Wczoraj wystrzeliły korki od szampanów w Poznaniu. A z jakiej okazji, zapytacie, przecież Lech nie grał, do Sylwestra daleko. Odpowiadam: Legia wygrała w Lidze Konferencji, więc dochodzimy do paradoksalnej i rzadko spotykanej sytuacji, kiedy w Poznaniu mogą się cieszyć z wygranej Warszawy.
Ale ta wygrana Lechowi może się w dłuższej perspektywie bardzo opłacić, bo istnieje szansa, że Legia uwiążę się na dłużej w europejskim graniu. To mogą być ledwie dwa mecze, ale jednocześnie takie, które mogą przecież zaburzyć początek grania Legii na wiosnę, nie dać jej złapać odpowiedniego rytmu. Albo chociaż wyhamować dojście do takiego. Ponadto to wcale nie muszą być ledwie dwa mecze, zaraz po wyjściu z grupy też da się trafić na zespół w zasięgu i rozszerzyć granie do czterech spotkań.
Czyli Legia może grać jeszcze długo, a Lech musi (no musi, co ma innego do roboty) więcej niż solidnie punktować w lidze.
Patrzę sobie na to, jak Kolejorz radził sobie w podobnej sytuacji rok temu. I średnio – gdy wrócił do europejskiej rywalizacji, przegrał dwa mecze z rzędu w lidze, potem grał w kratkę, raz wygrał, raz zremisował. Odkręcił się na dobre dopiero na sam koniec, kiedy wygrał cztery ostatnie mecze w lidze z rzędu, bo wtedy już w pucharach nie występował.
Trudno sięgnąć po mistrzostwo, kiedy gra się w kratkę. Nawet nasza liga tego nie wybacza. Owszem, można jeszcze założyć, że Legia poradzi sobie na dwóch frontach i nic jej nie zatrzyma, ale nie bardzo wiem, na czym tę wiarę opierać, skoro nie jest to domena polskich klubów, ponadto już przecież jesienią warszawiacy mają kłopot.
Istnieje oczywiście jeszcze szansa, że Legia w ogóle do pucharów wiosną się nie dostanie, ale, cholera, brakuje jej ledwie jednego punktu przy dwóch meczach do rozegrania. Może w Anglii trudno będzie go szukać, ale u siebie z AZ? Żadni to mocarze, naprawdę, remis jest jak najbardziej do zrobienia. Brak tego awansu byłby frajerstwem.
Jeśli Legia więc zostanie w Europie, może się okazać, że Lech traci ważnego konkurenta w wyścigu po mistrzostwo. Pozostanie Raków (jakoś nie wierzę, że doczłapie się do trzeciego miejsca w grupie), zobaczymy co ze Śląskiem i Jagiellonią – natomiast te drużyny pewnie jednak nie wytrzymają tempa, mają zbyt wąskie kadry.
Zawsze lepiej się bić z jednym niż z dwoma. Na miejscu kibiców Lecha trzymałbym mocno kciuki, żeby Legii szło w Europie, bo ten jeden punkt – z Aston Villą i AZ – może się okazać bardzo ważnym w kontekście ich mistrzostwa.
Ha, polska piłka. Faworytem do tytułu zawsze jest ten, który nie gra w pucharach. Potem ten tytuł zdobywa i z kolei on ma problem. Ach, gdyby dało się znaleźć sposób na połączenia jednego i drugiego… Niestety – w Ekstraklasie trudno o takiego wynalazcę.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO: