Reklama

Igrzyska Europejskie 2023, czyli sportowo było nieźle, ale mogło być lepiej

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

04 lipca 2023, 17:04 • 10 min czytania 26 komentarzy

Igrzyska Europejskie Kraków-Małopolska 2023 na długo przed startem posiadały zarówno liczne grono zwolenników, co przeciwników organizacji tego wydarzenia w Polsce. Ci drudzy wskazywali na nie za wysoki poziom sportowy, a także niskie zainteresowanie imprezą przez kibiców. Czy tak rzeczywiście było? Które dyscypliny najbardziej skorzystały z obecności w programie? Dlaczego połączenie rywalizacji o medale z możliwością otrzymania kwalifikacji do tych ważniejszych igrzysk, czyli olimpijskich, było dobrym ruchem? I wreszcie, co można poprawić w przyszłych edycjach Igrzysk Europejskich?

Igrzyska Europejskie 2023, czyli sportowo było nieźle, ale mogło być lepiej

PROMOCJA DLA WIELU SPORTÓW

Po ogłoszeniu programu sportów Igrzysk Europejskich pojawiło się wiele głosów mówiących, że znajduje się w nim wiele niszowych dyscyplin. I generalnie tak jest, jednak to domena każdej tego rodzaju imprezy. W końcu taekwondo, skoki do wody czy kajakarstwo nie są zmaganiami, które na co dzień przyciągają do siebie rzeszę kibiców. A jednak mają swoje miejsce na igrzyskach – i to olimpijskich. Takie wydarzenia to dla wielu sportowców możliwość pokazania się. Możliwość, którą otrzymują stosunkowo rzadko, więc warto ją wykorzystać. I w kilku przypadkach się to udało.

Podczas Igrzysk Europejskich szerokiej publiczności mogły się zaprezentować takie sporty jak teqball czy padel. Pierwotnie oba planowano rozegrać na Rynku Głównym w Krakowie… co wiązało się z ryzykiem narażenia obu dyscyplin na działalność warunków atmosferycznych. Tak też w istocie stało się jednego dnia, kiedy zmagania w młodszą odmianę tenisa trzeba było przenieść do hali. Ale gdy pogoda dopisywała, to zawody cieszyły się sporą popularnością.

Zainteresowanie nie wynikało stąd, że nagle całe miasto zapałało miłością do teqballa. Jednak zarówno miejscowi jak i turyści zaglądali na areny z czystej ciekawości. I wielu zostawało na dłużej. Jasne, oba sporty można było zorganizować tylko w którejś z krakowskich hal, ale wtedy zaciekawienie nimi byłoby o wiele mniejsze. Wobec tego postanowiono pokazać je szerokiej publiczności. Choć w istocie takiej, która nie jest mocno związana ze sportem.

Reklama

W podobny sposób na obecności w igrzyskach europejskich skorzystało wiele dyscyplin. W Tarnowie byliśmy na zawodach we wspinaczce sportowej kobiet na czas. Aleksandra Mirosław, jedna z głównych bohaterek dnia, dzień później w rozmowie z nami tak wypowiadała się o atmosferze podczas rywalizacji:- Uważam, że bardzo dobrym krokiem było to, że ściana znajdowała się na zewnątrz, nie w hali. Taki zabieg pozwala wyjść wspinaniu do ludzi. Pokazać, że ta konkurencja istnieje i jest widowiskowa. Kibice dopisali, atmosfera była świetna, więc pozostaje się cieszyć, że mogliśmy wspólnie odśpiewać Mazurka Dąbrowskiego.

Można mnożyć przykłady dyscyplin, które przyciągnęły na trybuny sporo zainteresowanych osób. W hali Suche Stawy kibiców zwabił do siebie tenis stołowy. W przypadku koszykówki 3×3, do której przy hali Cracovii zostało stworzone boisko, można było nawet dość do wniosku, że nie doceniono potencjału tego sportu. Na meczach Polaków mieszczące około tysiąca osób trybuny były pełne. Nawet pomimo tego, że w dzień gry o medale nad miastem przeszła ulewa, przez którą część krzesełek była mokra. Gdyby zmagania koszykarzy zorganizowano w normalnej hali, to jesteśmy przekonani, że obejrzałoby je znacznie więcej kibiców.

Na spore zainteresowanie fanów mogły liczyć także polskie rugbistki w siedmioosobowej odmianie tego sportu. Nie oszukujmy się, rugby samo w sobie nie jest popularną dyscypliną, a rugby sevens – i to w wykonaniu kobiecym – to skrajna nisza. Zresztą nasze reprezentantki to amatorki, które łączą grę z pracą zarobkową lub studiami. Dla nich to było wielkie wydarzenie, że na stadionie Wisły Kraków kilka tysięcy ludzi przyszło wspomóc je dopingiem. Nawet jeżeli ten na niewiele się zdał, bowiem ich finałowe rywalki z Wielkiej Brytanii okazały się o klasę lepszą drużyną. I to rugbistki z Wysp mogły cieszyć się z awansu na igrzyska olimpijskie do Paryża, który był stawką spotkania.

Reklama

PRZEZ KRAKÓW DO PARYŻA

Sama stawka finałowego meczu w rugby 7 również wzbudzała emocje. To zresztą był dla organizatorów jeden z najprostszych i zarazem najskuteczniejszych sposobów na to, by podnieść poziom niejednej konkurencji. Musicie bowiem wiedzieć, że w wielu sportach sama walka o medale była jednak dodatkiem do czegoś ważniejszego. Wywalczenia biletu na igrzyska olimpijskie w Paryżu.

O możliwość wyjazdu do stolicy Francji walczono w aż dziesięciu sportach. Droga do największej sportowej imprezy czterolecia wiodła przez Kraków i Małopolskę w przypadku boksu, breakdance’u, kajakarstwa górskiego, szermierki, łucznictwa, tenisa stołowego, skoków do wody, pływania synchronicznego czy pięcioboju nowoczesnego. Takie rozwiązanie znacząco wpłynęło na poziom zawodów.

Warto dodać, że dwójce polskich sportowców udało się wykorzystać daną przez organizatorów szansę. Przepustkę do Paryża wywalczyli Łukasz Gutkowski (pięciobój nowoczesny) oraz Natalia Kochańska (strzelectwo). Kilka razy było bardzo blisko, by polscy sportowcy cieszyli się z pewnego miejsca na przyszłorocznej imprezie. Jak we wspomnianym rugby 7 czy też kajakarstwie górskim. Najbardziej utraconej szansy mogą żałować polscy pięściarze. Szansę na bilet do Paryża miało aż sześcioro z nich, ale każde przegrało swój decydujący pojedynek. Nie znaczy to, że droga na igrzyska olimpijskie została w ich przypadku zamknięta. Pięściarze skrzyżują rękawice jeszcze na światowym turnieju kwalifikacyjnym. Jednak mogli oni zamknąć temat awansu na swojej ziemi.

NIE WSZYSTKO NA PLUS

Niestety, nie każdy sport może za sobą odtrąbić frekwencyjny sukces. Podczas Igrzysk Europejskich nie brakowało też aren na których trybuny świeciły pustkami, a do rejestrujących rozgrywki mikrofonów przebijał się każdy dźwięk wydany przez zawodników i każde zdanie wypowiedziane przez ich trenerów. Tak było chociażby we Wrocławiu, gdzie na strzelectwie sportowym na trybunach zasiadali właściwie tylko krewni zawodników.

Nie lepiej sytuacja miała się w przypadku pięcioboju nowoczesnego, rozgrywanego na terenie krakowskiego AWF-u. Jak wspomnieliśmy, w tym sporcie poza medalami, walczono także o kwalifikacje na igrzyska olimpijskie, jednak stawka nie przyciągnęła kibiców.

