Przed nami już tylko siedem kolejek do końca sezonu i dla wielu drużyn powoli żarty się kończą. Gdy za oknem robi się już ciepło i zimiarze lamentują nad swoim losem, to już wiesz, że Ekstraklasa wchodzi w decydującą fazę. W takim razie trzeba korzystać z oglądania naszych ligowców póki rozgrywki trwają i jeszcze obserwujemy mecze o coś.
Zapewne teraz będzie wam się regularnie obijać wam o uszy sformułowanie, że liga będzie ciekawsza. I jest to pojęcie względne. Pucharowiczów raczej już znamy, przybywa zespołów, które grają w sumie o nic, ale rzeczywiście walka o utrzymanie jeszcze trochę potrwa. Tam jeszcze będzie dochodziło do wielu przetasowań.
I właśnie w tej kolejce mamy kilka bezpośrednich starć, które jednym wpompują tlen bezpośrednio do płuc, a innym bezwględnie go zabiorą. Ale nie samą walką o utrzymanie człowiek życie. Nie zapominajmy, że ozdobą weekendu będzie mecz Legii z Lechem, który skupi na sobie uwagę całej piłkarskiej Polski. Tam trzeba upatrywać największych emocji i to nie tylko tych boiskowych. Rywalizacji o trzy punkty, ale i o najlepszą oprawę, o najgłośniejszy doping w sezonie.
Zapowiedź 28. kolejki Ekstraklasy
–
Spis treści
- Zapowiedź 28. kolejki Ekstraklasy
- Warta Poznań - Śląsk Wrocław (piątek, 18:00)
- Zagłębie Lubin - Górnik Zabrze (piątek, 20:30)
- Cracovia - Radomiak Radom (sobota, 15:00)
- Korona Kielce - Jagiellonia Białystok (sobota, 17:30)
- Lechia Gdańsk - Pogoń Szczecin (sobota, 20:00)
- Piast Gliwice - Wisła Płock (niedziela, 12:30)
- Raków Częstochowa - Widzew Łódź (niedziela, 15:00)
- Legia Warszawa - Lech Poznań (niedziela 17:30)
- Stal Mielec - Miedź Legnica (poniedziałek, 19:00)
Warta Poznań – Śląsk Wrocław (piątek, 18:00)
Kolejkę zaczynamy od meczu, który nie budzi większych piłkarskich emocji, ale może wywołać pewne przetasowania w zespole gości. Takie trochę derby kontrastów – skromna Warta, która nawet nie ma stadionu spełniającego wymogi Ekstraklasy kontra genialna maszynka do palenia pieniędzy.
W obozie gości od dawna panuje gęsta atmosfera. Posada Ivana Djurdjevicia jest tak pewna, jak łączenie na trytytki wielotonowych konstrukcji. Wiele wskazuje na to, że w przypadku osiągnięcia niekorzystnego wyniku z Wartą straci pracę. Co ciekawe, ostatnio pozbyto się z klubu nie trenera, ale dyrektora sportowego i aż żal nie zadać pytania: w jaki sposób zwolnienie Dariusza Sztylki po 27. kolejce Ekstraklasy wpłynie na grę drużyny w ostatnich siedmiu kolejkach? Odpowiedź jest oczywista – nijak.
A trzeba to podkreślić, że naprawdę ciężko ogląda się mecze wrocławskiej ekipy i nie ma w tym grama przypadku, że Śląsk tuła się w okolicach strefy spadkowej. Spokojnie któryś z producentów leków na ból głowy mógłby reklamować się hasłem, że jego produkt działa nawet na dolegliwości wywołane oglądaniem tak niemrawego zespołu. A Warta zbiera sobie spokojnie punkty i nadal trzyma się na solidnym piątym miejscu w ligowej tabeli. Ostatnio przegrała – tradycyjnie – z Lechem, ale to było do przewidzenia i większej szkody ta porażka nie wywołała. Zieloni już raczej nie dogonią Pogoni Szczecin, spadek też im nie grozi, więc czeka ich względnie spokojna i piknikowa końcówka sezonu.
