Kamil Pestka jest jednym z dziewięciu nowych zawodników Rakowa. Na razie nie wystąpił w żadnym sparingu i raczej trudno spodziewać się, żeby pojawił się na boisku w którymś z pierwszych meczów mistrzów Polski w nowym sezonie. Obrońca jest po zerwaniu więzadeł krzyżowych w kolanie. Porozmawialiśmy z nim o tym, w jaki sposób trafił do częstochowskiego klubu, jakie trudności niesie ze sobą długa rehabilitacja i na jakiej pozycji ma grać w drużynie trenera Dawida Szwargi. 24-latek opowiedział też, w jakich okolicznościach rozstał się z Cracovią.
Zapraszamy.
Jak się stało, że ostatecznie trafiłeś do Rakowa? To efekt dłuższych rozmów czy może wszystko zostało dogadane niewiele przed podpisaniem kontraktu?
Zainteresowanie ze strony innych klubów pojawiło się sporo wcześniej. Sam Raków dołączył do tego grona na samym końcu. Umowę podpisałem oficjalnie 15 czerwca, a rozmowy zaczęły się kilka tygodni wcześniej. Inne kluby wykazywały zainteresowanie, bo dopytywały o stan zdrowia czy postępy w rehabilitacji kolana, ale wybrałem ostatecznie ofertę Rakowa, bo zobaczyłem, że ten klub był najbardziej konkretny i zdeterminowany w kluczowym dla mnie okresie.
A skąd miałeś jeszcze propozycje?
Nie chcę do końca o tym mówić. To nie byłoby fair.
Bardziej Polska czy zagranica?
Były opcje z obu kierunków. W zagranicznych klubach chcieli, żebym był do gry i treningów od razu, na już. W mojej sytuacji było to trochę trudne do przeskoczenia.
Przychodząc do Rakowa, wiesz na jakiej pozycji będziesz brany pod uwagę przy ustalaniu składu? Lewe wahadło czy półlewy stoper?
Zanim podjąłem decyzję o przejściu do klubu, miałem kilka rozmów z trenerem Dawidem Szwargą. Mówił mi na jakich pozycjach mnie widzi. Faktycznie mam być albo skrajnym lewym stoperem albo lewym wahadłowym.
A sam gdzie się lepiej czujesz?
Na ten moment na wahadle, bo tak też występowałem w Cracovii. Na półlewym stoperze czasami trenowałem, ale za bardzo nie miałem okazji grać tak w meczach. Wydaje mi się, że pozycja środkowego obrońcy jest trochę bardziej skrojona pode mnie. Muszę się tylko bardziej nauczyć specyfiki grania na tej pozycji. Generalnie jednak będę grał tam, gdzie akurat będę potrzebny. Dla mnie nie jest to większy problem.
Rywalizacja w Rakowie jest duża na obu pozycjach. Na półlewym stoperze mogą występować Milan Rundić, Stratos Svarnas i Zoran Arsenić. Wydaje się, że podstawowym lewym wahadłowym jest Jean Carlos Silva, a trener Szwarga przyznał też, że jeszcze jeden zawodnik do rywalizacji na tej pozycji może się pojawić…
Konkurencja jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Myślę, że taka rywalizacja jest czymś naturalnym. Nie mam z tym żadnych problemów i miałem tego świadomość, podpisując kontrakt. Walka o skład zawsze rozwija.
Trener Szwarga mówił, że dla niego optymalnym rozwiązaniem jest, kiedy na pozycji półlewego środkowego obrońcy i na lewym wahadle grają zawodnicy lewonożni. Na lewym wahadle z lewą nogą, po odejściu Patryka Kuna do Legii, jesteś tylko ty. Na środku obrony jest Milan Rundić i kontuzjowany Adrian Gryszkiewicz. Analizowałeś to wszystko?
Oczywiście, że na to patrzyłem. Gdybym powiedział inaczej, to bym skłamał. Adrian jest teraz kontuzjowany. Przed podpisaniem kontraktu wymieniliśmy kilka wiadomości. Poza tym znamy się, chyba ze zgrupowań reprezentacji młodzieżowej. Tak jak już mówiłem – chcę powalczyć o miejsce w składzie na dwóch pozycjach.
Kamil Pestka w pierwszej drużynie Cracovii rozegrał 93 spotkania, w których strzelił sześć goli i miał osiem asyst.
Cały poprzedni sezon w zasadzie straciłeś z powodu zerwania więzadeł krzyżowych. To był dla ciebie trudny czas?
