Z jednej strony – najmłodszy król strzelców ligi greckiej od 51 lat, w sumie w trakcie swoich dwóch ostatnich sezonów w ojczyźnie zdobył 33 bramki, a karierę w Ligue 1 zaczął tak, że France Football i The Guardian stawiały go w jednym szeregu z Victorem Osimhenem. Z drugiej – nagle bez wyraźnego powodu kompletnie odstawiony od składu we Francji, w Austrii wyróżnił się tylko spektakularnym „pudłem”, a w Turcji był głównie rezerwowym. Które oblicze Efthymios Koulouris pokaże w Pogoni Szczecin?
Efthymios Koulouris całe życie marzył o jednym – o grze w PAOK-u Saloniki. O biało-czarnej koszulce ze swoim nazwiskiem na plecach i herbem z dwugłowym orłem na klatce piersiowej. O wiwatach tłumów zgromadzonych na Toumba. O radości z goli strzelanych ku chwale Dikefalos tou Vorra.
Ale świat padł mu do stóp, kiedy zaczął godzić się z niespełnieniem tego marzenia i zdecydował się na wypożyczenie.
Okres przygotowawczy do sezonu 2018/19 jeszcze rozpoczął w PAOK-u, tyle że po rozmowie z trenerem Razvanem Lucescu już wiedział. To nie ma sensu. Znowu będzie w rezerwie. Trzeba wyfrunąć z gniazda. Wybrał Atromitos Ateny i rok później został królem strzelców Super League z 19 golami. Chciał go Celtic. Ponoć również Fenerbahce. Był na liście Anderlechtu. Sporting Lizbona pytał o wypożyczenie. Pisano również o Derby County i Watfordzie. Ale to Toulouse zapłaciła 3,5 miliona euro.
Do Ligue 1 wszedł jak do siebie – w pierwszych dziewięciu kolejkach zdobył cztery bramki i dołożył asystę. The Guardian umieścił go na liście dziesięciu najlepszych transferów pod względem stosunku ceny do jakości, obok m.in. Ismaela Bennacera z Milanu czy Victora Osimhena z Lille. France Football wybrał do piątki piłkarzy, którzy na starcie Ligue 1 zachwycili najbardziej, wspólnie z Osimhenem, Dario Benedetto z Olympique Marsylia, Wissamem Ben Yedderem i Islamem Slimanim z AS Monaco.
– Do naszego klubu trafia zawodnik bardzo dużego kalibru – więc jakim cudem cztery lata później szef pionu sportowego Pogoni Szczecin Dariusz Adamczuk mógł powiedzieć te słowa po podpisaniu umowy z Koulourisem?
Efthymios Koulouris – sylwetka
Mówili o nim „Ringo”, bo trener dzieciaków z Aetos Skydra – Apostolos Mastoras – akurat był w kinie na jakimś westernie, w którym kowboj o tym imieniu strzelał z pistoletów z obu rąk, i skojarzyło mu się to z Koulourisem, który uderzał z obu nóg. A uderzał tak, że w końcu, w 2009 roku, zwrócili na niego uwagę skauci PAOK-u.
Tego PAOK-u, w którym latach 50. i 60. brylował jego wujek Leandros Symeonidis. Tego PAOK-u, o którym marzył Efthymios odkąd podawał piłki w trakcie meczu i z bliska zobaczył Stefanosa Athanasiadisa. Tego PAOK-u, który mógł dać „Ringo” szansę na zawodową karierę zabraną jego ojcu Prokopisowi przez nakaz dziadka o rozpoczęciu studiów i zakończeniu kopania w juniorach Olympiakosu Wolos.
Przez dobre dwa lata Prokopis woził syna 75 kilometrów w jedną stronę ze Skydry do Salonik na treningi do akademii Dikefalos tou Vorra, a chłopiec w trakcie podróży na zmianę spał i czytał szkolne podręczniki, jako że mama Avgi nie dopuszczała możliwości odpuszczenia szkoły. Wreszcie, jako 14-latek przeprowadził się do Salonik, gdzie zamieszkał ze studiującym w drugim największym mieście Grecji starszym bratem.
– Ważne, że nie byłem tam sam. To nieoceniona pomoc, dzięki której wszystko potoczyło się gładko – wspominał później napastnik w rozmowie z portalem Contra.
Bajka trwała.
