Reklama

Ruch kontra Wisła. Mecz o Ekstraklasę i odbudowę marki

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

22 kwietnia 2023, 08:30 • 8 min czytania 10 komentarzy

Na początku był chaos, a z niego narodziły się dwie drużyny. Ruch Chorzów i Wisła Kraków. Tak mogłaby się zaczynać historia stworzenia klubów, o ile za punkt wyjścia przyjmiemy rok 2019. Późniejsza historia obu ekip do kwietnia 2023 roku ułożyła się jednak zupełnie inaczej. Doprowadziła je do sobotniego starcia na szczycie I ligi, które może zdecydować o awansie jednej bądź drugiej drużyny do Ekstraklasy.

Ruch kontra Wisła. Mecz o Ekstraklasę i odbudowę marki

Rok 2019 był – zarówno dla Ruchu Chorzów, jak i Wisły Kraków – rokiem tragedii i nadziei. Obie te zasłużone marki znalazły się nad przepaścią. Niebiescy byli na skraju bankructwa i ogłoszenia upadłości po latach niegospodarnych rządów. Po raz pierwszy w historii spadli ze szczebla centralnego w Polsce i w sezonie 2019/20 występowali w III lidze. Historia Białej Gwiazdy z tego okresu jest nieco bardziej komiczna. Klub dał się nabrać przebierańcom i gołodupcom ze Szwecji, Kambodży i Luksemburga, przez co nie otrzymał licencji na grę w Ekstraklasie. Dopiero błyskawiczna reakcja osób mających Wisłę w sercu uratowała tę ekipę przed kompromitacją. Nie zdołali oni jednak zaprowadzić całkowitego porządku. Właśnie o tym opowiada najnowsza historia obu drużyn, która zaprowadziła je do dzisiejszego spotkania w I lidze. Jakże ważnego w kontekście powrotu na najwyższy szczebel rozgrywek.

Ruch Chorzów – Wisła Kraków: zapowiedź meczu

Jesteśmy na skraju wytrzymałości. Wiele osób po prostu nie ma za co żyć. Sytuacja jest dramatyczna – mówił mediom w lipcu 2019 roku Tomasz Ferens, rzecznik prasowy klubu, który następnie udostępnił taki post na Twitterze: “Jednych to ucieszy, innych zmartwi: Koniec już blisko…“.

Koniec rzeczywiście był blisko bowiem mijał termin spłaty 790 tys. zł, których Ruch po prostu nie miał. Wystarczyłaby jedna decyzja prezesa, by klub ogłosił upadłość i zniknął z piłkarskiej mapy Polski. Postanowiono jeszcze raz zewrzeć szyki i powalczyć o odbudowę eRki, co z boku można było traktować jak marzenia ściętej głowy, bo w trzech ostatnich sezonach Niebiescy zanotowali trzy spadki. Tego karkołomnego zadania podjął się Seweryn Siemianowski. Były piłkarz i trener Ruchu stał się teraz jego prezesem.

Niebieskie serce, wiślacki brak DNA

W Krakowie za odbudowę Wisły wziął się triumwirat w składzie Jakub Błaszczykowski, Tomasz Jażdżyński, Jarosław Królewski. Wciąż aktywny piłkarz zainwestował sporo, by zredukować długi i przywrócić odpowiednie funkcjonowanie klubu. Królewski miał wnieść powiew nowoczesności, natomiast Jażdżyński, jako wzięty przedsiębiorca, miał całe przedsięwzięcie spinać w jedną całość. I o ile można były odtrąbić krótkoterminowy sukces, jakim było pozbieranie klubu do kupy, poskładanie drużyny, która utrzymała się w Ekstraklasie, to w dłuższej perspektywie lata triumwiratu można potraktować jako fiasko.

Reklama

Tu rozjeżdżają się również losy historii Ruchu i Wisły. O ile Niebiescy krok po kroku wstawali z kolan, odbudowując się w oparciu o piłkarzy, mających w sercu los Niebieskich, o tyle działaczom Białej Gwiazdy nie udało się wszczepić DNA, co było jedną z przyczyn pochopnej decyzji Królewskiego o odejściu z klubu, czego efektem było… powołanie go na stanowisko prezesa. Taka pokrętna logika, występująca często w Krakowie, zaprowadziła Wisłę do stopniowego osuwania się w tabeli Ekstraklasy, a finalnie spadku.

