Reklama

Kaczmarek: W finale LM doświadczenie będzie stało po naszej stronie

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

17 maja 2023, 12:40 • 9 min czytania 4 komentarze

– Mało kto stawiał, że obronimy tytuł. A szansa na trzeci triumf z rzędu? To już na pewno nikomu nie przyszłoby do głowy. Nie mogę doczekać się 20 maja i tego, co nas tam czeka – opowiada nam Łukasz Kaczmarek. Z atakującym Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle rozmawiamy przed sobotnim finałem siatkarskiej Ligi Mistrzów, w którym jego zespół zmierzy się z Jastrzębskim Węglem.

Kaczmarek: W finale LM doświadczenie będzie stało po naszej stronie

W sobotę w Turynie bez wątpienia będzie miało miejsce historyczne wydarzenie w polskim sporcie. O triumf w najważniejszych europejskich rozgrywkach powalczą dwa zespoły z PlusLigi. Jastrzębski Węgiel przystąpi do finału Ligi Mistrzów w roli faworyta – po tym, jak w przekonującym stylu zdobył mistrzostwo Polski. Ale jak podkreśla Kaczmarek: to po stronie ZAKSY będzie stało doświadczenie. Szanse w finale reprezentant Polski ocenia na… 50 na 50.

KACPER MARCINIAK: Drabinkę w Lidze Mistrzów mieliście brutalną. W ćwierćfinale dwumecz z Trentino, w półfinale Perugia, a teraz Jastrzębski Węgiel.

ŁUKASZ KACZMAREK: Zgadza się. Ci rywale, o których wspomniałeś, to jedno, ale nie zapominajmy też o fazie grupowej. Bo już wtedy mierzyliśmy się z Trentino, a więc finalistą dwóch poprzednich edycji Ligi Mistrzów. To było dla nas ciekawe wydarzenie, jak się okazało – przedsmak ćwierćfinału. A potem czekały nas jeszcze baraże z Wartą Zawiercie, która bije się o brązowy medal w PlusLidze [ostatecznie zajęła czwarte miejsce – przyp. red.].

Myślę więc, że ta drabinka była najtrudniejszą z możliwych. Ja wspominam przede wszystkim właśnie morderczą rywalizację z Trentino. Do wyłonienia półfinalisty potrzebowaliśmy złotego seta, łącznie rozegraliśmy aż jedenaście partii. Z Perugią było w teorii łatwiej, bo dwukrotnie pokonaliśmy ją w czterech setach, ale chyba każdy zdaje sobie sprawę, że to był wielki faworyt do wygrania w tym sezonie wszystkiego, co jest możliwe.

Reklama

Tamte zwycięstwo nas zresztą szczególnie cieszyło, bo co by nie mówić – Perugia to zespół, który po ostatnich dwóch sezonach kogoś z ZAKSY zabierał. Mieliśmy się okazję z nią sprawdzić. I udało nam się pokazać, że w siatkówce nie zawsze decydujący jest gwiazdozbiór.

W dwumeczu z Perugią nie byliście faworytem. W finale również nie będziecie. Masz wrażenie, że w takich sytuacjach czujecie się naprawdę komfortowo?

Na pewno nieraz już to pokazaliśmy. Kiedy nikt na nas nie stawia, potrafimy grać świetną siatkówkę. Chociażby w tym sezonie, kiedy jechaliśmy na finał Puchar Polski, wydaje mi się, że faworytami nie byliśmy. A jednak odnieśliśmy zwycięstwo.

Oczywiście, patrząc na ostatnie dni: Jastrzębski Węgiel nas zdeklasował. Nie ma co ukrywać. Był lepszy w każdym elemencie i zasłużenie zdobył złoty medal mistrzostw Polski. Ale teraz czeka nas tylko jeden mecz, który nie odbywa się na polskiej ziemi. Doświadczenie będzie stało po naszej stronie, bo to dla nas trzeci finał Ligi Mistrzów z rzędu. Jeśli więc miałbym określić szanse, to powiedziałbym: pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.

