Reklama

Bramkarz, czyli długodystansowiec. Czy da się wyjechać z Polski na jedynkę?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

11 sierpnia 2023, 15:01 • 10 min czytania 13 komentarzy

W ostatnich 30 latach nie ma ani jednego przykładu bramkarza, który wyjechałby z Ekstraklasy do ligi z czołowej piątki w Europie i od razu został tam numerem jeden. Zdarzało się to w przypadku wyjazdów do słabszych lig zagranicznych, ale i tak raczej nie najmłodszym bramkarzom. Każda kariera jest niepowtarzalna, ale młodzi bramkarze powinni mieć świadomość, że wyjeżdżając tuż po ukończeniu wieku młodzieżowca, skazują się najprawdopodobniej na kilka lat wypadnięcia z obiegu. A akurat gracze z tej pozycji nie powinni się spieszyć z robieniem kariery na zachodzie.

Bramkarz, czyli długodystansowiec. Czy da się wyjechać z Polski na jedynkę?

Jeśli sprawdzić listę najwyżej wycenianych przez transfermarkt.de nastoletnich bramkarzy na świecie, można się złapać za głowę. Kacper Trelowski, zmiennik Rafała Leszczyńskiego w Śląsku Wrocław, zajmuje 14. miejsce. Tuż za nim, na 16. pozycji, jest Aleksander Bobek, notujący udane wejście do Ekstraklasy z ŁKS-em. Xavier Dziekoński z Korony Kielce jest 21. Gdyby poszerzyć poszukiwania o kolejny rocznik, okaże się, że Kacper Tobiasz wśród 20-latków jest czwarty na świecie, ustępując tylko Jamesowi Traffordowi z Burnley, Gabrielowi Sloninie z KAS Eupen i Bartowi Verbruggenowi z Brighton. Rzut oka na taką listę i można dojść do wniosku, że polska szkoła bramkarska ma się dobrze, a o schedę po Wojciechu Szczęsnym można być całkowicie spokojnym. Byłby to jednak wniosek nieuprawniony. Ta klasyfikacja mówi wiele o specyfice polskiego rynku na tej pozycji, ale niewiele o rzeczywistym potencjale tych zawodników.

ŁATWE WEJŚCIE MŁODZIEŻOWCÓW

W Ekstraklasie już kolejny sezon funkcjonuje przepis o młodzieżowcu. A co sprytniejsze kluby już dawno zorientowały się, że najłatwiej go wypełniać, wystawiając sensownego młodego bramkarza. Co roku ktoś próbuje właśnie w ten sposób wyrobić limit. W tym sezonie z młodzieżowcem w bramce ligę zaczęły Zagłębie Lubin, Legia Warszawa, Puszcza Niepołomice i ŁKS, Korona Kielce. W przynajmniej jednym meczu młodzi bramkarze wystąpili już w bieżących rozgrywkach także w Rakowie Częstochowa i Pogoni Szczecin. Nie ma drugiego kraju w Europie, w którym zawodnicy na tej pozycji mieliby tak łatwe wejście do najwyższej ligi. Co roku przynajmniej kilku 20-latków rozgrywa w Polsce sezon od deski do deski. Kto szuka piłkarzy przyszłości na tej pozycji, ten siłą rzeczy musi zaglądać do Ekstraklasy. A ci, którzy grają sporo, zwiększają wartość rynkową względem rówieśników z innych krajów. Gdy bramkarze przestają być młodzieżowcami, a w innych krajach wciąż młodzi, ale już nie bardzo młodzi bramkarze, zaczynają podnosić się z ławek, przewaga polskich golkiperów znika. Jeszcze w kategorii U23 Tobiasz jest czternasty. Ale już w przedziale 23-30 Kamil Grabara, najwyżej sklasyfikowany Polak, zajmuje 66. miejsce na świecie. Nie mamy bardziej utalentowanych bramkarzy niż reszta świata. Po prostu wpuszczamy ich do bramki wcześniej.