Kluczowym problemem było to, że nie zbudowaliśmy DNA Wisły Kraków. Nie zbudowaliśmy klubu, który jest jakiś, który ma kulturę organizacyjną, DNA — począwszy od pracowników, przez zawodników, trenerów i kadrę. Ludzi, którzy chcą do czegoś dążyć. Stworzyliśmy nijaki klub – powiedział podczas zeszłorocznej pożegnalnej konferencji prasowej.

Ruch drugi w Polsce

Ruch nie był nijaki, ale biedny.

Pracowały w nim osoby pasji, a nie pieniędzy. W przeciwnym razie już dawno by upadł. Prezes Siemianowski otoczył się ludźmi związanymi z eRką. Powstała z tego ciekawa mieszanka zawodników doświadczonych jak Tomasz Foszmańczyk czy Łukasz Janoszka i młodych jak Patryk Sikora czy Konrad Kasolik. By poukładać tę zbieraninę, odpowiedzialność wziął ambitny 28-letni Łukasz Bereta. Dużym wsparciem byli również kibice, którzy dotowali klub, kupując liczne gadżety. Obecnie Ruch pozostaje pod względem sprzedaży merchandisingu drugą ekipą w Polsce, wierząc słowom prezesa Siemianowskiego.

W sezonie 2019/20 udało się w końcu Niebieskim zatrzymać spiralę spadków. W kolejnym wywalczyli awans na szczebel centralny w Polsce, a za sterami drużyny stanął Jarosław Skrobacz, który jak żaden trener zna się na futbolu na Górnym Śląsku. Dzięki swoim znajomościom i kontaktom kontynuował budowanie zespołu w oparciu o lokalnych piłkarzy z zachowaniem odpowiednich proporcji doświadczenia i młodości. Było to o tyle ważne, że zawodnicy, słysząc Ruch, oczekiwali dużych pieniędzy, a takich klub nie posiadał. Dlatego z rozwagą należało budować kadrę. W pełni się to udało bowiem jako beniaminek II ligi Niebiescy awansowali na zaplecze Ekstraklasy. Teraz zajmują czołowe miejsce w I lidze, a w składzie znajduje się tylko jeden obcokrajowiec.

Sportowy chaos

To zupełnie inna strategia od tej, którą przyjęto w Wiśle. W najlepszym razie na każdego sprowadzonego w oknie transferowym Polaka pozyskiwano jednego obcokrajowca. W najgorszym na każdego Polaka przypadało sześciu zagranicznych zawodników. Podobny chaos panował również w doborze trenerów. Raz stawiano na szkoleniowca preferującego wysoki, intensywny pressing, innym razem na lubiącego posiadanie piłki, a kolejny na grającego z kontry. Za ten miszmasz posadą przypłacił dyrektor sportowy Tomasz Pasieczny, który pracował w krakowskim klubie od lipca 2021 roku do marca 2022.

Reklama

Nie on był jednak w pełni winny za degradację Białej Gwiazdy, która nastąpiła w zeszłym roku.

W końcu to nie on przekonywał do zatrudnienia Petera Hyballi, a tym bardziej Jerzego Brzęczka. Nie on podjął również ostateczną decyzję o sprzedaży Yawa Yeboaha i Aschrafa El Mahdiouiego, a także nie mógł przewidzieć, że Luis Fernandez zacznie strzelać dopiero w I lidze. Wszystkie te sportowe aspekty w połączeniu z chaosem wewnątrz klubu, gdzie Jażdżyński wykłócał się z Cracovią o starszeństwo obu ekip, Błaszczykowski kłócący się z sędziami i Królewski przepraszający za pomocą sztucznej inteligencji, spowodowały spadek, przed którym tak mocno broniono się w 2019 roku. Jak się okazało, dziewiątej miejsce, które zajęła wtedy Biała Gwiazda, było najlepszym za rządów triumwiratu.

Po spadku w Wiśle miało nastąpić oczyszczenie. Klub miał postawić na sposób budowania zespołu podobny do tego, który zaprowadził Ruch do I ligi, czyli stawianie na Polaków. Do siódmej kolejki, mimo brzydkiej gry, przynosiło to jeszcze oczekiwany rezultat tj. punkty i miejsce dające bezpośredni awans do Ekstraklasy. Wszystko zacięło się z końcem lata. Nie było gry, punktów, a za chwilę Brzęczka i Królewskiego, a to wszystko w niespełna trzy miesiące.

