W ostatnich latach był jednym z najlepszych napastników Ligue 1 i każdy sympatyk francuskiej piłki z pewnością go kojarzy. Jednak jego nazwisko nigdy nie pobrzmiewało ze wszystkich stron wyłącznie ze względu na piłkarskie podboje. Co by nie mówić – Andy Delort jest chodzącym magnesem na kłopoty i różnego rodzaju przypały. Problemy z prawem, niezrozumiałe decyzje i problemy komunikacyjne to w jego przypadku norma. Jeśli ktoś szuka przykładu zagubionego piłkarza, który najpierw coś robi, a dopiero potem myśli, to historia tego ancymona idealnie wpisuje się w ten klucz.
Andy Delort zawsze był zapatrzony w Jeana-Pierre’a Papina, legendę OM. Jako dzieciak próbował naśladować jego widowiskowe trafienia z nieoczywistych pozycji, które nazywano “papinadami”. W czasach dzieciństwa był w nietypowy sposób motywowany przez swojego ojca do większej staranności. Dwa nieudane zagrania z rzędu oznaczały, że Andy będzie musiał zejść z boiska i pójść do domu. A Andy piłkę kochał jak mało kto, więc robił wszystko, by dzięki jakościowym zagraniom przedłużać treningi ze swoim tatą.
Szlifowanie umiejętności za młodu miało przełożenie na zawodową karierę Algierczyka. Delort przez lata potrafił bardzo pozytywnie zaskakiwać na boisku. Zawsze, gdy miał dobry dzień, potrafił zrobić coś z niczego. Swoją drogą, strzelił kiedyś cudownego gola, którego nie powstydziłby się nawet jego idol. Miało to miejsce w 2017 roku. Wówczas jako zawodnik Toulouse FC efektownym strzałem zaskoczył bramkarza Bastii. Zobaczcie sami. Prawdziwe dzieło sztuki.
Delort sigue haciendo goles en Francia desde su regreso. Hoy de chilena @AndyDelort9 vs Bastia pic.twitter.com/edgpETtZZ2
— Heblem Zerón (@HeblemZeron) February 11, 2017
Ale pośród widowiskowości i skuteczności, jaką Delort był w stanie gwarantować przez lata gry na wysokim poziomie, nie da się przejść obojętnie obok jego ciemnej strony. Nie jest to piłkarz, który świeci przykładem i taki, którego powinno się stawiać za wzór. Wręcz przeciwnie – często poprzez swoje czyny dostarczał pobudek do drwin. Od lat wiadomo, że Delort potrafi regularnie zdobywać bramki, ale gdy prześledzi się jego poczynania pozaboiskowe, można dojść do wniosku, że Algierczyk ma talent do pakowania się w kłopoty. W te większe i w te mniejsze.
Łezka pod okiem
Tatuaże zazwyczaj zostają z nami na całe życie – no chyba, że je usuniemy. Pełnią nie tylko funkcję ozdobną, ale też w wielu przypadkach stanowią formę wyrażania siebie i swoich poglądów. Dlatego ważne jest, by podejść do tego tematu z głową i przemyśleć wszystko na spokojnie, zanim igła zacznie aplikować tusz pod skórą.
W przypadku Delorta wydaje się, że planowanie tatuażu nie trwało zbyt długo i nie było najlepszą decyzją w jego życiu. Mając osiemnaście lat, zdecydował się na przyozdobienie swoje twarzy “łezką pod okiem”, czym przysporzył sobie kłopotów. Wybór tym bardziej kontrowersyjny, że bardzo powszechny w przypadku subkultur gangsterów i więźniów. Zwykle oznacza pobyt za kratkami lub jest znakiem osób, które dokonały morderstwa. W każdym razie – nie jest raczej dobrze postrzegany i często wywołuje mieszane uczucia.
Delort w rozmowie z L’Equipe wspominał, że gdy ojciec po raz pierwszy zobaczył go z tym tatuażem, to chciał go potraktować nożem do tapet – oczywiście nie dosłownie, ale tak to ujął sam piłkarz. Algierczyk jednak uspokaja, że „łezka pod okiem” miała oznaczać tylko to, że dużo przeżył i nie raz zapłakał. Faktem jest, że Delort nie miał łatwo. Pochodził z rozbitej rodziny. Rodzice rozstali się, gdy miał mniej niż siedem lat. Później znajdował się pod opieką ojca romskiego pochodzenia i w tej kulturze był też wychowany. Nie kryje się z tym, że od młodych lat miał sporo za uszami. Nie raz tłukł się na ulicy, rozrabiał i miał problemy z prawem. Również już jako zawodowy piłkarz.
