Reklama

Raport z Mostaru: wyluzowany Runjaic, odrodzony Kożulj i zawłaszczony stadion

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

25 października 2023, 20:19 • 8 min czytania 10 komentarzy

Bośniaccy i chorwaccy dziennikarze zupełnie na serio pytają na konferencji prasowej, czy Zrinjski Mostar może wygrać swoją grupę w Lidze Konferencji. Grupę z Aston Villą, AZ Alkmaar i Legią Warszawa. Grając w europejskich pucharach po raz pierwszy w historii. Nie tylko swojej, lecz także całej bośniackiej piłki, która jeszcze nigdy nie miała swojego reprezentanta w pucharowych rozgrywkach. – Czy to realistyczny cel? A jak realistycznie brzmiało to, że my będziemy w ogóle mogli toczyć równe boje z takimi rywalami? Spróbujemy. Chcemy, by to się wydarzyło – odpowiada trener Krunoslav Rendulić. Też zupełnie na serio.

Raport z Mostaru: wyluzowany Runjaic, odrodzony Kożulj i zawłaszczony stadion

W herbie jest chorwacka krata. Stadion stoi po chorwackiej miasta leżącego formalnie w Bośni i Hercegowinie. Gra w nim znany z polskich boisk Zvonimir Kożulj, jednokrotny reprezentant Bośni i Hercegowiny, który twierdzi, że czuje się Chorwatem. Rzeczywistość Zrinjskiego Mostar jest nieźle pokręcona. Zrinjskiego Mostar, a w zasadzie to Hrvatskiego Sportski Klubu Zrinjski Mostar. To pełna nazwa ekipy, z którą w czwartek zmierzy się Legia Warszawa w ramach meczu grupowego Ligi Konferencji.

Ekipy z ligi bośniackiej.

Ale w zasadzie to ekipy chorwackiej.

Miasto, które pamięta wojnę

Zmierzam na stadion. Zatrzymuję się na rondzie. Zupełnie niepozorne miejsce, podobno takie mówią najwięcej. Widzę pozostałości po budynku. Stoją tam zapewne nietknięte od czasów krwawej wojny w byłej Jugosławii. Zewnętrzne ściany odpadły. Zmasakrowany strop trzyma się na wystających z niego żeliwnych zbrojeniach. Po prawej stoi jakby bliźniak. Też kompletnie zniszczony budynek. Też nikt z nim niczego nie zrobił przez trzydzieści lat.

Reklama

Za mną liceum. Zupełnie inne. Eleganckie. Nieco monumentalne. Otynkowane i odmalowane. Kompletnie nie pasuje do kontekstu. Na lewo coś z pogranicza tych dwóch światów. Niedokończona budowla. To chyba miał być nowoczesny apartamentowiec. Został szkielet, pustostan i okalający mur. W murze ślady po kulach. Setki śladów. Może nawet i tysiące. I te dojmujące drzwi obrotowe. To znaczy konstrukcja, która miała nimi być. 

Zmieńmy klimat.

Pod stadionem Zrinjskiego siedziba lokalnego punktu bukmacherskiego. Do zawierania zakładów zapraszają z witryn dwie postacie. Leo Messi i Krzysztof Piątek.

Reklama

Nie wiem.

Po prostu nie wiem.

Ten chwilowy przebłysk w karierze polskiego „El Pistolero” był naprawdę wielki i niewytłumaczalny.

Zrinjski? Odwrotność AZ Alkmaar

Mecze pucharowe, o ile oczywiście nie mamy do czynienia z holenderską policją, są zwykle dopięte na ostatni guzik. Sztywne zasady narzuca UEFA. Na Zrinjskim jest inaczej. Swojsko i luźno. Ale czy może być inaczej w klubie, którego siedziba wygląda raczej jak przytulny dom jednorodzinny?

Wszystkie kluby mają pokoje, które są wydzielone dla mediów. Zrinjski ma namiot. Białą i prowizoryczną płachtę, pod którą ustawione są stoliki, napoje, ciastka i przedłużacze. Tuż obok drużyna z Mostaru ćwiczy stałe fragmenty gry. Podanie na skrzydło z rzutu wolnego. Wrzutka na długi słupek. Zgranie na główkę. Gol. I raz jeszcze. I znów kolejna próba. Szkoleniowiec Zrinjskiego na bieżąco instruuje swoich zawodników. Nie ma żadnego problemu z tym, że na trybuny mogli wejść zwiadowcy Legii i zdekonspirować jego sprytną strategię na czwartkowy mecz.

