Reklama

Rudzki: Fortuna za Declana Rice’a – czy to ma sens?

Przemysław Rudzki

Autor:Przemysław Rudzki

01 lipca 2023, 13:42 • 7 min czytania 26 komentarzy

Krocie wydane na piłkarza nie zawsze gwarantują jakość i sukces. Wiedzą o tym również kibice Arsenalu – żaden spośród nich, będący oczywiście przy zdrowych zmysłach, nie uznałby za udany zakup wydanie na Nicolasa Pepe 72 milionów funtów. Declan Rice kosztuje 105 mln i choć mocno wątpię, by na metce cena była identyczna, gdybyśmy nie mówili o młodym Angliku, to nie zmienia faktu, że na pomocniku przychodzącym z West Hamu United ciąży dziś olbrzymia odpowiedzialność. Trafia bowiem do drużyny w dużym stopniu już ukształtowanej, z kilkoma świetnymi zawodnikami, w której to właśnie on ma sprawić, że Kanonierzy staną się jeszcze poważniejszym kandydatem do mistrzostwa. Czy poradzi sobie w nowej roli?

Rudzki: Fortuna za Declana Rice’a – czy to ma sens?

Kilka chwil po ostatnim gwizdku finału Ligi Mistrzów Jack Grealish stał na murawie, jeszcze trzeźwy, z ekipą telewizyjną i opowiadał o tym, jak dużo zawdzięcza Pepowi Guardioli. Piłkarz Manchesteru City po zdobyciu potrójnej korony był tym, który miał prawo odetchnąć z największą ulgą. Po przenosinach z Aston Villi na Etihad Stadium Grealish nie błyszczał, był często krytykowany, a argumentem, jaki zazwyczaj padał, stawała się zapłacona za niego suma.

Grealish kosztował 100 mln funtów i to rozpaliło wyobraźnię kibiców. W Villi był bardzo dobry, w City miał być z marszu świetny. Kiwać jak Diego Maradona i strzelać jak Sergio Aguero. Ale nic takiego się nie działo. Oglądaliśmy zaledwie przebłyski geniuszu Jacka.

W Stambule Grealish, już po dużo lepszym sezonie w jego wykonaniu, zakończonym wielkimi sukcesami klubu, na które miał znaczący wpływ, wyznał, jak bardzo ciążyła mu ta cena. Piłkarze rzadko przyznają się do tego typu rzeczy publicznie, ale Grealish uchodzi za szczerego faceta, a to że ma gdzieś opinię publiczną, pokazywał przez kilka kolejnych dni świętowania.

Bijący ten „brytyjski rekord” Grealisha Rice to – poza wartością transferu – zupełnie inna historia. Inny charakter, inna pozycja na boisku. Nikt nie będzie od niego wymagał w Arsenalu tego, czego od JG oczekiwali fani The Citizens. Kapitan West Hamu United przychodzi do Arsenalu nie jako jedna z wielu gwiazd, ale ktoś, od kogo zależeć mają losy rywalizacji o mistrzostwo w następnym sezonie.

Reklama

AMBITNY WYBÓR

Czy Declan Rice naprawdę jest aż tak dobry? Owszem. Arsenal kupuje zawodnika praktycznie gotowego. Jedyne, co teraz się może stać, to upgrade wersji z West Hamu. Kanonierzy grają zupełnie inny futbol niż Młoty. Lubią piłkę, pewnie, że czasem oddadzą ją przeciwnikowi, gdy zaistnieje taka potrzeba, ale to raczej chwilowy plan niż filozofia Mikela Artety.

Urodzony w San Sebastian 41-letni menedżer Arsenalu być może widzi w osobie Rice’a cząstkę siebie. Sam jako piłkarz imponował nieustępliwością, dobrą techniką i mądrością w grze. Kiedy trafił do Evertonu, by zastąpić na Goodison Park Thomasa Gravesena, przenoszącego się do Realu Madryt, pomógł drużynie zająć czwarte miejsce w Premier League i The Toffees bili się wówczas o Ligę Mistrzów.

Zadanie jakie stoi przed nowym nabytkiem Arsenalu jest jednak dużo trudniejsze. Futbol bardzo łatwo i szybko rozbudza nadzieję. Oczekiwania na The Emirates po poprzednim sezonie gwałtownie wzrosły. Stabilizacja jest zadowalająca, ale fani zawsze chcą więcej, szczególnie gdy to więcej jest na wyciągnięcie ręki.

Rice trafił pod dobry adres. Nie wiem, czy kiedyś dowiemy się, jak to było naprawdę z ofertą Manchesteru City, ale jeśli przyjmiemy założenie, że piłkarz miałby faktycznie na stole dwie konkretne propozycje – z Etihad i z północnego Londynu, to wybrał mądrze i zarazem ambitnie.

Przyznam szczerze, że kiedy Man City podał do wiadomości publicznej, że rezygnuje z transferu, poczułem ulgę. Podobnie jak wielu postronnych obserwatorów ligi angielskiej chciałem, by przeniósł się do Arsenalu, wierzę bowiem, że to wzmocni rywalizację o czołowe miejsca, a w gruncie rzeczy to jest najistotniejsze.

Reklama

ODRZUCENIE

Nie jest tajemnicą, że Declan Rice bardzo dobrze czuje się w stolicy, gdzie się urodził i dorastał, choć nie to pewnie było czynnikiem przesądzającym. Faktem jest, że Arsenal był od samego początku najbardziej zdeterminowany, by mieć w swojej kadrze reprezentanta Anglii.

Determinacja to również słowo klucz w karierze samego Rice’a. Jako siedmiolatek trafił do akademii Chelsea, by wieku 14 lat zostać przez ten klub odrzuconym. To mu bardzo pomogło. Wspomniane odrzucenie i złość z nim związane wykorzystał jako paliwo do tego, by w West Hamie udowodnić, że będzie zawodowym graczem. Podkreślają to jego trenerzy z tamtych czasów.

Rice szybko piął się po kolejnych szczeblach kariery, został kapitanem U-23, pokazywał wiele razy dużą dojrzałość. Grał tak, jakby miał o kilka lat więcej. Był jeszcze nastolatkiem, kiedy nabijał sobie 50. występ w seniorskiej drużynie, pierwszym takim zawodnikiem WHU od czasów Michaela Carricka. Wkrótce potem strzelił pierwszego gola – co ciekawe przeciwko Arsenalowi. Był styczeń 2019 roku i Rice wracał do domu nie tylko z debiutanckim trafieniem, lecz także statuetką dla najlepszego piłkarza meczu. Arsenal przegrał 0:1, a o Declanie zaczęto mówić coraz głośniej i coraz lepiej.

LEPSZY NIŻ RODRI

Łukasz Fabiański powiedział mi kiedyś, że „Dec”, jak mówią na niego kumple, idealnie wchodzi w rolę szefa na boisku i kiedy pomaga w defensywie, czujesz automatycznie większe bezpieczeństwo. Widziałem kilka razy na własne oczy, jak Rice tracił piłkę w okolicach środkowej strefy boiska, by po chwili znaleźć się gdzieś przed własnym polem karnym i przerwać akcję przeciwnika. Liczby z poprzedniego sezonu są tego żywym dowodem. Rice odbierał przeciwnikom piłkę 340 razy, bijąc pod tym względem nawet Rodriego z Manchesteru City. Arsenal będzie miał z tego pożytek. Wyłuskana rywalowi piłka, zagrana szybko do kogoś takiego jak Martin Odegaard czy Kai Havertz, ma napędzić mocniej ofensywę Artety.

Warto podkreślić, że Rice ma końskie zdrowie do gry. W poprzednim sezonie wystąpił w 36 z 38 możliwych do rozegrania spotkań. Zresztą w ciągu pięciu ostatnich sezonów zaliczył w 80% meczów, naprawdę świetny wynik.

To David Moyes jako pierwszy powiedział, że Rice będzie wart sto milionów funtów, a kto tylu nie ma, niech nawet nie dzwoni. Wyszło na to, że Szkot całkiem nieźle zna się na rynku transferowym i potrafi szacować wartości.

Dla West Hamu Rice był piłkarzem kluczowym. To wokół niego została zbudowana drużyna. Podawał najcelniej (dokładność w granicach 88 procent), najczęściej „wpychał” akcje na połowę przeciwnika, przebiegł ponad 400 kilometrów przez cały sezon, najczęściej miał kontakt z piłką – był zawsze tam, gdzie potrzebowali go koledzy, do tego dorzucił najwięcej odbiorów i przechwytów piłek. Ustanowił też swój rekord osobisty jeśli chodzi o strzelone gole. 4 bramki i 2 asysty – tutaj napewno jest duże pole do poprawy.
Rice po raz drugi w życiu musiał podjąć ważną decyzję. Obecna zdeterminuje jego karierę – jest w takim wieku, w którym wybory ścieżek są najistotniejsze. Ale przed kilkoma laty też musiał sobie poradzić z wyborem: Anglia czy Irlandia?

Po trzech spotkaniach rozegranych w barwach tej drugiej reprezentacji (jego dziadkowie pochodzą z Cork) ostatecznie zdecydował się na zmianę. Mick McCarthy kreślił przed nim piękny plan kadry zbudowanej wokół niego, z opaską kapitańską na ramieniu, ale – przenosząc to na terminologię klubową – Irlandia była West Hamem, a Anglia – Arsenalem.

PROŚBA LAMPARDA

Rice’a nigdy nie byłoby w Arsenalu, gdyby nie odtrącenie przez Chelsea, jego ukochany klub z dzieciństwa, w którym poznał najlepszego przyjaciela, Masona Mounta. Miał zresztą szanse, by tam wrócić, kiedy Frank Lampard został po raz pierwszy menedżerem The Blues. Prośba „Lampsa” o ściągnięcie z powrotem utalentowanego piłkarza rozzłościła jednak jego przełożonych. Uznali oni bowiem, że taki ruch ośmieszy klub. Jak to będzie wyglądać: przyznawanie się do błędu w postaci zapłacenia kilkudziesięciu milionów funtów. Nikt nie wiedział jeszcze wówczas, ile pieniędzy Chelsea już wkrótce wywali w błoto.

Nie wiem, czy Rice będzie postacią, która wszystko odmieni i da Arsenalowi tytuł. Podchodzę jednak do jego transferu bardzo optymistycznie. Czy wart jest takich pieniędzy? Premier League już dawno zatraciła prawa logiki w tym aspekcie, więc niekoniecznie jest tutaj pole do polemiki. Jest wart, bo tyle zapłacił za niego Arsenal – to chyba najsensowniejsza z odpowiedzi. Czy to piłkarz, który podniesie wartość sportową Kanonierów? Zdecydowanie. Arteta właściwie niczym nie ryzykuje. Czy może być lepszy? Będzie, bo zagra w otoczeniu lepszych zawodników. W tym równaniu wszystko się zgadza.

CZYTAJ WIĘCEJ:

PRZEMEK RUDZKI (CANAL+, KANAŁ SPORTOWY)

Fot. Newspix.pl

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

26 komentarzy

Loading...