Najpierw pojawił się Gavi. Potem Alejandro Balde. Zaraz później wyskoczyli Lamine Yamal, Fermin Lopez czy – ostatnio – Marc Guiu. W czasach ekonomicznej zapaści skarbem Barcelony okazuje się La Masia, z której Xavi Hernández wydaje się móc czerpać bez końca, by łatać dziury wywołane cięciami.
Albert Einstein powtarzał, że „każdy kryzys jest szansą”. I tę frazę zapamiętali sobie wychowankowie Barçy. – Wchodzimy do zespołu z nadzieją na wykorzystanie trudnego momentu klubu – mówi z rozbrajającą szczerością Marc Guiu, siedemnastoletni bohater meczu z Athletikiem (1:0). W ostatnich latach wielkie kluby odchodzą od sięgania po zawodników ze szkółki, ale w Barcelonie nie mieli wyjścia. Trzeba było dokonać czystki, nie było kasy na transfery piłkarzy do poszerzenia kadry i efektem jest szansa dla najzdolniejszego pokolenia młodzieży z La Masii od dwudziestu lat, gdy do drużyny wchodzili Gerard Pique, Cesc Fabregas czy Leo Messi.
Przygotowani do wielkiego futbolu
W normalnych okolicznościach, ani Guiu, ani żaden inny z wychowanków nie dostałby tak dużego kredytu zaufania. Ale Xavi był postawiony pod ścianą. Ma w kadrze siedemnastu piłkarzy z pola. Gdy pojawiła się fala kontuzji, która zabrała aż sześciu zawodników, musiał sięgać po wychowanków. Stąd konieczność postawienia na Marca czy Fermina, którzy odwdzięczają się rewelacyjną grą. – Te dzieciaki patrzą mi prosto w oczy i mówią: „Mister, daj mi szansę, bo jestem gotowy”. Są niesamowicie odważni, mają niespotykany charakter. Za moich czasów nie mieliśmy takiego podejścia – zachwyca się szkoleniowiec Blaugrany.
Dziś, okoliczności rozwoju młodych zawodników są kompletnie inne niż dwadzieścia lat temu, gdy nie było ani UEFA Youth League, ani występów dzieciaków w trzeciej lidze, ani mediów społecznościowych, dzięki którym kibice mogą interesować się losami wychowanków. Dziś dostajemy nie tylko filmiki z najlepszymi golami z każdego weekendu, ale jest masa dziennikarzy wyspecjalizowanych w akademii Barçy, którzy od początku śledzą rozwój karier potencjalnych gwiazd. – Przed laty, szok związany z wejściem do pierwszej drużyny był gigantyczny. Przeskakiwałeś z wyjazdów autokarowych na katalońskie wsie do latania samolotami i gry przed kilkudziesięcioma tysiącami widzów. Nie byłeś przygotowany ani na zainteresowanie kibiców, ani na zetknięcie się z prasą. Teraz jest to normą – mówi Oriol Riera, wychowanek Blaugrany.
Futbol, a szczególnie kluby pokroju Barcelony, to maszynka do pisania historii. Guiu potrzebował 33 sekund, by strzelić pierwszego gola dla Barçy, a w ciągu niespełna tygodnia jego liczba obserwujących na Instagramie wzrosła z 45 tysięcy do miliona. To szaleństwo. Ale napastnik był na nie przygotowany. Andreas Christensen czy Ilkay Gundogan, z którymi rozmawiałem przed El Clásico, zwracali uwagę na jego niewiarygodną dojrzałość. I my, i oni zastanawiamy się, co robiliśmy w wieku Lamine Yamala czy Guiu. Nie jest normalnym, by mając szesnaście czy siedemnaście lat dźwigać odpowiedzialność za wyniki Barçy, jednak Xavi podkreśla: – W czasie problemów tym bardziej należy sięgać do akademii.
Odwaga trenera
Dekadę temu Barcelona sięgała po wychowanków, bo Pep Guardiola chciał to robić. Dziś Xavi patrzy w kierunku La Masii, bo musi. Trenerowi nie można odmówić odwagi, ale na jego zachowanie znacząco wpływa sytuacja ekonomiczna. W ciągu dwóch lat w szatni Barçy doszło do czystki. Odeszło osiemnastu z dwudziestu trzech piłkarzy, którzy byli w klubie, gdy Joan Laporta przejmował władzę. Wydatki na płace spadły o ponad 130 milionów euro. A na transfery nie ma pieniędzy. – Musieliśmy sprzedawać zawodników, by poprawić sytuację ekonomiczną. Dzięki temu, że mamy odważnego trenera, to zamiast kupować przeciętnych piłkarzy, jak przed laty, postawiliśmy na młodych – tłumaczył jeden z dyrektorów Barçy w „El País”.
– Nie mam kłopotu ze stawianiem na wychowanków – mówi Xavi, za kadencji którego w pierwszej drużynie zadebiutowało czternastu graczy. Nie wszyscy się utrzymali, co normalne, ale wkład Lamine Yamala, Guiu, Fermina czy Balde jest tak duży, że bilans Blaugrany i tak jest zdecydowanie na plus. – Nadchodząca generacja zawodników jest niewiarygodnie utalentowana. Roczniki 2005, 2006 i 2007 dadzą nam wiele radości – przekonuje szkoleniowiec Barçy.
