Reklama

Superman odwiesił pelerynę. Gianluigi Buffon odszedł na emeryturę

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

04 sierpnia 2023, 13:50 • 10 min czytania 9 komentarzy

Zdaniem Juventusu 2 sierpnia 2023 roku trwale wpisał się w annały historii futbolu. To dzień, w którym Gianluigi Buffon zakończył karierę sportową w wieku 45 lat. Przez ostanie trzy dekady “Gigi” zachwycał świat grą na bramce, którą wzniósł na nieznany dotąd nikomu poziom. Jednak nawet Superman w końcu musiał zdjąć pelerynę. 

Superman odwiesił pelerynę. Gianluigi Buffon odszedł na emeryturę

Każdą historię wielkich ludzi piszą małe wydarzenia, po których następuje nieoczekiwany zwrot biegu. To one miały bezpośredni wpływ na kształt historii. Czy wybuchłaby II wojna światowa, gdyby Adolfa Hitlera przyjęli do Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu? Czy doszłoby do podziału kościoła chrześcijańskiego, gdyby nie słowo “filioque”? Czy Krzysztof Kolumb odkryłby Amerykę, gdyby potrafił dobrze liczyć? Tak było również z Gianluigim Buffonem, który napisał jedną z najpiękniejszych i najdłuższych kart w historii futbolu. Na nowo odkrył rolę bramkarza dla piłki nożnej. Jego nigdy niezaspokojony głód zwyciężania sprawił, że na światowej scenie futbolu utrzymywał się przez 28 lat.

Gianluigi Buffon: historia

W zasadzie już pierwsze dni życia Buffona zdeterminowały to, jaki był w dorosłym życiu. Pierwsze problemy z legendarnym bramkarzem pojawiły się już podczas porodu. Owinął się pępowiną, zsiniał i przez sześć dni leżał w inkubatorze. Lekarze nie wiedzieli, czy przez przyduszenie, jego mózg nie uległ uszkodzeniu. Na szczęście nie stało mu się nic złego, a już dziewięć miesięcy później chodził i mówił, choć rodzice mieli na niego większą baczność. On się temu buntował. Chciał stawiać na swoim.

Chciał być numerem 1.

Reklama

Wszystko na opak

Od kiedy byłem dzieckiem, zawsze lubiłem trudne zadania. Za każdym razem, gdy musiałem dokonać wyboru, postępowałem zgodnie ze swoją naturą. Jestem osobą, która zawsze chce stawić czoła trudnym wyzwaniom, prawie niemożliwym. Gra na pozycji bramkarza jest konsekwencją mojego charakteru i natury – mówił jeszcze miesiąc temu Buffon na łamach włoskich mediów.

ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU

Jako nastolatek wszedł w jeszcze większy okres buntu. Pierwszego papierosa zapalił jako 14-latek. Później doszły również jointy. Wdawał się w bójki, ale tylko po to, jak sam tłumaczył, żeby drugi raz nie zostać zaczepionym. Gdy trener mówił jedno, on robił drugie. Tak jak podczas jego pierwszego obozu przygotowawczego w USA, na który pojechał jako 16-latek z Parmą.

Trener zakazał nam spożywania niezdrowego jedzenia. A ja zamówiłem lody wielkości pochodni na Statui Wolności. Robiłem dokładnie odwrotnie, niż mówił mi Nevio Scala. Czasami obawiam się, że gdyby musiał iść do psychoanalityka, to tylko przeze mnie – wyjaśnił z uśmiechem legendarny golkiper na łamach goal.com.

Kamerun na mundialu 90′

Wszystkie uchybienia uchodziły mu jednak płazem. Stawiał na swoim, ale w swoim postępowaniu nie był chamski. Nie tak wychowali go rodzice, którzy wszystkie swoje dzieci kierunkowali na sport. Matka Maria rzucała bowiem dyskiem, ojciec Adrian pchał kule, a siostry grały w siatkówkę. “Gigi” wybrał piłkę, choć na początku występował na inne pozycji niż znamy go obecnie. Z powodzeniem radził sobie jako pomocnik. Grał na tyle dobrze, że interesował się nim Inter Mediolan. Co by było, gdyby nim pozostał? Tego nie wiemy, bo wszystko zmieniło się podczas mundialu w 1990 roku.

