Reklama

Probierz: Nie jestem leśnym dziadkiem

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

14 czerwca 2023, 09:56 • 9 min czytania 48 komentarzy

Jest chamem czy profesjonalistą? Czy musi pionizować Kacpra Kozłowskiego? Co podziwia u Marcina Włodarskiego i w jego kadrze U-17? Dlaczego śmieje się, gdy nazywają go leśnym dziadkiem? W jaki sposób broni polskiej myśli szkoleniowej? Jak młodych piłkarzy zmienił Twitter? Czy jest na bieżąco z ofertą z Netflixa? Na te i na inne pytania odpowiedział w rozmowie z nami selekcjoner reprezentacji Polski U-21, Michał Probierz. Zapraszamy. 

Probierz: Nie jestem leśnym dziadkiem

Ma pan twardą rękę do tych młokosów?

Trzeba ich spytać.

Pytam pana. 

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jak kogoś nie wziąłem autobusem, to u nas mówili, że jestem chamem, a za granicą twierdzili, że profesjonalistą.

Reklama

Granica między chamstwem a profesjonalizmem jest aż tak niewielka?

Bardzo niewielka. Jeśli ten autobus ma odjechać o 8:40 i odjeżdża o 8:40, to jest profesjonalizm, a nie chamstwo, choć naturalnie można przedstawić to jako gnojenie. Do reguł trzeba umieć się dostosować. I to od samego początku. Problem w tym, że takie sytuacje kreują odbiór trenera, często w wypaczony sposób. Ze mną nigdy problemów nie mieli piłkarze, którzy chcieli pracować, którzy osiągali sukcesy, którzy zarabiają aktualnie wielkie pieniądze. Kłopoty mieli zaś zawodnicy, którzy…

Bumelowali?

Może nie bumelowali, bo to złe określenie. Tacy, którzy uważali się za profesjonalistów, choć profesjonalistami nie byli.

Kacpra Kozłowskiego trzeba prowadzić na krótkiej smyczy? Właśnie dopiero na pana wyraźnie polecenie zjawił się na spotkaniu z mediami i od początku wyglądał na nieco obrażonego. 

Reklama

Nie, nie trzeba prowadzić go na krótkiej smyczy.

Ciągle go pan chwali. 

Kacper Kozłowski jest jednym z największych talentów, z jakim kiedykolwiek pracowałem, będę się tego trzymał. Spotkało go ostatnio trochę piłkarskich nieszczęść, zmiana klubu, kontuzje, ale polska piłka może mieć z tego chłopaka jeszcze naprawdę dużo pożytku.

Nie gwiazdorzy za bardzo?

Nie przypominam sobie sytuacji, po której mógłbym powiedzieć, że gwiazdorzył.

Zdarzyło się już panu odbyć jakąś pionizującą rozmowę z którymś z piłkarzy kadry U-21?

W reprezentacji jest zupełnie inaczej niż w klubie. To jest zaledwie osiem dni zgrupowania, żaden regularny kontakt dzień w dzień, nawet nie tydzień w tydzień. Nie szukałbym sensacji, bo wielu się wydaje, że może dochodzić do jakichś konfrontacji, a prawda jest taka, że na kadrę U-21 często przyjeżdżają zawodnicy na bardzo wysokim poziomie profesjonalizmu, bardzo to się wszystko pozmieniało w porównaniu do dalszej przeszłości. Rewolucję przeprowadziły środki komunikacji – te wszystkie Instagramy, Twittery, TikToki, Facebooki. Wszyscy obracają się w przestrzeni social mediów, zmienia to ich podejście.

Dekadę temu młodzi piłkarze byli mniej świadomi i głupsi?

Nie, ale świat mniej wiedział, nikt z boku nie pisał jakichś niestworzonych rzeczy. Teraz trzy sekundy i informacja idzie w obieg, jedno zdjęcie może wywołać lawinę tysięcy reakcji, tak działa przede wszystkim Twitter.

