Myśleliśmy, że tylko Pogoń Szczecin potrafi tak sfrajerzyć się w defensywie, ale Legia w 11. minucie spotkania skutecznie wyprowadziła nas z błędu. I może nie reagowalibyśmy na to tak mocno, gdyby nie fakt, że wczoraj już jedna polska drużyna skompromitowała nas na arenie europejskiej. Przed tym meczem byliśmy więc wyczuleni, ale też bardziej wymagający. Austria Wiedeń to w końcu nie Gent. A mimo to, wbrew umiarkowanemu optymizmowi, wszystko zaczęło i skończyło się nie najlepiej.
Gdy Muharem Husković strzelał niemal na pustaka, zastanawialiśmy się, co właściwie wydarzyło się na Łazienkowskiej. Czy obwiniać Kacpra Tobiasza i Juergena Elitima, czy może tylko tego drugiego. Wiemy, że w ostatnim czasie Tobiasz to jedno ze słabszych ogniw Legii, jednak akurat w tej sytuacji nie obarczalibyśmy go absolutnie całą winą. Na obronę 20-latka można powiedzieć, że robił to, nad czym zespół pracuje na treningach. Rozgrywaniem piłki od pola karnego z włączeniem bramkarza, wciąganiem rywala na swoją połowę, omijaniem pressingu. Ot, standard europejski.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Dziurawa defensywa i ślepy sędzia
Z drugiej strony, nie bez podstaw jest argument za tym, że Tobiasz zwyczajnie wsadził swojego kolegę na konia. Wydaje się, że mógł wybrać prostszy wariant, widząc, że Elitim jest pod presją. Niestety nie wykazał się należytym spokojem, choć osobną sprawą jest fakt, że Kolumbijczyk też się nie popisał. Niecelnie podał w pierwszym kontakcie do Rafała Augustyniaka, mimo że miał futbolówkę na lepszej nodze. Co jak co, ale na takim poziomie trzeba oczekiwać celnych podań w tym sektorze.
To nie mecz ze Stalą Mielec, w którym podobny babol kończy się strzałem w trybuny albo w ogóle do niego nie dochodzi. To kwalifikacje do Ligi Konferencji i mimo wszystko w miarę poważny rywal, którego nie można zlekceważyć. Oczywiście to uwaga, zaznaczmy, do obu panów z Warszawy. Przyda się na rewanż. Musi, bo bez wyciągnięcia wniosków o dobrym wyniku nie ma mowy.
Co prawda po stracie bramki Legia próbowała jakoś się odgryzać, głównie za sprawą rajdów Pawła Wszołka, ale żaden nie skończył się golem przed przerwą. I normalnie przeszlibyśmy do innego tematu, gdyby nie fakt, że wahadłowy Legionistów wywalczył rzut karny. Tak, wywalczył. Ale sędzia zapomniał założyć pieprzonych okularów. Stał pięć metrów od miejsca, w którym piłkarz Austrii Wiedeń faulował, ale jego gwizdek milczał. VAR też, bo na takim etapie rozgrywek europejskich – co jest śmieszne i smutne zarazem – po prostu go nie ma. Szkoda, wielka szkoda.
Mecz zmierzał w złym kierunku, ale częściowo udało się go uratować
Zdecydowanie mocniejsze słowo nasuwało się na usta, kiedy Tobiasz wyciągał piłkę z siatki po raz drugi. A potem, gdy Tomas Pekhart w sytuacji sam na sam nie dość, że nie podał do Wszołka na pustą, to jeszcze sam nie trafił w bramkę. I tak mnożyło się to zdenerwowanie, irytacja, wręcz wkurw, że Legia daje się ogrywać piątej sile ligi austriackiej.
Naprawdę nie oczekiwaliśmy wiele. Po prostu dobrego meczu i pozytywnego wyniku przed rewanżem. Dostaliśmy jednak parodię w tyłach. I pokaz, że podopieczni Kosty Runjaicia mają problem z narzuceniem swojego stylu gry przez większość spotkania oraz w wielu momentach z nadążaniem za wyższą intensywnością proponowaną przez Austriaków. To rzucało się w oczy.
Ale bądźmy sprawiedliwi: Legia walczyła do samego końca i gdy na boisko weszli Muci, a potem Baku, potrafiła docisnąć Austrię Wiedeń. Szkoda tylko, że ten zryw dał jedną bramkę. W ostatecznym rozrachunku, pamiętając o pierwotnym optymizmie, trzeba zatem mówić o rozczarowaniu. Nie zamaże tego nawet dobra końcówka, w której i tak Tobiasz musiał ratować kolegów przed stratą trzeciego gola. Ba, gdyby goście podejmowali trochę lepsze decyzje w polu karnym Legii, już dziś można by spisać dwumecz na straty. A tak, na całe szczęście dzięki błyskowi Baku i Muciego, możemy nastawiać się na emocjonujący rewanż. Pod względem wyniku nie ma tragedii, choć łatwo też z pewnością nie będzie.
Legia musi przede wszystkim poprawić się w grze obronnej, bo ta wyraźnie kuleje. Nie tak jak w Pogoni, to inny poziom, ale okazuje się, że tak jak słabości warszawiaków punktowała ostatnio drużyna z Kazachstanu (cztery gole stracone w dwumeczu), tak też robi to ekipa z Austrii. A to stawia pod dużym znakiem zapytania szanse na awans do dalszej rundy. Mówiąc wprost, za tydzień nie będzie już takiego optymizmu jak przed dzisiejszym wieczorem.
Legia Warszawa – Austria Wiedeń 1:2 (0:1)
Mci 87′ – Husković 11′ i 56′
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Grosicki: Czuję się bohaterem w swoim domu
- Koulouris: Grecja wygrała Euro 2004 w specyficznym stylu, ale ja wolę ofensywną Pogoń
- „Prezes przyszedł i powiedział, że nas oszukał”. Walka o kasę w Lubliniance
Fot. Newspix