Patologiczne zachowania w świecie futbolu to niestety norma. Raz na jakiś czas jesteśmy wręcz zmuszani przez realia, żeby nieco wyjść poza ramy czystego sportu, konkretną sprawę nagłośnić, a zamieszanych oczywiście rozliczyć. Czy tego chcemy, czy nie – tak masowy sport jak piłka nożna przyciąga sporo złych emocji w różnych wcieleniach. Zdecydowanie gorzej, gdy staje się tłem dla rzeczy, które wczoraj wydarzyły się w Brukseli. Doszło do morderstwa dwóch Szwedów, którzy mieli obejrzeć mecz swojej kadry, ale nigdy nie dotarli na stadion. W takich okolicznościach trudniej znaleźć odpowiednie słowa…
Rozbrzmiewa gwizdek sędziego oznaczający koniec pierwszej połowy. Belgowie ze Szwedami schodzą do szatni. Organizatorzy meczu wiedzą już o wszystkim, piłkarze jeszcze nie. Taką wiedzę trudno jednak ukryć i informacja dochodzi do szatni. Po rozmowach z działaczami pada hasło „nie gramy dalej”. Gwizdek mający rozpocząć drugą połowę milczy. Koniec widowiska, ale nie koniec koszmarnej nocy.
Taniec śmierci. Mecz Belgia – Szwecja niestety nie był najważniejszym dramatem na deskach teatru
Zawodnicy obu reprezentacji przez ponad 45 minut żyli w nieświadomości, że w promieniu kilku kilometrów po ulicach miasta grasuje terrorysta zabijający ludzi za barwy narodowe. To nie scenariusz na horror czy zbliżające się Halloween, a realna tragedia, która pokazuje nie po raz pierwszy, że w zachodniej części Europy mają duży problem z różnymi aktami bestialstwa. Co prawda w tym przypadku nie chodziło o porachunki kibicowskie, a decydujące okazało się podłoże religijne, ale przypadkowymi ofiarami są wyłącznie kibice.
Abdesalem Lassoued – tak nazywa się Tunezyjczyk, który 16 października w Brukseli dokonał zamachu na niewinnych ludzi. Na filmie, który zamieścił w mediach społecznościowych, powiedział, że wymierza karę za palenie Koranu w Szwecji. Dodajmy, że tej samej Szwecji, która zapracowała na miano tolerancyjnego kraju w oczach świata, ale też w sierpniu 2023 roku wprowadziła czwarty stopień zagrożenia terrorystycznego (w pięciostopniowej skali).
Wspominamy o tym nieprzypadkowo, bo o ile kilka lat temu w Belgii poziom zagrożenia terrorystycznego na terenie całego kraju został obniżony z 3 do 2, o tyle niektóre miejsca wciąż mają stary stopień w skali 1-4. Za spokojnie w samym założeniu więc tam nie jest. A wczorajsze wydarzenie może jedynie wzbudzić czy wręcz pogłębić przekonanie dużej części europejskiego społeczeństwa, że nie zmierzamy we właściwym kierunku, skoro w centrum Europy nie tak trudno wyjść na spacer i dostać kulkę z karabinu od przypadkowego przechodnia w kamizelce budowlanej.
W zachodniej części Europy nie dają dobrego świadectwa, a futbol jest jak przekaźnik
W przykrych okolicznościach piłka nożna prawdopodobnie znów stanie się platformą do rozważań zdecydowanie ważniejszych niż sport. Cholera, zginęli ludzie. Za to, że akurat mieli na sobie trykoty jakiejś reprezentacji i trafili na zamachowca w niewłaściwym miejscu i czasie. Z drugiej strony – choć to zabrzmi brutalnie – gdyby nie oni, najpewniej trafiłoby na innych. Lassoued wiedział, co robi, najpewniej zakładając, że prędzej niż później zostanie za to rozliczony. Po swoich morderstwach jeździł jeszcze skuterem po mieście, potem poszedł do kawiarni, ktoś wezwał policję, doszło do strzelaniny i w wyniku obrażeń postrzałowych zamachowiec nie przeżył. Szczęście w nieszczęściu, że nie ucierpiał nikt więcej.
– Cztery lata temu ten człowiek złożył wniosek o azyl w naszym kraju. Jest znany służbom choćby z podejrzanych działań, przemytu ludzi czy nielegalnego pobytu – przyznał w mediach na gorąco belgijski minister sprawiedliwości, Vincent Van Quickenborne.
To wszystko brzmi jednocześnie absurdalnie i przykro. Niestety, ale znów, zamiast rozmawiać o tym, jak ktoś kopnął piłkę, naszą uwagę skupia temat zbrodni z okolicy stadionu. Zbrodnie, patologie, degeneracja – z tym od dawna walczy Holandia czy Belgia na drugim planie, kiedy my patrzymy, jak po boisku biega dwudziestu dwóch mężczyzn. Czasami jednak po prostu nie da się tego ukryć i dowodów na to, że te kraje nie radzą sobie nie tylko z własnymi demonami (patrz: krwawe starcia na tle kibicowskim), ale też z przybyszami z zagranicy, przybywa z każdym rokiem.
„Allahu Akbar” jako zwiastun śmierci pojawił się w życiu kibicowskim dwóch Szwedów. Trzeci miał szczęście, choć jest ciężko ranny i walczy o życie w szpitalu. Na koniec pozostaje mieć nadzieję, że nie tylko przeżyje, ale że wraz z pozostałymi ofiarami będzie dla kilku ważnych głów cenną lekcją na przyszłość. Wszystkich zamachów nie da się oczywiście powstrzymać, ale tutaj można mieć poważne wątpliwości, czy w krajach Beneluksu nie oblali kolejnego istotnego egzaminu. W końcu właśnie tam zakwitnęła nie tylko kibicowska anarchia (w Holandii na przykładzie bojówek AZ Alkmaar), ale też miały miejsce zamachy znacznie poważniejsze niż ten wczoraj. Takie jak zorganizowana akcja Państwa Islamskiego w 2016 roku, gdy trzem samobójcom udało się zdetonować trzy bomby w Brukseli, zabić ponad 30 osób i zranić kilkaset. Od tamtej pory niejeden podróżnik zastanowił się dwa razy, czy warto zwiedzić to miasto. Nie inaczej będzie zapewne teraz, szczególnie wśród kibiców piłkarskich.
WIĘCEJ O PATOLOGIACH:
- Bali się rogów Legii, pokazali swoje. Noc wstydu dla Alkmaar
- Na Zachodzie sobie nie radzą. Kibole trzęsą Europą
- Nienawiść stadionowa powszednia
- Obrażają matki, żony i dziewczyny. Włochy jako europejska stolica braku kultury
Fot. Newspix