Lepiej nie robić głupstw. 

Rozwój mediów społecznościowych to spore utrudnienie dla trenerów i piłkarzy. Trzeba umieć przyjmować krytykę, potrafić pogodzić się z negatywną opinią innych ludzi, bo w innym wypadku można sobie nie poradzić, kompletnie się zagubić.

Wciąż obserwuje pan dwustu młodych polskich piłkarzy?

Ta liczba już jest większa, dochodzi nam rocznik 2004 od Marcina Brosza, jadę na mistrzostwa Europy na Maltę. Wielu mogła zdziwić obecność Adriana Trocia z Zagłębia Sosnowiec. Z nowych chłopaków jest Adrian Bukowski ze Śląska Wrocław, nie występował w pierwszym zespole, grał w rezerwach, ostatnio dużo gorzej, ale potencjał ma niemały, chcemy sprawdzić, jak się pokaże. Musimy mieć alternatywy na wypadek ewentualnych kontuzji albo awansu jakiegoś zawodnika do pierwszej reprezentacji, bo to też przecież możliwe.

Potrafi pan sportretować bardzo ogólny rys reprezentanta U-21?

Każda pozycja jest inna.

Wiadomo. 

Czasami w reprezentacji znajdzie się zawodnik, o którym nikt nie pomyślałby, że może grać w piłkę, tak jak filigranowy Krzysztof Kolanko w kadrze U-17. Wielu go skreślało, przecież nie powie się, że to idealny człowiek pod profil jego pozycji…

Wciąż uważam, że można stworzyć bardzo ogólny rys.

Reprezentant U-21 musi umieć grać w piłkę, być wydolny i szybki, generalnie chyba o każdym można tak powiedzieć.

Pięknie się pan zgrywa, jak pan reagował na ogólnopolską manię, która pojawiała się przy okazji występów reprezentacji U-17 na węgierskim Euro?

To żadna mania, trzeba ich chwalić. Naprawdę nie mieli łatwo, w kadrach Francji i Niemiec grały potężne chłopy, fizycznie jakby to były drużyny U-21, to też przeważyło w półfinale tych mistrzostw Europy. Rok temu byłem jednak na TALENT PRO, gdzie widziałem tych naszych chłopaków z U-17, zagrali i wygrali z seniorskim zespołem z IV ligi, widać potencjał w tej grupie. Trzeba docenić Marcina Włodarskiego, że potrafi z nich to wyciągać, czerpać z tego, dostosował do nich właściwy styl gry, w czasie meczu może dowolnie rotować napastnikami, oby osiągnęli dobry wynik na mistrzostwach świata.

W którym momencie trzeba ukrócić romantyzm i wprowadzić elementy pragmatyzmu? I czy w ogóle trzeba?

Piłka młodzieżowa rządzi się innymi prawami. Futbol U-21 to już jest zupełnie inna gra, piłkarze z poziomu I ligi i Ekstraklasy są przyzwyczajeni do normalnej rywalizacji o wynik, to trzeba pamiętać. Staramy się, żeby grali dobrze, ładnie i widowiskowo, ale też z zachowaniem pewnych elementów taktycznych. Najważniejsze w tym wszystkim, żeby ci chłopcy harmonijnie się rozwijali, jak najszybciej zasłużyli na pełnoprawne powołania do seniorskiej reprezentacji Polski, żeby tam już cieszyć mógł się z nich Fernando Santos.

Największy talent z tej grupy to faktycznie Kacper Kozłowski?

Tak uważam, ale wielu zawodników robi postęp.

Poproszę nazwiska. 

Żałuję bardzo, że kontuzja przytrafiła się Filipowi Szymaczkowi. Filip Marchwiński stał się wiodącą postacią w Lechu Poznań. Michał Rakoczy debiutował jako szesnastolatek w Ekstraklasie, a teraz wyróżnia się w Cracovii. Kajetan Szmyt rozwija się w Warcie. Dobre słowa należą się też piłkarzom z defensywy.

