Podrażniony Bayern Monachium to najgroźniejszy rywal na świecie. Tym razem przekonała się o tym Borussia Dortmund, przegrywając w Klassikerze 0:4. W zasadzie w dziewięć minut mistrzowie Niemiec zamknęli spotkanie i usta krytykom, którzy wieszczyli ich kryzys.
W dzisiejszym odcinku z „Kamerą wśród zwierząt” zajrzymy do Bawarii, gdzie w tych trudnych górskich warunkach wyewoluował dość osobliwy endemiczny gatunek krokodyla. Zdominował inne osobniki na terenie Niemiec. Króluje między Odrą a Renem nieprzerwanie od 11 lat. I choć w tym czasie inne jednostki próbowały go podgryzać, to nigdy nie zdołały go zdetronizować. Wszystko za sprawą niebywałego instynktu i czujności na zagrożenie. Gdy jakiemuś osobnikowi uda się zranić krokodyla z Bawarii, ten wchodzi w stan podwyższonej gotowości do działania i zazwyczaj nikomu nie udaje się go podejść drugi raz z rzędu. Nie inaczej było po pochmurnym, wietrznym wieczorze w Dortmundzie.
Krokodyl Bayern
Krokodyl imieniem Bayern Monachium w środę odpadł z Pucharu Niemiec. Stało się to w dość kompromitujących dla niego okolicznościach. Die Roten ulegli 1:2 trzecioligowemu Saarbruecken, co zapoczątkowało medialny lincz na Thomasa Tuchela. Szkoleniowca krytykowano za to, że nie potrafi zarządzać składem, nie wniósł nic nowego do zespołu i zlekceważył niżej notowanego rywala. Od razu zapadły również wyroki, że z taką grą i wobec licznych nieobecności w starciu z Borussią Dortmund Bawarczycy nie mają szans. Takie tony są najlepszą motywacją dla mistrzów Niemiec, szczególnie że zespołem, który od początku sezonu ma problem z własną grą, jest BVB, a i z absencjami Bayern poradził sobie w nadzwyczajny sposób. W niemieckich mediach na liście nieobecnych widnieli Dayot Upamecano, Leon Goretzka czy Noussair Mazraoui. Wszyscy wystąpili i byli wiodącymi postaciami, choć ich zasługi zniknęły nieco wobec glorii Harry’ego Kane’a.
Zaledwie dziewięciu minut potrzebował Bayern, by zamknąć mecz w Dortmundzie. Starcie napastników z Monachium z obrońcami Borussii wyglądało jak rzeź niewiniątek. Nico Schlotterbeck po raz kolejny udowodnił, że pierwsze zagranie w spotkaniu determinuje jego dalsze losy. Jeśli będzie dobre, zaprezentuje się ze swojej najlepszej strony. Jeśli złe, potrafi zawalić cały mecz. W sobotę wylosowała się ta druga opcja. Środkowy obrońca najpierw przegrał walkę o pozycję w polu karnym z Dayotem Upamecano przed rzutem rożnym, przez co Francuz bez problemów strzelił gola głową, a chwilę później Schlotterbeck nie zdążył za akcją i Kane’em, który z bliska skierował piłkę do pustej bramki.
Sane Superstar, a Kane nad Guirassym
Bohaterem w obu tych sytuacjach był jednak Leroy Sane. 27-letni skrzydłowy od początku sezonu znajduje się wręcz w fenomenalnej dyspozycji. Do Klassikera zdobył dziewięć bramek, oddając 23 strzały celne. Jego wskaźnik goli oczekiwanych wynosił jednak tylko 6,7. Wykreował również dziewięć okazji kolegom, z czego zaliczył trzy asysty. W sobotę dopisał kolejne dwie. Najpierw perfekcyjnie dośrodkował na głowę Upamecano, a chwilę później w pojedynku szybkościowym ośmieszył Matsa Hummelsa, który w biegu na sto metrów mógłby ścigać się z Ihorem Charatinem i nie wiemy, czy wyścig zakończyłby się przed północą. W sobotni wieczór Sane po prostu bawił się piłką, co było fatalną informacją dla Mariusa Wolfa. Obrońca w pojedynkach z 27-latkiem nie wyglądał jak wilk, jakby mówiło jego nazwisko, a biedna bezbronna owieczka. Zawodnik Bayernu go obiegał, zakładał siatki i mijał podaniami. Męki Wolfa ukrócił Edin Terzic, dokonując zmiany w przerwie.
Choć do końca meczu Borussia stworzyła kilka okazji bramkowych, to w zasadzie w dziewięć minut Bayern zupełnie wypuścił powietrze z Westafalenstadionu. Zwykle tętniący życiem obiekt, zamilkł na długie fragmenty. Po raz kolejny w ostatnich miesiącach fani mogli się poczuć odarci z nadziei, dlatego też gremialnie opuszczali trybuny po trzecim golu strzelonym przez Kane’a. Gdy w maju piłkarze BVB zremisowali w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu z Mainz, stadion nie płakał. Wspierał zdruzgotanych zawodników i trenerów po straconym mistrzostwie z wiarą, że w kolejnym uda się dopiąć swego. Co otrzymali? Przeciętną grę, straty punktów z beniaminkami, lekcję futbolu od PSG i flaki z olejem z Milanem. W zasadzie jedyne co dotychczas się zgadzało to punkty, bowiem Borussia wciąż utrzymuje się w czołówce Bundesligi i plasuje się na drugim miejscu w Lidze Mistrzów. Pytanie jak długo?
Po porażce z Bayernem strata ekipy Dortmundu do lidera Bayeru Leverkusen wynosi już siedem punktów. Die Roten wciąż utrzymują dwupunktowy dystans do Die Werkself, co można zniwelować w bezpośrednim starciu. Choć po porażce z Saarbruecken można było w to wątpić, to po tak okazałym triumfie nad BVB nic nie wydaje się niemożliwe, szczególnie że w doskonałej formie znajduje się Kane. Strzelanie kolejnych goli nie sprawiało Anglikowi większych problemów, dzięki czemu skompletował drugiego z rzędu ligowego hat-tricka i perfekcyjnie wykorzystał kontuzję Serhou Guirassy’ego. Gwinejczyk pauzuje dopiero od dwóch spotkań, a Kane zdążył go już wyprzedzić w klasyfikacji strzelców, kompletując piętnaście bramek. Jednocześnie snajper potwierdził, że nie drażni się dwa razy z rzędu krokodyla z Bawarii.
Borussia Dortmund – Bayern Monachium 0:4 (0:2)
Upamecano 4′, Kane 9′ i 72′, 90+3′
WIĘCEJ O BUNDESLIDZE:
- „Nawet po najlepszej imprezie przychodzi poniedziałek”. O problemach Koeln i Mainz
- Trela: Podmuch Saarbruecken. Trzecioligowiec obnażył kruchość Bayernu tuż przed Der Klassikerem
- Trela: Zmęczenie byciem trampoliną. Borussia Dortmund w poszukiwaniu stabilnego kręgosłupa
Fot. Newspix