„Instruktor” nauki jazdy
Oczywiście Andy Delort nigdy nie był instruktorem prawa jazdy, ale wydaje się, że czuł powołanie do tego zawodu. Udowodnił to w 2018 roku. Wpadł na kretyński pomysł, który pokazuje, że regularnie losuje złe decyzje życiowe. Sytuacja miała miejsce pewnej nocy i akcja trwała do godzin porannych. Napastnik postanowił podróżować swoim autem jako pasażer, ale problem stanowiło to, kogo ustawił za kółkiem i w jakim stanie. Wrzucił na fotel kierowcy człowieka bez prawa jazdy, w dodatku pijanego. Dramat. Na szczęście krzywdy nikomu nie zrobili, ale wykazali się skrajną głupotą.
Trzeba przyznać, że policjanci tamtego dnia mieli nosa, ponieważ postanowili zatrzymać wspomnianą załogę. Ale Delort wraz ze swoim przyjacielem uznał, że tak łatwo nie dadzą się złapać na gorącym uczynku i próbowali uciec. Na próżno, bo i tak policjanci ich capnęli. Ale to jeszcze nie koniec tej dziwacznej historii.
Delort uznał, że najlepszą opcją w takich okolicznościach będzie zwyzywanie mundurowych. Zaczął wykrzykiwać wulgaryzmy pod ich adresem i przechwalać się zarobkami. Według relacji francuskich mediów powiedział:
– Mam to gdzieś, do cholery. Zarabiam 150 tysięcy miesięcznie.
Słowa były tak samo zbędne, jak pomysł wrzucenia na fotel kierowcy pijanego kumpla. Delort za swoje zachowanie trafił do aresztu i musiał tłumaczyć się ze swoich decyzji.
Krokodyl, piwko i zmienność
Droga od bycia ulubieńca publiki do zostania zdrajcą jest dość krótka. Zwłaszcza gdy obietnice nie znajdują pokrycia w praktyce. Nie raz Delort powtarzał ckliwie, że kocha Montpellier, nie zamierza nigdzie odchodzić i zakończy w tym klubie karierę. Sęk w tym, że słowa nie poszły za czynami i w pewnym momencie postanowił opuścić klub tylnymi drzwiami. Przeszedł do OGC Nice i zaczął opowiadać, że za sprawą transferu nareszcie wyjdzie ze strefy komfortu. Ultrasi Montpellier się wściekli. Potraktowali jego odejście za zdradę. Przez wiele miesięcy myśleli, że zyskali gracza na lata, który silnie identyfikuje się z klubem. Okazało się, że ten czekał tylko na odpowiedni moment i prysnął do ligowego rywala.
A mieli z nim w przeszłości bardzo wesoło. Jedna sytuacja była po prostu komiczna. Podczas meczu derbowego z Nimes Delort zdecydował się na nietypową cieszynkę. Po zapakowaniu piłki do siatki wziął do ręki żelkowego krokodyla (symbol Nimes) i zjadł go. Wówczas poczuł się fenomenalnie i bardzo pewnie. Zresztą, na poniższym zdjęciu widać po nim satyskafcję z wbicia błyskotliwej szpileczki. Wówczas jeszcze szyderca nie spodziewał się, że role za moment się odwrócą i to z niego cała Francja będzie żartowała. Po chwili okazało się, że jego gol został anulowany, więc cieszynka poszła na marne.
During the derby between Montpellier and Nimes today, Andy Delort (Montpellier) scored a goal and celebrated by eating a gummy crocodile, the symbol of Nimes.
The goal was then cancelled by VAR, and Nimes scored 4 minutes later.
😂😂😂 pic.twitter.com/diPtSO045a
— FootballFunnys (@FootballFunnnys) March 14, 2021
Nietypowych akcji Delorta nie brakowało również później. Już po odejściu do Nicei pokusił się o niestandardową celebrację, ale już po meczu. W spotkaniu przeciwko Ajaccio (jego były klub) strzelił gola, a po spotkaniu udał się do fanów Ajaccio, żeby sobie z nimi pogadać, pożartować i wypić piwo. Fotografia upamiętniająca ten moment trafiła do sieci i szybko stała się wiralem.
La belle image d’Andy Delort partageant une bière avec ses anciens supporters d’Ajaccio. 🍻
L’international algérien a inscrit l’unique but du match offrant la victoire à Nice.
