Real Sociedad od dawna starał się o transfer Takefusy Kubo i gdy wreszcie udało się do niego doprowadzić, to po niespełna roku obie strony zadają sobie to samo pytanie: – Dlaczego czekaliśmy z nim tak długo, skoro jesteśmy dla siebie stworzeni?
Roberto Olabe przez trzy lata wiercił dziurę w brzuchu działaczy Realu, aby ci wreszcie zgodzili się oddać mu Takefusę Kubo, nawet na zasadzie wypożyczenia. Bezskutecznie. Utalentowany Japończyk nie mógł grać w barwach Królewskich, bo nie miał paszportu jednego z unijnych państw, i był rzucany z miejsca na miejsce. W Mallorce, Villarrealu i Getafe wiodło mu się, delikatnie mówiąc, różnie. W przyklejaną mu łatkę zmarnowanego talentu wierzyło coraz więcej osób, tylko nie wspomniany dyrektor sportowy Realu Sociedad.
Latem ubiegłego roku Olabe wrócił na Bernabeu. Wreszcie przekonał i szefów madryckiego giganta, i Japończyka, który dziś stanowi kolejny dowód na to, że klimat w San Sebastian sprzyja eksplozjom talentów.
Mała Japonia w Donostii
W przeszłości w Donostii na dobre tory wróciły kariery Carlosa Veli czy Martina Ddegaarda. Kubo idzie w ich ślady. 21-latek kiepsko zaczął sezon, ale w 2023 roku jest najlepszym, najrówniejszym piłkarzem Realu Sociedad. Od początku stycznia Japończyk zdobył sześć bramek i miał asystę. Błyszczał w rywalizacjach z Realem Madryt czy Gironą. Imponował zarówno grając na skrzydłach, jak i jako podwieszony napastnik, zbierając pochwały nie tylko od ekspertów, lecz także samego Carlo Ancelottiego.
– Obserwujemy rozwój Take. Gra naprawdę dobrze – podkreślał trener Królewskich, któremu wychowanek Barçy mógł zaimponować np. w bezpośrednim starciu obu ekip, gdy trafił do siatki na 1:0.
Real pozostawił sobie prawo pierwokupu oraz 50 procent praw do karty zawodniczej Kubo, jednak nie byłoby go łatwo przekonać do powrotu na Bernabeu.
– W kolejnym sezonie 100% txuri-urdin – stwierdził piłkarz po meczu z Królewskimi, co w języku baskijskim oznacza biało-niebieski, kolory i przydomek Realu Sociedad.
Japończyk nie ma zamiaru wyprowadzać się z północy Hiszpanii, gdzie czuje się rewelacyjnie. Brak tęsknoty za rodziną zapewnia fakt, że żyje z mamą oraz bratem, Eijim, który gra w młodzieżowych drużynach La Realu. Chłopak chodzi do anglojęzycznej szkoły, a na zebraniach z rodzicami pojawia się też Take, pełniąc rolę tłumacza mamy. W stolicy Donostii, czyli mieście z największą liczbą restauracji z gwiazdką Michelin na mieszkańca, zawodnik przetestował wszystkie japońskie knajpy i znalazł tę ulubioną, w której kucharz też pochodzi z Kawasaki i chodził do tej samej szkoły, co Take. 21-latek cieszy się ogromną sympatią kibiców. Niedawno, po odebraniu tytułu piłkarza miesiąca w Realu Sociedad przez trzy godziny rozdawał autografy w jednym z lokalnych supermarketów.
– Ludzie są tu pełni szacunku. Szaleją na meczach czy podczas imprez organizowanych przez klub, ale na ulicach dają mi spokój. To dla mnie bardzo ważne – podkreśla Kubo.
Piłkarz na dwie strony boiska
Take stał się kluczowym piłkarzem zespołu, który w przyszłym sezonie najprawdopodobniej wróci do Ligi Mistrzów.
– Jarają mnie wielkie mecze – nie ukrywa 21-latek. Baskowie na występy w najbardziej elitarnych rozgrywkach w Europie czekali dekadę, co daje im nadzieję na utrzymanie liderów, w tym Mikela Merino czy Martina Zubimendiego, którzy mieli pozytywny wpływ na piłkarski rozwój Japończyka.
Kubo wreszcie spełnia oczekiwania. Ma więcej goli i asyst niż łącznie w trzech poprzednich sezonach (8+4 vs 6+4), a La Real wygrał każdy mecz, w którym trafiał do siatki.
Japończyk błyszczy także bez piłki. Jest w czołówce wielu klasyfikacji defensywnych, w tym np. tych związanych z liczbą skoków pressingowych na połowie rywala, szybkich odbiorach piłki czy udanych próbach odbioru. Imanol Alguacil lubi piłkarzy, którzy harują, którzy są – jak mawia się w NBA – zawodnikami przydatnymi po obu stronach boiska. I Kubo kimś takim jest.
Dziś nikt nie wyobraża sobie Realu Sociedad bez Japończyka, który perfekcyjnie zaadaptował się do stylu Imanola. Jest piłkarzem szybkim, przebojowym i kreatywnym, ale też ciężko pracującym i dobrze zorganizowanym taktycznie, który cały czas widzi swoje niedoskonałości.
– Wymagam od siebie więcej i więcej – podkreśla regularnie Take, który po efektownej wygranej nad Espanyolem, w której był jednym z najlepszych zawodników na murawie, stwierdził: – Nie mam prawa być zadowolonym, bo miałem z dwie-trzy głupie straty. Muszę tego unikać.
Niestereotypowy Japończyk
– Widać, że to piłkarz ze szkółki wielkiego klubu – uśmiechają się piłkarze z Kraju Basków, którzy w rozmowie z dziennikarzami „Relevo” opowiadali o mentalności Japończyka. 21-latek nie odpuszcza ani jednej piłki. Podczas treningów zamienia się w tego irytującego kolegę, który będzie wcielał się w rolę sędziego i nieustannie protestował. Ale gdy gra zostanie zatrzymana, pokazuje kompletnie inną twarz.
– Nie spodziewałem się, że to taki jajcarz. Potrafi się odgryźć. Znakomicie wprowadził się do drużyny – podkreśla Alex Remiro.
Kubo, który spędził cztery lata w akademii Barcelony, nie miał problemów z aklimatyzacją. Wniósł sporo świeżości do dość grzecznej szatni La Realu. To nie jest stereotypowy, milczący i zdyscyplinowany Japończyk. Kubo to gaduła i jeden z najczęściej żartujących piłkarzy. Dostrzegli to też dziennikarze, którzy lubią zapraszać 21-latka do rozmów, bo zawsze będą mieć chociaż jedną frazę do wyciągnięcia do tytułu. Albo chociaż fragment na TikToka z zabawną rozmową z 21-latkiem, który umie grać w stylu Joaquina Sancheza, legendy Betisu i hiszpańskich telewizji.
W LaLiga mamy boom na Kubo, który widać też po liczbie japońskich dziennikarzy jeżdżących za Realem Sociedad. Talent Japończyka wreszcie eksplodował i jeśli 21-latek podtrzyma wysoką formę przez długi okres, znajdzie się na celowniku wielu europejskich gigantów. Tylko kto zdoła go przekonać do opuszczenia swojej małej Japonii?
JAKUB KRĘCIDŁO, Canal+ Sport
WIĘCEJ TEKSTÓW JAKUBA KRĘCIDŁY:
- Paradoks Villarrealu – im lepiej gra, tym bardziej niepewna jest przyszłość klubu
- Odrodzony Ocampos odmienił Sevillę. Od ostracyzmu w Ajaksie do piekła w Hiszpanii
- Nepotyzm i kolesiostwo rządzą też w Barcelonie. Specjaliści opuszczają klub przyjaciół
foto. Newspix