Polska kontra reszta świata

W tym czasie Ruch jako beniaminek regularnie punktował. Odkąd w drugiej kolejce znalazł się w strefie dającej bezpośredni lub pośredni awans do Ekstraklasy, ani razu z niej nie wypadł. Najniżej sklasyfikowano go na piątej lokacie. Na meczach Niebieskich nie było fajerwerków, a żelazna defensywa, konsekwencja, wykorzystywanie okazji i gra do samego końca. W drużynie błyszczą tacy zawodnicy jak Daniel Szczepan wyciągnięty z Jastrzębia, wychowanek Tomasz Wojtowicz, zdegradowany ze Stomilem Olsztyn Łukasz Moneta, a także wspomniani już 37-letni Foszmańczyk, rok młodszy Janoszka, a także Kasolik i Sikora, którzy wzbudzają zainteresowanie klubów Ekstraklasy.

W Wiśle taki układ się nie sprawdził. Zawodnicy jak Mateusz Młyński, Piotr Starzyński czy Kacper Duda mieli tylko przebłyski dobrej gry. Podobnie działo się z bardziej doświadczonymi jak Michał Żyro. Ten system pogrzebał Brzęczak i pewnie pogrzebałby również Radosława Sobolewskiego, gdyby Królewski nie powrócił do klubu w roli prezesa i sprowadził Kiko Ramireza. Tym razem Hiszpan został dyrektorem sportowym, w czym bardzo dobrze czuł się już jako trener. Teraz dostał dużą swobodę i sprowadził wagon piłkarzy z ojczyzny. Wisła w zimowym oknie transferowym zatrudniła pięciu Hiszpanów i Nigeryjczyka, który grał w hiszpańskim Realu Saragossa.

I wszystko się odmieniło.

Hiszpańska atmosfera

Biała Gwiazda wygrała osiem z dziewięciu meczów rundy wiosennej. Awansowała z dziesiątego na drugie miejsce. Strzeliła 23 gole. A wszystko to zasługa Hiszpanów. W tym sezonie zdobyli 2/3 wszystkich bramek. I wszyscy zadowoleni, bo Wisła znajduje się coraz bliżej awansu. – Przed rundą nikt by nie pomyślał, że znajdziemy się po dziesięciu kolejkach na drugim miejscu. Pokazaliśmy, że można to zrobić. Gramy coraz lepiej, bo ci nowi zawodnicy, których przyszło wielu, się z nami zgrywają – powiedział Igor Łasicki w programie portalu meczyki.pl

O tym, że w podstawowym składzie Białej Gwiazdy występuje obecnie dwa razy mniej Polaków niż na początku sezonu, na razie nikt nie mówi, bo wszystko zmierza w dobrym kierunku. – Hiszpanie są bardzo komunikatywni. Mają dobry kontakt z zawodnikami, fizjoterapeutami. Atmosfera jest dobra – dodał Łasicki. Celem na ten sezon był awans do Ekstraklasy i być może uda się go zrealizować. Jednak to krótkoterminowy cel, który może zaślepiać. Zupełnie inaczej patrzą na awans w Chorzowie.

Trzy lata temu nikt o nas nie mówił

Życie nas na tyle nauczyło, otrzymaliśmy tyle ciosów, że przewidujemy kilka kroków do przodu, ale na wszystko nie jesteśmy w stanie się przygotować. Awans do Ekstraklasy w trzy lata po trzech spadkach byłby pięknym zwieńczeniem naszej trudnej drogi. Na pewno byłoby to wydarzenie historyczne, ale nie zamierzamy teraz wszystkie wywracać, by go zrealizować – stwierdził prezes Ruchu Siemianowski.

Już dziś przekonamy się, która ze strategii przybliży jedną bądź drugą drużynę do awansu. Pewne jest natomiast to, że Ekstraklasa i opinia publiczna stęskniła się za każdą z tych wielkich marek. – Dwa, trzy lata temu nikt by o nas nie mówił, a teraz Mateusz Morawiecki próbował nam załatwiać mecz z Wisłą Kraków na Stadionie Śląskim – dodał Siemianowski, co ostatecznie się nie wydarzy i mecz między Ruchem a Wisłą odbędzie się w Gliwicach.

Dla obu klubów powrót na najwyższy szczebel były symbolem sukcesu w procesie odbudowy dawnej pozycji na krajowej scenie piłkarskiej. Swego rodzaju kamieniem węgielnym. Który z nich będzie bliżej jego wmurowania w swój awans po bezpośrednim sobotnim spotkaniu?

WIĘCEJ O I LIDZE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Betclic 1 liga

Komentarze

10 komentarzy

Loading...