📸 @AnthoTognetti pic.twitter.com/IH6Hp1iKpk
— Actu Foot (@ActuFoot_) September 12, 2022
Nietypowe pomysły i Meksyk
Delort urodził się we Francji, ale nigdy nie pojechał na zgrupowanie pierwszej kadry tego kraju. Miał tylko kilka występów dla młodzieżowych drużyn „Trójkolorowych”. Natomiast ciekawostkę stanowi fakt, że reprezentował francuską kadrę w beach soccerze, którą prowadził Eric Cantona. To jednak nie oznaczało, że Delort miał zamkniętą furtkę do innych reprezentacji.
Kilka lat temu wpadł na pomysł, o którym wspomniał Romain Molina. Jako że Delort przez jakiś czas grał w lidze meksykańskiej, ponoć stwierdził, że mógłby reprezentować Meksyk. Pomimo chęci gry dla “El Tri” nigdy nie było nawet mowy o jego powołaniu. Na przeszkodzie stanęły kwestie formalne. Musiałby przebywać w Meksyku minimum osiem lat, a świadomość długiego oczekiwania skutecznie odwiodła go od tego pomysłu. Zwłaszcza że w Meksyku – podobnie jak w Anglii – długo się nie nagrał.
Swoją drogą początkowo miał duże problemy z adaptacją w meksykańskich warunkach, a kibice Tigres, do którego trafił, mieli go za dziwaka. Szybko zaczęli się zastanawiać, czy wszystko jest z nim w porządku. To za sprawą jego aktywności w mediach społecznościowych, gdzie spamował dziwacznym fotografiami. Chodziło o to, że nakładał na swoje fotki filtry, które dokładały mu kwiatki na głowie lub uszy i nos psa. Często w tle tych fotek paradowali jego kumple bez koszulek, co sprawiało, że regularnie meksykańscy kibice i dziennikarze dopytywali go o orientację seksualną (jakby to orientacja miała wpływ na grę…). Pytania były tak częste, że Delort zaczął się o nie wściekać i wręcz odpyskowywać.
Natomiast nie jest tak, że Algierczyk kompletnie nie odnalazł się w meksykańskich warunkach i źle wspomina swój krótki pobyt. Nie raz powtarzał, że mieszkają tam wspaniali ludzie, ale on potrzebował więcej czasu na zrozumienie tamtejszej kultury i futbolu, niż mu się wydawało. I dopiero pod koniec przygody z Tigres zaczął piłkarsko nawiązywać do oczekiwań. W rozmowie z L’Equipe przyznał, że przyjaciele na każdym kroku podkreślają mu, że nie nadaje się do gry poza granicami Francji i żeby lepiej trzymał się Ligue 1. Sam stwierdził, że chyba jest coś na rzeczy, bo i w Wigan, i w Tigres nie spełnił oczekiwań.
Sęk w tym, że kilka dni temu podpisał kontrakt z kolejnym zagranicznym klubem. Ale ten typ tak ma, że lubi jedno mówić, a drugie robić.
Jak nie rezygnować z kadry – afera sms-owa
We francuskiej kadrze nie było dla niego miejsca, ale w kontekście piłki reprezentacyjnej zawsze miał opcję B – kadrę Algierii. Wszystko za sprawą tego, że jego mama pochodzi z tego kraju, więc nie miał większych problemów z uzyskaniem algierskiego paszportu. I skorzystał z tego faktu.
Pierwsze powołanie otrzymał w nietypowych okolicznościach. Pierwotnie na liście powołanych znajdował się Haris Belkebla, ale ten mocno narozrabiał i został wyrzucony z drużyny narodowej. Chodziło o to, że Algierczyk podczas transmisji na Twitchu, podczas której jego kolega, Alexander Oukidja, grał w Fortnine’a, stwierdził, że zabawnie będzie pokazać tyłek do kamery. Gorzej, że nie tylko o tym pomyślał, ale również zrobił. Ot, kuriozalne zachowanie, które sprawiło, że zwolniło się miejsce dla Delorta.
Wówczas kadra Algierii przygotowywała się do Pucharu Narodów Afryki, więc nie da się ukryć, że moment był wyjątkowy. Delort przyleciał na zgrupowanie w zasadzie w ostatniej chwili. Na turnieju wielkiej furory nie zrobił, ale swoje szanse otrzymał. Był głównie zmiennikiem, ale algierska kadra wygrała PNA, więc wspominał tamten czas na łamach L’Equipe bardzo miło:
– Powiedziałem o powołaniu żonie i całej rodzinie. Nie spałem w nocy. To było niesamowite! Nie mogłem zamknąć oczu. Nie chciałem spóźnić się na samolot, przybyłem dwie godziny wcześniej. A poza tym wyobrażasz sobie historię? Wygrywasz Puchar Narodów Afryki przy pierwszym podejściu. To wszystko brzmi jak bajka.