Buffon zakochał się w reprezentacji Nieposkromionych Lwów, a w szczególności kameruńskim bramkarzu Thomasie N’Kono, który w ekwilibrystyczny sposób zatrzymywał kolejnych napastników podczas mistrzostw świata. Jego miłość do tego golkipera była tak duża, że wiele lat później poleciał do Afryki, by wystąpić w charytatywnym meczu z tym zawodnikiem.

Reklama

Siadał i oglądał każdy mecz Kamerunu – wspominała matka zawodnika Maria. Miał wtedy 12 lat. Już pięć lat później zadebiutował jako bramkarz w Serie A, a w 1993 roku znalazł się na ustach wszystkich we Włoszech. Podczas mistrzostw Europy do lat 16 zatrzymał Hiszpanię i Czechosłowację w serii rzutów karnych, wprowadzając Italię do finału, gdzie czekała już Polska. Reprezentacja prowadzona przez Andrzeja Zamilskiego zwyciężyła, ale i tak Buffon doczekał się obecności na okładce “La Gazzetta dello Sport”. Wspólnie z młodą tenisistką Marią Francescą Bentivoglio byli oklaskiwani przez całe Włochy, jak głosił tytuł. Młody bramkarz spotkał się wtedy z wielką sławą. Po raz pierwszy zaczepiali go ludzie na ulicy, nie mając świadomości, że stoi przed nimi jeden z najlepszych golkiperów w historii futbolu.

To ja! – mówił wtedy “Gigi”, gdy pytano o Buffona po przylocie z turnieju w Turcji do Włoch. – Poczułem przypływ dumy, ale miałem także poczucie, że coś się zmieniło, że w moim życiu wydarzyło się coś nowego – opisywał w swoich wspomnieniach.

Płaskostopie to nie problem

Już wcześniej było o nim głośno, gdy zaczęły interesować się nim najważniejsze kluby we Włoszech. Znajdował się bardzo blisko podpisania kontraktu z Milanem. Rossoneri wysłali nawet do jego rodziców gotową umowę do podpisania. Młody piłkarz był przekonany do transferu. Czy dziś Buffon byłby legendą Milanu, a nie Juventusu? Tego się nie dowiemy, bo jego rodzice postanowili sprawdzić jeszcze internat, w którym zamieszka ich syn. Warunki ich nie zadowalały, dlatego odrzucili propozycję klubu z Mediolanu i przystąpili do rozmów z Bologną. Sam klub nie był do końca przekonany do tego, by sprowadzić “Gigiego”. Wciąż widziano w nim nieopierzonego bramkarza, ex-pomocnika. Dlatego finalnie wybór padł na Parmę.

Od razu, kiedy zobaczyłem “Gigiego” powiedziałem do siebie, że ten dzieciak jest fenomenalny. Dyrektor sportowy Parmy nie był do niego przekonany. Miał płaskostopie i jego technika pozostawiała wiele do życzenia. Jednak wiedziałem, że może ją poprawić. Stwierdziłem, że musimy podpisać z nim kontrakt, zanim zrobi to ktoś inny. Na szczęście mnie posłuchali i “Gigi” trafił do nas – wrócił pamięcią do początku Buffona Ermes Fulgoni, trener bramkarzy Crociati, na łamach goal.com.

Tona kasy za “Gigiego”

Nie dość, że Buffon stał się jednym z najlepszych piłkarzy w historii Parmy, pomógł jej w zdobyciu dwóch Pucharów UEFA i Coppa Italia, to w 2001 roku ozłocił klub. Juventus pozyskał bramkarza za 100 miliardów lirów! Do 2018 roku pozostawał najdrożej kupionym golkiperem w historii futbolu. Jeśli przyjmiemy, że milion złotych w stuzłotówkach to dziewięć kilogramów, a waga liry była podobna, to gdyby Stara Dama zapłaciła za Buffona w gotówce, pieniądze ważyłyby blisko tonę! Tyle wart był bramkarz, który w seniorskiej piłce zadebiutował jako 17-latek. Czy ktoś wydałby za niego tyle, gdyby nie kontuzja Luki Bucciego?

