Reklama

Trela: Jak zaplanować utrzymanie w Ekstraklasie. Osiem wskazówek z historii najnowszej

Michał Trela

Autor:Michał Trela

23 czerwca 2023, 09:47 • 10 min czytania 34 komentarzy

O pozostanie w polskiej lidze walczy co roku przynajmniej połowa jej uczestników. Najlepszy moment, by przygotować się na tę batalię, jest właśnie teraz. Kto zaczyna walkę o utrzymanie już od lipca, ten opanował jedno z często zapominanych prawideł futbolu: punkty zdobywane na początku i na końcu sezonu liczą się tak samo. Mecze o sześć punktów warto zacząć toczyć jeszcze zanim ktokolwiek tak je nazwie.

Trela: Jak zaplanować utrzymanie w Ekstraklasie. Osiem wskazówek z historii najnowszej

Zdecydowana większość ekstraklasowych klubów zakończyła już urlopy. Na boiskach trwają przygotowania, a w gabinetach dyskusje na temat kształtu kadr. Choć zwrotów akcji w najbliższych jedenastu miesiącach będzie jeszcze mnóstwo, w dużej mierze właśnie teraz rozstrzyga się, jaki to będzie sezon dla każdego z klubów. Właściwe zaplanowanie najbliższych miesięcy i postawienie celów może być kluczowe dla powodzenia rozpoczynającej się w lipcu misji. Choć osiemnaście klubów ma prawo stawiać sobie przeróżne cele, zdecydowana większość znajduje się w podobnej sytuacji. Dwa sezony rozgrywane według obecnego systemu z osiemnastoma zespołami i trzema spadkowiczami to wciąż za mało, by mówić o różnych powtarzalnych prawidłowościach. Ale nawet ten krótki okres obserwowania polskiej ligi w tym kształcie stworzył pewien katalog dobrych praktyk, których przestrzeganie może znacząco ułatwić pozostanie w gronie najlepszych na kolejny sezon. A choć w większości miejsc nie powiedzą tego głośno, to właśnie będzie podstawowy cel dla ponad połowy klubów w lidze.

Gdy obowiązywał system ESA 37, z podziałem na grupy, niemal każdy o tej porze roku starał się skompletować kadrę, która da mu szansę awansować do górnej ósemki. Dziś plan minimum trzeba by przesunąć niżej, w kierunku po prostu utrzymania w lidze. Nawet nie spokojnego, lecz po prostu utrzymania. Skoro w poprzednim sezonie aż trzynaście zespołów było w pewnym momencie mniej lub bardziej zagrożonych spadkiem, spokojne utrzymanie nie istnieje. Zwłaszcza że rok wcześniej grono niepewnych bytu też było bardzo szerokie. Spokojnie utrzymuje się tylko ten, kto walczy o puchary.

Bardzo drastyczne wahnięcia są w naszej lidze wręcz powszechne. Matką wszelkich zapaści na długo jeszcze pozostanie przypadek Wisły Płock. Ale przecież dwa sezony z rzędu według podobnego schematu rozegrały też Stal Mielec (dobra jesień, słaba wiosna), czy Piast Gliwice (odwrotnie). Korona Kielce nagle zamieniła się w jednej z najsłabszych drużyn w jedną z najlepiej punktujących. W przeciwną stronę szły po awansie najpierw Radomiak, a potem Widzew, które fatalną wiosną zacierały dobre wrażenia z jesieni. Lechia Gdańsk sezon do sezonu, nie zmieniając drastycznie składu, obsunęła się o trzynaście pozycji, ze strefy pucharowej do spadkowej. Nawet ci teoretycznie stabilni, czyli zespoły z czołówki, potrafią zaliczać spektakularne zjazdy, by przypomnieć Legię Warszawa sprzed roku czy Lecha Poznań sprzed dwóch lat. Każdy w tej lidze, kto nie jest Legią, Lechem, Pogonią albo Rakowem, musi przystępować do sezonu z myślą o tym, jak nie spaść. A i ta czwórka musi zachować czujność. Awans do fazy grupowej europejskich pucharów, zmiana trenera, nietrafione transfery, odejście gwiazd, kontuzje potrafią zamienić zespół ponadprzeciętny w przeciętny. Jak więc przetrwać w tak wyrównanym gronie?

Reklama

1. Zdać sobie sprawę, że nie jest się wyjątkowym

To bardzo powszechny problem. Nawet regularnie występujące zjawiska są lekceważone, bo w danym miejscu wyobrażają sobie, że akurat ich na pewno nie dotyczą. Skład jest zbyt mocny, by spaść. Transfery zbyt ciekawe, by grać brzydki futbol. Trener zbyt dobry, by kiedykolwiek w ogóle pomyśleć o zwolnieniu go. Drużyna zbyt silna, by przegrywać trzy mecze z rzędu. Praktycznie wszyscy w tej lidze są na mniej więcej podobnym poziomie. To, co dzieje się u sąsiada, za miesiąc może się dziać w twoim klubie. Bądź przygotowany. Jeśli zwracają ci uwagę, że drużyna znakomicie punktuje, bo ma furę szczęścia, nie obrastaj w piórka, mówiąc, że szczęście sprzyja lepszym, tylko szykuj się na fazę, w której drużyna zacznie punktować fatalnie, bo będzie miała masę pecha.

Prawie każdy w tej lidze przegra w którymś momencie sezonu trzy albo cztery mecze z rzędu. Prawie każdy przy takiej serii zbliży się w okolice strefy spadkowej. Prawie każdy w tej lidze wygra w którymś momencie sezonu trzy albo cztery mecze z rzędu. Prawie każdy przy takiej serii zbliży się w okolice strefy pucharowej. Lecz ani jedno, ani drugie nie powinno powodować paniki czy euforii. Polskie kluby siedzą na kole fortuny. Czasem znajdą się po jego różnych stronach. W gruncie rzeczy jednak wiele się od siebie nie różnią.

2. Nie być pewnym utrzymania przed zdobyciem 40 punktów

Tak, to nudne podejście. Ale niestety właściwe. Jeśli jakiś zespół rozpocznie nadchodzący sezon od wygrania dziesięciu spotkań z rzędu, a media będą pełne analiz, czy to odpowiedni kandydat, by wreszcie sforsować Ligę Mistrzów, w rzeczywistości liczyć się będzie wciąż tylko zdobycie brakujących dziesięciu punktów. Być może wystarczy mniej. Jednak żeby przeżywać przyszłoroczną Multiligę w miarę spokojnie, lepiej zgromadzić 40.

Zdobycie 30 punktów jesienią nie powinno być zachętą do sprzedawania w zimie każdego, na kogo tylko przyjdzie jakaś oferta. Ani do rezygnowania z transferów, bo pół roku jakoś uda się przebimbać, żeby zdobyć brakujące dziesięć punktów. Może się uda, może nie. Ale jeśli ma się 30 punktów, wciąż jest się w trakcie batalii o utrzymanie. Załamanie formy zespołu może być za każdym rogiem. I nagle wyszarpanie skądś dziesięciu punktów może się wydawać zadaniem nie do wykonania.

3. Jeśli nie ma się 40 punktów, nie sprzedawać w trakcie sezonu największych gwiazd

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Czasem zdarzają się oferty nie do odrzucenia. Ale w zimowym oknie transferowym warto się przed nimi wzbraniać rękami i nogami. Wisła Kraków czuła się na tyle bezpieczna, by w połowie sezonu napchać budżet transferami Yawa Yeboaha i Aschrafa El Mahdiouiego. Spadła z ligi. Wisła Płock skonsumowała dobry początek sezonu, sprzedając Damiana Michalskiego (jeszcze pod koniec lata), Davo, Damiana Rasaka i Antona Krywociuka. Spadła z ligi. Górnik Zabrze po rewelacyjnym początku sezonu za Marcina Brosza sprzedał Pawła Bochniewicza, lidera obrony. W kolejnych 26 kolejkach był najsłabszą drużyną ligi. Stal Mielec dwa sezony z rzędu w zimie traciła najlepszych graczy i dwa sezony z rzędu do samego końca drżała o pozostanie w lidze, choć była rewelacją jesieni. Wyciągnięcie z drużyny najlepszego ogniwa często pozbawia ją większości atutów. A zastąpienie tak ważnego ogniwa w trakcie sezonu jest ekstremalnie trudne. Warto tego unikać.

