W tym sezonie wesoła ferajna Adriana Siemieńca momentami wręcz zachwyca w ofensywie. Co by nie mówić: ten zespół naprawdę dobrze się ogląda. Strzela dużo bramek, zbiera punkty i raz po raz ktoś nowy pokazuje się z dobrej strony. W ostatniej kolejce błysnął Kristoffer Hansen. Do tej pory nie był jaskrawą postacią na ligowym poletku, ale w meczu z Cracovią pokazał, że może nas jeszcze nie raz pozytywnie zaskoczyć.
Lubimy takie występy jak ten Hansena, który udowodnił, że nie zagubił się gdzieś na piłkarskiej mapie Polski. Do tej pory jego nazwisko nie było szczególnie głośne w Ekstraklasie. Ba, sporo osób miało go prawo nie kojarzyć. W poprzednim sezonie wchodził głównie na końcówki, więc do pomnikowej postaci było mu daleko.
Grał wówczas w Widzewie i nie był w stanie wbić się na stałe do wyjściowego składu. Jednak kto oglądał mecze uważnie, ten mógł dostrzec kilka atutów norweskiego gracza. Rokował na solidnego ligowca. Technicznie prezentował poziom zdecydowanie powyżej średniej ligowej. Miał błysk i dryg. To sprawiało, że można było mieć wobec niego większe oczekiwania niż od przedstawicieli ligowego dżemiku.
Kozacy 11. kolejki Ekstraklasy
Natomiast niektórzy zwracali uwagę na to, że momentami brakowało mu zadziorności i większej woli walki. Być może przez to nie był w stanie się przebić w RTS-ie? Być może kiedyś się dowiemy. W każdym razie w Widzewie nie cieszył się dużym zaufaniem trenera Janusza Niedźwiedzia. Widać było, że tej dwójce nie było ze sobą po drodze.
Tylko raz Kristoffer Hansen zagrał u Niedźwiedzia od dechy do dechy. Łącznie nie uzbierał nawet 500 minut w minionym sezonie ligowym. Ale i tak zdobył trzy gole i zaliczył dwie asysty drugiego stopnia. Czyli coś tam dał.
Obecny sezon rozpoczął jeszcze w klubie z Łodzi. Jednak już pod koniec letniego okienka transferowego był wolnym graczem. Rozwiązał umowę z Widzewem za porozumieniem stron i szukał nowego pracodawcy. Zatrudnienie znalazł w Białymstoku. Podpisał kontrakt 1+1, więc Jaga niewiele ryzykowała, a Hansen dostał szansę, żeby pokazać coś więcej niż w poprzednim klubie.
I na ten moment ma prawo być zadowolony.
Najpierw regularnie wchodził z ławki, ale już z Cracovią wyszedł w pierwszym składzie. Efekt? Świetny. Zdobył dwie bramki i zaliczył asystę. Gole nie były może wyjątkowej urody – dwie dołożone szufle – ale pokazały, że piłka go szuka w polu karnym, ale i on sam czuje się pewnie w tej strefie. Asysta do Marczuka? Znów spokój w szesnastce rywala i pełna profesura. Duży udział w tym, żeby pogrążyć Cracovię.
Zatem wymaksował 60-kilka minut, które spędził na murawie, bo tak naprawdę ciężko więcej wymagać od debiutanta wyjściowej jedenastce. Od nas otrzymał notę osiem i został wybrany graczem meczu.
Chwalimy Hansena, ale kilka ciepłych słów należy się też Łukaszowi Masłowskiemu, który ściągnął go do Białegostoku. A nie był to ruch z gatunku tych oczywistych. Łatwiej byłoby wziąć kogoś, kto grał regularnie. W tym przypadku uwierzono, że da się wykrzesać coś więcej z żelaznego rezerwowego Widzewa. Wydaje się, że dyrektor sportowy Jagiellonii widział więcej niż inni i brawo.
Nie zrozumcie nas jednak źle: po jednym meczu nie będziemy wyrokować, że inwestycja w Norwega zmieni oblicze Jagiellonii i piłkarz ten stanie się gwiazdą ligi. Bez przesady. Natomiast rozbudził nadzieje i będziemy się mu przyglądać. Istnieją szansę, że może stać się rozpoznawalną postacią w Ekstraklasie. Bo czemu nie? Ma zespół, który lubi grać do przodu. Cieszy się już teraz większym zaufaniem trenera, więc coś się w jego karierze rusza.
Ale w minionej kolejce nie brakowało innych kapitalnych występów. Znów z rzutu wolnego trafił kolega klubowy Hansena, czyli świeżo upieczony reprezentant Polski, Bartłomiej Wdowik. Ciganiks bombą zza szesnastki dał zwycięstwo Widzewowi. Po raz kolejny znalazło się miejsce wśród kozaków dla Exposito – kapitalny występ z Górnikiem. Mamy też trzech piłkarzy Lecha Poznań. Wśród nich nareszcie zagrał na miarę oczekiwań Papa Ishak. Po dłuższej nieobecności, licząc od poprzedniego sezonu, trafia do kozaków. Do tego znajdziemy Grosickiego w wybornej formie i Cojocaru z Pogoni, który sprawił, że znów można mówić, że Portowcy mają bramkarza na poziomie. Nasz skład kompletuje Ławniczak.
Badziewiacy 11. kolejki Ekstraklasy
Naturalnie zestawienie badziewiaków zdominowali przedstawiciele beniaminków Ekstraklasy, którzy zaczynają odstawać poziomem od reszty stawki. To przecież oni zamykają ligową tabelę i nie dają wielu przesłanek ku temu, by miało się coś szybko zmienić.
Jednak nie powinno być im smutno, bo Cracovia swoimi ostatnimi wyczynami — zarówno w ofensywie jak i w defensywie — uzupełniła skład najgorszych piłkarzy tej kolejki. Dziewięć przyjętych bramek przez Pasy w dwóch ostatnich meczach u siebie mówi wiele. Jugas, Glik (na ten moment spisuje się fatalnie), a zwłaszcza Ghita robili wiele, żeby dołączyć do tego składu, ale ostatecznie dorzuciliśmy tu innych zawodników. Tak czy siak, nie umknęła nam ich nieporadność.
***
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Wieloryby, nepotyzm, futbol i krajobrazy. Wszystkie oblicza Wysp Owczych
- „Jeżeli kluby nie będą miały gdzie trenować, będzie wszczynane postępowanie”
- Jessica Ziółek: Na stadionach premium musisz mieć torebkę Chanel
Fot. Newspix.pl