W maju 2013 zdobył zwycięską bramkę w finale mistrzostw kraju U-17 przeciwko Olympiakosowi Pireus i został przeniesiony do drużyny U-19.
Tam dalej strzelał hurtowo i pomógł ekipie z Salonik w zdobyciu tytułu w starszej kategorii wiekowej. Zebrał 25 goli, bijąc rekord zespołu do lat 19 należący do Athanasiadisa, a pewnie byłoby więcej, gdyby trener pierwszej drużyny Huub Stevens nie wziął zdolnego młokosa do siebie.
13 lutego 2014 w Skydrze nagle zaczęła się wielka zabawa. Prokopis najpierw sam walnął kilka kolejek whiskey, a następnie stawiał komu popadnie. W końcu jego synek strzelał dla PAOK-u! Trzeba świętować! Tego dnia w przerwie potyczki Pucharu Grecji z Apollonem Smyrnis młodziutki Efthymios zmienił Athanasiadisa, któremu kiedyś, zdawałoby się wieki temu, podawał piłki jako chłopiec. Do 18. urodzin brakowało trzech tygodni, kiedy w debiucie w seniorach PAOK-u zdobywał dwie bramki.
Półtora miesiąca później Efthymios trafił również w Super League, w drugim ligowym występie. W sumie na mecie sezonu 2013/14 miał na koncie jedenaście spotkań we wszystkich rozgrywkach, trzy bramki i 314 minut.
Wszystko układało się jak od linijki.
Uczeń i nauczyciel
Ale szybko przestało. Kolejny sezon – 2014/15 – to w sumie piętnaście meczów, pięć w wyjściowej jedenastce, 583 minuty i żadnego strzelonego gola. Z tego powodu zdecydował się na pierwsze wypożyczenie – do ligi cypryjskiej do Anorthosisu, w którym w rozgrywkach 2015/16 zdobył trzynaście bramek w 25 występach (w sumie 977 minuty), m.in. z siedmioma trafieniami został królem strzelców Pucharu Cypru (aczkolwiek sześć zebrał w jednym spotkaniu – w wygranym 9:0 starciu pierwszej rundy z Elpidą Xylofagou).
– To doświadczenie dużo mi dało. Byłem młody, potrzebowałem czasu na boisku, to był krok w dobrym kierunku – zarzekał się.
Wrócił do PAOK-u, który prowadził znajomy trener z juniorów – Vladan Ilić – i Serb postawił na Koulourisa odważnie jak nikt przed nim oraz nikt po nim. Z 28 spotkań grecki napastnik siedemnaście rozpoczął w podstawowym składzie, strzelił sześć goli, zanotował cztery asysty, zebrał 1430 minut. Koledzy z drużyny wybrali go na najlepszego młodego piłkarza PAOK-u (dostał piętnaście głosów), a niedługo później działacze podsunęli do podpisania nową umowę – ważną do czerwca 2021 z roczną pensją na poziomie 220 tysięcy euro i klauzulą wykupu w wysokości siedmiu milionów euro. W mediach zachwycano się, że „uczeń” odwdzięcza się „nauczycielowi”.
Tyle że PAOK kompletnie zawalił finisz, w ostatnich dwóch kolejkach poległ z ateńskimi rywalami – AEK 0:1 i Panathinaikosem 2:3 – i tuż przed metą dał się wyprzedzić tym pierwszym. Tylko wicemistrzostwo… Nawet Puchar Grecji – pierwsze trofeum dla klubu od czternastu lat – nie mógł uratować posady Ilicia.
Drużynę przejął Razvan Lucescu.
Od stycznia w ekipie z Salonik był już sprowadzony z Legii Warszawa Aleksandar Prijović i to on był dla rumuńskiego szkoleniowca wyborem numer jeden. Dlatego Koulouris rozegrał mniej meczów (21) i mniej minut (925), co przełożyło się na mniejszy dorobek (pięć goli i dwie asysty). Miał 22 lata, a jego kariera zdawała się zwijać, zamiast rozwijać. Co prawda w międzyczasie zadebiutował w kadrze narodowej, w mediach niezmiennie nazywano go „młodym talentem”, ale to określenie wyłącznie go złościło. Jaki młody?! Jaki talent?! W końcu był już po 22. urodzinach, do cholery.