WCZESNE WYJAZDY MŁODYCH

Dawanie szans młodym bramkarzom nie pozostaje jednak bez konsekwencji, bo zachodnie kluby chętnie sięgają po nich, płacąc za ich potencjał. W ostatniej dekadzie młodo lub bardzo młodo wyjechali z Polski m.in. Radosław Majecki, Kamil Grabara, Marcin Bułka, Filip Majchrowicz, Karol Niemczycki, Barłomiej Drągowski czy Łukasz Skorupski. Niektórzy z nich mieli już za sobą ekstraklasowe przetarcie, inni opuścili Polskę jeszcze jako juniorzy. Kandydatów na następców nie brakuje. Choćby wspomniany Tobiasz już tego lata był przymierzany do odejścia z Legii. Sprawa nie jest jednak prosta. Łatwiej wyjechać z Polski, niż obronić się po wyjeździe za granicę. A zwłaszcza na tej pozycji zaplanowanie kariery jest ekstremalnie trudne.

KLUBY CHCĄ SPRZEDAWAĆ

Zagraniczne kluby chcą kupować młodych, ale już ogranych bramkarzy z polskiej ligi, bo niewiele ryzykują. Płacą za potencjał, a nie realne umiejętności. Nie jest dla nich problemem potrzymać danego bramkarza dwa-trzy lata w rezerwie albo umieścić go na wypożyczeniu. Polskie kluby też chętnie sprzedają, bo raz, że mogą zarobić, a dwa, potrzebują zwolnić miejsce dla młodzieżowca na kolejny sezon. Problematykę tej pozycji w polskich warunkach najlepiej widać na przykładzie Radomiaka. Dwa sezony temu Majchrowicz bronił tam jako młodzieżowiec. Gdy wygasł mu ten status, klub starał się go sprzedać, wysyłając ostatecznie na bezsensowne wypożyczenie na Cypr, byle tylko zwolnić miejsce w bramce dla Gabriela Kobylaka, czyli kolejnego młodzieżowca. Majchrowicz na Cyprze się nie przebił, nie wypromował, nie dał okazji zarobić, więc wrócił. I tym razem w Radomiu podjęto decyzję sportową: postawiono na Majchrowicza kosztem młodzieżowca Krzysztofa Bąkowskiego. Tyle że teraz Radomiak gra bez żadnego młodzieżowca, więc problem w żadnym stopniu nie jest rozwiązany. Sprzedanie za granicę bramkarza kończącego wiek młodzieżowca to dla polskiego klubu wymarzony scenariusz.

Reklama

BRAK PRZYKŁADÓW DZIAŁAJĄCYCH NA WYOBRAŹNIĘ

Sami bramkarze nie powinni jednak się kwapić do wyjazdów. Podobną teorię wygłasza się często także względem piłkarzy z pola, ale tam jeszcze stosunkowo łatwo ją obalić działającymi na wyobraźnię przykładami w rodzaju Krzysztofa Piątka, który w kilka miesięcy z gwiazdy Cracovii zamienił się (na chwilę, ale jednak) w napastnika numer jeden Milanu. Jeśli chodzi o bramkarzy, takiego przykładu podać nie można, bo go nie ma. Szczery wobec zawodnika agent powinien powiedzieć, że w przypadku oferty z jednej z pięciu czołowych lig świata, trzeba się nastawić na przynajmniej dwa lata, a raczej więcej, przerwy w karierze. W przypadku wyjazdu do słabszej ligi okres przerwy w grze może się skrócić do okolic roku. Ale wyjazdów młodych bramkarzy na pozycję numer jeden z polskiej ligi praktycznie nie ma.

SZYBKI AWANS BORUCA

Najbliżej tego typu historii było przypadkowi Artura Boruca, który płynnie z numeru jeden Legii Warszawa przekształcił się w numer jeden Celticu. Są jednak pewne zastrzeżenia: Boruc opuszczał Polskę jako 25-latek. Miał na koncie 77 meczów w Legii i siedem w reprezentacji Polski. Przy tym wcale nie był planowany jako numer jeden. Miał być zmiennikiem Davida Marshalla. Miał szczęście, że w jednym z pierwszych meczów po transferze jego drużyna skompromitowała się, przegrywając 0:5 z Artmedią Petrżałka, przez co trener zmienił bramkarza. W wygranym 4:0 rewanżu bronił już Boruc, a reszta jest historią. Warto jednak mieć na uwadze, że mowa o wyjeździe do klubu z ligi spoza top 5, bramkarza kilka lat starszego od dzisiejszych młodzieżowców, mającego status gwiazdy ligi oraz reprezentanta kraju, który dostał się do bramki Celticu bardzo szczęśliwie. I że jest jedynym tego typu przypadkiem bramkarza wyjeżdżającego z polskiej ligi do silnego klubu w ostatnich 25 latach.

