Lech w tym sezonie ma z pewnością dużo momentów, którymi może się chwalić i wracać do nich w przyszłości, bo przecież rozbić Villarreal 3:0 czy mocno postraszyć Fiorentinę na jej stadionie to nie są historie w kij dmuchał. No, ale istnieją też rysy na tym obrazie, a jedną z największych jest forma w meczach Ekstraklasy na własnym stadionie.
Porażka z Górnikiem Zabrze była szóstą taką wpadką poznaniaków w tym sezonie. Przegrywali oni wcześniej z:
- Wisłą Płock,
- Stalą Mielec,
- Śląskiem Wrocław,
- Rakowem Częstochowa,
- Zagłębiem Lubin.
A takiej drużynie jak Lech po prostu nie wypada oddać u siebie kompletu punktów ze Stalą, Śląskiem, Górnikiem czy Zagłębiem (nawet jeśli pamiętamy o ewentualnym błędzie sędziego w tym ostatnim przypadku). Wisłę w tamtej formie, Raków, można jako-tako przeżyć, zostawiając sobie jakiś margines błędu. Natomiast sześć przegranych? To dużo za dużo.
Dość powiedzieć, że mniej razy na swoim stadionie przegrał Śląsk Wrocław. Tyle samo Miedź Legnica. Ledwie o jedno spotkanie więcej oddała katastrofalna Lechia. Jeśli więc Kolejorz buduje twierdzę z podobnych materiałów co spadkowicze, jest z nim w tym elemencie po prostu bardzo źle. Bo to nie twierdza, tylko jakaś sklejka.
Na tyle źle, że do znalezienia równie marnego bilansu poznaniaków, trzeba się cofnąć aż do rozgrywek 15/16, kiedy Lech przegrał u siebie też sześć razy. Tyle że wówczas dołożył aż jedenaście porażek na wyjazdach i skończył sezon na ledwie siódmym miejscu. Skoro więc trzeba wracać pamięcią do tak smutnych i smętnych czasów Kolejorza, to naprawdę przy okazji tej kampanii nie ma się czym w tym elemencie John van den Brom i spółka chwalić.
Spójrzmy chociaż na to spotkanie z Górnikiem Zabrze, drużyną wówczas wciąż mocno zaangażowaną w grę o utrzymanie. Na stadion przyszło ponad 28 tysięcy ludzi, czyli biorąc pod uwagę nasze realia, sportową klasę rywala i majówkowy termin – naprawdę dużo. Wypadałoby więc odwdzięczyć się fanom i pokazać coś więcej niż bezrefleksyjne, mocno usypiające pykanie, które zaowocowało przegraną. Z Górnikiem, który – podkreślmy – miewał lepsze sezony w swojej historii…
Naprawdę trudno takie porażki tłumaczyć. Jeśli spojrzeć na listę okiem adwokata Lecha, to można zauważać wspomnianą trudną sytuację sędziowską w meczu z Zagłębiem, ledwie początki pracy van den Broma z Wisłą i Stalą, mocny Raków. Natomiast, jak zostało wspomniane – to w większości nieco naciągane argumenty.
Sześć razy u siebie nie wypada przegrać i kropka.
Niemniej to spotkanie z Górnikiem pokazało, że Lech ma już dość bieżącej kampanii. Wziąłby pewnie to czwarte miejsce, byleby mieć znów Europę i wystarczy. Należy przecież pamiętać, że Kolejorz w pucharach zagrał 20 spotkań, dorzućcie do tego Superpuchar, rundę w PP i wyjdzie nam cały sezon jakiejś małej ligi. Kolejorz robił więc na dwa etaty.
No, ale to też jest lekcja, że jeśli Lech chce tak intensywne sezony powtarzać – a chce, bo przecież za darmo nie grają – musi jeszcze lepiej zbilansować swoją kadrę. Gołym okiem widać braki, taki zespół jak Kolejorz nie może sobie pozwolić, by na przykład zmiennikiem Ishaka był Sobiech, bo to tak, jakby pojazdem zapasowym dla samochodu był rower. Łatwo dostrzec też niewystarczającą jakość, ponieważ – jeszcze – jest Skóraś, ale dalej mamy loteryjnego Velde, a potem już szkoda nawet wspominać.
Jest więc co robić latem, jeśli chce się uniknąć tak słabego roku na swoim stadionie. Na pewno swoje wnioski musi też wyciągnąć van den Brom, transfery nie będą odpowiedzią na wszystko, powtórzmy: niektóre porażki są nie do zaakceptowania jakimkolwiek składem.
Fani przecież nie po to kupują bilety, żeby oglądać wpadki ze Śląskiem albo Zagłębiem, bo tutaj nawet cena „za darmo” byłaby zbyt wysoka.
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Od afery do afery. Kalendarium upadku Lechii Gdańsk
- „Jeśli takie sezony w pucharach jak ten Lecha mają się powtarzać, środki z tv nie powinny być dzielone solidarnie”
- Chciwus Fornalik zakałą polskiego futbolu. Chce należnych mu pieniędzy
Fot. Newspix