Konferencja prasowa Krunoslava Rendulicia odbywa się w skromnej salce na trzy rzędy po pięć krzeseł. Pada pytanie o ostatnią formę Legii Warszawa. Cztery porażki z rzędu. To nie może umknąć niczyjej uwadze. Rendulić zachowuje dyplomację. Twierdzi, że wyniki nie odzwierciedlają tego, co działo się na boisku. Przekonuje, że gra Legii wygląda znacznie lepiej niż jej rezultaty. Chyba nie miał na myśli meczu ze Śląskiem Wrocław. To już nie byłaby dyplomacja, a zwykła ignorancja.

Lokalny dziennikarz pyta, czy Legia to podobny zespół do Slovana Bratysława, z którym Zrinjski mierzył się w ostatniej rundzie eliminacji do pucharów. – Inne drużyny. Inna liga. Inna taktyka. Legia jest o wiele lepszym zespołem – trzeźwo przekonuje szkoleniowiec ekipy z Mostaru, a ja czuję się mniej więcej tak, jakby ktoś zapytał Kostę Runjaicia, czy Zrinjski gra podobnie do Partizana, bo przecież Belgrad też leży niedaleko.

Stary znajomy: Zvonimir Kożulj

Kiedy Zvonimir Kożulj decydował się na powrót do rodzinnego Mostaru, w najśmielszych snach nie mógł zakładać, jak pięknie potoczą się jego losy. Bośniacka liga zajmuje odległe czterdzieste miejsce w rankingu UEFA. Pomiędzy Islandią a Wyspami Owczymi. Niżej niż Liechtenstein, Łotwa i Armenia. Odchodził z Pogoni jako gwiazda Ekstraklasy, choć w atmosferze kłótni i medialnej przepychanki. Jarosław Mroczek, prezes i współwłaściciel Pogoni, nazywał go grającą pod siebie gwiazdeczką i sugerował wymuszanie transferu. Piłkarz poszedł do Turcji. W ekstraklasowym Gaziantep było miernie. W pierwszoligowym Eyüpsporze jeszcze gorzej.

Wrócił do Polski. Zimą 2022 roku podpisał umowę z Bruk-Betem. W podobnym czasie, co Michał Probierz. I napisał, by tak rzec, całkiem podobną historię. Selekcjoner reprezentacji rzucił papierami po dwóch dniach. Piłkarz  rozwalił się na pierwszym treningu. Dosłownie na pierwszym. Kontuzja wykluczyła go na rok. W Bruk-Becie ani razu nie zagrał. Rękę wyciągnęła do niego Sandecja. Podpisał półtoraroczny kontrakt. Miał się odbudować i robić to, co kiedyś w Pogoni. Nie zadebiutował. Sandecja rozwiązała jego umowę po trzech miesiącach.

Kiedy Legia sensacyjnie wygrywała z Aston Villą, w oddalonym o ponad tysiąc kilometrów Mostarze pisała się jeszcze lepsza historia. AZ Alkmaar wygrywał do przerwy 3:0. Druga miała być formalnością. Zrinjski podniósł się w niebywałych okolicznościach. Strzelił cztery gole, dwa z nich za sprawą Kożulja, który pojawił się w przerwie. Były „Portowiec” trafił na 1:3 z wolnego, gdy bramkarz spodziewał się dośrodkowania. To on też dopełnił dzieła. Strzelił na pustą bramkę w 81. minucie. 

Skończyło się 4:3.

Mostar oszalał.

Z Aston Villą tak pięknie nie było, ale wciąż zaskakująco: Zrinjski stracił na 0:1 dopiero w samej końcówce. Pięć meczów. Trzy zwycięstwa. Trzy gole. To bilans Kożulja przeciwko Legii Warszawa. Traktował te mecze w szczególny sposób. Były piłkarz Pogoni opowiada: – Teraz będzie inaczej. Gdy już nie gram w Polsce, nie napinam się na to, że gram akurat z Legią. Ale jak sobie myślę o moich meczach z tą drużyną, to mam naprawdę dobre wspomnienia. Fajnie będzie znowu zagrać z tak wspaniałym klubem. Cztery porażki z rzędu? To zdradliwe. Wydaje mi się, że włożą więcej wysiłku w defensywę. Będą agresywniejsi niż zwykle. Nie zasłużyli na to, by przegrać wszystkie z tych czterech ostatnich meczów. Ale my nie myślimy za dużo o ich obecnej formie. Chcemy skupić się na sobie. Znowu zagrać świetny mecz.

