rację.

Zbiór rewelacji sezonu

Trafiając do Girony, Míchel miał łatkę szkoleniowca krótkoterminowego. I z Rayo, i z Huescsą wygrywał Segunda División, ale w LaLiga był szybko zwalniany, bo jego drużyny rozczarowywały. W Gironie przypięto do niego inne określenie – lidera nowego pokolenia hiszpańskich trenerów, dzięki którym przeciętne kluby osiągają znakomite rezultaty. W przeciwieństwie do Jagoby Arrasate (Osasuna) czy Andoniego Iraoli (Rayo), 48-latek jest na dobrej drodze do wprowadzenia swojego zespołu do europejskich pucharów. I to w jakim stylu!

Moim podstawowym celem nie jest minimalizowanie ryzyka, a maksymalizowanie możliwości zawodników – podkreśla Míchel. Po grze Girony nie widać, że latem klub opuściło kilka gwiazd, na czele z Oriolem Romeu czy Castellanosem. 48-latek potrafi rozwijać piłkarzy, a jego ekipa to zbiór rewelacji sezonu. Savinho to jeden z najlepszych dryblerów w Primera División. Yan Couto jest podstawowym prawym obrońcą w kadrze Brazylii. Yangel Herrera wreszcie gra na miarę talentu. Artem Dowbyk wygląda jak słabsza wersja Erlinga Haalanda i w LaLiga miał udział przy dziesięciu golach – lepszy od niego jest tylko Jude Bellingham (12). Daley Blind z odstrzelonymi z Espanyolu i Barcelony Davidem Garcíą oraz Erikiem Garcíą tworzą najlepiej wyprowadzającą piłkę defensywę w LaLiga. A nie wspominaliśmy jeszcze o imponującym kreatywnością Wiktorze Cygankowie, świetnie rozgrywającym od tyłu bramkarzu Paulo Gazzanidze czy Aleixu Garcíi, który ma najwięcej kontaktów z futbolówką w LaLiga i który został w piątek po raz pierwszy powołany do reprezentacji Hiszpanii.

Míchel kocha posiadanie piłki, ale nienawidzi bezsensownego przetrzymywania futbolówki. Tak jak Guardiola uważa tiki-takę za gówno. Jego Girona gra futbol wertykalny, oparty na błyskawicznym odbiorze i jeszcze szybszym przejściu do ataku. Nie daje rywalowi czasu na nic. Gdy naciera na bramkę przeciwnika, robi to praktycznie całym zespołem. Boczni obrońcy, Couto oraz Miguel Gutiérrez, grają bardzo wysoko. Pole karne atakują nie tylko napastnicy, ale też wszechstronni pomocnicy – Herrera oraz Iván Martín. Katalończycy są w czołówce praktycznie każdej statystyki ofensywnej, ale szczególnie imponująca jest ta związana z efektywnością – tylko Atlético potrzebuje mniej strzałów do zdobycia bramki i nikt w LaLiga nie kreuje sobie lepszych okazji (współczynnik średniego xG na strzał) niż właśnie ekipa Míchela. 29 goli w 12 kolejkach mówi samo za siebie, tak samo jak fakt, że w najlepszych ligach Europy częściej do siatki rywala trafia wyłącznie Bayern Monachium.

Znakomity mówca

Reklama

Dzięki Míchelowi Girona, choć na chwilę, dołączyła do grona najlepszych, najbardziej charakterystycznych drużyn w Europie, a i sam trener stał się „modnym” nazwiskiem. Furorę w hiszpańskich telewizjach robiły jego przemowy do zespołu. Podczas starcia z Getafe mówił zawodnikom, że „nienawidzi chujopodań”. – Bądźcie wertykalni, grajcie tylko do przodu. Jeśli będziecie patrzeć do tyłu, zagrywać chujopodania, rywal naciśnie i odbierze piłkę – apelował. W innym tonie wypowiadał się podczas starcia z Sevillą. – Musicie mieć charakter, grajcie tak jak na ulicy, z odwagą! – przekonywał.

Míchel jest znakomitym taktykiem, ale też fenomenalnie czyta emocje. Potrafi powiedzieć jedno zdanie, ale takie, że wpłynie na wszystkich – zwracają uwagę współpracownicy szkoleniowca. Przez cały tydzień zbiera emocje od wszystkich pracowników klubu, aby w kluczowym momencie ulepić z nich przemowę, która dotrze do piłkarzy. Podczas fatalnego początku sezonu w Segunda powiedział swoim zawodnikom: – Panowie, wiedzcie, że w tym roku awansujecie, bo jesteście po prostu zajebistym zespołem. 48-latek ewidentnie wziął sobie do serca słowa Guardioli: – Musisz sprawić, by drużyna wierzyła w to, co mówisz.