Zdecydowanie najtrudniejszy okres odkąd gram w piłkę. Mentalnie było bardzo trudno, zwłaszcza że byłem po bardzo dobrym okresie (wiosną 2022 roku – 4 gole w 11 meczach dla Cracovii). W sezonie 2021/22 zdobywałem bramki i ogólnie nieźle grałem. Początek poprzedniego sezonu też był fajny, bo zostałem kapitanem i czułem, że jestem ważną postacią u trenera Zielińskiego. Niestety, w meczu ze Śląskiem (1:1; 20 sierpnia 2022 – przyp. red.) zdarzyła się ta feralna kontuzja, która wszystko popsuła.
Które dokładnie więzadło zerwałeś?
Krzyżowe przednie w lewym kolanie. Wydarzyło się to w meczu ze Śląskiem. Od razu czułem, że coś jest nie tak, ale nie czułem jakiegoś wielkiego bólu. To jeden z gorszych urazów jakich może doznać piłkarz. Dlatego też nie chciałem zbyt wcześnie wrócić na boisko. W trakcie rehabilitacji nie robiłem niczego na siłę. Nie śpieszyłem się, bo miałem świadomość, że może to tylko zaszkodzić. Nie było więc możliwości, żebym w poprzednim sezonie zagrał w jakimś meczu.
Kiedy będziesz gotowy do gry?
Na ten moment (rozmawialiśmy 26 czerwca – przyp. red.) trenuję jeszcze indywidualnie. Zdarzają się oczywiście pojedyncze zajęcia z zespołem. Członkowie sztabu nie chcą, żebym zbyt pochopnie wchodził na wyższe obciążenia, żeby zminimalizować ryzyko ponownej kontuzji. Teoretycznie mógłbym normalnie trenować, ale byłoby to obarczone jakimś ryzykiem, którego chcemy uniknąć.
Rozumiem, że przez to raczej w pierwszych meczach nowego sezonu jeszcze nie zobaczymy cię w barwach Rakowa…
No raczej nie, aczkolwiek bardzo bym tego chciał. Ludzie w klubie powtarzają mi jednak, że mam się wyleczyć na całe życie, a nie na początek sezonu. Trenerzy przypominają mi, że nie podpisałem tutaj kontraktu na pół roku. Dla mnie nie jest to łatwe, bo przychodząc do nowej drużyny, od razu chciałbym się pokazać i grać. Nie mogę brać udziału we wszystkich zajęciach, co na pewno nie pomaga przy zmianie otoczenia. Muszę się jeszcze trochę uzbroić w cierpliwość i wierzę że wyjdzie mi to na dobre.
Czujesz, że dostałeś spory kredyt zaufania w Rakowie? Podpisałeś dwuletni kontrakt, nie będąc w zasadzie w pełni sił. Nie każdy klub poszedłby na coś takiego.
Dokładnie. Podali mi rękę i zaufali mi w bardzo trudnym dla mnie momencie i jestem i za to wdzięczny. Podejście ludzi z klubu do mnie też wpłynęło na to, że zdecydowałem się wybrać ofertę Rakowa. Wiedziałem, że dostanę trochę czasu na rozpęd i będę spokojnie wprowadzany do powrotu na boisko. Ze swojej strony robię wszystko, żeby ten czas, kiedy nie będę do dyspozycji trenera, był jak najkrótszy.
Trudno było po blisko dziesięciu latach odejść z Cracovii?
To była bardziej decyzja klubu i było mi szkoda, że tak się stało, ale musiałem ją uszanować. Rozmowy z klubem w sprawie przedłużenia kontraktu były prowadzone przed kontuzją. W momencie odniesienia kontuzji nastała zupełna cisza ze strony klubu i już do końca kontraktu Cracovia nie przedstawiła mi żadnej propozycji przedłużenia umowy. Nie było negocjacji. Żalu czy pretensji do nikogo nie mam. Taka jest piłka. Sporą część mojego piłkarskiego życia spędziłem w Cracovii. To zawsze będzie klub, któremu bardzo dużo zawdzięczam. Czasami jest tak, że trzeba zrobić jakąś zmianę w życiu, żeby wykonać krok do przodu. Do Cracovii mam duży sentyment i nie będę tego ukrywał. Mam 24 lata i mam nadzieję, że sporo grania jeszcze przede mną, ale na koniec mojej czynnej gry będę chciał wrócić jeszcze do Pasów. Chodzi mi o takie zwieńczenie kariery, żeby spiąć wszystko klamrą. Taki mam plan.
Przed meczem ostatniej kolejki poprzedniego: Cracovia – Wisła Płock (3:0) Kamil Pestka został oficjalnie pożegnany przez krakowski klub.
Często nowi zawodnicy w Rakowie mają problem z regularną grą z powodu problemów ze zrozumieniem spraw taktycznych. Są duże różnice w stosunku do tego z czym miałeś do czynienia w Cracovii?