– W Grecji jest inaczej, szczególnie w przypadku „małych” miejscowych zawodników, którzy grają dla wielkich klubów, bo władze wolą za dobre pieniądze sprowadzić zagranicznego piłkarza – wyjaśniał.
W związku z tym w trakcie obozu przygotowawczego w Holandii szczerze porozmawiał z Lucescu. Wyłożyli kawę na ławę. Żeby nie było niedomówień. Biało na czarnym, jak na koszulkach PAOK-u.
I tak doszło do wypożyczenia do Atromitosu.
– PAOK to moja druga rodzina. Dali mi wszystko i zawsze będę wdzięczny klubowi i rodzinie Savvidisów. Odszedłem, by wrócić do Salonik mocniejszy. Jako bohater – łudził się jeszcze tuż po dołączeniu do zespołu z Peristeri.
Jeszcze, bo gdzieś w trakcie sezonu, w styczniu przestał. Prijović odszedł do Ittihad Club, a telefon Koulourisa milczał, milczał i milczał. Tak w głębi serca liczył, że jego PAOK, ten PAOK, wezwie go z powrotem, skoro zwolniło się miejsce w ataku. Przyznał to w rozmowie ze Sport24radio.
Ale nie wezwał, mimo że przecież zdobywał bramkę za bramką w Super League.
W tamtym miesiącu zrozumiał, że żadnego bohaterskiego powrotu na Toumba nie będzie.
Nie ma jak w Peristeri
Wszędzie dobrze, ale w Atromitosie najlepiej.
Tak może mówić Koulouris. W klubie z Peristeri zawsze w niego wierzą, wspierają, pomagają, dają szansę. Tam naprawdę może czuć się swój i nie musi z niepokojem odświeżać transferowych newsów, czy aby znowu na jego miejsce nie sprowadzono kogoś z zagranicy. W drużynie z przedmieść Aten występował przez dwa sezony – jeden na wypożyczeniu z PAOK-u, drugi po nieudanych dwóch latach we Francji – i niezmiennie robił to, co musi robić napastnik. Strzelał gole. Musi, jak sam mówi, bo od tego jest. Jasne, powinien pomagać kolegom, angażować się w obronę czy rozegranie akcji, tyle że na mecie będzie rozliczany z jednego. Ze zdobytych bramek. Jeśli ich nie będzie lub będzie za mało, prędzej czy później pójdzie w odstawkę. Taki los atakujących.
Sezon 2018/19 wydaje się błędem w systemie. Koulouris miał 23 lata, miesiąc i 29 dni, kiedy został najskuteczniejszym piłkarzem greckiej ekstraklasy, co uczyniło go trzecim najmłodszym królem strzelców w historii i najmłodszym od 51 lat. Nigdy wcześniej zawodnik występujący na zasadzie wypożyczenia nie finiszował jako pierwszy. W tamtych rozgrywkach cała drużyna zebrała 41 trafień, z czego autorem 19 był Koulouris. Niemal połowy – 46%. Tylko trzy padły z karnych. Strzelał ze wszystkimi największymi – z AEK-iem, Olympiakosem (w obu meczach), Panathinaikosem, Arisem Saloniki (w obu meczach). Nie zrobił tego z PAOK-iem, ponieważ nie mógł wystąpić ze względu na zasady wypożyczenia.
Działacze przekonywali Koulourisa do Atromitosu przykładem Konstantinosa Mitroglou. Patrz, mówili, przyszedł do nas na rok z Olympiakosu, w którym nie mógł przebić się do wyjściowej jedenastki. Jak ty w PAOK-u. Daliśmy mu szansę regularnych występów. Jak damy tobie. Wykorzystał ją, nastrzelał goli. Jak nastrzelasz ty. Po czym wrócił do Pireusu jako bohater i proszę, już nie siedział w rezerwie, a potem wyjechał za granicę. Zdobywał bramki dla Benfiki Lizbona, a teraz zdobywa dla Olympique Marsylia. Jak będziesz zdobywał za granicą ty, jeśli do nas dołączysz…
Dołączył i faktycznie, do pewnego stopnia sprawdziło się wszystko, a w greckiej prasie non stop odwoływano się do reprezentanta Grecji. „Nowy Mitroglou” – nie da się zliczyć jak często w ten sposób nazywano Koulourisa.