„Potrzebny jest charakter”, czyli wyluzowany Kosta Runjaic

Kosta Runjaic emanuje spokojem. Bardziej obawia się o ofensywę czy defensywę? –  Najbardziej wybuchu trzeciej wojny światowej – żartuje, aż tłumaczący jego wypowiedź Bartosz Zasławski dopytuje, czy się nie przesłyszał. Jak zastąpić Pekharta? – Nie wiem – rzuca szkoleniowiec Legii i teatralnie udaje, że skończył już swoją wypowiedź. – Jeszcze nie wiem – dodaje po chwili z uśmieszkiem.

Zaczyna nawet mówić po polsku. Już nie po to, by zarażać luzem. Raczej by podkreślić wagę swoich słów. – Musimy wrócić do korzeni – zajawia jeszcze po angielsku, by zacząć wymieniać po polsku wartości, które na nowo muszą zagościć w jego zespole. – Walka do końca. Zaangażowanie do końca. Duch drużyny. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Charakter. Zaufanie. Gdy Zasławski tłumaczy kolejną z jego wypowiedzi, trener wyszeptuje do niego po polsku, by dodał coś jeszcze. „Potrzebny jest charakter”. Niby po cichu, ale tak, żeby wszyscy słyszeli.

Cztery porażki z rzędu. Osiem straconych bramek. Tylko jedna zdobyta. Temat numer jeden na konferencji prasowej. Miejmy więc za sobą to, co ma o tym do powiedzenia trener Legii. – Atmosfera jest bardzo dobra. Dlaczego miałaby nie być? Nie potrzebujemy mówić zbyt wiele o naszej sytuacji. Nie jesteśmy z niej zadowoleni. Musimy spróbować osiągnąć sukces ponownie. To nasz cel. Pracujemy na to. Zrobiliśmy głęboką analizę. Popełniliśmy wiele błędów na podstawowym poziomie, szczególnie w ostatnim meczu. To nie akceptowalne na naszym poziomie. Nie to chcemy reprezentować. Jutro wielki test. Chcemy wziąć to wyzwanie z dobrą energią i dobrym nastawieniem. 

Runjaic twierdzi, że nie przejmuje się przeszłością, bo już jej nie zmieni. Liczy się czwartkowe wyzwanie. Chce wziąć je tak serio, jak tylko się da. Dopytuję Kożulja o pracę z Runjaiciem, w końcu spędził u niego prawie dwa sezony. – Wie jak obudzić zespół. Wie, jak dodać mu pewności siebie. Zobacz, pracował w Pogoni ponad cztery lata. Gdy jesteś tak długo w jednym miejscu, to oczywiste, że nie tracisz głowy przy górkach i dołkach. Ma wielkie doświadczenie – zapewnia mnie zawodnik Zrinjskiego.

Stadion Mostaru

Historia stadionu to – jak wszystko w Mostarze – historia nacjonalizmów i rozłamów. Chorwacki Zrinjski powstał dużo wcześniej, ale po drugiej wojnie światowej w zasadzie przestał istnieć. W międzyczasie grał pod inną nazwą. Dołączył do faszystowskich rozgrywek. Dla wielu stał się wówczas klubem wyklętym. Tak czy inaczej: zniknął z mapy.

Gdy sytuacja w byłej Jugosławi się zaostrzała, Chorwaci przejęli swoją połowę Mostaru. Mieścił się w niej stadion wybudowany specjalnie dla multikulturowego Velezu. Derbowy rywal Zrinjskiego grał na tym obiekcie od końca lat pięćdziesiątych. Ponad trzy dekady. Szmat czasu. Chorwaci, przejmując połowę miasta, przejęli także i stadion. Postanowili reaktywować założony w 1905 roku klub. W ten sposób Zrinjski wrócił na mapę w 1992 roku. Stadionu już nigdy nie oddał.

Co martwi? Obiekt jest zadaszony tylko w bardzo niewielkiej części. Ewentualny deszcz popsuje piłkarskie święto. Jutro ma cały dzień padać. Pociesza to, że dziś też miało cały dzień padać, a nie spadła ani kropla. Prognozy czasem się mylą. Wie to Legia. Nikt nie prognozował jej tak katastrofalnej serii, która przyszła tuż po tym, jak cała piłkarska Polska stawiała ją za wzór. Wie to też Zrinjski. Nikt nie prognozował, że klub z Bośni i Hercegowiny, nawet jeśli chorwacki, po raz pierwszy awansuje do europejskich pucharów.

Tego się trzymajmy.

WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA I BOŚNIACKIEJ PIŁCE: 

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Trzeba to przyznać: Sabalenka była w Nowym Jorku najlepsza na świecie

Kacper Marciniak
1
Trzeba to przyznać: Sabalenka była w Nowym Jorku najlepsza na świecie

Liga Konferencji

Komentarze

10 komentarzy

Loading...