Nie chcę mówić, że wszystko jest dla mnie całkowicie nowe, bo jakieś cechy wspólne z tym co znam z Cracovii są, ale największe różnice to sposób poruszania się na boisku i intensywność. Jest tu nacisk na ciągły pressing i to jest właśnie ta dużo większa intensywność. Są też nieco inne zadania na boisku dla poszczególnych zawodników, ale to już specyfika każdej drużyny.
Podejmując decyzję o przejściu do Rakowa miałeś już świadomość, że w klubie dojdzie do zmiany i Marka Papszuna zastąpi Dawida Szwarga?
Tak i nie miało to wpływu na moją decyzję. Wiedziałem gdzie idę. Trafiłem przecież do drużyny mistrza Polski i dla mnie to jest bardzo duża nobilitacja. Czuję, że zrobiłem krok do przodu.
W Rakowie masz jednego ze swoich byłych kolegów z Cracovii – Mateusza Wdowiaka. Jego obecność w nowym klubie trochę pomaga wejść w nowe środowisko?
Na pewno. Mateusz też w pewien sposób miał wpływ na to, że przeszedłem do Rakowa, bo dużo mi odpowiadał o samym klubie. Dzięki niemu wiedziałem jak to wszystko tutaj wygląda i funkcjonuje. Kilka czy kilkanaście miesięcy wcześniej pytałem go trochę z ciekawości, bo wszyscy byli zaskoczeni tym, jak Raków się rozwija. Nie miałem wtedy świadomości, że mogę tu trafić. Mati dużo mówił o świetnej organizacji pracy i teraz się to tylko potwierdza.
Przez „Wdówkę” poznałem też Bena Ledermana. W któreś wakacje, jak Mateusz był już zawodnikiem Rakowa, polecieliśmy razem do Barcelony na urlop. Ben długo tam grał i jego rodzina tam osiadła. Wtedy się poznaliśmy. On też sprawia, że moja aklimatyzacja w nowym klubie jest szybsza.
Teraz kiedy zmieniłeś klub żałujesz trochę, że do skutku nie doszedł żaden z zagranicznych transferów? Jeżeli dobrze pamiętam to kilka razy pytały o ciebie włoskie kluby.
Było jakieś zainteresowanie. Nawet dochodziło do rozmów. Słyszałem o Crotone, ale oferty nie były na tyle dobre, że Cracovia byłaby w stanie je zaakceptować. Wiadomo, że trochę szkoda, ale to już było i nie chce do tego wracać. Czas na nowe wyzwania w moim życiu.
Ale Serie A to w jakiejś dalszej perspektywie twój cel?
Jeżeli miałbym wybierać ligę, w której chciałbym zagrać, to faktycznie włoska byłaby najwyżej. Najpierw jednak muszę wrócić do optymalnej dyspozycji fizycznej i coś wygrać z Rakowem.
To kiedy fizycznie możesz być na swoim optymalnym poziomie?
Myślę, że fizycznie będę gotowy po obozach. Później systematycznie będę wprowadzany do normalnego treningu. Wiem jak to musi wyglądać, bo na przestrzeni trzech ostatnich lat miałem jeszcze kontuzję kostki, przez którą też sporo pauzowałem.
Która rehabilitacja trudniejsza? Da się to porównać?
Z kostką było trochę inaczej, bo był moment, w którym zacząłem już treningi i noga ciągle bolała. Później okazało się, że trzeba będzie przejść drugą operację. Teraz po zerwaniu więzadeł krzyżowych od razu wiedziałem, ile wyniesie przerwa w grze. Sama rehabilitacja jest w gruncie rzeczy podobna. Człowiek z tym zostaje trochę sam, bo nie może ćwiczyć z resztą drużyny. Nie ma takiego codziennego kontaktu. Mnie to trochę też psychicznie męczyło, bo nie chciałem widzieć kolegów, którzy normalnie trenują, w momencie, kiedy sam tego nie mogę robić. To frustrujące, dlatego też rehabilitowałem się poza klubem. Jak widzisz kumpli wychodzących na trening, to sam sobie automatycznie narzucasz presję czasu. Spokój głowy w trakcie rehabilitacji jest kluczowy.
Nie obawiasz się, że po tak poważnej kontuzji, jak zerwanie więzadeł krzyżowych, będziesz zachowywał się zbyt zachowawczo w kontakcie z przeciwnikiem?
Zupełnie nie. Już po tej kontuzji kostki to przerabiałem. Wiem, że to wszystko puszcza w momencie pierwszego ostrego starcia. Mam nadzieję, że ono nastąpi jak najszybciej, bo chcę w Rakowie znów pokazać na co mnie stać i wierzę w to mocno że wszystko co najlepsze dopiero przede mną.
w Arłamowie rozmawiał MACIEJ WĄSOWSKI
WIĘCEJ O RAKOWIE: