Trzy finały europejskich pucharów, każdy z nich – w łeb. Finał mistrzostw świata U-20? Również w plecy. I na dokładkę klapa w półfinale Ligi Narodów. Z jednej strony można powiedzieć, że dla włoskiej piłki ostatnie tygodnie były naprawdę ekscytujące. Inter, Roma, Fiorentina, kadra, młodzieżówka – wszystkie te drużyny liczył się w rywalizacji o trofea niemalże do samego końca. I wszystkie kończą z pustymi rękami. Dzisiaj reprezentacja Włoch przegrała 1:2 z Hiszpanią w Lidze Narodów i pozostaje jej walka o trzecie miejsce w tym turnieju.
Przegrała, dodajmy, w pełni zasłużenie.
Szereg błędów w defensywie
Gdybyśmy mieli wskazać jakiś element, który był dla dzisiejszego spotkania niewątpliwie charakterystyczny, to wymienilibyśmy koszmarne, indywidualne błędy w defensywie. Można długo snuć teorie, z czego to właściwie wynikało. Brak koncentracji wynikający z niewielkiej w sumie rangi Ligi Narodów? Zmęczenie sezonem? A może po prostu kilku zawodników jednocześnie, z zupełnie innych przyczyn, miało dzisiaj gorszy wieczór? Tego już nie odgadniemy, ale z całą pewnością selekcjonerzy obu ekip podczas pomeczowych analiz będą głośno zgrzytać zębami, obserwując wątpliwej jakości popisy swoich podopiecznych.
Po stronie włoskiej rozrabiał przede wszystkim ten, który – jak na ironię – powinien w teorii wprowadzać do gry swojej drużyny najwięcej spokoju: Leonardo Bonucci. Doświadczony stoper już w trzeciej minucie spotkania podarował oponentom bramkę, zachowując się nonszalancko i nieodpowiedzialnie przy wyprowadzaniu piłki z własnej strefy obronnej. A potem nie było wcale dużo lepiej. Oczywiście nie twierdzimy, że Bonucci wszystko zrobił źle, ale stanowił tak słaby punkt włoskiego zespołu, że Roberto Mancini postanowił się nie patyczkować i już w przerwie ściągnął weterana z boiska. Tylko że ta zmiana na niewiele się zdała, ponieważ wprowadzony na murawę Matteo Darmian również zanotował kilka marnych zagrań i nie najlepiej się ustawiał.
Babole zapisali też na swoim koncie Francesco Acerbi czy Giovanni Di Lorenzo, a zatem gracze, na których na ogół można polegać. Ale nie jest tak, że tylko Włosi popełniali dziś proste błędy. Choćby Jordi Alba prezentował się – delikatnie rzecz ujmując – nie najlepiej, a Robin Le Normand sprokurował rzut karny, zamieniony na gola przez Ciro Immobile w jedenastej minucie gry. Jak widać – lista piłkarzy, którzy mają sporo za uszami ciągnie się naprawdę długo.
Zwycięstwo mimo nieskuteczności
O ile jednak przed przerwą można było uznać wynik 1:1 za sprawiedliwy i świadczący o tym, iż błędy po obu stronach rozkładają się mniej więcej po równo, tak w drugiej odsłonie spotkania reprezentacja Hiszpanii zaczęła już dość wyraźnie nad Włochami dominować. Okej, Italia też miała swoje szanse – żeby wspomnieć choćby akcję niezakończoną precyzyjnym uderzeniem przez Davide Frattesiego – ale to ekipa z Półwyspu Iberyjskiego robiła znacznie więcej zamieszania w polu karnym przeciwnika. Problem w tym, że Hiszpanom brakowało strzelby dużego kalibru.
Alvaro Morata w podbramkowych sytuacjach robił dosłownie wszystko, byle tylko nie pokonać Gianluigiego Donnarummy. I niby taka nieskuteczność nie jest w przypadku tego napastnik a niczym nadzwyczajnym, ale… Kurczę, chłop ma już przeszło 60 występów w narodowych barwach i 30 goli na koncie. Bilans niczego sobie, lecz trudno się nie oprzeć wrażeniu, że powinien mieć tych trafień w dorobku drugie tyle.
Na szczęście dla kibiców z Hiszpanii, w 84. minucie spotkania Morata został zmieniony przez Joselu. A ten drugi już kilka chwil później zdobył gola na wagę zwycięstwa i awansu do finału, w którym hiszpańską ekipa zmierzy się z Chorwacją. Przed Włochami natomiast starcie o 3. miejsce, w którym ich przeciwnikiem będzie reprezentacja Holandii. Mają zatem podopieczni Roberto Manciniego powody do rozgoryczenia – nie dość, że nie zatriumfują w Lidze Narodów, to jeszcze przyjdzie im rozegrać chyba najmniej obecnie potrzebny mecz piłkarski we wszystkich rozgrywkach międzynarodowych.
HISZPANIA 2:1 WŁOCHY
(Y. Pino 3′, Joselu 88′ – C. Immobile 11′)
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Polscy trenerzy na Bliskim Wschodzie. Kto pracował tam przed Michniewiczem?
- Nie tylko kasa. Czesław Michniewicz leci do Arabii także po spokój
- Probierz: Nie jestem leśnym dziadkiem
- Milik: – Juventus rozmawia z Marsylią. Chcę zostać w Turynie
- Czesław Michniewicz i złoto pustyni. Dlaczego Abha Club liczy na polskiego trenera?
Fot. Newspix