To ona sprawiła, że w listopadzie trener Nevio Scala wystawił go przeciwko Milanowi, w którego składzie występowali Weah, Baggio, Costacurta, Baresi, Desailly. Wszyscy mieli jednak obawy. Jego poczynania oglądało blisko 30 tysięcy ludzi, w tym rodzice. Towarzyszył mu tak ogromny stres, że przed spotkaniem otuchy dodawali mu piłkarze Rossoneri. Sam Buffon był na tyle skupiony na meczu, że po wyjściu na boisko od razu pobiegł do bramki, zapominając, że mogą się zmienić połowy, a także o drużynowym zdjęciu. W tygodniu poprzedzającym jego debiut bronił jednak jak natchniony i szkoleniowiec nie miał wątpliwości, kogo wystawić, ale musiał upewnić się o tym w bezpośredniej rozmowie. Zadał tylko dwa pytania.

Gigi, co się stanie, jeśli jutro zagrasz? Będziesz gotowy?

Panie trenerze, ale jaki jest w ogóle problem? – odpowiedział Buffon i Scala już wiedział, kogo wystawi.

Superman

Z Milanem “Gigi” bronił jak natchniony. Zachował czyste konto, a następnie udał się do domu. Musiał się wytłumaczyć rodzicom, dlaczego nie powiedział im o debiucie, a także chciał zobaczyć siatkarski mecz swojej siostry. Bo właśnie taki był. Na boisku skupiony, odważny, momentami szalony, po końcowym gwizdku przyjacielski, rodzinny i wrażliwy.

Wiem, że dla innych “Gigi” to legenda, ale dla mnie to wciąż mały chłopiec, kopiący piłkę dla Canaletto di La Spezia. Zanim zaczął grać na bramce, biegał w polu z dużymi czerwonymi policzkami, zmierzwionymi włosami niczym jeżozwierz, z patykowatymi nogami i małym okrągłym brzuszkiem. Bo trzeba podkreślić, że lubić jeść i to dużo – powiedziała siostra Guendelina na łamach “Corriere della Serra”. Buffon szczególnie upodobał sobie kanapki z mortadelą.

Już w kolejnym sezonie “Gigi” był podstawowym bramkarzem Parmy. Zasłynął tym, że obronił rzut karny wykonywany przez Ronaldo. To wtedy kibice nazwali go “Supermanem”, co przypadło mu do gustu. Pod trykotem meczowym zaczął nosić niebieską koszulkę z czerwonym “S” na klatce piersiowej, co lubił eksponować po zwycięskich meczach. Po latach ten pseudonim stał się dla niego ciężarem, gdy popełniał więcej błędów niż zazwyczaj. Domagano się jego zmiany, ale fani Juventusu mocno go wspierali, wywieszając w 2016 roku transparent z napisem: – Nawet Superman jest czasem tylko Clarkiem Kentem. “Gigi”, na zawsze nasz bohater.

Nigdy się nie zmienił

Bo kariera Buffona to nie tylko opowieści o samych sukcesach. To w końcu mistrz świata, najlepszy piłkarz Europy, dziesięciokrotny zdobywca scudetto, ale również człowiek zmagający się ze swoimi demonami, uparciuch i cierpiętnik.

Czekał blisko 30 lat, żeby wygrać Ligę Mistrzów. I się nie doczekał.

Podczas mistrzostw świata w 2010 roku bronił, choć nie mógł podnieść się z łóżka.

Na początku XXI wieku zmagał się z depresją.

Nie opuścił Juventusu, pomimo degradacji Starej Damy do Serie B.

Nigdy się jednak nie poddał, bo nie pozwalał mu na to charakter zwycięzcy i wychowanie.

Nigdy się nie zmienił, ponieważ ma charakter bardzo podobny do mojego męża. Jest bardzo zrównoważoną, stateczną osobą. Sport zawsze był dla nas bardzo ważny nie tylko ze względu na zalety aktywności fizycznej. Czuliśmy, że to sposób na nauczenie dzieci, jak wchodzić w interakcje z innymi, jak przegrywać, jak cierpieć. A “Gigi” z pewnością cierpiał. Miał dużo szczęścia, ale również wiele dotkliwych porażek, poważnych kontuzji. Podczas mundialu w 2010 roku zadzwonił do nas z RPA. Leżał na łóżku i rozmawiał przez głośnik, ponieważ jego plecy były w tak opłakanym stanie, że ledwie mógł wytrzymać rozmowę, nie mówiąc już o jakimkolwiek ruchu. Tak więc sport, podobnie jak życie, uczy, jak cierpieć, jak pokonywać przeszkody. Pozwala też zachować pokorę. A “Gigi” mimo wszystko nigdy się nie zmienił – opowiadała Markowi Doyle’owi matka Buffona na goal.com.

