Reklama

“Sell before we Dai”. Upadek Reading FC

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

07 listopada 2023, 10:28 • 10 min czytania 5 komentarzy

Jeszcze w 2012 roku w Reading świętowano awans do Premier League i witano nowego inwestora z Rosji. Klub znajdował się na fali wznoszącej, jego przyszłość malowała się w kolorowych barwach, kibice byli wniebowzięci. W końcu pojawić się miały oligarsze pieniądze, a za nimi miały pójść wielkie sukcesy, największe w historii klubu. Dziś wiemy już, że na koncie bankowym Królewskich nie pojawiły się pieniądze, a w gablocie nie pojawiły się trofea. Dziś w stolicy hrabstwa Berkshire pozostali już tylko wierni kibice i nieudolny właściciel. Ale już nie z Rosji, a z Chin.

“Sell before we Dai”. Upadek Reading FC

21 stycznia 2012 roku Anton Zingarevich podpisał umowę kupna 51 % udziałów w Reading Football Club za 40 milionów funtów od Sir Johna Madejskiego, zapewniając mu pozostanie na fotelu prezesa oraz dożywotni tytuł honorowego zarządcy klubu. Kibicom nie było łatwo przełknąć tę zmianę, ponieważ mieli wielki sentyment do nieco ekscentrycznego biznesmena, który potrafił nawet nazwać stadion na własną cześć. Przede wszystkim jednak uratował klub przed zarządem komisarycznym czternaście lat wcześniej, czego w Reading nigdy mu nie zapomną.

Przyszedł jednak czas na zmiany. Jeżeli klub miał zrobić krok do przodu, potrzebował sporego dofinansowania. A tego Madejski zapewnić nie mógł.

17 kwietnia 2012 roku Reading FC zapewniło sobie ostatni (jak do tej pory) awans do Premier League.

Przeklęte rzuty karne

Reading jest jednym z tych klubów, które problemy finansowe miały w zasadzie od zawsze. Obecna sytuacja nie wzięła się z przypadku, bo Królewscy byli blisko upadku już kilka razy w swojej historii. Jednak zawsze udawało im się w ostatniej chwili zerwać się ze stryczka. Nagle pojawiał się obiecujący inwestor i dawał nadzieję. Za każdym razem była to nadzieja ulotna. Nadzieja chwilowa, inwestor tylko odkładający egzekucję w czasie.

Reklama

I tak było, gdy klub w 1998 roku przejmował Madejski, niewiele lepiej było w 2012 roku, kiedy klub przejmował Zingarevich. Wtedy sytuacja finansowa była trudna, ale dzięki wspomnianemu już awansowi do Premier League chwilowo udało się ją poprawić. Jednak Rosjanin dla klubu nie zrobił nic, poza przeprowadzeniem kilku kosztownych i zarazem nie do końca logicznych transferów, jak choćby sprowadzenie Roystona Drenthe w 2013 roku. Było to tuż po ekspresowym spadku z Premier League po zaledwie jednym sezonie. Ostatnim jak dotąd w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Z uwagi na błyskawiczny spadek z Premier League i brak większego zainteresowania klubem ze strony Zingarevicha, sytuacja finansowa zaczęła się pogarszać coraz bardziej. Schemat ten sam, co zawsze w takich przypadkach – opóźnienia w wypłatach, wyprzedaż najlepszych zawodników. Mimo tych wszystkich problemów drużyna radziła sobie całkiem nieźle, ale Rosjanin i tak podjął decyzję o sprzedaży klubu. Był to znów moment, kiedy brytyjska skarbówka coraz bardziej zaczynała interesować się sytuacją w klubie.

Nabywcą okazało się tajemnicze tajskie konsorcjum, którego nazwy oficjalnie nie poznaliśmy do dziś. Sytuacja finansowa chwilowo się uspokoiła, a ta sportowa dała znów nadzieję na lepszą przyszłość. Drużyna prowadzona przez Steve’a Clarka potrafiła dotrzeć do półfinału Pucharu Anglii, w którym poniosła porażkę z Arsenalem. Rok później, już pod wodzą Briana McDermotta zawiodła jednak na całej linii, zajmując dopiero 17. miejsce w Championship. Ale dopiero wtedy pojawiło się światełko w tunelu.

1 lipca 2016 roku drużynę Królewskich przejął legendarny holenderski obrońca Jaap Stam, który dopiero rozpoczynał wówczas poważną karierę trenerską. Cudów się po nim nie spodziewano, niemal pewne było, że poprawi wyniki, bo po prostu… gorzej być nie mogło. Tak więc ogromne było zdziwienie w Berkshire, kiedy to Holender doprowadził Reading do trzeciego miejsca w Championship, a więc do baraży o awans do Premier League.

W półfinale Królewscy odprawili z kwitkiem Fulham, ale w finale musieli uznać wyższość Huddersfield. Porażka była to niezwykle bolesna, bo po serii rzutów karnych, w której to Terriery spudłowały jako pierwsze. Awans do Premier League przeszedł drużynie Stama przed nosem wraz z nadzieją na lepszą przyszłość. Od tamtego spotkania losy Reading to już prawdziwa dramatyczna równia pochyła.

