Rozstrzygnięcie dwumeczu Rakowa z FC Kopenhagą tylko potwierdziło, że w ostatnich latach polskie zespoły mają pod górkę w starciach z duńskimi. O końcowym niepowodzeniu Medalików zdecydowały detale i pozostał wielki niedosyt. Dziś Legia może poprawić niekorzystny bilans polsko-duńskich pojedynków. Wystarczy, że wieczorem tylko — i aż — wygra z FC Midtjylland. Reszta w przypadku dobrego wyniku będzie stanowiła tylko didaskalia. I trzeba otwarcie przyznać: ekipa Kosty Runjaicia ma sporo atutów w garści, żeby zapewnić nam piękny wieczór.
Legia Warszawa w tej edycji europejskich pucharów to najlepsze co mogło się przydarzyć postronnemu kibicowi. Zespół Kosty Runjaicia prezentuje rubaszny styl, który wyróżnia się na tle reszty. Gdyby przełożyć go na muzykę to w czwartkowe wieczory puszcza nam heavy metal z domieszką disco polo. I co by nie mówić: oglądanie Legii w pucharach to kapitalna rozrywka. Babole w tyłach? Są. Błyskotliwe akcje zakończone rozpykaniem rywala? Często i gęsto. Emocje do samego końca? Jeszcze jak.
Zatem zespół ze stolicy robi wszystko, żeby utrzymać uwagę widza od pierwszej do ostatniej minuty. Ma to oczywiście swoje minusy, bo momentami przypomina gazownika, który sprawdza stężenie gazu, chodząc po mieszkaniu z odpalonym papierosem, ale na ten moment działa skutecznie.
Legia Warszawa – Midtjylland. Zapowiedź meczu
Kosta Runjaić na wczorajszej konferencji powtarzał, że wolałby zobaczyć nudny mecz, ale zwycięski, a Midtjylland jest trudnym, a wręcz nieprzyjemnym, rywalem. I ma rację, bo z pewnością Duńczycy potrafią łowić perełki, mają niezłą pakę i drużyna Thomasa Thomasberga wygląda naprawdę dobrze. Słowem: Midtjylland to nie są leszcze. Pokazali to już w pierwszym meczu, ale o Legii można powiedzieć to samo. Ta przypomina trochę Lecha z zeszłego sezonu, ale w przejaskrawionej wersji. Taki zespół, który potrafi się pogubić, ale ma mocną psychę, pozytywnie się nakręca i jest w stanie raz po raz usuwać kłody spod nóg.
Z przodu co rusz każdy dorzuca konkret i w ten sposób zamiata pod dywan błędy Tobiasza, Ribeiro i reszty defensywnej ferajny.
To ważna cecha i przydatna w pucharach. Wczoraj czegoś podobnego zabrakło Rakowowi. Takiego pierwiastka szaleństwa i przestawienie wajchy w kierunku większego ryzyka. Gdyby Medaliki z przodu byli w stanie mocniej dokręcić śrubę, to pomyłka Kovacevicia nie przesądziłaby o losach dwumeczu. A tak każdy będzie pamiętał klops bramkarza.
Legia ma też inny atut względem Rakowa — mniej kontuzji przed kluczowym meczem. Trener stołecznego zespołu nie musi na ostatnią chwilę łatać składu i dorzucać nowych klocków w miejsce tych, które obecnie są niezdatne do użytku. Do braku Kapustki już wszyscy przywykli, a reszta drużyny jest zwarta i gotowa.
Jest też cecha wspólna. Legia – podobnie jak Raków – w weekend odpoczywała, a rywale grali swój mecz ligowy. Przegrali 0:3 z Nordsjaelland co z pewnością nie wpływa korzystnie na morale i świeżość graczy Midtjylland przed ultraważnym meczem. Nogi mogą dziś nie podawać tak dobrze, a i z tyłu głowy mają prawo kłębić się pesymistyczne wizje.
To ułatwia sprawę Legii, która ma przecież aspiracje, żeby awansować do fazy grupowej. A właściwie powrócić na należne jej miejsce.
Przeciąć pucharową wstęgę
Po raz ostatni Legia grała w fazie grupowej pucharów dwa lata temu, a w piłce to już spora przerwa w życiorysie. Widać to na przykładzie losów rywali CWKS-u z Ligi Europy 2021/22. Od tamtego momentu Napoli wzięło się w garść, pozbyło się genu przegrywu i wygrało scudetto. Leicester zleciał z hukiem z Premier League i teraz walczy o powrót. A Spartak Moskwa z oczywistych względów — podobnie jak inne rosyjskie drużyn — został wykluczony z udziału w pucharach.
A przecież w Legii też niemało zadziało się od tamtego czasu.
Część ludzi już wyparła z pamięci, że kilkanaście miesięcy temu wisiało nad stołecznym zespołem widmo spadku z Ekstraklasy. Później nadchodziły kolejne zmiany kadrowe, odsiew bumelantów i stopniowo następowało odrodzenie Legii już pod wodzą Kosty Runjaicia. Ostatnie miesiące były już dla Wojskowych bardzo udane. Wicemistrzostwo, Puchar i Superpuchar Polski – te kamienie milowe nie wzięły się z powietrza.
A to chyba dopiero początek.
Bo po Legii widać parcie na zdobywanie kolejnych skalpów i świadomość, że okres przejściowy już się skończył. Teraz przydałby się pucharowy stempel. Mówiąc wprost: ogranie Midtjylland i zagwarantowanie sobie pucharowej jesieni. Pieniądze z tego to jedno, prestiż drugie.
Legia jest w stanie zagwarantować sobie grupę Ligi Konferencji i trzeba tego od niej wymagać. Zresztą sama od siebie tego wymaga i narzuca na siebie presję awansu. Dlatego mamy przeczucie, że dziś może być naprawdę piękne. A potem przyjdzie czas na nowe wyzwania i cele.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Tak niewiele i tak wiele od Ligi Mistrzów
- Zawiódł ten, który do tej pory nie zawodził
- Problem oceny gry bramkarzy. Kto się wyróżnia nie tylko dobrym wrażeniem?
Fot. Newspix.pl