Nie sprawdziło się zdobywanie bramek za granicą, ale kiedy napastnik był w potrzebie, wyciągnęli pomocną dłoń, przygarnęli po dwóch słabiutkich latach we Francji, a atakujący ze Skydry ponownie robił to, co do niego należało. Strzelał gole – w sezonie 2021/22 uzbierał ich czternaście, a w sumie w trakcie dwóch sezonów 33. Że to tylko liga grecka? Być może, ale teraz przeniósł do tylko ligi polskiej, a w czasie, kiedy Koulouris imponował skutecznością, Super League była wyżej notowana niż Ekstraklasa.
Po pierwsze, ranking UEFA. Na starcie sezonu 2018/19 liga grecka była piętnasta, a polska – 21. Na mecie – grecka była czternasta, a polska – 25. Na początku 2021/22 grecka zajmowała 20. lokatę, z kolei polska – 33. miejsce. Na końcu grecka zajmowała 15. lokatę, z kolei polska – 28. miejsce. Oczywiście, to tak naprawdę odzwierciedla siłę pucharowiczów, dlatego po drugie – ranking Elo, który zdecydowanie lepiej ocenia poziom rozgrywek.
I tak w lipcu 2018 liga grecka była dziewiętnasta w Europie (uwzględniając również Championship, Ligue 2, Serie B, 2. Bundesligę oraz LaLiga 2) z 1408 punktami, z kolei polska – 25. z 1339 punktami. W maju 2019 grecka spadła na 22. pozycję z 1384 punktami, polska – osunęła się na 26. z 1317 punktami.
ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU
W lipcu 2021 grecka plasowała się na lokacie 21. z 1372 punktami, natomiast polska – na 26. z 1326 punktami. W maju 2022 grecka finiszowała 24. z 1364 punktami, a polska – niezmiennie na 26., choć z 1344 punktami.
Jakby nie patrzeć, nie da się stwierdzić, że Super League to rozgrywki gorsze od Ekstraklasy, więc tam strzelone gole to ważą mniej niż u nas, między Odrą a Bugiem, i tutaj to Koulourisowi dopiero będzie trudno, bo tacy obrońcy i bramkarze staną mu na drodze. Tak, to żadne potężne rozgrywki, tyle że w Polsce też w takich nie wystąpi, prędzej w porównywalnych, a wręcz wiele wskazuje, że przyjdzie mu rywalizować w zwyczajnie słabszych. Nawet mimo ewidentnego regresu jego ojczystej ekstraklasy.
Francuska klęska
Trwała druga połowa listopada 2022. Koulouris wrócił ze zgrupowania reprezentacji Grecji i nagle, ni stąd, ni zowąd stał się zbędny w Toulouse. Ale tak kompletnie. Jeszcze przed wylotem na mecze z Cyprem, Mołdawią i Słowenią wystąpił 55 minut z Valenciennes, w 10. kolejce, po czym zniknął. Do końca sezonu już nie zagrał, a przez pięć miesięcy w ogóle nie mieścił się choćby w kadrze meczowej. Był, a jakby go nie było. I twierdzi, że do dzisiaj nie ma pojęcia dlaczego, bo nikt mu nie wytłumaczył tej decyzji.
– Nigdy nie otrzymałem żadnego wyjaśnienia, dlaczego tak się stało. Zawsze byłem postacią, która nie sprawiała problemów, a sposób, w jaki mnie potraktowano, był nieprofesjonalny i nie zasługiwałem na to. Wysłali mnie, żebym trenował i występował w meczach towarzyskich rezerw. Ćwiczyłem nawet sam, kiedy drużyna rozgrywała spotkania ligowe. To była sytuacja, w której nawet moi koledzy z drużyny zastanawiali się, dlaczego tak się dzieje – wściekał się po powrocie do Grecji w rozmowie z SDNA.
– Nigdy nie miałem z nikim problemu, ale mimo to klub traktował mnie bardzo źle. Podjęli decyzję bez żadnego powodu, a kiedy poprosiłem ludzi odpowiedzialnych o wyjaśnienie mojego odsunięcia na bok, nigdy nie otrzymałem odpowiedzi. W ciągu jednej nocy znalazłem się poza grupą. W jedną noc… – to fragment innej rozmowy dla tego samego portalu.