Castingi Xaviego
La Masia przetrwała chaos, który otaczał klub. Nie zaszkodził jej ani chaos w gabinetach, gdzie w ciągu dekady było trzech prezydentów, ani zmiany w polityce sportowej, w związku z którymi klub potrafił wystawić skład bez ani jednego wychowanka czy sprowadzić 34 zagranicznych piłkarzy do drużyny rezerw. – Jakim cudem nasi młodzi gracze nie rozumieją barcelońskiego DNA? – zastanawiał się Xavi, gdy przejął klub jesienią 2021 roku. – Musimy przywrócić model, który działał – apelował trener. Za kadencji Josepa Marii Bartomeu, celem było wychowywanie zawodników pokroju Ilaixa Moriby, u których bardziej niż możliwości techniczne czy inteligencja taktyczna liczyła się fizyczność.
Xavi wywrócił ten model do góry nogami. Na treningach zwykł organizować „castingi”. Regularnie zaprasza nie tylko wyróżniających się graczy z rezerw, ale też chłopaków z drużyn młodzieżowych. W ten sposób wypatrzył Fermina, rewelację obecnych rozgrywek, który w poprzednim sezonie grał na wypożyczeniu w trzecioligowym Linares i nigdy nie był uznawany za wielki talent, ale też Yamala i Guiu, którzy do występów w LaLiga czy w Lidze Mistrzów przeszli prosto z występów w juniorach.
Postaw na gola Barcy po kursie 50.00 w Fuksiarz.pl!
– La Masia działa znakomicie – przekonuje Guiu, bohater debiutu jak z bajki, gdy po 33 sekundach na murawie przy drugim kontakcie z piłką strzelił gola zapewniającego Barcelonie zwycięstwo nad Athletikiem. Z trybun oklaskiwali go nie tylko wzruszeni rodzice, ale też Robert Lewandowski, jeden z idoli Katalończyka, który jest nieortodoksyjnym wychowankiem Barcy. To typowa dziewiątka. Silny fizycznie napastnik. Król pola karnego. Przy wzroście 187 centymetrów jest bardzo mobilny, jednak daleko mu do Bojana Krkicia czy innych snajperów, którzy kojarzyli się nam ze szkółką Blaugrany.
Nowe typy piłkarzy z La Masii
Przez lata, La Masia wychowywała piłkarzy falami. Był rzut świetnych defensywnych pomocników, jak i kreatorów gry. Pojawiali się ciekawi bramkarze, jak i np. stoperzy. Problemem było jednak to, że ci zawodnicy często nachodzili na siebie i w związku z tym, że na murawie jednocześnie może przebywać tylko jedenastu graczy, spora część z utalentowanych produktów barcelońskiej akademii żegnała się z klubem (Thiago, Cesc Fabregas, itd.).
Obecny „rzut” talentu jest wyjątkowy, bo Barcelona „wyprodukowała” nowych dla siebie piłkarzy. W przeszłości nie było tak dynamicznego, przebojowego i wertykalnego bocznego obrońcy jak Balde. Nie było tak agresywnego, tak dobrze wchodzącego w pole karne pomocnika jak Fermin. Nie było snajperów pokroju Guiu. Najbliżej „wpisania się” w normy jest Yamal, ale on stylem gry przypomina bardziej Neymara niż któregokolwiek ze swoich poprzedników z La Masii. A w odwodzie są jeszcze świetny prawy obrońca Hector Fort (2006, był na ławce z Athletikiem), pomocnik Pau Prim (2006, był z Barçą na letnim tournée), Marc Bernal (2007, błyszczy w trzecioligowych rezerwach) czy Pau Cubarsi (2007), stoper, w którego umiejętnościach Xavi jest podobno zakochany.
– Największe drużyny Barçy w historii zawsze były oparte na wychowankach. Mamy w drużynie masę talentu, musimy tylko obdarzyć tych chłopaków zaufaniem, takim jakie i ja dostałem przed laty – podkreśla Xavi. Młodzi chłopacy zamiast strachu okazują pewność siebie i stali się fundamentalnymi postaciami Barçy, która pragnie walczyć o wszystkie trofea. Stawianie na dzieciaki to ryzykowne rozwiązanie, szczególnie, że forma wychowanków będzie się wahać, ale w czasie kryzysu Barça nie ma innego wyjścia i powinna się cieszyć, że na ławce ma kogoś takiego jak Xavi, kto doskonale zna zarówno blaski jak i cienie wchodzenia z La Masii do wielkiego futbolu.
Czytaj więcej o La Lidze:
- Od snu do koszmaru i z powrotem. Hiszpański „Mister Champions” i jego droga do LM
- Nowy typ wirusa FIFA zaatakował Real. Problemem nie są kontuzje, a słowa
- Alvaro Morata 2.0. Supersnajper, kapitan i mentalny lider. Skąd ta zmiana?
- Błędne koło w Andaluzji. Sevilla popełnia te same błędy i liczy, że wyjdzie na prostą
- Greenwood i Getafe. Tego związku nikt by nie wymyślił, ale każda ze stron go potrzebowała
Fot. Newspix