Podobne pustki na trybunach zastaliśmy w Centrum Sportów Plażowych, zorganizowanym w tarnowskich Mościcach. Co prawda w czwartek, kiedy tam zawitaliśmy, równolegle odbywały się zawody kobiet we wspinaczce na czas. Jednak trudno zrzucać słabą frekwencję w CSP tylko na fakt pokrywania się innych zawodów w mieście, skoro łącznie zmagania w plażowych odmianach piłki nożnej i ręcznej trwały osiem dni. I ani razu nie udało się zapełnić trybun.

Ale chyba najgłośniejszym przykładem nikłej frekwencji okazała się rywalizacja lekkoatletów na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Można było założyć, że pierwsze trzy dni, kiedy rywalizowały reprezentacje Dywizji 2 i 3, nie będą cieszyć się popularnością. Ale w 1. Dywizji, tej najbardziej prestiżowej, startowali Polacy. I to z sukcesami. Lecz i to nie przyciągnęło kibiców.

Przyczynę słabej frekwencji na każdym z wyżej wymienionych sportów można sprowadzić do kwestii marketingowych. Praktycznie każde z tych wydarzeń posiadało bardzo ograniczony zasięg promocji. Zarazem zgłębiając temat można dojść do wniosku, że w każdym przypadku mała sprzedaż biletów miała nieco inne podłoże. Na przykład w Tarnowie, gdzie mecze zaczynano grać w godzinach porannych, a kończono wieczorem, dla kibiców nie zorganizowano żadnego sensownego zaplecza gastronomicznego. Trudno zachęcić fana do spędzenia całego dnia na trybunach, skoro jedyną opcją do jedzenia były lody z pobliskiej budki. A przynajmniej my nie widzieliśmy więcej punktów z wyżywieniem.

Z kolei na słabą frekwencję w pięcioboju nowoczesnym odpowiada mała popularność tej dyscypliny w Polsce. W lekkoatletyce zaś zawiodła promocja wydarzenia i, ale też niepotrzebne rozciągnięcie programu zawodów.

Tym sposobem dochodzimy do ostatniego wątku.

CO TRZEBA POPRAWIĆ W PRZYSZŁYCH EDYCJACH IE?

Połączenie zmagań królowej sportu na Igrzyskach Europejskich razem z Drużynowymi Mistrzostwami Europy w teorii wydawało się dobrym pomysłem. W końcu prestiż tej drugiej imprezy miał pozytywnie wpłynąć na pierwszą. W teorii.

Praktyka pokazała bowiem, że pomysł połączenia Superligi z 1. Dywizją w jedne rozgrywki DME, w których udział wzięło szesnaście zespołów, okazał się chybiony. I to z dwóch względów. Pierwszym z nich było wydłużenie rywalizacji lekkoatletów aż do trzech dni. W czasach, kiedy wszystkie analizy wskazują na to, że coraz trudniej utrzymać widza na dłużej przed telewizorem (nie mówiąc już o przyjściu na trybuny), że programy zawodów trzeba jak najmocniej kompresować, lekkoatletyka na IE poszła w przeciwnym kierunku.

Mało tego, powiększenie rywalizacji z ośmiu do szesnastu zespołów sprawiło, że wiele konkurencji było podzielonych na dwie części. Na przykład biegi krótko i średniodystansowe. To powodowało, że zawodnicy o medale Igrzysk Europejskich rywalizowali ze sobą korespondencyjnie. Czyli w nierównych warunkach, bo przecież każdy bieg jest inny.

Dodajmy do tego, że miejsce na podium w 1. Dywizji DME nie gwarantowało medalu IE… bowiem w tym przypadku wliczano także wyniki, które osiągali zawodnicy z dwóch niższych lig. Tak, ci którzy kilka dni wcześniej zakończyli starty. Ale między innymi z tego względu zdecydowano, że ceremonii medalowych jako takich nie będzie. Każdy zawodnik mógł odebrać swój krążek osobiście w Krakowie, lub zażyczyć sobie… przysłania go pocztą. No totalny miszmasz.

Jak zatem w przyszłości uniknąć takiego rozgardiaszu? Rozwiązanie wydaje się proste. Lekkoatletyka na Igrzyskach Europejskich stała na naprawdę dobrym poziomie. Nawet jeżeli nie każda reprezentacja przybyła do Chorzowa w najmocniejszym składzie, to uznanych nazwisk nie brakowało.

Mało tego, ogólnie w lekkoatletycznych zmaganiach wzięło udział 47 reprezentacji. Może zatem w przyszłości warto zaryzykować i zamiast podpierać się prestiżem innych rozgrywek, stworzyć rywalizację taką, jaką obserwujemy podczas igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata czy Europy? Czyli klasyczne zmagania w których wspólnie rywalizują sportowcy z każdego kraju. Najsłabsi odpadają w eliminacjach, a najlepsi wchodzą do finałów konkurencji i walczą o medale. Ta impreza ma potencjał, więc warto wyrobić jej własną markę zawodów.

IGRZYSKA EUROPEJSKIE? SPORTOWCY DOCENIAJĄ. WYLANYM POTEM I ŁZAMI [OPINIA]

Kolejna kwestia to typowa choroba wieku dziecięcego, na którą cierpiały III Igrzyska Europejskie Kraków-Małopolska 2023. Chodzi o zmiany w programie organizowanych sportów, względem poprzednich igrzysk. To normalne, że Komitet Organizacyjny danej edycji zwykle proponuje sporty w których gospodarz może sobie dobrze poradzić. Tak było i tym razem. Według słów Apoloniusza Tajnera, z którym rozmawialiśmy przy okazji oglądania skoków narciarskich na tej imprezie, KO mógł zaproponować pięć „swoich” sportów.

Jak zatem wyglądał program obecnej edycji, w porównaniu do tej sprzed czterech lat? Po pierwsze, był on znacznie obszerniejszy, bo zamiast 20 dyscyplin zorganizowano ich aż 29. Jednak wspólnych sportów, obecnych na obu IE, mieliśmy tylko 11. To boks, badminton, judo, kajakarstwo, karate, kolarstwo, lekkoatletyka, łucznictwo, piłka nożna plażowa, strzelectwo i tenis stołowy. W dodatku część z nich została bardzo zmieniona. Na przykład w tym roku w judo przyznano tylko jeden komplet medali, w rywalizacji drużynowej, kiedy w Miśku rozdano ich aż 15. W Białorusi kolarstwo było szosowe i torowe, a teraz mieliśmy górskie i rywalizację w BMX. Lekkoatletyka także była rozgrywana w dwóch różnych formatach.

Jak zatem widać, przez cztery lata zmieniło się nie pięć sportów wytypowanych przez organizatora, ale dwie trzecie całego programu. W wielu przypadkach były to zmiany pozytywne. Jak wspomnieliśmy wcześniej, koszykówka 3×3, teqball, rugby 7, wspinaczka, ale też takie sporty walki jak boks tajski czy kickboxing, znakomicie przyjęły się wśród publiczności. Jednak zbyt gwałtowne zmiany programu działają negatywnie na odbiór całego wydarzenia.

Oczywiście zmiany są nieuniknione. To naturalne, że organizatorzy sprawdzają który sport się przyjmuje, a który nie do końca. Roszady następują także w programie igrzysk olimpijskich, a tej imprezie nikt nie odmawia prestiżu. Jednak nie są one tak zaawansowane, jak w przypadku igrzysk Starego Kontynentu. Wydaje się zatem, że jednym z największych wyzwań dla Stowarzyszenia Europejskich Komitetów Olimpijskich pod względem ustabilizowania poziomu sportowego tej imprezy, jest opracowanie solidnego trzonu programu wydarzenia, który będzie można obudować resztą dodatkowych dyscyplin.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

26 komentarzy

Loading...