Reklama

Trzy godziny meczu w Kielcach. Awaria prądu na początku, awaria obrony Warty na końcu

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

06 października 2023, 21:46 • 4 min czytania 11 komentarzy

Niemal trzy godziny trwało spotkanie w Kielcach przez awarię prądu na Suzuki Arena. W ostatniej akcji meczu awarii uległa dotąd solidna defensywa Warty Poznań, która dała się zaskoczyć dośrodkowaniem z połowy boiska, przez co tylko zremisowała z Koroną.

Trzy godziny meczu w Kielcach. Awaria prądu na początku, awaria obrony Warty na końcu

Kielce mają coś z kota Schroedingera. To takie niesamowite miasto, w którym nawet jak coś jest popsute, to działa. Nawet jak występują awarie w tamtejszych wodociągach, są usuwane w sposób błyskawiczny i wzorcowy, a ich liczba z roku na rok maleje. Na stadionie pojawiają się niedostatki prądu, ale tylko chwilami, dlatego mecz Korony z Wartą Poznań czterokrotnie przekładano, aż w końcu rozpoczął się z ponad 45-minutowym opóźnieniem. Ten schroedingerowy gen dotyczy również zespołu Kamila Kuzery. Dopóki z nim nie zagrasz, nie wiesz, czy jest on dobry, czy słaby. I tak pomimo tego, że w piątek złocisto-krwiści długimi fragmentami byli lepsi, zremisowali z Zielonymi.

Schroedingerowski gen Korony

70% posiadania piłki, trzy strzały, jeden celny, kilka innych groźnych okazji i bardzo efektowna gra, obfitująca w nieszablonowe wymiany. Korona tłamsiła Wartę przez całą pierwszą połowę. Zieloni bronili się na tyle rozpaczliwie, że już po pół godzinie znajdowali się całą drużyną w okolicach pola karnego. Złocisto-krwistym brakowało jednak konkretu. Nie po raz pierwszy w tym sezonie. Dziewięć zdobytych bramek i czwarty najniższych wskaźnik goli spodziewanych to powód, dlaczego ekipa Kuzery pałęta się dolnych rejonach tabeli. Ale nie jedyny.

Tym głównym jest właśnie schroedingerowski gen. W jednym meczu Korona może być i dobra, i zła. Tłamsić rywala, by za chwilę stracić gola. Prowadzić, by zremisować lub przegrać. Uaktywnił się on również w długi piątkowy wieczór. Potwierdził to nawet kapitan Warty Mateusz Kupczak. – Korona gra bardzo różnie w tym sezonie i nie wiedzieliśmy, czego się po niej spodziewać – powiedział przed kamerami Canal+ w przerwie spotkania pomocnik Zielonych. Kupczak miał w zupełności rację bowiem w drugiej połowie kibice w Kielcach oglądali już inny zespół, który dodatkowo sam podłożył sobie kłody pod nogi.

Reklama

W futbolu nie chodzi o strzelanie

Tym razem kłodą w składzie Korony był Nono. Hiszpan, który dotąd popisywał się ofensywnymi akcjami, golami i asystami, tym razem postanowił zabrać się za budowanie akcji od własnej bramki. Szybko skończyło się to stratą. Pomimo tego, że widział nadbiegającego Kupczaka, dał okraść się z piłki. Kapitan Warty nie zmarnował tego prezentu i pokonał pewnym uderzeniem wybiegającego Xaviera Dziekońskiego, który w dniu swoich 20. urodzin robił wszystko, by zachować czyste konto. Nie wystarczyło to jednak na Kupczaka i w Kielcach po ponad dwóch godzinach od planowanego rozpoczęcia meczu padł pierwszy gol. Był on zarazem pierwszym celnym strzałem Zielonych w spotkaniu.

Po raz kolejny w tym sezonie dał o sobie znać wzorcowy minimalizm Warty, która oddaje najmniej strzałów w lidze, a mimo to punktuje lepiej od wielu drużyn. W zasadzie kpi z całego futbolu, pokazując, że w piłce nie chodzi o strzelanie, a punktowanie. Jej średnia uderzeń na mecz wynosi 6,9. Po piątku tylko uległa pogorszeniu bowiem na bramkę Dziekońskiego poleciało tylko pięć piłek. W tym momencie Dawid Szulczek mógłby powiedzieć: “I co z tego?“. I miałby rację, bo choć poznaniacy prezentują jeden z najbardziej topornych stylów, to jest on do bólu skuteczny.

W piątek mógł przynieść nawet trzy punkty, ale w końcówce meczu awarii, tak jak zasilanie na stadionie, uległa dotąd solidna defensywa Zielonych. Ale czemu się dziwić skoro piłkarze musieli trzykrotnie się rozgrzewać, mecz trwał blisko trzy godziny, a jedyny moment rozkojarzenia nastąpił w piątej minucie doliczonego czasu drugiej połowy. Wiktor Pleśnierowicz przegrał pojedynek powietrzny z Dominickiem Zatorem, który oddał mocny strzał głową. Obronił go jeszcze Jędrzej Grobelny, ale dobitki swojego kolegi Oskara Krzyżaka już nie zdołał. I tak po raz kolejny dał o sobie znać schroedingerowski gen kielczan. Dopóki nie padnie końcowy gwizdek, nie można powiedzieć, czy Korona jest żywa, czy martwa.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Reklama

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
0
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
13
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Ekstraklasa

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
52
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

11 komentarzy

Loading...