A zaczęło się tak pięknie…
W czerwcu 2019 jako król strzelców Super League podpisał czteroletni kontrakt z Toulouse, 16. ekipą Ligue 1. Wykorzystano go do promocji koszulek na kolejne rozgrywki, reklamowano jako grecką rewelację, był obietnicą lepszego jutra. I zaczęło się spektakularnie. Gol w debiucie ze Stade Brestois. Asysta w drugim występie z Dijon. Znowu gol w czwartym meczu z Amiens i kolejne w ósmej kolejce z Metz oraz dziewiątej z Bordeaux. W tamtym czasie The Guardian pisał o nim „grecki Benzema”. Wydawało się, że to początek wielkiej kariery albo przynajmniej dużej.
Tyle że ekipa z Tuluzy zawodziła i to bardzo.
Po starciu z Bordeaux doszło do pierwszej zmiany trenera – Alaina Casanovę, który chciał Kouroulisa w zespole, zastąpił Antoine Kombouare. Grek dalej grał regularnie, ale przestał zdobywać bramki, a przy okazji Toulouse przestała gromadzić punkty. Nowy szkoleniowiec odniósł zwycięstwo w debiucie – z Lille, a potem już zbierał tylko wpierdziele. W sumie jedenaście i w styczniu stracił pracę, został zastąpiony przez Denisa Zanko. Nie pomogło. Les Violets dalej zbierali bęcki, aż w marcu przerwano sezon w związku z początkiem pandemii koronawirusa. Jeszcze na pożegnanie Koulourisa zanotował asystę przeciwko Dijon i na tym koniec. We Francji uznano stan na 28 kolejkę za wiążący i w związku z tym zespół z południa zleciał z ogromnym hukiem do drugiej ligi.
Trzynaście punktów.
Trzy zwycięstwa.
22 strzelone gole.
58 bramek straconych.
Koulouris ze swoimi czterema trafieniami okazał się najlepszy w drużynie. Finiszował ze współczynnikiem xG 4,5, więc był nieco mniej skuteczny niż powinien, ale i tak pewnie był jedną z jaśniejszych (co nie znaczy, że jasnych) postaci w tamtych rozgrywkach.
– Tuluza była strasznie beznadziejna w sezonie 19/20, ale co ciekawe, patrząc na zawodników, większość potem się obroniła, została w Ligue 1 albo nawet sportowo awansowała, więc to nie jest porażka zawodników, a całej organizacji Tuluzy – ocenia Michał Bojanowski, komentator ligi francuskiej w Canal+ i jeden z ekspertów w programie „Bojnour Ligue 1” w Kanale Sportowym.
Mimo spadku, Koulouris zdecydował się zostać w Tuluzie, bo szefostwo przekonało go, że już za chwilę, za chwileczkę wrócą do Ligue 1. Tyle że w lipcu właściciel klubu się zmienił.
– Po spadku nastały wielkie zmiany, których efekty, czyli wygrana w Pucharze Francji, widzimy teraz. Odszedł dotychczasowy prezydent, wszedł Damien Comolli z RedBirdem i zrobili moneyball – tłumaczy Bojanowski.
Zdaje się, że w tym należy szukać powodów odstawienia Greka do zespołu.
– Najwyraźniej dane pokazały, że Koulouris jest dziadowaty i im się już nie przyda – stwierdza Bojanowski.
Po zakończeniu sezonu (i 25 spotkaniach poza kadrą oraz dwóch na ławce) napastnik rozwiązał umowę i w lipcu 2021 wrócił do Atromitosu. Potrzebował czasu, by odzyskać wiarę w siebie utraconą gdzieś na obiektach treningowych Toulouse, ale jak w 10. kolejce zaczął zdobywać bramki, tak zapracował na następny zagraniczny transfer. Choć już za znacznie mniejsze pieniądze – LASK Linz zapłaciło za „dziewiątkę” milion euro.
Do czterech razy sztuka?
Dochodziła 78. minuta meczu LASK z Austrią Wiedeń. Keito Nakamura ustawiony na lewym skrzydle przyjął piłkę prawą nogę, bliżej przeciwnika, ale tylko po to, by po chwili zwodem „na zamach” – jak na podwórku – oszukać Lukasa Muehla. Wpadł w pole karne, podbiegł do linii i wyłożył jak na tacy piłkę Kouroulisowi. Wystarczyło dostawić nogę. Do bramki było ze trzy metry. Maksymalnie.