Chiński magik i jego siostra

Porażka w finale baraży z Huddersfield nie była jedynym dramatycznym wydarzeniem dla kibiców Reading w 2017 roku. Równie wielkim dramatem okazała się kolejna w ostatnich latach zmiana właściciela. Tym razem został nim chiński przedsiębiorca Dai Yongee i jego siostra, jedna z najbogatszych wówczas kobiet na świecie, Dai Xiu Li.

Reklama

Sama informacja o tym, w jaki sposób nowy właściciel Reading dorobił się wielkiej fortuny, powinna być pewną lampką ostrzegawczą. Jego firma Renhe Commercial Holdings zajmowała się początkowo… przekształcaniem chińskich schronów przeciwlotniczych w centra handlowe. Ta wyjątkowa forma sztuki budowlanej pozwoliła rodzinie Yongee unikać opłat i podatków, którymi były objęte naziemne obiekty handlowe. Swoje pierwsze centrum otworzyli w 1992 roku, dziś mają ich już 23. Majątek Yongee wyceniany jest obecnie na 1,2 miliarda dolarów.

A w jaki sposób Yongee zainteresował się w ogóle piłką nożną? Oglądając Sun Jihaia, grającego w barwach Manchesteru City. Później sprowadził go zresztą do Beijing Renhe, pierwszego klubu, którego został właścicielem, dziś już nieistniejącego. Wykończył go oczywiście sam zarządca, podobnie zresztą jak jeszcze inny klub – belgijski KSV Roeselare.

Zanim Yongee trafił do Reading, próbował jeszcze kupić za 170 milionów funtów Hull City, ale tej transakcji nie udało mu się dopiąć. W Berkshire było już znacznie łatwiej, głównie z uwagi na wciąż bardzo trudną sytuację finansową klubu. I jedno trzeba chińskiemu miliarderowi oddać – przynajmniej próbował ją naprawić, choć jego ruchy specjalnie rozsądne nie były. Trudno to jednoznacznie oszacować, ale brytyjskie media spekulują, że Yongee zainwestował w klub w ciągu sześć lat rządów nawet 200 milionów funtów.

Niestety wszystkie te pieniądze poszły zwyczajnie w błoto. Yongee przepłacał zawodników, sprowadzał postaci już dawno znajdujące się po drugiej stronie rzeki, jak choćby Andy Carroll. Jednocześnie nie szły za tym sukcesy sportowe. Reading nie otarło się już nawet o baraże do Premier League i balansowało zwykle gdzieś w okolicy strefy spadkowej. 17 listopada 2021 roku klub doszedł do punktu krytycznego. EFL odjęła Królewskim sześć punktów za naruszenie zasad dotyczących rentowności klubów. W specjalnym raporcie ujawniono wówczas, że zadłużenie Reading osiągnęło niewyobrażalny jak na ten poziom rozgrywek pułap 146 milionów funtów, gdzie limit ustanowiony przez EFL wynosi… 13 milionów. Okazało się również, że klub w 2021 roku przeznaczył 234% swoich przychodów tylko na wynagrodzenia zawodników.

Co się dzieje z Derby County?

Najgorszy czas w historii klubu

Wspominaliśmy już, że Królewscy nie raz znajdowali się nad przepaścią, ale problemów o takiej skali jeszcze nie było. Tym razem nie było też nadziei, bo sytuacja boiskowa była trudna, perspektyw na awans do Premier League nie było żadnych, więc nie można było liczyć na żaden nagły przypływ gotówki. Reading tylko balansowało nad przepaścią, zmieniało kolejnych trenerów, a problemy finansowe się pogłębiały. Znów musieli uaktywnić się kibice, którzy powzięli działania skierowane przeciwko właścicielowi, ale do dziś nie udało im się go pozbyć. Szczególnie aktywna w tej kwestii jest grupa, która nadała sobie wymowną nazwę “Sell before we Dai”. I od dwóch lat próbuje ona zapobiec “śmierci” klubu. Negocjowali z EFL, negocjowali z politykami, ale Yongee jest, jak na razie, nieusuwalny. Przynajmniej nie ma sposobu, żeby go usunąć zgodnie z prawem.

1 marca 2023 roku klub ponownie został ukarany odjęciem sześciu punktów w ligowej tabeli, co sprawiło, że sytuacja stała się naprawdę dramatyczna. Miesiąc później pracę stracił kolejny trener – Paul Ince, który zostawił drużynę na 22. miejscu, a więc w strefie spadkowej. W klubowej kasie brakowało pieniędzy, żeby zatrudnić jakiegoś uznanego strażaka, który spróbowałby chociaż ożywić trupa. Zatrudniono więc niedoświadczonego trenera rezerw Noela Hunta, ale ten cudu nie dokonał. Reading FC znalazło się na trzecim poziomie rozgrywkowym po raz pierwszy od 21 lat.

Gdyby nie sześć odjętych punktów, Królewscy utrzymaliby się w Championship. Do bezpiecznego miejsca tracili pięć oczek.

