Piast Gliwice generalnie w tym sezonie dobrze gra w piłkę. Naprawdę. Dotychczas jednak przełożyło się to tylko na jedno zwycięstwo. Dziś wreszcie kibice ekipy z Okrzei mogli być usatysfakcjonowani – gra z Widzewem znów była niezła i w końcu także wynik był satysfakcjonujący.
Dawno w Ekstraklasie nie oglądaliśmy drużyny, w której panowałby tak duży rozdźwięk między tym, co widzimy na boisku i co pokazują nieco szersze statystyki, a tym, co pokazuje tabela. Z jednej strony Piast po dziewięciu kolejkach miał najwyższy expected goals dla bramek zdobytych i najniższy dla bramek straconych. W klasyfikacji liczby strzałów na mecz zajmował trzecie miejsce. Jako system podopieczni Aleksandara Vukovicia funkcjonowali więcej niż poprawnie.
Piast Gliwice – Widzew Łódź 3:2. Krykun zdemolował rywali
Rzecz w tym, że byli ekstremalnie nieskuteczni. Mieli na koncie sześć goli, a powinni mieć 10 (!) więcej. To właśnie z napastnikiem jest największy problem. Kamil Wilczek ciągle zmaga się z problemami zdrowotnymi, a nawet będąc zdrowym coraz częściej prezentował nierówny poziom. Gabriel Kirejczyk nie jest jeszcze gotowy, żeby być główną armatą w zespole. Wystawiany często na “dziewiątce” Jorge Felix prezentował się jak cały Piast: nieźle grał, źle strzelał. Efekt? Dziewięć punktów w dziewięciu meczach.
Z tego punktu widzenia dobrze się stało, że wreszcie u gliwiczan zgadzało się wszystko. Największa w tym zasługa Serhija Krykuna. Jeżeli Piast trafia do siatki po akcjach, to zawsze egzekutorem jest Ukrainiec. Tak było z Lechem, tak było dziś z Widzewem. Drugi gol to po prostu dołożenie nogi po podaniu Felixa (fatalne zachowanie Fabio Nunesa), choć i tak należało wygrać walkę o pozycję z Mato Milosem, co nie należało do szczególnie trudnych zadań – boki obrony gości stanowiły ich najsłabszy punkt. Za to akcja na 1:0 to cudeńko: piękna podcinka Tomasiewicza za plecy obrońców, bardzo zgrabne przyjęcie Krykuna i efektowna finalizacja.
Do tego ukraiński skrzydłowy sprytnie wywalczył rzut karny, będąc faulowanym na wślizgu przez Shehu, który co prawda najpierw trafił w piłkę, ale to jeszcze nie załatwiało sprawy w kontekście ciągu dalszego. Krykun powinien też zaliczyć asystę, gdy kolejny raz poradził sobie z Milosem, lecz Ameyaw wydawał się zaskoczony, że otrzymał podanie spod linii końcowej będąc parę metrów przed bramką i nie zdążył się odpowiednio skoordynować.
Mało konkretów u łodzian
Widzew miał przewagę. Widzew potrafił zgrabnie wymienić sporo podań na połowie przeciwnika. Widzew obiecująco zaczął, już po kilkudziesięciu sekundach Pawłowski stanął przed szansą po błędzie Placha na przedpolu (powstrzymał go Katranis). Widzew walczył do końca. Sytuacji jednak zawodnicy Daniela Myśliwca mieli jak na lekarstwo. W zasadzie poza golami i tym pustym przelotem Placha, wspomnieć możemy tylko o kolejnym rzucie wolnym wykonywanym przez Pawłowskiego – pierwszy zakończył się pechowym samobójem bramkarza po strzale w poprzeczkę – i okazji Sancheza po dalekim podaniu Żyry, gdy fatalnie przylutował obok bramki.
Myśliwiec na antenie Canal+ uważał, że jego zespół grał nawet lepiej niż we wcześniejszych spotkaniach, ale brakowało mu jeszcze automatyzmów, co powinno przyjść z czasem. No i właśnie, wystawiając indywidualne laurki, przy prawie każdym nazwisku lista zastrzeżeń byłaby długa. Najwięcej zmartwień dotyczy defensywy. Na tę chwilę równie dużo goli (16) w całej Ekstraklasie straciła jedynie Puszcza Niepołomice i to głównie przez wzgląd na pierwsze dwa mecze, po których nastąpiła stabilizacja na lepszym poziomie. A że założenia i plany Daniela Myśliwca są ambitne, czeka go mnóstwo pracy, żeby z tym materiałem dojść gdzieś wyżej.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Lot wznoszący Myśliwca. Historia trenera Widzewa
- Radomiak nie musi szukać piłkarzy w Brazylii i Portugalii, żeby przegrywać z Garbarnią
- Przełamanie Korony, zaćmienie Gerstensteina i nieskuteczna Stal
Fot. Newspix