Kurz po ostatniej kolejce Premier League już odpadł, więc przyszedł czas podsumowań. Wiemy, kto został mistrzem Anglii, kto spadł do Championship, kto został królem strzelców, a kto jej najlepszym zawodnikiem. Do zakończenia dyskusji nad minionym sezonem pozostało jeszcze ułożyć najlepszą jedenastkę. Tak też uczyniliśmy, choć łatwo nie było.
Część wyborów była oczywista, część była niezwykle trudna. Na niektóre pozycje było po kilku murowanych kandydatów, ale tylko jedno wolne miejsce, dlatego w naszym zestawieniu zabraknie z pewnością kilku poważnych nazwisk. Ale cóż, taki jest urok tego typu jedenastek. Co złego to nie my.
Jedenastka sezonu Premier League 2022/2023
Nick Pope (Newcastle United)
Już na początek pozycja, która sprawiła chyba najwięcej trudności. Wśród czołowych bramkarzy Premier League trudno znaleźć takiego, który fantastycznie bronił, ale też ustrzegł się wpadek przez cały sezon. Zdobywcą Złotej Rękawicy został David De Gea, ale ta nagroda wręczana jest na podstawie liczby czystych kont, a to nie zawsze jest w pełni miarodajne. Hiszpan sporo zawdzięcza swoim kolegom z drużyny, którzy przez większość sezonu stanowili prawdziwy monolit i pomogli podstawowemu bramkarzowi United sięgnąć po to trofeum. On sam zapewne doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Nasz wybór pada na Nicka Pope’a. Angielski bramkarz również sporo zawdzięcza kolegom, ale podobnie jest w drugą stronę. Pope dowodził żelazną defensywą Newcastle w tym sezonie i nie raz ratował skórę obrońcom. Zdarzyło mu się kilka błędów, ale mało kto już o nich pamięta, szczególnie że nie zaważyło to na wyniku na koniec sezonu. Przez całe rozgrywki wpuścił tylko 32 bramki. Opuścił tylko jedno spotkanie, to ostatnie z Chelsea, które nie miało jednak żadnego znaczenia. Zachował 14 czystych kont.
Pope to dziś zdecydowanie jeden z najważniejszych zawodników Newcastle. Był kolejnym czynnikiem, który pozwolił wejść Srokom na wyższy poziom i cieszyć się dziś z awansu do Ligi Mistrzów, gdzie nie byli od wielu lat. Kibice z St. James’s Park mogą być pewni, że tę pozycję mają obstawioną na długi czas.
Kieran Trippier (Newcastle United)
Tutaj chyba nie ma co się zbytnio rozwodzić, bo jest to jedno z nazwisk, które po prostu musiało się znaleźć w tym zestawieniu. Kieran Trippier to nie tylko najlepszy prawy obrońca w Premier League, ale w ogóle jeden z najlepszych zawodników bez podziału na pozycje. Niezawodny zarówno w defensywie, jak i w ofensywie. Doskonale wykonujący stałe fragmenty gry, które stały się jego znakiem rozpoznawczym.
W drugiej połowie sezonu nieco spuścił z tonu, ale to absolutnie nie zachwiało jego pozycją. Zanotował siedem asyst, ale powinien mieć ich znacznie więcej, bo statystyka expected assist (xA) w jego przypadku wskazuje 11.78. Ewidentnie potrafi więc doskonale podać do kolegów, ale ci nie zawsze potrafili to dobrze wykorzystać.
Niechciany w Atletico, wrócił do ojczyzny i zrobił furorę. Z miejsca przejął opaskę kapitańską i dziś jest drugą najważniejszą postacią w drużynie zaraz po trenerze. Z naszej perspektywy najlepszy, a przynajmniej jeden z najlepszych transferów Newcastle od pojawienia się saudyjskich inwestorów.
Nathan Ake (Manchester City)
W tym miejscu wstawiamy pierwszego z mistrzów Anglii. Tak naprawdę w tym miejscu mógłby być dobrze ktoś inny – Ruben Dias czy John Stones, bo obaj również mieli świetne sezony. Stawiamy jednak na Holendra, przede wszystkim z uwagi na to, jaki progres zrobił w ciągu ostatnich miesięcy.
Ake kojarzył nam się wcześniej z podstawowym rezerwowym Pepa Guardioli. Z zawodnikiem szklanym, który zdecydowanie za często odwiedza gabinety lekarskie i przez to nie może zrobić znaczącego kroku do przodu. W tym sezonie wszystko się jednak zmieniło i choć Holender nie ustrzegł się problemów zdrowotnych, to nie były one jakoś wyjątkowo poważne. Sporo zyskał na konflikcie trenera z Joao Cancelo, bo dzięki temu lewa strona defensywy zaczęła należeć do niego. Przez większość sezonu, grając w trójce obrońców, to właśnie on pełnił funkcję tego najbliżej lewej flanki i spisywał się doskonale.
Doceniamy więc jego wszechstronność, bo w zasadzie potrafi obstawić każdą pozycję w linii obronnej, ale doceniamy też jedyną bramkę, jaką zdobył w tym sezonie w lidze. Mowa tu o trafieniu w spotkaniu z West Hamem na początku maja. Ake wrócił po krótkiej przerwie spowodowanej – a jakże – urazem. Grał bardzo dobrze, ale koledzy nie potrafili przeforsować bramki rywala. Dopiero w 50. minucie meczu to właśnie Holender wziął sprawy w swoje ręce i pokonał Łukasza Fabiańskiego głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego.
Sven Botman (Newcastle United)
Kolejny przedstawiciel defensywy Srok, ale nie ma się co dziwić. W końcu to właśnie Newcastle może się poszczycić najlepszą obroną w lidze obok Manchesteru City. Zaledwie 33 stracone bramki w 38 meczach to wynik zdecydowanie robiący wrażenie, szczególnie że kolejny na liście Manchester United ma aż o 10 bramek straconych więcej.
W 36 z tych 38 spotkań zagrał Sven Botman, który był chyba najlepszym stoperem minionego sezonu, skałą nie do przejścia. W opisie Nicka Pope’a wspominaliśmy, że angielski bramkarz mógł liczyć na kolegów i trzeba przyznać, że mógł liczyć przede wszystkim właśnie na Holendra. Fabian Schar, który grał u jego boku to zupełnie inna półka. Zawodnik, który często ma różne „odklejki” i zdarzają mu się głupie błędy, faule.
W przypadku Botmana nie ma czegoś takiego. Holender to klasa sama w sobie. W dodatku zawodnik wciąż bardzo młody, który jest dopiero na początku swojej przygody. Pozostaje mu życzyć, aby pod względem sukcesów poszedł w ślady swojego reprezentacyjnego kolegi – Virgila van Dijka, podobnie zresztą, jak jego partner z naszej jedenastki – Nathan Ake.
Luke Shaw (Manchester United)
W jedenastce sezonu nie mogło zabraknąć przedstawiciela drużyny, która powoli zaczyna wstawać z kolan i zajęła ostatecznie miejsce na podium. Manchester United do końca musiał drżeć o miejsce w Lidze Mistrzów, ale ostatecznie się udało i ogromna w tym zasługa właśnie Luke’a Shawa. Kariera Anglika to prawdziwa sinusoida. Co sezon kibice mają co do niego zupełnie inne odczucia. Jeszcze rok temu wydawało się, że 27-latek jest bliżej odejścia z klubu niż zrobienia furory w kolejnym sezonie, a stało się zupełnie odwrotnie.
Shaw znów potrafił nawiązać do swoich najlepszych okresów w karierze i zapewne spora w tym zasługa Erika ten Haga, który odbudował już niejednego zawodnika na Old Trafford. Anglik wyrósł w ostatnich miesiącach na jednego z najlepszych, a być może nawet najlepszego lewego obrońcę w lidze i w zasadzie trudno jest to w jakikolwiek sposób podważyć.
Może i nie może pochwalić się tak znakomitymi statystykami w ofensywie, co jego kolega z reprezentacji Kieran Trippier, ale jest przede wszystkim ostoją w defensywie. Z nim w składzie United aż 11 razy zachowywali czyste konto, więc jest on jednym z tych zawodników, którzy pozwolili Davidowi De Gei sięgnąć po Złotą Rękawicę. Zawodnik nie do zajechania, doskonale przygotowany pod względem motorycznym. Życzymy mu, żeby w przyszłym sezonie nie przytrafiło mu się kolejne załamanie formy.
Rodri (Manchester City)
Chyba kolejna pozycja po bramkarzu, która sprawiła najwięcej problemów. Do środka pola naprawdę kandydatów było wielu, ale na kogoś trzeba się było zdecydować. W gronie redakcyjnym ustaliliśmy jednak, że jest zawodnik, którego zabraknąć nie może i był nim właśnie Rodri. Hiszpan ma za sobą prawdopodobnie najlepszy sezon w karierze, a przecież może być jeszcze lepszy, bo The Citizens stoją przed szansą na potrójną koronę. Przed nimi jeszcze dwa finały – Pucharu Anglii i Ligi Mistrzów.
To, co grał Rodri w tym sezonie to po prostu profesura. Zdarzały mu się słabsze mecze, jak choćby niedawny rewanż z Bayernem na Allianz Arenie, ale to była Liga Mistrzów. W Premier League Hiszpan był w zasadzie bezbłędny. Zdecydowanie jeden z najważniejszych zawodników w układance Pepa Guardioli. Nie można oczywiście zapominać o Kevinie De Bruyne i Haalandzie, ale Rodri zdecydowanie wraz z tymi dwoma panami, to trzech najważniejszych piłkarzy City w minionym sezonie.
Dzięki Rodriemu środek pola Manchesteru City był zdecydowanie najlepszym środkiem pola w lidze, ale nikt chyba nie ma wątpliwości, że również na świecie. Oczywiście, niejeden powie, że zaraz zweryfikuje to zapewne Inter w Stambule, ale nawet to nie powinno podważyć tej teorii.
Martin Odegaard (Arsenal)
Jeszcze kilka miesięcy temu nie byłoby żadnych wątpliwości, że ten zawodnik znajdzie się w jedenastce sezonu. Ostatnie tygodnie to jednak lekki zjazd zarówno Odegaarda, jak i całego Arsenalu. Wydawało się, że mają mistrzostwo Anglii na wyciągnięcie ręki i, że to właśnie jest ten sezon, ale ostatecznie wykoleili się na ostatniej prostej. Znów ten przeklęty Pep Guardiola. Kanonierzy mogą teraz swobodnie przybić piątki z Liverpoolem, który coś podobnego przeżywał już dwukrotnie.
Mimo wszystko Norweg przewodził swojej ferajnie z sukcesami przez większość sezonu. Zdobył aż 15 bramek, zaliczył osiem asyst – ma za sobą zdecydowanie najlepszy sezon w karierze. Zdobył kilka przepięknych bramek, z dumą nosił opaskę kapitańską. Jedyne czego mu zabrakło, to właśnie tego pociągnięcia zespołu na swoich plecach. Kiedy całej drużynie szło średnio, to Odegaard był zupełnie niewidoczny. Szczególnie mowa tutaj o tych dwóch spotkaniach z Manchesterem City, które w zasadzie zaważyły o losie mistrzostwa, ale też pokazały wciąż spore różnice w jakości obu drużyn.
Odegaard to zdecydowanie wielki piłkarz. Kto wie, być może nawet przyszła legenda Arsenalu? Nie zapominajmy jednak, że on wciąż ma zaledwie 24 lata i całą karierę przed sobą. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że osiągnie z Kanonierami jeszcze niejeden sukces.
Bukayo Saka (Arsenal)
Drugi przedstawiciel wicemistrzów Anglii i kolejny zawodnik, który spokojnie mógłby otrzymać nagrodę dla zawodnika sezonu. Saka w tym sezonie przekroczył rubikon. Przez wielu zaczął być uznawany za najlepszego prawoskrzydłowego na świecie i pewnie spokojnie dałoby się znaleźć na to kilka argumentów. Anglik zachwycał już w zeszłym sezonie, ale w tym obecnym naprawdę pokazał pełnię swoich możliwości. Choć nie wykluczamy oczywiście, że stać go na jeszcze więcej.
Niestety, podobnie jak Odegaard, nieco spuścił z tonu w końcówce sezonu, ale tak, jak już mówiliśmy, zrobiła to cała drużyna. Saka niewątpliwie jest najlepszym zawodnikiem Arsenalu, jego przyszłością. Tam się wychował, przeszedł wszystkie szczeble w akademii, a teraz otarał się o mistrzostwo i zagra w Lidze Mistrzów. Do tego zdobył 15 bramek i zaliczył 11 asyst w tym sezonie – trzeba przyznać, że jak na 21-latka, to całkiem niezła lista osiągnięć.
I tutaj, znów podobnie, jak w przypadku Odegaarda, trzeba jeszcze chwilę poczekać. Saka jest jeszcze młodszy, jeszcze bardziej przywiązany do klubu i niewątpliwie najbliższy sercu wszystkim kibicom. Człowiek stworzony do rzeczy wielkich, które w końcu uda mu się zrobić.