LATA CZEKANIA

Poza Borucem, każdy, nawet największy, polski bramkarz za granicą zaczynał od terminowania. Łukaszowi Fabiańskiemu zajęło siedem (!) lat od wyjazdu, zanim został prawdziwym numerem jeden w klubie Premier League. Tomasz Kuszczak na taki status czekał niewiele krócej, bo sześć lat od opuszczenia Polski. Bartłomiej Drągowski może mówić o sukcesie, bo numerem jeden Fiorentiny został ledwie trzy lata od wyjazdu z Jagiellonii Białystok. I tak jednak nie nastawiał się, że tyle to potrwa, bo w międzyczasie mówił w wywiadach, że myślał w tym okresie o zakończeniu kariery.

PIĘĆ LAT SZCZĘSNEGO

Gdy poszerzyć krąg wyjeżdżających o zagranicznych piłkarzy wyjeżdżających z Ekstraklasy, wcale nie będzie lepiej. Vanja Milinković-Savić jedynką Torino został cztery lata po odejściu z Lechii Gdańsk, Janowi Musze nie udało się to w Evertonie nigdy, podobnie jak Dusanowi Kuciakowi w Hull City. Nie przebili się również Wojciech Pawłowski w Udinese i Jakub Wierzchowski w Werderze Brema. Na razie nie udało się to też Marcinowi Bułce w żadnym z klubów, który reprezentował. Wojciech Szczęsny i Kamil Grabara wyjechali do wielkich klubów jako juniorzy. Szczęsnego można uznać za modelowy przykład, bo trzy lata po transferze z Polski został za granicą podstawowym bramkarzem w seniorskiej piłce, a pięć lat po nim bronił już w lidze top 5. Ale mowa o Szczęsnym, być może najlepszym polskim bramkarzu w historii. I o pięciu latach czekania na swój moment.

SZYBKI SKORUPSKI

Stosunkowo najbardziej bezboleśnie przeskok z polskiej ligi do którejś z czołowych zagranicznych zaliczył Łukasz Skorupski. Wyjeżdżał jako 22-latek, po dwóch dobrych sezonach w Ekstraklasie, ale nie jako jej gwiazda i miał na koncie jeden występ w reprezentacji w krajowym składzie. Dwa lata po odejściu z Górnika Zabrze rozgrywał już ponad 2700 minut w Serie A. Nikomu nie poszło równie szybko zostanie jedynką na takim poziomie. Ale i w tym przypadku trzeba pamiętać, że Skorupski wyjeżdżał do Romy, a numerem jeden został w Empoli. Nawet po dwóch bardzo dobrych sezonach w tym klubie nie dostał szansy w Romie. I dziesięć lat po wyjeździe wciąż nie wszedł na poziom klubu, który go kupował. Na tym przykładzie też widać, że nie ma większego sensu analizowanie, kto jest numerem jeden klubu, który cię kupuje i jakie są perspektywy na przebicie się tam. Jeśli ktoś nawet się przebije, to i tak gdzie indziej. Grabara nie został jedynką Liverpoolu, Majecki Monaco, Skorupski Romy, Fabiański Arsenalu a Kuszczak Herthy. Udało się to tylko Szczęsnemu i Drągowskiemu, choć akurat obaj i tak stosunkowo szybko odeszli odpowiednio z Arsenalu i Fiorentiny. Pierwszy był jedynką w klubie, który go kupował, przez trzy sezony, drugi przez dwa.

START W SŁABSZEJ LIDZE

Znacznie większe szanse na szybkie wskoczenie do bramki daje wyjazd do słabszej ligi zagranicznej jak w przypadku Boruca i Celtiku. Tu też jednak zastrzeżenie: zwykle nie dotyczy to bardzo młodych bramkarzy. Ci, opuszczając Ekstraklasę, także w ligach spoza czołowej piątki musieli zwykle trochę terminować. Dotyczyło to nawet zawodników takiego kalibru jak Jerzy Dudek, który cały pierwszy sezon w Feyenoordzie Rotterdam spędził jako zmiennik. Przemysław Tytoń o status numeru jeden Rody Kerkrade walczył trzy lata po opuszczeniu Górnika Łęczna. Bartosz Białkowski po opuszczeniu Górnika Zabrze nie był gotowy na bluzę z numerem jeden w League Championship i wywalczył ją dopiero siedem lat od transferu na trzecim szczeblu rozgrywkowym w Anglii. Grzegorz Sandomierski czy Majchrowicz w ogóle nie zostawali numerami jeden odpowiednio w Belgii, Chorwacji i Anglii oraz na Cyprze. Majecki jedynką w Belgii został dwa lata po wyjeździe z Polski.