Spadek do League One tylko pogłębił problemy. Jeszcze przed startem rozgrywek brytyjski urząd skarbowy zajął się na poważnie sprawą Reading, podobnie jak EFL. Na jaw wyszły nie tylko zaległości w podatkach, spłacie długów, ale też w pensjach zawodników. Jeszcze w czerwcu klub otrzymał wniosek o likwidację, a w lipcu zakaz transferowy. Yongee zdołał powstrzymać procedurę likwidacyjną, zapewniając, że poszukuje nowych inwestorów.

Co się zmieniło? Nic. Sierpień – odjęty punkt,  wrzesień – odjęte trzy punkty. Drużyna pod wodzą kolejnego trenera Rubena Sellesa, który zresztą w zeszłym sezonie spuścił Southampton z Premier League, znalazła się na samym dnie tabeli League One.

Obecnie Reading znalazło się w najgorszym momencie swojej historii. Drużynie poważnie grozi spadek na poziom, na którym jeszcze nigdy nie grała. Klub jest w katastrofalnej kondycji finansowej, a to poważnie grozi nawet jego bankructwem. 31 października do klubu wpłynął kolejny wniosek o likwidację, dzień później EFL ogłosiła datę przesłuchania chińskiego właściciela Królewskich, na którym ten ma wytłumaczyć, co się dzieje. Po apelach kibiców poseł z Reading Matt Rodd złożył wniosek o debatę w brytyjskim parlamencie w celu omówienia nowych przepisów, które pozwolą uniknąć takich sytuacji, kiedy to prywatny właściciel niszczy dziedzictwo klubu sportowego nierozsądnym zarządzaniem. Odbędzie się ona 22 listopada. – Chcę wykorzystać tę debatę do wezwania Ministra Sportu, aby przemyślał, co można zrobić, aby pomóc Reading FC i nakłonić rząd do wprowadzenia nowych regulacji w sektorze piłkarskim – powiedział lokalny parlamentarzysta na specjalnie zwołanej konferencji prasowej.

Wielki powrót Mike’a Ashley’a?

Pomóc Reading można tylko w jeden sposób – pozbywając się obecnego właściciela, to na pewno. Ale samo to nie będzie proste. Choć patrząc na obecną sytuację, tylko kwestią czasu wydaje się, kiedy klub przejdzie pod zarząd komisaryczny, podobnie jak to było w przypadku np. Derby County. Najważniejsze byłoby w tej sytuacji znalezienie nowego inwestora, który przejąłby zarządzanie klubem i zajął się nim na poważnie. Oczywiście samo to nie zbawi Królewskich, bo długi nie zostaną wówczas umorzone, ale nowy właściciel mógłby wprowadzić porządki, które będą zmierzały do zniwelowania zadłużenia, jednocześnie samemu pompując trochę pieniędzy do klubu. Yongee nie jest już w stanie tego zrobić, bo z jego własnych słów wynika, że na pobycie w Berkshire poważnie ucierpiał także jego portfel. W końcu twierdzi, że rzekomo wpompował w Reading już ponad 200 milionów funtów.

Szczęście w nieszczęściu, że zainteresowanie nowych inwestorów jest spore. Zgłosiło się co najmniej kilka podmiotów, które są gotowe wziąć odpowiedzialność za ratowanie Reading. Na czoło w tym wyścigu wysuwa się biznesmen Mike Ashley, który niestety raczej nie kojarzy się nikomu zbyt dobrze. To były właściciel Newcastle, znienawidzony przez kibiców, ale przynajmniej nie za zadłużanie Srok, a wręcz przeciwnie – za niewystarczające w ich mniemaniu inwestycje. Obecnie więc kibice na St. James’ Park mają prawdziwe eldorado, bo Ashley sprzedał dwa lata temu klub Saudyjczykom, którzy robią wszystko poza oszczędzaniem.

Poza Ashleyem zainteresowane klubem ma być kilka amerykańskich konsorcjów, ale lokalni kibice liczyli na kogoś innego. W pewnym momencie wydawało się już bowiem, że władzę w klubie przejmie znany brytyjski miliarder William Storey.  Jest to twórca niezwykle popularnego napoju energetycznego Rich Energy, który w świecie sportu znany był jako główny sponsor teamu Formuły 1 Haas. 45-latek nie ukrywa, że kibicuje Królewskim, regularnie komentuje sytuację w klubie choćby za pośrednictwem X/Twittera. 1 listopada przekazał jednak, że pomimo podpisanej wstępnej umowy w październiku, musiał wycofać się z procesu kupna klubu.


Reading znajduje się w sytuacji patowej, z której trudno będzie wyjść. Nadziei na lepszą przyszłość na ten moment nie widać, nie wiadomo, co się stanie. Przerażające jest to, który to już przypadek w ostatnich latach, kiedy to uznany klub piłkarski z Wysp Brytyjskich znajduje się nad przepaścią. Brytyjczycy muszą poważnie się zastanowić, jak rozwiązać tę sytuację. Być może rzeczywiście nawet na poziomie politycznym.

Czytaj więcej o angielskiej piłce:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
11
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”
Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
7
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Anglia

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
11
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Komentarze

5 komentarzy

Loading...