Kevin De Bruyne (Manchester City)
Teraz przyszedł czas na stałego bywalca jedenastki sezonu Premier League. W zasadzie tutaj nie ma się nad czym rozwodzić, bo o Kevinie De Bruyne zostało już powiedziane wszystko. Lider, kapitan, człowiek, od którego w zasadzie wszystko zależy na boisku, kiedy gra Manchester City. W dodatku zawodnik, który doskonale porozumiał się z Haalandem i wraz z nim tworzy najprawdopodobniej najlepszy duet piłkarski na świecie.
Był taki moment w tym sezonie, że De Bruyne wydawał się jakiś nieswój. Nie strzelał bramek, nie zaliczał seryjnie asyst. Musieli to robić za niego koledzy. Ale nawet wtedy nikt nie miał wątpliwości, że Belg jest najważniejsza postacią w drużynie. W dodatku niezwykle szybko przyniósł także liczby. Może tych goli zabrakło, ale klasyfikację asyst wygrał po raz kolejny, tym razem zatrzymując się na 18.
Niewątpliwie jeden z najlepszych piłkarzy, jacy kiedykolwiek biegali po boiskach w Anglii. A kto wie, być może nawet najelpszy pomocnik w historii Premier League? Chyba powoli trzeba się powoli oswajać z tą myślą.
Erling Haaland (Manchester City)
Tutaj chyba mamy najmniej do powiedzenia, bo za Haalandem po prostu przemawiają liczby. Norweg przyjechał do Anglii, poustawiał sobie wszystkich, jak chciał, pobił już w pierwszym sezonie rekord zdobytych bramek w jednym sezonie i sięgnął po mistrzostwo Anglii. Nie było na niego mocnych. Byli tacy, któzy mieli wątpliwości, czy Haaland poradzi sobie w realiach Premier League, bo w końcu to coś innego niż Bundesliga czy liga austriacka, ale ten szybko wyjaśnił wszelkie wątpliwości. Obawiano się także o jego zdrowie, ale tutaj też wszystko poszło dobrze. Poza kilkoma mniejszymi urazami Norweg uniknął problemów.
Na dziś Haaland jest po prostu jednym z najlepszych zawodników nie tylko w Premier League, ale w ogóle na świecie. W takim tempie, w jakim zdobywa bramki, będzie bił kolejne rekordy, w tym być może ten najważniejszy. Jeżeli trochę pogra w City, to Shearer może się poczuć zagrożony…
Chłopak z kebabem z farmy. Reportaż z Bryne, miasta Erlinga Haalanda
Harry Kane (Tottenham)
Tutaj, podobnie, jak w przypadku Kevina De Bruyne mamy do czynienia ze stałym bywalcem jedenastki sezonu. Tutaj również trudno powiedzieć coś nowgo. Harry Kane to piłkarz, który cierpi. Cierpi, bo sam jest geniuszem strzeleckim, ale gra w przeciętnej drużynie. Kto wie, być może już niedługo? Tottenham w tym sezonie się posypał, ale dzieki Kane’owi nie podzielił przynajmniej losu Chelsea.
Wydaje się, że cierpliwość Anglika musi się w kiedyś skończyć i ostatecznie odejdzie do lepszego klubu. Kane nie jest już tak młody, jak Haaland, więc nie ma już zbyt wiele czasu na osiągnięcie jakiegokolwiek sukcesu drużynowego, bo na ten moment nie ma żadnego. 29 lat to wiek idealny dla piłkarza, a więc być może doskonały moment, żeby się ewakuować. Nie ma już czasu na czekanie na kolejną rewolucję i obietnice Daniela Levy’ego, że od teraz będzie już tylko lepiej. Tottenham osiągnął już swój szczyt w sezonie 2018/19, kiedy zagrał w finale Ligi Mistrzów i trudno będzie wrócić do tych czasów w tempie ekspresowym.
Kane w idealnym scenariuszu z pewnością chciałby zostać w Tottenhamie, stać się legendą Premier League i przebić rekord Shearera, ale w końcu w piłce nagrody indywidualne nie liczą się aż tak bardzo. Niewątpliwie Anglik oddałby chętnie nawet kilka ze swoich nagród dla króla strzelców w zamian za mistrzostwo Anglii czy Ligę Mistrzów. Niestety, ani jedno, ani drugie nie wydaje się być w zasięgu Totenhamu w najbliższym czasie.
Czytaj więcej o Premier League:
- Rudzki: Klub, który w herbie powinien mieć łzy. Leicester City – upadki ze szczytu bolą najbardziej
- Dlaczego Glazerowie jeszcze nie sprzedali Manchesteru United?
- Na przekór losowi i… właścicielowi. Sheffield United wraca na salony
Fot. Newspix