Zagłębie Lubin – Górnik Zabrze (piątek, 20:30)
Problem z walką o utrzymanie w Ekstraklasie jest taki, że wśród drużyn w nią zamieszanych jest niezwykły ścisk i też dlatego piątkowe starcie Zagłębia Lubin z Górnikiem Zabrze musi być rozpatrywane jako jedno z kluczowych. Górnik zajmuje szesnaste miejsce w lidze, Zagłębie jest piętnaste i te zespoły przedzielają zaledwie dwa punkty. Zatem Górnik chce uciec ze strefy spadkowej, a Zagłębie jej uniknąć.
Gdy popatrzymy na wyniki gospodarzy z ostatnich spotkań, to Waldemar Fornalik ma powody do niepokoju. Jego podopieczni wywalczyli zaledwie dwa punkty w poprzednich czterech meczach: remisy z Jagiellonią i Wartą, do tego porażki z Pogonią i Wisłą Płock. Szczególnie mogą żałować meczu z Nafciarzami. Prowadzili grę, do pewnego momentu stwarzali sobie więcej sytuacji, ale przez niechlujstwo zebrali w łeb i skomplikowali sobie walkę o ligowy byt.
Natomiast w Górniku Zabrze przekonali się, że Jan Urban nie ma supermocy i z dnia na dzień nie jest w stanie sprawić, że jego drużyna zacznie hurtem zbierać zwycięstwa. Po powrocie na ławkę trenerską przegrał z Piastem i tylko zremisował z Koroną Kielce. Z drugiej strony jego zespół w meczu z Koroną pokazał kawał dobrego futbolu. Zaprezentował się bez porównania lepiej niż w meczu z Piastem i w tej całej beznadziei pojawiła się nadzieja, bo jeśli Górnik do takiej gry dołoży skuteczność, to może wówczas zdoła uniknąć spadku do pierwszej ligi.
Istnieje szansa, że to spotkanie może nas pozytywnie zaskoczyć, jeśli jedni i drudzy poprawią celowniki. A jako że mają przysłowiowy nóż na gardle, to motywacji nie powinno im zabraknąć.
Cracovia – Radomiak Radom (sobota, 15:00)
Ostatnio Cracovia przedłużyła passę meczów bez wygranej do sześciu kolejek. Gorzej, że ostatnimi czasy w tej lidze ciężko doszukać się mniej ekscytujących zespołów. Pasy rozgrywają czwarty z rzędu sezon, w którym na finiszu ich mecze ciężko nazwać ciekawymi, brakuje paliwa, ludzi i większych emocji. Jednocześnie co jakiś czas wciąż pada tam hasło o pucharowych ambicjach, które nie mają pokrycia choćby z polityką transferową. Z tej szarości stara się nie wychylać trener Jacek Zieliński i nie wykazuje większego niezadowolenia stanem swojej kadry. Zresztą, przy ostatnich wynikach lepiej, żeby tego nie robił, bo może się narazić na utratę posady.
W nieco lepszych nastrojach do meczu z Pasami przystąpi Radomiak, ale też bez przesady. Radomianie ostatnio urwali punkty Rakowowi, co było nie lada niespodzianką. Z drugiej strony nie pokazali niczego w ofensywie. Klasa rywali to jedno, ale mimo wszystko trzeba nieco więcej wymagać od zespołu Mariusz Lewandowskiego niż bronienia się. W sobotę powinno być nieco łatwiej o zaprezentowanie atutów ofensywnych i po cichu na to liczymy.
Nie chcielibyśmy obejrzeć meczu z cyklu – obejrzeć i zapomnieć.
Korona Kielce – Jagiellonia Białystok (sobota, 17:30)
Jesteśmy ciekawi, co stałoby się, jeśli Jagiellonia w meczu z Koroną dostałaby rzut karny. Szczególnie to czy nadal Jesus Imaz odpowiadałby za wykonanie strzału z wapna. Ostatnio Hiszpan ostro nabroił. Pierwszą jedenastkę w meczu z Lechią zmarnował, ale sędzia nakazał mu jej powtórzenie. Hiszpan otrzymał dar od losu, ale stwierdził, że teraz to dopiero da do pieca i za drugim razem pośle Panenkę. Nie pykło. Na jego szczęście Jagiellonia wygrała 1-0 z beznadziejną Lechią i debiut nowego trenera białostoczan, Adriana Siemieńca, zakończył się wygraną jego zespołu.
Po meczu 31-letni szkoleniowiec mówił, że cieszy się, że nareszcie zobaczył drużynę, a nie tylko jedenastu graczy na boisku, ale zobaczymy, czy będzie to miało przełożenie na mecz z Koroną. Kielczanie od momentu zebrania ciężkich batów od Warty zaczęli skutecznie punktować. Ba, nie przegrali od pięciu spotkań i w tym czasie zebrali z boisk aż jedenaście punktów. Jak na możliwości tej drużyny i sam fakt, że jeszcze jakiś czas temu wydawało się, że powoli w Kielcach majstrują kadrę na powrót pięterko niżej, dorobek więcej niż zadowalający.
Teraz pozostaje wykorzystać bycie na fali wznoszącej. Jak żre, trzeba z tego czerpać a drużyna ma Kamila Kuzery ma tylko dwa „oczka” przewagi nad strefą spadkową, niewiele więcej ma Jagiellonia, bo cztery, więc w sobotni wieczór czeka nas kolejny ważny mecz w kontekście walki o utrzymanie.
Lechia Gdańsk – Pogoń Szczecin (sobota, 20:00)
Gospodarze znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. W sobotę zagrają u siebie z Pogonią, a potem ich terminarz też ciężko zaliczyć do szczególnie łatwych: Cracovia (dom), Raków (wyjazd), Zagłębie (dom), Stal (wyjazd), Legia (dom), Piast (wyjazd). Ale już pal licho ten terminarz, bo on przy tak żenującej postawie piłkarzy na boisku niewiele zmienia. Piłkarze Lechii po prostu muszą wziąć się w garść, bo swoją postawą nie wykazują chęci pozostania w Ekstraklasie.
W Gdańsku już naprawdę trudno o jakikolwiek optymizm.
Ostatnio Jerzy Jastrzębowski, legendarny trener Lechii, celnie wypunktował piłkarzy gdańskiej drużyny: – Mnie dziwi jedna rzecz – zawodnicy od kilku tygodni wypowiadają zaklęcia typu „mecz o życie”, „mecz ostatniej szansy”, a to się okazują puste frazesy, które nie mają żadnego przełożenia na ich zachowanie na boisku. To mnie zdumiewa, że doświadczeni piłkarze, a przede wszystkim ludzie, mielą takimi hasłami bez pokrycia. Tydzień w tydzień jest to samo w mediach przed spotkaniem, by potem na boisku mieć zupełnie inną narrację.
[CAŁĄ ROZMOWĘ ZNAJDZIECIE TUTAJ]
Wiele wskazuje na to, że Pogoń Szczecin czeka dość łatwy mecz. Ostatnio Portowcy pokazali, że są w stanie przełożyć dobrą grę na zwycięstwo. W spotkaniu z Cracovią po prostu imponowali w kreacji. Szybkie ataki, duża ruchliwość, ciągłe zgłaszanie się po piłkę przez każdego zawodnika z przodu – no to się oglądało! Jeśli tak zagrają przeciwko Lechii – i nie zapomną o zimnej krwi pod bramką – to w Gdańsku może nie być co zbierać.
Z tego powodu warto włączyć to spotkanie. Szykuje się potencjalna egzekucja.
Piast Gliwice – Wisła Płock (niedziela, 12:30)
Mecz o naszej ulubionej ekstraklasowej porze. Słońce już wysoko, przez ściany bloków przebijają się dźwięki tłuczonych kotletów na obiad i do tego można obejrzeć polską ligę. Terminarz kolejki wskazuje, że tym razem zobaczymy starcie typowych przedstawicieli środka pola, którym w tym sezonie nie grozi sukces, ale i znalezienie się w strefie spadkowej.
Trzeba zwrócić uwagę na to, że na pewnym etapie sezonu oba zespoły dzieliła przepaść. Wisła Płock kręciła się wokół miejsc pucharowych, a Piast drżał o to, by w przyszłym sezonie jego mecze nadal były transmitowane w Canal+. Nafciarze z czasem zaczęli dołować. Piast zaczął wygrzebywać się z dna. I duża w tym zasługa Aleksandara Vukovica. Na ten moment jego praca nie tyle się broni, ile jest warta docenienia. Wiosną przegrał tylko z Rakowem i Legią. Co więcej, wygrał pięć z sześciu ostatnich meczów, więc trzeba zapisać duży plus przy Vukoviciu i jego ekipie.