Jest jeden element, na który musicie szczególnie zwrócić uwagę, żeby nie doszło do powtórki z finałowej rywalizacji w PlusLidze?

Myślę, że przede wszystkim musimy wierzyć w swoje możliwości. W momentach, w których rywal gra znakomicie, a my tylko dobrze i to nie wystarcza, nie możemy się załamywać, tylko dalej kontynuować to, co potrafimy najlepiej. Nie starać się robić czegoś na siłę. Cierpliwość – to będzie klucz do tego spotkania. Trzeba grać jak najlepszą siatkówkę, ale jeśli coś nie będzie wychodziło, nie frustrować się, bo to nam nie pomoże.

Reklama

Cierpliwość to zawsze był atut ZAKSY. Z drugiej strony: jastrzębianie często na spotkania z wami nie dojeżdżali. Teraz tę blokadę psychiczną udało im się pokonać.

Zgadza się. Drużyna z Jastrzębia zaprezentowała w ostatnich tygodniach kompletną siatkówkę. Stephen Boyer robi niesamowite wrażenie. Zagrywa ponad 120 kilometrów na godzinę, bardzo trudno jest takie piłki przyjmować. Tomek Fornal też oczywiście gra znakomicie. Ale tak naprawdę każdy w ich zespole dokładał swoją cegiełkę do wyniku.

Nie wygrał z nami jeden czy dwóch zawodników. Zdajemy sobie też sprawę, jak szeroką oni mają ławkę rezerwowych, urozmaicenie na każdej pozycji. Nie potrafiliśmy się im przeciwstawić, ale jak mówiłem: każdy finał rządzi się własnymi prawami. Dwa lata temu też nie zdobyliśmy mistrzostwa Polski, ale potem pojechaliśmy na finał Ligi Mistrzów i odnieśliśmy wielki sukces. Mam nadzieję, że historia powtórzy się też w tym roku.

A co sądzisz o takiej opinii, że za waszą gorszą dyspozycję mogło odpowiadać zmęczenie?

Nie ma co ukrywać, że kalendarz gier w tym sezonie był dla nas brutalny. Nie mieliśmy czasu nie tylko na odpoczynek, ale i trening. Inna sprawa, że jastrzębianie znajdowali się w takiej samej sytuacji. Rozegrali praktycznie taką samą liczbę meczów co my.

Warto jednak zaznaczyć, że to już dla nas czwarty finał w tym sezonie, co jest świetnym wynikiem. Wiemy, jak wyglądał początek tych rozgrywek. Gdybyś mi powiedział w grudniu, że będziemy rozmawiać w połowie maja o grze w finale Ligi Mistrzów, to bym w to nie uwierzył. Jedna rzecz się jednak zmieniła: przyszedł do nas wielki siatkarz, jakim jest pan Bartek Bednorz. Nasza gra zaczęła z nim wyglądać znacznie lepiej. A teraz mamy szansę dokonać czegoś naprawdę niesamowitego.

Już w 2021 roku zapisaliśmy się na kartach historii polskiej siatkówki. Mało kto stawiał, że obronimy tytuł. A szansa na trzeci triumf z rzędu? To już na pewno nikomu nie przyszłoby do głowy. Nie mogę doczekać się 20 maja i tego, co nas tam czeka. Będą to wyjątkowe przeżycia.

Wspomniałeś o transferze Bednorza. On trochę zniknął z radaru. Grał w odległej lidze chińskiej, wcześniej nie pojechał na MŚ. Ale szybko przypomniał, jakim jest siatkarzem.

W okresie kadrowym w poprzednim roku miał też sporo problemów z urazami. Przez to na pewno nie mógł dać z siebie stu procent. Teraz jest już w pełni zdrowy i pokazuje, że jest jednym z najlepszych przyjmujących na świecie.

Nieraz słyszałem, że ZAKSA dobiera zawodników też pod kątem charakterologicznym. Nie bierze graczy, którzy mogą mieć zbyt wysokie ego. Bartek jest chyba właśnie siatkarzem, z którym łatwo było złapać wspólny język na boisku.

Jasne. Patrząc na ostatnie sezony: my naprawdę świetnie się ze sobą dogadujemy. Mamy znakomitą atmosferę, każdy za każdym idzie w ogień. Bartek bardzo szybko się w to wkomponował.

Wielu siatkarzy zresztą się już z nim dobrze znało, choćby z reprezentacji. Mamy też sporo zawodników z rocznika 1994, a więc zdarzało się, że graliśmy razem na poziomie młodzieżowym. Wiedzieliśmy zatem, że to nie tylko świetny siatkarz, ale i super człowiek. Tym bardziej się cieszymy, że zostaje z nami na przyszły sezon. Będziemy mieli okazję współpracować razem w kluczowych, bo przedolimpijskich rozgrywkach.

ZAKSA to wciąż ZAKSA, ale jakby popatrzeć na skład z finału Ligi Mistrzów w 2021 roku: z kluczowych zawodników utrzymali się tylko Olek Śliwka, David Smith oraz ty.

Tak, było sporo zmian, ale dalej bijemy się o najcenniejsze trofea, jakie są w klubowej siatkówce. To na pewno coś miłego – dla mnie tym bardziej, patrząc na moje przygody zdrowotne w przeszłości. Wypadłem z gry na prawie rok. Nie wiedziałem, czy będę mógł kontynuować karierę siatkarską z powodów kłopotów z sercem. Ale wróciłem i teraz zagram w trzecim finale Ligi Mistrzów z rzędu.

Pamiętam, kiedy jako dziecko oglądałem mecze Zenitu Kazań czy Trentino w składzie z Kazijskim i Juantoreną. Marzeniem było dla mnie zagrać w Lidze Mistrzów. A teraz mogę żyć tym marzeniem i grać o najwyższe cele. Jestem z tego naprawdę szczęśliwy i doceniam to, w jakim miejscu jestem.

Odejście Kochanowskiego, Zatorskiego, Toniuttiego. A potem – wydawałoby się – absolutnie kluczowego gracza, czyli Semeniuka. Udało się wam w ostatnich latach poradzić z każdym osłabieniem.

Tak, możemy tu wrócić do tego, co powiedziałem wcześniej: naprawdę dobrze się dogadujemy. W ZAKSIE nie ma czegoś takiego, że jest Śliwka, jest Kaczmarek, a ławka rezerwowych nie ma znaczenia. Nie występuje u nas podział, że ktoś jest ważniejszy, a ktoś jest mniej ważny. Jesteśmy świetnym kolektywem i każdy w zespole czuje się doceniany.

Kiedy jedna szóstka gra na boisku, to druga szóstka robi niesamowitą robotę w kwadracie. Wszyscy żyją meczem. Zwróciłbym uwagę na rewanżowy mecz z Perugią: po dwóch setach, kiedy mieliśmy już zapewniony awans, trener wymienił skład. I ci zawodnicy, którzy wcześniej byli na boisku, cieszyli się z dobrej gry kolegów. Nikt nie był obojętny i myślami w finale. Wręcz przeciwnie: dopingowaliśmy grupę, która znalazła się na parkiecie.

Myślę, że ta zespołowość jest kluczowym elementem, dzięki któremu w każdym sezonie potrafimy grać świetną siatkówkę. Na dodatkowe słowa zasługuje też Olek Śliwka, który pełni rolę kapitana i jest niesamowitym przywódcą naszej drużyny.

Kiedy rozmawiałem z Olkiem rok temu, to zwrócił uwagę, jak ważną rolę w budowaniu atmosfery w zespole odgrywali rezerwowi. Przede wszystkim Wojciech Żaliński oraz Michał Kozłowski. Za ten sezon też byś kogoś wyróżnił?

Wojtek na pewno jest dalej duszą towarzystwa, człowiekiem bardzo zaangażowanym na treningach. W PlusLidze gra już kilkanaście lat, pomaga nam swoim doświadczeniem. Rolę Michała Kozłowskiego przejął natomiast poniekąd Adrian Staszewski. Myślę, że David Smith też ma swój bardzo duży udział. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Bo każdy trochę buduję tę atmosferę w zespole.

Co jest piękne – mimo tego, że za sprawą obowiązków klubowych mamy ze sobą bardzo dużo kontaktu – to zdarza nam się całą czternastką nawet wolnym czasie pojechać gdzieś na kolację. Życzę każdemu siatkarzowi takiej grupy. Przychodzenia na każdy trening z uśmiechem na twarzy i poczuciem, że po raz kolejny spotkasz tam super kolegów.

W finale Ligi Mistrzów jedni będą kibicować wam, drudzy Jastrzębiu. Ale koniec końców to będzie po prostu wielki dzień dla polskiej siatkówki.

Tak, historyczne wydarzenie. Niesamowite święto, a także promocja siatkówki. Jesteśmy szczęśliwi, że możemy być tego częścią. Słyszałem, że finał będzie transmitowany w otwartej telewizji, co mnie bardzo cieszy. Kilka milionów ludzi będzie podziwiało to, co wydarzy się 20 maja w Turynie.

Liczysz, że za sprawą takich sukcesów różnica w popularności między siatkówką klubową oraz reprezentacyjną będzie się zacierać?

Kadra to oczywiście obecnie odrębny rozdział, inna skala popularności. Ale być może właśnie nasze wyniki w Europie pomogą to trochę wyrównać. I zainteresowanie klubową siatkówką będzie wzrastać. To może przynieść profity dla siatkarzy, sponsorów, kibiców. Liczę, że na pracy, którą obecnie wykonujemy, każdy będzie mógł skorzystać i czerpać z niej radość.

Na koniec: czy PlusLiga jest najlepszą ligą siatkówki na świecie?

Myślę, że… jedną z najlepszych na świecie. Patrząc na to, że w finale Ligi Mistrzów zmierzą się dwa polskie zespoły, chciałoby się powiedzieć: tak, nie mamy sobie równych. Ale jednak różnica leży w tym, że w PlusLidze gra szesnaście zespołów, a we Włoszech dwanaście. Przez to poziom w Italii jest trochę wyższy, bardziej wyrównany. Mówię tu jednak bardziej o drużynach z połowy stawki, a nie ze szczytu tabeli.

Dużo pokazuje to, że Perugia wygrała wszystkie mecze w fazie zasadniczej, ale potem nie dała rady Milano. Zresztą w play-offach w lidze włoskiej niemal każda seria kończyła się wynikiem 3:2. U nas natomiast większość meczów było do jednej bramki.

Jeśli zatem chodzi o całokształt: liga włoska jest trochę mocniejsza od naszej. Ale patrząc na topowe zespoły: tu my mamy obecnie przewagę.

ROZMAWIAŁ KACPER MARCINIAK

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Królewski: Miałem sygnały o planach wpływania na służby, by finał PP się nie odbył

Paweł Paczul
4
Królewski: Miałem sygnały o planach wpływania na służby, by finał PP się nie odbył
Polecane

KRÓLEWSKI: UWAŻAM, ŻE W SPADKU WISŁY JEST 100% MOJEJ WINY

Paweł Paczul
0
KRÓLEWSKI: UWAŻAM, ŻE W SPADKU WISŁY JEST 100% MOJEJ WINY

Inne sporty

Polecane

Agent zdradza kulisy siatkówki. „Było grubo. Bednorz w Rosji mógł trafić do więzienia”

Jakub Radomski
7
Agent zdradza kulisy siatkówki. „Było grubo. Bednorz w Rosji mógł trafić do więzienia”
Polecane

Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Jakub Radomski
3
Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Komentarze

4 komentarze

Loading...