Wtedy wydawało się, że Delort może w przyszłości stanowić o sile drużyny narodowej. Natomiast plany tego piłkarza potrafią się bardzo szybko zmieniać. Gra w kadrze dość szybko mu się przejadła. Co więcej, udowodnił, że jest w stanie wszystko popsuć i z pewnością komunikacja nie jest jego najmocniejszą stroną. W 2021 roku napisał do selekcjonera “Pustynnych Lisów”, że na rok zawiesza przygodę z kadrą, bo chce się skupić na rywalizacji o skład w Nicei.
Djamel Belmadi, selekcjoner kadry, nie krył złości z powodu zachowania Delorta. Szybko przypomniał sobie, że wcześniej został poinformowany, że napastnik przechodząc do Nicei podpisał dokument, który wyklucza go z gry na Pucharze Narodów Afryki. Najpierw Belmadi nie traktował tych doniesień poważnie, ale z czasem wszystko zaczęło się potwierdzać. Delort wyszedł na egoistę, który wyżej stawia swoje dobro niż dobro kadry.
Zatem ciężko się dziwić Belmadiemu, że w rozmowie z RMC nie gryzł się w język i mocno przejechał się po piłkarzu:
– To chyba żart roku! To albo wielka głupota, albo… Nonsens. Także my będziemy grać przy ponad 40 stopniach w Nigrze, w okropnych warunkach, będziemy się tułać po całej Afryce podczas tych piekielnie trudnych eliminacji, a on wróci sobie na gotowe po awansie na Mistrzostwa Świata jak jakaś księżniczka i grzecznie spyta: „Cieszycie się, że już jestem do dyspozycji?”. To dla nas podwójny brak szacunku. Tydzień temu na konferencji przytoczyłem słowo w słowo to, co napisał. On najpierw sam powinien zwrócić się do mediów i kibiców w Algierii i wytłumaczyć swoją decyzję. Poinformować o tym, że rezygnuje z reprezentacji, bo nie widzi wielkiej szansy na grę. Zamiast tego wolał napisać do mnie i opowiadać o trudach rywalizacji z Gouirim i Dolbergiem. Czyli co, podejmuje walkę w Nicei, a nie chce podjąć w kadrze? To totalny nonsens.
Bez formy, ale w nowym klubie
W Nicei nie wszystko poszło po myśli Delorta. Bardzo chciał trafić pod skrzydła Christophe’a Galtiera, gdyż cenił go jako trenera. I rzeczywiście początkowo transfer wyszedł Delortowi na dobre. W Nicei grał regularnie i regularnie również zdobywał bramki. W pierwszym sezonie po przeprowadzce do tego klubu wbił aż 16 goli w Ligue 1, co było jego nowym rekordem. Drugi sezon rozpoczął dobrze, ale w końcówce rundy grał rzadziej. To sprawiło, że zaczął rozglądać się za innymi klubami.
Zimą trafił na wypożyczenie do Nantes z obowiązkiem wykupu za 5 milionów euro w przypadku utrzymania ekipy z zachodniej Francji. Wydawało się, że Nantes podjęło świetną decyzję. Sprowadzenie doświadczonego i bramkostrzelnego ligowca wyglądało na papierze fenomenalnie.
Rzeczywistość jednak zweryfikowała Algierczyka i Nantes okrutnie. Delort zagrał dla Nantes dwanaście spotkań ligowych i nie zdobył nawet jednej bramki. W klubie przeżyli ogromne rozczarowanie. Osoby odpowiedzialne za finanse klubu były wręcz załamane, bo pensja napastnika – około 200 tys. euro miesięcznie – mocno obciążyła klubowy budżet, a zawodnik okazał się wydmuszką. Liczono na to, że szybko znajdzie się kupca i w ten sposób zostaną zminimalizowane straty wynikające z nieudanego transferu. I to się sprawdziło. Kilka dni temu z pocałowaniem ręki sprzedano Delorta za 2,5 miliona euro do Umm Salal SC.
Biorąc pod uwagę naturę i wybryki Delorta, jego losy w Katarze mogą być całkiem ciekawe i warte obserwowania. Rozrabiaka w kraju, w którym prawo jest bardzo surowe – to nie brzmi jak dobre połączenie. A może to tylko pozory?
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Pepelu – Luis Figo z Walencji. Dziesięcioletni kontrakt i transfer do największego rywala
- Kenneth Zohore: ciekawa przeszłość bez znaczenia. Śląsk Wrocław wziął piłkarskiego trupa?
- Trela: Raków pozycyjny – lepszy plan niż wykonanie. Co może niepokoić przed rewanżem?
Fot. Newspix.pl