Sceny na Emirates Stadium. Arsenal po ośmiu latach i dwunastu ligowych przegranych z rzędu wreszcie pokonał Manchester City. Mikel Arteta premierowo wygrał z The Citizens w Premier League jako menedżer. Drużyna Pepa Guardioli poniosła dwie porażki w krajowych rozgrywkach z rzędu pierwszy raz od 2018 roku. Bohaterem Gabriel Martinelli.
Nathan Ake – w tę niedzielę to reprezentantowi Holandii przypadły główne role w kluczowych wydarzeniach w Londynie. Najpierw na samiutkim początku rywalizacji po zamieszaniu po rożnym znalazł się sam na sam z Davidem Rayą, ale nie trafił. Na szczęście dla miejscowych. Na nieszczęście dla gości – to była najlepsza okazja, jaką tego wieczoru wykreowali sobie zawodnicy Manchesteru City. W sumie w tym meczu The Citizens wypracowali gole oczekiwane na poziomie 0,55, z czego 0,3 to właśnie strzał Ake. A jako że kolejne 0,1 to uderzenie Josko Gvardiola, które miało miejsce sekundy wcześniej, w trakcie tego samego zamieszania, kibice mistrzów Anglii nie będę mieli czego wspominać.
W tym spotkaniu goście z Manchesteru byli ciency jak żyletki Polsilver.
Co więcej, powinni kończyć w dziesięciu.
Jakim cudem Mateo Kovacić nie wyleciał z boiska albo w 28. minucie, albo siedem minut później? Odpowiedź na to pytanie znają tylko angielscy sędziowie. Chorwat najpierw wyprostowaną nogą zaatakował Martina Odegaarda – z pełnym impetem, agresywnie, trafił w nogę postawną. Ale główny arbiter Michael Oliver oszacował to przewinienie na żółtą kartkę, co podtrzymał VAR. Tyle że kilka momentów później w podobny sposób, może z nieco mniejszym pędem, Kovacić wszedł w Declana Rice’a. Dlaczego nie było drugiej żółtej?
Kovacić najpóźniej w 35. minucie nie powinno już być na murawie – trudno obalić tę tezę.
Gdyby Arsenal stracił punkty, wszyscy sympatyzujący z Kanonierami mieliby prawo narzekać na wynik.
Ale nie będą, bo tuż przed końcem znów swoją rolę odegrał Ake. Gabriel Martinelli soczystym uderzeniem zdecydował się zakończyć składną akcję miejscowych i pewnie Ederson poradziłby sobie z tym strzałem, gdyby nie Ake. Holender zmienił tor lotu futbolówki, brazylijski bramkarz nie miał szans. 1:0. Stało się. Mikel Arteta nareszcie znalazł sposób na Manchester City w Premier League.
Zasłużenie, bo poza pierwszymi pięcioma minutami The Citizens byli słabsi. Kanonierzy czasem jakby tracili wiarę, że po tych długich ośmiu latach jednak zdołają wygrać, ale mimo wszystko cały czas starali się trzymać nogę na gazie. Oddali dwanaście strzałów, przy czterech przeciwników. Dusili, dusili i wydusili.
Dzięki zwycięstwu Arsenal przeskoczył City i zrównał się punktami z liderem – Tottenhamem.
Arsenal – Manchester City 1:0
Martinelli (87)
WIĘCEJ O PREMIER LEAGUE:
- Jak Jadon Sancho rujnuje sobie karierę
- „Byłam jego więźniem”. Wszystkie demony Antony’ego
- Rudzki: Aston Villa, czyli złoty dotyk Unaia Emery’ego
foto. Newspix