Ale Grek tak dostawił nogę, że piłka jakimś cudem przeleciała nad poprzeczką.
Ciągle 1:0 dla LASK.
Tyle że w 88. minucie Andreas Gruber wyrównał.
To „pudło” Koulourisa okazało się bardzo kosztowne.
Erling Haaland? Nie, to Efthymios Koulouris, który mógł strzelić bramkę na 2:0, a zamiast tego jego LASK zremisował 1:1 pic.twitter.com/HzZgYJjwVK
— Mieszko Pugowski (@AustriackaPilka) July 31, 2022
Przy okazji transferu do Austrii napastnik przekonywał, że będzie inaczej niż we Francji. Że doświadczenie się opłaci. Że wyciągnął wnioski. Że nie zawiedzie.
I było inaczej – w Toulouse zaczął dobrze i dopiero potem nastąpił regres, a w ekipie z Linzu od razu wystartował fatalnie.
– Padł trochę ofiarą ustawienia z jednym napastnikiem i fantastycznej formy Marina Ljubicicia, który w czterech pierwszych kolejkach miał już sześć goli i dwie asysty, z czego cztery bramki zdobył w jednym spotkaniu, i na tym praktycznie ciągnął do końca rundy. Koulouris wchodził głównie za Saschę Horvatha i Roberta Zulja, którzy mieli świetny sezon, jako „dziesiątka” lub prawoskrzydłowy. W dodatku już w 2. kolejce zrobił to pudło sezonu, z powodu którego LASK straciło dwa punkty, więc to też mogło mieć wpływ na częstotliwość jego występów. A w trakcie minut, które dostawał, nie dawał niczego ekstra, więc LASK postawiło na Ibrahima Mustaphę – tłumaczy Mieszko Pugowski, ekspert od austriackiego futbolu.
W trakcie rundy Koulouris dwukrotnie wystąpił od początku, strzelił gola i zanotował asystę (czternaście meczów w tamtejszej Bundeslidze, 341 minut), po czym – bez żalu – odesłano go na wypożyczenie do Alanyasporu. Turcji też nie zawojował, choć było lepiej niż w Austrii – zdobył trzy bramki (dziesięć spotkań, 472 minuty).
Ale mimo wszystko nikt na niego czekał w Linzu z otwartymi rękoma.
– Nie wiem, ile Pogoń za Greka zapłaciła, ale patrząc na to, że LASK wkrótce powinno sprzedać za rekordowe pieniądze Nakamurę, myślę, że woleli dostać te 300-400 tysięcy niż utrzymywać niepotrzebnego napastnika – dodaje Pugowski.
Druga i trzecia próba podboju zagranicy również nieudana.
Do czterech razy sztuka? Koulouris debiucie w Portowcach w sparingu z Wartą Poznań sieknął dwa gole, więc zaczął karierę w Polsce świetnie, pewnie najlepiej jak mógł. Teoretycznie w Szczecinie powinno być mu łatwiej niż w Toulouse, które leciało na łeb, na szyję do drugiej ligi, czy w Linzu, gdzie musiał rywalizować z kapitalnie dysponowanym Ljubiciciem. W granatowo-bordowych na starcie może czuć się pewnie jak w Atromitosie, bo Luka Zahović to bardziej „dziesiątka” niż „dziewiątka”, a innych atakujących w drużynie z Pomorza Zachodniego nie ma (chyba że liczyć ustawionego w ataku w potyczkach towarzyskich Mariusza Fornalczyka) i naprawdę 27-letni Grek będzie musiał się „postarać”, by usiąść w rezerwie. A dodatkowo dzięki dwóm trafieniom na powitanie „kupił” sobie i władzom klubu trochę spokoju, bo pokazał, że wie, na czym polegają obowiązki napastnika.
Jeżeli i w Pogoni zawiedzie, pewnie trzeba będzie wracać do Aten i pogodzić się, że wszędzie dobrze, ale w Atromitosie najlepiej…
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Pestka: Moje odejście z Cracovii to była decyzja klubu. Raków zaufał mi w trudnym momencie [WYWIAD]
- Trela: Awans, czyli przyszłoroczny spadek. Który beniaminek oszuka przeznaczenie?
- Gotowa bardziej niż rok temu. Jak Pogoń wyciąga mityczne wnioski
foto. Pogoń Szczecin/Newspix