Jeśli zastanawialiście się kiedyś, co to znaczy “żyć szybko i intensywnie”, polecamy odpalić dziesięciominutowy występ Adriana Małachowskiego właśnie z tego meczu. Nowy pomocnik ŁKS-u wszedł na boisko w 46. minucie, w 47. zaliczył asystę, a w 56. wyleciał do szatni z czerwoną kartką. Co prawda brakuje mu trochę do rekordzistów z innych lig na świecie, którzy potrafili zameldować się na murawie w jeszcze mniejszym wymiarze czasowym, z bramką i asem kier na koncie, ale to i tak bardzo dobry wynik.
Szkoda tylko, że z elementem głupiego, totalnie niepotrzebnego i niebezpiecznego wejścia w nogę przeciwnika. Nie chcemy nazywać 25-latka brutalnym dzbanem, tym bardziej że “znamy go” dopiero, no właśnie, od 10 minut. Na pewno jednak zalecamy takich wybryków nie powtarzać. A jeśli już, to bez robienia komuś krzywdy.
Puszcza – ŁKS 2:1. Czerwień Małachowskiego puentą słabiutkich zmian gości
No i ŁKS miał problem. Nawet jeśli gra w dziesiątkę przeciwko Puszczy nie brzmi jak droga krzyżowa, braku jednego zawodnika zakryć się po prostu nie da. Widać było na początku lekkie zakłopotanie ekipy trenera Tułacza, która nie wiedziała, czy bronić remisu, czy może jednak podkręcić tempo – no bo jak, my 11 na 10 w meczu Ekstraklasy, nie na odwrót jak ostatnio z Zagłębiem? Ale udało się tę chwilową dezorientację ogarnąć, ba, strzelić gola na 2:1 i dowieźć trzy punkty. Były nawet okazje do podwyższenia wyniku, ale brakowało trochę dokładności w polu karnym. ŁKS zostawiał już takie przestrzenie, że gdyby Majchrzak był Haalandem, a nie Majchrzakiem, po Bobku nie byłoby czego zbierać.
Inna sprawa, że ŁKS pomagał Puszczy jak tylko może. Trener Moskal od początku do końca drugiej połowy meczu mógł się załamać na widok różnicy w skuteczności zmian obu zespołów. Po jednej stronie z gry błyskawicznie wypisał się Małachowski, Tutyskinas nie pomógł przy stracie drugiego gola, a Hoti z Szeligą przez około 60 minut dali w ofensywie mniej niż gość, który na murawie spędził dziesięć minut. Po drugiej zaś – Cholewiak z bramką, a Kidrić z asystą, choć nawet gdyby jej nie miał, i tak robił wrażenie łatwością, z jaką generował zagrożenie na połowie ŁKS-u.
Na domiar złego postaci, na których gra łodzian powinna opierać się w największym stopniu, znowu zawodzą. Fajnie, że taki Pirulo był kozakiem w 1. lidze, ale teraz w Ekstraklasie jest średnio przydatnym popychadłem dla obrońców rywali. W dodatku dziś koniem trojańskim we własnym polu karnym i aż można pomyśleć, że ta zła passa się nie skończy.
Podobnie wygląda sprawa z Letniowskim. Za rzadko pomaga też Ramirez. Głowacki robi wiatr, ale to tylko wiatr. Ławka, jak już mogliście zauważyć, nawet na tle Puszczy nie potrafi się wykazać. O tyle dobrze, że obudził się Tejan. Ciekawy, mimo tej kartki, może być też Małachowski. I może dzięki takim akcentom ŁKS rozkręci się w grze ofensywnej, bo po prostu wypada, skoro chcesz wygrywać mecze.
Co do Puszczy, trzeba przyznać, że na razie nieźle trzyma się na poziomie Ekstraklasy. Jest w swoim graniu surowa, ale widać, że z każdą kolejką coraz bardziej ogranicza liczbę błędów na swojej połowie, a w szczególności we własnym polu karnym. Stracona bramka to wyjątek, poza tym Serafin i spółka myślami chyba byli jeszcze w szatni, ale poza tą sytuacją ŁKS nie był w stanie wykreować sobie dogodnych okazji. Co najwyżej pół-okazje.
To punkt wspólny ostatnich meczów, bo po wesołych spotkaniach z Widzewem i Jagiellonią (siedem straconych goli) przyszły cztery kolejki, w których najsłabszy na papierze z beniaminków tracił maksymalnie jedną bramkę. Efekt: siedem punktów w sierpniu. Trzy mecze u siebie: dwa zwycięstwa i remis. Wyjazdy na stadion Cracovii nie mogły być oczywistym atutem, ale najwyraźniej krakowskie powietrze, tak bliskie Niepołomicom, robi swoje.
Fot. Newspix