Reklama

4. Punkty zdobyte jesienią i wiosną ważą tyle samo

Początek rozgrywek i wyzerowanie tabel to dla niektórych klubów dobry moment do rozpoczęcia nowego projektu. Mniej mówi się wówczas o wynikach, a więcej o „procesie”, „nauce”, „budowaniu drużyny”. Uciekają kolejne mecze, zespół bezsensownie traci kolejne bramki, trener podkreśla jednak, że droga do gwiazd wiedzie przez ciernie. Potem lokalne media zaczynają mówić, że w okolicy stadionu był widziany Leszek Ojrzyński, Maciej Bartoszek, względnie zwolniony rok wcześniej trener, którego kontrakt nadal obowiązuje. Zaczyna się mówienie o wynikach, meczach o sześć punktów, ambicji i poszukiwaniu liderów.

Tego typu kluby, które dopiero w trakcie sezonu orientują się, że walczą o utrzymanie, albo spadają, albo są tego bardzo blisko. Ci, którzy od pierwszej kolejki zrozumieją, że zdobyte w lipcu punkty zostaną z nimi aż do maja kolejnego roku, startują z przewagą. Gdy rywale skupiają się na europejskich pucharach, oni gromadzą cenne punkty. Gdy rywale są w trakcie procesu, oni ich ogrywają i dopisują punkty. Gdy rywale uważają, że ćwiczenie stałych fragmentów gry to strata czasu, który można by poświęcić na naukę budowania gry od bramki, oni ćwiczą stałe fragmenty gry, strzelają po nich gole i zdobywają punkty. Gdy rywale jeszcze ich lekceważą, nie znając nawet nazwisk ich nowych piłkarzy, oni przystępują do meczów dobrze przygotowani i zmotywowani, gromadząc punkty. Na koniec sezonu okazuje się, że zespół, który wdrażał ciekawy projekt, jest na krawędzi spadku. A zespół, za który nikt nie dałby przed sezonem złamanego grosza, ma 10 punktów więcej i jest w środku tabeli. Bo mecze o sześć punktów grał już w lipcu, zamiast w kwietniu.

5. Kadra musi być przede wszystkim różnorodna

Przesada przy planowaniu kadry niemal zawsze kończy się fatalnie. Ściąganie wyłącznie zawodników z zagranicy, którzy nie mają zielonego pojęcia o polskiej lidze, to droga donikąd (Miedź, Wisła Kraków). Ale opieranie się głównie na sytych kotach, którzy mają gwarantować określony poziom (Wisła Płock, Lechia Gdańsk), też może się skończyć bardzo źle. Wyłącznie Hiszpanie, wyłącznie młodzi, sami gracze z I ligi, sami piłkarze techniczni albo sami drwale. To wszystko złe pomysły.

Dyrektorzy sportowi, prezesi czy trenerzy powinni sobie wręcz odhaczać, czy mają w kadrze odpowiednią różnorodność, poszczególne archetypy ról. Jeśli którejś brakuje albo któraś jest w nadmiarze, powinien to być sygnał ostrzegawczy. Nie ma jednej drogi do osiągnięcia utrzymania. I zazwyczaj ci, którzy próbują iść jednocześnie kilkoma różnymi, wychodzą na tym lepiej od tych, którzy wierzą, że gdzieś znaleźli antidotum na wszystkie problemy.

6. Nie zwalniać trenera na podstawie miejsca w tabeli

Tabela kłamie. Zwłaszcza na krótkim dystansie jest narażona na powszechne w tym sporcie zakrzywienia. Ktoś miał lepszy terminarz, ktoś miał wyjątkowo trudny. Ktoś miał pecha, ktoś szczęście, ktoś plagę kontuzji. To ma większe znaczenie niż topniejąca przewaga nad strefą spadkową albo jej niebezpieczna bliskość. Siódma Cracovia nad szesnastą Wisłą Płock miała tylko dziewięć punktów przewagi. W skali sezonu to nic. Z ostatnich dziesięciu zespołów tylko jeden Widzew nie zmienił w minionym sezonie trenera. Pozostali nie zawsze mieli wyraźny powód, ale zawsze się bali, że jeśli nie zmienią, prześpią odpowiedni moment.

Praktycznie każdy będzie przez moment w okolicach strefy spadkowej. Ci, którzy wtedy nie spanikują, nie będą mieli kilku trenerów na kontraktach, nie będą po omacku szukać kogoś, kto wprowadzi efekt nowej miotły. Trenerów warto zmieniać, kiedy dzieje się źle i nie ma widoków na poprawę, a nie wtedy, gdy zespół po serii spotkań z Legią, Lechem, Rakowem i Pogonią ma zero punktów, ale teraz czeka go kilka spokojniejszych meczów. Okoliczności są ważniejsze niż suche wyniki.

7. Obrona jest ważniejsza niż atak

Przynajmniej w przypadku walki o utrzymanie. Można strzelać średnio ledwie po jednym golu na mecz (Warta, Radomiak) i rozegrać w miarę spokojny sezon. Ale bardzo trudno stracić ponad 50 bramek w rozgrywkach i nie wmieszać się w walkę o utrzymanie. Z ligi niekoniecznie spadają drużyny z najsłabszym atakiem, ale zwykle te z najsłabszą obroną. Kto jest solidny z tyłu, kto potrafi się zamurować, ten w polskiej lidze nie zginie, nawet jeśli z przodu straszy pustka. Kto teoretycznie ma ciekawych piłkarzy, na których można zawiesić oko, ale ich wysiłki są notorycznie niweczone przez popełniających błędy obrońców, ten ma problem.

Najwięcej wysiłku poświęca się zwykle poszukiwaniom napastnika, to na niego wydaje się najwięcej pieniędzy. Często to jednak nowy dobry obrońca powinien wywoływać najwięcej entuzjazmu. Jedyną obok pucharowiczów drużyną, która ani przez moment nie była sezon temu zagrożona spadkiem, była Cracovia, czyli akurat zespół, który od pasa w dół był mocno obsadzony. Miewała serię, gdy nie potrafiła wygrać przez dwa miesiące. Lecz dla każdego potrafiła być niewygodna, bo miała szczelne i stabilne tyły. Ani razu nie wypadła poza pierwszą dziesiątkę.

8. Bądź spokojny: kandydatów do spadku jest więcej niż miejsc spadkowych

Nawet jeśli zmontowanie drużyny na utrzymanie przy tak wyrównanej stawce wydaje się trudne, nie warto wpadać w przedwczesne przygnębienie. Można uważać, że jest się absolutnie wyjątkowym, być przekonanym o utrzymaniu przed zdobyciem 40 punktów, sprzedać największe gwiazdy, przespać większość sezonu dla mglistego projektu, źle zbudować kadrę, w panice zwolnić trenera i mieć słabą obronę, a i tak się utrzymać. Wystarczy, że takie same błędy popełnią jeszcze w trzech innych miejscach.

Zawsze w ostatnich latach spada jakiś beniaminek, więc jeśli akurat się nim nie jest, strefa spadkowa kurczy się do ledwie dwóch miejsc. A klubów z przeróżnymi problemami nie brakuje. Nie jest więc tak, że liga nie wybacza żadnych błędów. Wybacza wiele. Gdyby tak nie było, kilka drużyn nie szykowałoby się dziś do kolejnego sezonu w Ekstraklasie. W gruncie rzeczy właśnie o to chodzi w walce o utrzymanie: niekoniecznie trzeba robić coś lepiej od pozostałych. Chodzi tylko o to, by zawsze znaleźć trzech, którzy robią wszystko jeszcze gorzej.

Fot. FotoPyK/Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

34 komentarzy

Loading...