Od ostatniego miejsca w II lidze do awansu do I ligi w dramatycznych okolicznościach. Taką drogę z Motorem Lublin przeszedł dotychczas Goncalo Feio. Jego podopieczni pokonali dziś w rzutach karnych Stomil Olsztyn i meldują się na zapleczu Ekstraklasy. Czy to zmienia coś w naszej ocenie wcześniejszych zachowań Portugalczyka?
Nie, nie zmienia, facet od wielu tygodni powinien odbywać długą karę, bo to była kolejna recydywa w jego wykonaniu. Upiekło mu się jednak, PZPN zbłaźnił się decyzją o karze w zawieszeniu, więc Feio mógł wykazywać się jako trener. A tu, tego nigdy nie ukrywaliśmy, argumentów ma dużo, pod względem merytorycznym jest jednym z najlepszych młodych szkoleniowców na polskim rynku. No i efekty są. Motor, który po jedenastu kolejkach miał siedem punktów i zamykał tabelę, kolejny raz w decydującym momencie zachował więcej zimnej krwi na boisku niż jego rywale.
Stomil Olsztyn – Motor Lublin. Shibata i czerwona kartka Rudola to za mało
Kolejny, bo najpierw lublinianie musieli sobie miejsce w barażach zapewnić, co udało się osiągnąć dopiero po golu w 90. minucie na stadionie Polonii Warszawa. W półfinale z Kotwicą Kołobrzeg Piotr Ceglarz wyrównał w 94. minucie, a pod koniec drugiej części dogrywki Dawid Kasprzyk zadał decydujący cios.
Dziś wszystko rozstrzygały karne. Dotarcie do nich było sukcesem Motoru, który od pewnego momentu już o niczym innym nie myślał. Do przerwy goście prowadzili, bo Żwir z Karlikowskim uznali, że wystarczy się przypatrywać, co zrobi Filip Wójcik II (tak, to ten od pobicia w lokalu), a Wójcik akurat idealnie przymierzył w dalszy róg. Stomil wcześniej mógł rozpamiętywać bardzo dobrą sytuację zmarnowaną przez Karlikowskiego.
Na drugą połowę w składzie Stomilu pojawił się Shun Shibata, który odmienił oblicze swojego zespołu. Japoński pomocnik co chwila posyłał świetne prostopadłe podania mijające formacje przeciwnika, co napędzało ataki na bramkę Łukasza Budziłka. Próby finalizacji były jednak dość nieporadne i dopiero Przemysław Szarek przyszedł z pomocą gospodarzom. Stoper Motoru w prostej sytuacji “kopnął się w czoło”, olsztynianie wyszli z kontrą w przewadze i kapitan Karol Żwir zachowując spokój do końca zrehabilitował się za słabe krycie przy straconym golu.
Wyrównanie uskrzydliło Stomil, który zyskiwał coraz większą przewagę. W dogrywce wydawało się, że zmęczony Motor będzie miał olbrzymie ciężary, gdyż w 100. minucie słusznie za drugą żółtą kartkę wyleciał Sebastian Rudol. Najpierw stracił piłkę, później faulował rozpędzonego Dawida Kalisza. Nie było tematu.
Gospodarze pękli w rzutach karnych
Zawodnicy Szymona Grabowskiego pokpili sprawę i nie wykorzystali gry w przewadze. Kurbiel obił poprzeczkę, fatalnie nastawiony celownik miał Krawczun, walczący już ze skurczami Żwir nie był w stanie celnie uderzyć z linii pola karnego. A na koniec jeszcze Motor postraszył chytrym strzałem Wójcika, któremu piłkę za darmo beznadziejnym wybiciem oddał słabo dysponowany Karlikowski.
Rzuty karne? Już po pierwszej serii Piotr Kurbiel przegonił wszystkie gołębie i Motor prowadził. Później ostatniego ptaka ze stadionu wygonił jeszcze Werick Caetano, a że goście strzelali bezbłędnie, zapewnili sobie awans po czwartej próbie.
No i co my z tym Motorem mamy zrobić? Pozaboiskowo ten klub nie dojeżdża w wielu aspektach. Trener może w nim rozwalić łeb prezesowi, obrażać rzeczniczkę, nie ponieść żadnych konsekwencji i być jeszcze bronionym publicznie przez właściciela. Zawodnicy w ramach skupiania się wyłącznie na kwestiach sportowych okładają kogoś w klubie nocnym. Z drugiej strony, czysto sportowo marsz Motoru z dna tabeli do zwycięskich barażów jest imponujący. Do tego ładny stadion i wielu kibiców.
Panowie, dostaliście prezent od losu. A skoro tak, dorośnijcie poza boiskiem i nie spaprzcie tego. Wtedy nawet dziennikarze działający na zlecenie – a jakże! – nie będą mieli powodów, żeby pisać o nowych aferach.
Stomil Olsztyn – Motor Lublin 1:1 (0:1) po dogrywce, karne 1:4
0:1 – F. Wójcik II 37′
1:1 – Żwir 67′
karne:
0:1 – R. Król
0:1 – Kurbiel (nad bramką)
0:2 – Rozmus
1:2 – Shibata
1:3 – F. Wójcik II
1:3 – Caetano (nad bramką)
1:4 – Żebrakowski
Fot. Newspix