Reklama

STARSI MAJĄ ŁATWIEJ

To dość uderzające, że wśród dość licznych przykładów polskich bramkarzy, którzy tuż po wyjeździe do słabszej ligi zagranicznej zaczęli regularnie bronić, nie ma zupełnych młodzieniaszków. Najmłodszymi, który po wyjeździe z Ekstraklasy, rozegrali pełny sezon za granicą jako numer jeden, byli Mateusz Lis, zamieniający Wisłę Kraków na ligę turecką oraz Arkadiusz Onyszko Widzew Łódź na ligę duńską w wieku 24 lat. Gdy jednak Lis ruszył na trochę głębsze wody, zakopał się na ławce rezerwowych. Pozostali opuszczali ligę już ze sporym doświadczeniem. Adam Matysek, Wojciech Kowalewski i Boruc wyjeżdżali jako 25-latkowie, Arkadiusz Malarz i Łukasz Załuska mieli po 26, Rafał Gikiewicz i Adam Stachowiak po 27 lat, a niektórzy ruszali jeszcze później. Jakub Słowik, Grzegorz Szamotulski, Radosław Majdan, Mariusz Pawełek, Łukasz Sapela, Michal i Boris Peskovicowie tuż po opuszczeniu Ekstraklasy zostawali numerami jeden, mając już ponad 28 lat.

Mowa o próbce ostatnich trzydziestu lat. Transferach wielu bardzo dobrych, a nawet wybitnych bramkarzy. Ruchach z bardzo różnych kierunków. Dawnych i współczesnych. Z kraju, który ponoć świetnie wychowuje bramkarzy i ma w tej kwestii renomę w Europie. Mimo to:

– nie ma ani jednego przykładu bramkarza (w dowolnym wieku), który zostałby numerem jeden w lidze top pięć szybciej niż dwa lata od wyjazdu;

– nie ma ani jednego przykładu bramkarza młodszego niż 24 lata, który zostałby numerem jeden w lidze spoza top 5 bezpośrednio po wyjeździe.

BIEG NA DŁUGI DYSTANS

Bramkarz, kończąc wiek młodzieżowca w Ekstraklasie, ma maksymalnie 22 lata. Ma poczucie, że jest zdolny, wszyscy go chwalą, wręczają mu statuetki, wróżą wielką karierę. Musi jednak sobie uczciwie powiedzieć albo mieć obok siebie kogoś, kto mu to powie, że w tym momencie nie jest jeszcze gotowy na wielką karierę. Jeśli wyjedzie za granicę, musi się nastawić na kilka lat wypadnięcia z obiegu, z nadzieją, że po tym czasie wypłynie na powierzchnię jak Szczęsny, a nie utonie jak Pawłowski. Ale jeśli jeszcze nie wyjedzie, to nawet lepiej. Nie jest na pewno łatwo oprzeć się presji klubu, który chce sprzedawać, menedżera, otoczenia i samego siebie, ale bramkarz w dzisiejszych czasach naprawdę nie musi się spieszyć. Ma dużo czasu. Kariery się wydłużają, nikt już nie patrzy podejrzliwie na 35-latka w bramce. Boruc, kończąc wiek młodzieżowca, miał na koncie pięć występów w Ekstraklasie, ale zdążył 170 razy zagrać w ligach top 5. Gikiewicz jako młodzieżowiec miał osiem meczów w barwach Jagiellonii, a potem ponad sto razy zagrał w Bundeslidze. Fabiański do 29. roku życia miał 32 występy w Premier League, a dziś ma ich ponad 350. Kariera bramkarza to bieg długodystansowy. A kto ma 22 lata, ten cały maraton ma jeszcze przed sobą. Nawet jeśli nieźle wystartował na pierwszych metrach, nie ma to jeszcze najmniejszego znaczenia.

MICHAŁ TRELA

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Live

LIVE: Co za koszmarny paździerz… Wciąż bez goli w meczu Raków – Stal

Michał Kołkowski
7
LIVE: Co za koszmarny paździerz… Wciąż bez goli w meczu Raków – Stal

Piłka nożna

Komentarze

13 komentarzy

Loading...