Zaraz okaże się, że polska ziemia obrodziła się w całą plejadę piłkarzy zdolnych do odnajdywania się w stylu gry, który kiedyś określaliśmy jako „zachodni”.

Pojawiła się infrastruktura, urosły bazy, trenerzy przechodzą coraz lepszą edukację, kursy się sprawdzają, choć są krytykowane…

Pewnie są ku temu powody, jak zawsze. 

Ta słynna polska myśl szkoleniowa wcale nie jest taka zła.

Za wcześnie na taką dyskusję, panie trenerze!

Zawsze się śmieję, gdy czytam o polskiej myśli szkoleniowej, że to piłka Probierza: laga i dośrodkowania. Jak to pisze Polak, to jaką on ma myśl? Też polską!

Może stwierdza tylko obiektywny fakt?

Nie znam trenera, który nie pozwoliłyby swoim piłkarzom grać w piłkę. Jeśli ktoś minie trzech rywali, strzeli gola, a do tego powtórzy to w kilku kolejnych meczach, to przecież nie powiem mu, że tego nie wolno.

Pewnie znajdą się jednak trenerzy, którzy nie mają wystarczająco nowoczesnego warsztatu, żeby nie musieć uciekać się do topornych środków. 

Taka prawda, ale jak pracuje się w Ekstraklasie to wszystko determinuje przede wszystkim wynik.

Trudno było więc dziwić się, że ludzie mieli wątpliwości, czy weteran ligowych ławek trenerskich aby na pewno odnajdzie się w pracy selekcjonera młodzieżówki. 

Za mojej kadencji w Cracovii graliśmy dwa razy w eliminacjach europejskich pucharów. Zdobyliśmy puchar i superpuchar. Utrzymaliśmy się przy pięciu minusowych punktach. I co, ja za to jestem krytykowany, bo ludzie myśleli, że dysponowałem jakimiś wielkimi środkami? To gruby błąd, Cracovia przez trzy ostatnie okienka wydała więcej kasy niż ja przez cztery i pół roku.

Taką samą presję jak w klubach czuje pan w reprezentacji?

Jest presja, wszędzie jest presja. Nawet jak idę grać w golfa, czuję presję, bo chcę wygrać, wszystko chcę zrobić najlepiej, po stu uderzeniach zaczynam się wściekać, irytować, denerwować, a jak zejdę poniżej tej setki, to już jest lepiej…

To pan jest nerwus z natręctwami. 

Dużo dała mi praca selekcjonera. Częściej mam wolne. Mogę więcej czasu poświęcić dziecku. Inaczej postrzegam świat i niektóre sprawy z nim związane.

Piotr Stokowiec często mówi, że trener musi być na bieżąco z Netlflixem, żeby dogadać się z szatnią. Pan jest?

Czy ja wiem? Ze wszystkim jestem na bieżąco!

Chce pan powiedzieć, że umiejętnie burzy pan barierę pokoleniową?

Ta bariera pokoleniowa będzie zawsze. Ja mam pięćdziesiąt lat, a oni mają dwadzieścia jeden.

Trzy dekady przepaści. 

Trener musi zmieniać się co pięć lat.

Co pięć lat?

Dopasowywać się do galopującego świata. Kiedyś chciałem, żeby wszyscy piłkarze mieli czarne korki. Nie wyobrażałem sobie szatni pełnej kolorowych butów. Dla tych chłopaków, ludzi w pana wieku, to jest szok, możecie wydać potępiającą opinią, ale tylko dlatego, że nie wiecie, jak to wyglądało dwadzieścia lat wcześniej, kiedy ten ład był inny. Nie było smartfonów, tabletów, smartwatchy, tej całej technologii. „Jak tak można?”, ktoś spyta. No można, inne były czasy, a różne sytuacje są teraz wyciągane. Przeczytałem gdzieś ostatnio, że Probierz to leśny dziadek. Leśny dziadek, naprawdę? To, że zacząłem wcześnie, nie znaczy, że jestem już leśnym dziadkiem!

Dwadzieścia lat w zawodzie?

Pierwszy kurs trenera zrobiłem jeszcze, kiedy grałem w Bundeslidze. Tak się śmiejecie, że reprezentuję polską myśl szkoleniową, a tamto szkolenie odbywało się przecież w Niemczech!

Czyli dwadzieścia lat w zawodzie?

Jak już tak liczymy: dwadzieścia siedem!

To już za panem piąta zmiana wizerunku i warsztatu, a niedługo szósta, jeśli twardo trzymamy się tego pana stwierdzenia o trenerskich rewolucjach w pięcioletnim cyklu. 

Ten proces dzieje się ciągle i nieustannie. Wiąże się z każdą zmianą klubu, generalnie miejsca pracy, teraz prowadzę reprezentację, jestem selekcjonerem. Tyle lat przepracowałem, wypromowałem mnóstwo zawodników, a czasami się o tym zapomina. Niekiedy dziwię się, na jaką postać się mnie kreuje.

Przypięliśmy panu łatkę środowiskowego pieniacza. 

Pieniacza? Człowiek wyrażający swoje zdanie to człowiek wyrażający swoje zdanie.

Czasami uprawia pan nieuzasadnioną donkiszoterię. 

Nie płynę z prądem. Mówię, co myślę i jak uważam.

Można odbierać to jako arogancję. 

Nie mówię niczego pod publiczkę. Młodzież też nauczy się, że przychodzi taki moment w życiu, że trzeba się określić, stanąć po jednej albo po drugiej stronie, płynąć z prądem albo pod prąd.

Lepiej być selekcjonerem niż trenerem? 

Ani lepiej, ani gorzej, po prostu inaczej.

Kiedyś mówił pan, że woli „zmoknąć podczas treningu” niż „jeździć na kawę i oglądać zawodników”.

To nie ja.

Nie pan?

Nie, to cytat z Jacka Magiery.

Cóż, nie wiem, ale nie będę się zabijał.

Trzeba wykorzystywać inne umiejętności. Częściej patrzymy, jak to wszystko wygląda od strony zawodniczej.

Utrzymuje pan bliskie stosunki z Fernando Santosem?

Mam swoje obowiązki. Mieszkam w Białymstoku, nie jestem na co dzień w Warszawie. Kiedy przyjeżdżam do PZPN-u, odbywam dwa-trzy spotkania, jadę dalej. Nie zawsze przy okazji trafię na trenera Santosa.

Jest dystans? Bariera językowa przeszkadza?

Nie ma problemu, rozmowy tłumaczy Grzegorz Mielcarski.

Santos wprowadził coś nowego do pracy selekcjonerów reprezentacji młodzieżowych?

On ma swoje zadania, ja mam swoje zadania. Zrobił spotkanie, na którym nie mogłem akurat się pojawić, bo nie było mnie w kraju. Ostatnio jednak, jak spotkaliśmy się i rozmawialiśmy, ustalaliśmy reguły współpracy.

Lubię pana cytat: „trener ma jednego przyjaciela, który nie opuści go do ostatniego dnia jego kariery: porażkę”. Co będzie porażką w U-21?

Tak, też lubię to powiedzenie, porażką jest… każdy przegrany mecz.

I zwolnienie. 

Zwolnienie to nie porażka, każdy trener żyje na walizkach. U-21 ma swoją specyfikę. Jeśli sześciu czy siedmiu piłkarzy trafi do dorosłej reprezentacji, a jest to możliwe, to postrzeganie tej kadry naturalnie będzie inne. Chcemy osiągnąć sukces, niezależnie od wszystkiego, awansować na mistrzostwa Europy, to jest nasz cel.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Czytaj więcej o polskich trenerach:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

48 komentarzy

Loading...