Traktowaliśmy go jak wariata, ale miał rację – wyznał były pomocnik Katalończyków Ramón Terrats. Míchel niegdyś miał tendencję do bycia cholerykiem, przez co tylko w poprzednim sezonie dwukrotnie wylatywał z boiska, ale uspokoił się. Regularnie rozmawia z zespołem. Pozwala sportowcom do pewnego stopnia kwestionować swoje decyzje. Jeśli jesteś niezadowolony, możesz spotkać się ze szkoleniowcem twarzą w twarz i bez strachu przed negatywnymi konsekwencjami opowiedzieć o swoim problemie. – Trener nigdy nie oszukuje. Jeśli ma coś do przekazania, robi to w bardzo bezpośredni sposób – tłumaczy Terrats.

Katalończyk z Madrytu

Inaczej być jednak nie mogło. Míchel wywodzi się z Vallecas, robotniczej dzielnicy Madrytu. Jego współpracownicy śmieją się, że to widać po jego bezpośredniości. Trener nie ma problemu, by powiedzieć zawodnikowi, że jest zajebisty albo że ma drewnianą nogę. Umie błyskawicznie skrócić dystans, ale też dostosować się do okoliczności, co widać po jego pierwszych miesiącach w Gironie. Tuż po podpisaniu kontraktu ruszył na lekcje katalońskiego. Po trzech miesiącach, zaczął na konferencjach prasowych przyjmować pytania w lokalnej mowie, a gdy nie rozumiał, nie wstydził się dopytać. Po kolejnych trzech sam wypowiadał się po katalońsku, choć początkowo, co oczywiste, nie robił tego w najczystszy sposób.

Vallecas to bardzo otwarta dzielnica. Zawsze żyło u nas wielu imigrantów. Nauczyłem się szanować każdą kulturę i chcieć do niej dostosowywać. Gdybym wyjechał do Anglii czy Francji, też chciałbym się jak najszybciej nauczyć języka. Uważam to za oznakę szacunku – przekonywał Míchel, który nie chciał zatrudniać nauczyciela katalońskiego. Uznał, że najszybciej nauczy się języka wklejając się w miejską tkankę. Wynajął mieszkanie w centrum, naprzeciwko baru Casa Manolo, do którego regularnie chodzi na lunch czy piwko z żoną, która dołączyła do niego po roku. Regularnie chodził na spacery, grał w padla z Katalończykami czy prosił o polecanie mu książek, oczywiście w lokalnym języku. WhatsAppowe wiadomości do pracowników klubu wysyłał, a jakże, po katalońsku, choć początkowo podpierał się tłumaczem Google.

Girona skradła mi serce – nie ukrywa 48-latek, ale to samo powiedzieć mogą szefowie klubu. Dyrektor sportowy Quique Carcel zachwycał się radosnym, ofensywnym stylem gry zespołu, ale jednocześnie podkreślał: – Míchel doskonale rozumie, czego potrzebuje nasz projekt.

Míchel I de Vallecas

W sobotę o 14.00 Girona będzie bronić pozycji lidera LaLiga na Estadio de Vallecas. To wyjątkowy mecz dla Míchela, który wychował się w Vallecas. Urodził się przy ulicy Monte Oiz, którą określa się mianem madryckich slumsów. Rodzice Hiszpana prowadzili sklep z owocami i niedługo później przeprowadzili się jeszcze bliżej stadionu, na którym obecny szkoleniowiec Katalończyków spędził pół życia. Dosłownie. Jako piłkarz, w biało-czerwonej koszulce grał przez 17 lat, a gdy debiutował, jego kolegą z zespołu był np. Hugo Sánchez. Gdy zawiesił buty na kołku, pierwszą pracę w roli trenera podjął oczywiście w Rayo. I nie przeszkadzało mu nawet to, że przez pół roku nie zarabiał – to w Vallecas normalne. Míchel nigdy nie kręcił nosem, za co fani franjirrojos do dziś darzą go ogromnym uczuciem, o czym świadczy zresztą jego przydomek – Míchel I de Vallecas. W Gironie jeszcze na taki nie zasłużył, ale już teraz i piłkarze, i dyrektorzy, i kibice skoczyliby za nim w ogień.

Czytaj więcej o La Lidze:

Fot. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Hiszpania

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...