Raków Częstochowa – Widzew Łódź (niedziela, 15:00)
To mecz, który powie nam dużo zwłaszcza o Rakowie, który zaczął tracić punkty. Najpierw dostał bęcki od Legii Warszawa, a potem stracił punkty z Radomiakiem. I ok, po drodze był półfinał Pucharu Polski, ale to tylko mecz z Górnikiem Łęczna. Stawka duża – finał – ale przeciwnik niskich lotów.
W takim układzie wydaje się, że zaczyna rosnąć presja na zespole Marka Papszuna. Wszyscy bacznie obserwują, co dzieje się z Medalikami. I o ile w pewnym momencie Raków miał tytuł na wyciągnięcie ręki, o tyle teraz ma tylko sześć punktów przewagi nad Legią. Niby przewaga jest bezpieczna, ale przed nami siedem kolejek do końca i jeszcze wiele może się zdarzyć.
A co z Widzewem? Ostatnimi czasy został sprowadzony na ziemię i oczekiwania względem tego klubu zostały zrewidowane. Można też odnieść wrażenie, że w zasadzie łódzki zespół skończył już sezon i powoli przygotowuje się do zasłużonych wakacji. O puchary już nie gra, o utrzymanie też nie drży, więc do końca rozgrywek może być takim wesołym dawcą punktów.
Legia Warszawa – Lech Poznań (niedziela 17:30)
Bez dwóch zdań to danie główne tej kolejki. Mecz wicelidera z trzecim zespołem Ekstraklasy. I to wszystko w tak ważnym momencie sezonu dla Lecha Poznań. Kolejorz dotarł do ćwierćfinału Ligi Konferencji, ale tam zderzył się ze ścianą. Fiorentina wykorzystała większość potknięć drużyny z Poznania i wygrała pewnie 4-1.
[WIĘCEJ O MECZU LECHA Z FIORENTINĄ]
Ten mecz mógł kosztować Lecha naprawdę dużo sił i przede wszystkim nerwów. Co by nie mówić intensywność grania ze średniakiem Serie A jest zdecydowanie większa niż na polskich boiskach, a tu jeszcze trzy dni później trzeba otrzepać się i stawić czoła odwiecznemu rywalowi. Nie ma czasu na labę i spuszczanie nogi z gazu.
A Legia goni w tabeli Raków, choć ostatnio niespodziewanie wyłożyła się na Miedzi, bo tak należy traktować remis z zespołem ze strefy spadkowej. Niezadowolenia z tego powodu nie krył Kosta Runjaić, który przyznał wprost, że to nie był poziom, który powinna prezentować stołeczna drużyna.
Czyli wiele wskazuje na to, że niedzielę czeka nas mecz drużyn, które będą chciały odbić sobie ostatnie niepowodzenia. Nieco łatwiej powinno być o to gospodarzom. Mieli jednak więcej czasu na przetrawienie feralnego remisu i na właściwą regenerację. Legia swój ostatni mecz grała w poniedziałek, Lech w czwartek, a to jest przecież spora różnica.
Stal Mielec – Miedź Legnica (poniedziałek, 19:00)
Stal w końcówce poprzedniej rundy znalazła dla siebie nowe hobby. Jedni zbierają znaczki, inni układają puzzle, a Stal kolekcjonowała mecze bez zwycięstwa. Ale ostatnio chyba jej się to znudziło i po całkiem przyjemnym meczu ograła Widzewa. W ten sposób dała sobie tlen na pozostałą część sezonu.
Taki tlen przydałby się Miedzi, ale sytuacja w legnickim klubie wciąż jest cholernie trudna. Drużyna ta traci aż jedenaście punktów do pierwszej lokaty nad kreską, a zegar tyka. W poniedziałek zaskoczyła i zremisowała z Legią, ale jeden punkt niewiele zmienił w jej sytuacji. Już nie ma czasu na remisy, tu trzeba wygrywać i to seriami. Jeśli w Legnicy naprawdę chcą pograć w elicie dłużej niż jeden sezon, to wypadałoby zobaczyć drużynę, która faktycznie ma zacięcie, gra na pełnej, jest konkretna i skuteczna. Szczególnie na tle Stali Mielec.
Niestety Miedź często wywiesza białą flagę i powoli możemy już odliczać kolejki, kiedy już nawet matematycznie nie będzie w stanie się utrymać.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Ekstraklasa blisko przedłużenia umowy z PKO BP
- Co z karnym dla Legii w Legnicy?
- Paweł Wszołek – The Best Of Familiada
Fot. Fotopyk