Masochizm, depresja i poczucie wdzięczności

Sam legendarny bramkarz opowiedział również o swoich problemach.

Jestem masochistą, jak i egocentrykiem. Masochistą, ponieważ kiedy grasz na bramce, wiesz, że jedyną pewną rzeczą w życiu jest to, że będziesz przepuszczać gole. Wiesz też, że tracenie bramek nie jest czymś, co przynosi szczęście – stwierdził na łamach “The Guardian”.

Latem 2006 roku, chwilę po tym, jak zostałem mistrzem świata, kontaktowało się ze mną wiele czołowych klubów. Zdecydowałem się zostać w Juve przede wszystkim dlatego, że wierzę we wdzięczność. Jest to wartość, którą jako społeczeństwo powinniśmy przywrócić na powierzchnię. Chciałem również udowodnić w konkretny sposób, że wartości futbolu, w które wierzę, nie są tylko deklarowane i powtarzane retorycznie, ale są wprowadzane w życie. Piłka nożna to nie tylko biznes, to także sentyment. Sport umarłby bez tego pierwszego lub drugiego, powinniśmy to wiedzieć. W swojej małej części starałem się udowodnić, że tak jest – zdradził w “Corriere dello Sport”.

Od grudnia 2003 do czerwca 2004 cierpiałem na depresję. Nigdy tego nie rozumiałem. Dlaczego dopadło mnie to wtedy? Nie wcześniej, nie później, ale wtedy. Nie byłem zadowolony ze swojego życia i piłki nożnej. Moje nogi nagle zaczęły się trząść. To był mroczny okres, ponieważ jestem pogodną i optymistyczną osobą. Myślałem: „Jak bogaci i normalni ludzie mogą cierpieć na depresję?” Za każdym razem, gdy ponosiłem porażkę, dokonałem złej interwencji lub zawiniłem w inny sposób, przypomniałem sobie o tym okresie. Po prostu nie mogłem sobie pozwolić na wyjazd na dwa lub trzy miesiące, aby wyzdrowieć – zwierzył się na łamach FIFA.com.

Czas założyć okulary

Mimo tylu przeciwności losu jest niewątpliwie jednym z najlepszych bramkarzy w historii futbolu. Może czuć się spełniony, choć pewnie jego cząstka odczuwa niedosyt. Jednak najlepszą oceną jego dokonań są wyznania ludzi, których spotkał na swojej drodze. Z wiekiem stał się dla młodych piłkarzy mentorem, a może nawet piłkarskim ojcem. Dzielił się z nimi wiedzą, doświadczeniem, błędami, które popełnił. Na wielu piłkarzach wywarł ogromny wpływ, czego sami nie ukrywają. Choć w PSG występował zaledwie rok, to Kylian Mbappe jest mu wdzięczny do dziś.

– To dla mnie ogromny zaszczyt, że mogłem Cię poznać i moja ścieżka mogła skrzyżować się z Twoją legendarną karierą. Złoty człowiek z cennymi radami, które będę trzymał przy sobie przez całe życie. Dziękuję – napisał na Twitterze Mbappe, żegnając Buffona.

Teraz “Gigi” może spełnić obietnicę złożoną przed laty rodzicom. Wróci i ukończy szkołę. W końcu Superman odwiesił już pelerynę i ponownie może przywdziać okulary Clarka Kenta.

WIĘCEJ O WŁOSKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Kontuzja za kontuzją. Kolejny zawodnik Manchesteru City z urazem

Bartosz Lodko
0
Kontuzja za kontuzją. Kolejny zawodnik Manchesteru City z urazem

Piłka nożna

Anglia

Kontuzja za kontuzją. Kolejny zawodnik Manchesteru City z urazem

Bartosz Lodko
0
Kontuzja za kontuzją. Kolejny zawodnik Manchesteru City z urazem

Komentarze

9 komentarzy

Loading...