Obecna edycja Ligi Mistrzów jest dla włoskich klubów wyjątkowa, wciąż trzy kluby z Półwyspu Apenińskiego rywalizują w najbardziej prestiżowych rozgrywkach klubowych na świecie, a mamy już pierwsze mecze ćwierćfinałowe. Inter wczoraj rozprawił się z Benficą, choć samo spotkanie nie było szczególnie interesujące. Dziś czeka na nas kolejna dawka emocji z przedstawicielami Serie A – Milan i Napoli.
Plusem takiego układu jest to, że liga włoska na sto procent będzie miała swojego przedstawiciela w półfinale. Pierwszy raz od sezonu 2017/18.
AC Milan – Napoli. Zapowiedź meczu
Słyszysz w tym sezonie Napoli i myślisz: maszyna. Walec Spallettiego wjeżdżał i rozjeżdżał większość rywali, dzięki czemu zbudował sobie już szesnastopunktowy bufor bezpieczeństwa nad drugim Lazio i ma już na wyciągnięcie ręki scudetto. Tego tytułu, o którym długo marzyli fani drużyny z Kampanii, ale zawsze coś musiało pójść nie tak. Napoli przez lata przypominało bohatera rodem z kreskówki, którego plan działał tylko do pewnego momentu, by w końcowej fazie wszystko zaczęło się sypać. Teraz tak nie będzie, w każdym razie nie na krajowym podwórku.
A przecież latem wśród neapolitańskich kibiców panowała żałobna atmosfera. Nie spodziewali się po tym sezonie niczego specjalnego, bo właśnie grzebano pozostałości po najlepszej drużynie Napoli od czasów Diego Maradony, a do tego spekulowano, że Aurelio Di Laurentiis szykuje klub do sprzedaży, co tworzyło klimat generalnej nędzy i rozpaczy.
Ta odeszła w zapomnienie.
Przebudowano zespół i tryby zaczęły do siebie pasować. Wszystko wskazuje na to, że ambicja wygrania mistrzostwa Włoch po 33 latach zostanie zaspokojona. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia.
A gdzie nie zaspokajać swoich najskrytszych piłkarskich marzeń jak nie w Lidze Mistrzów. W piłce klubowej nie ma już nic wyżej niż te rozgrywki. Z tego względu wszystkie siły są teraz skupione na ćwierćfinale z Milanem. W momencie losowania łatwiej było wskazać faworyta dwumeczu, jednak teraz wydaje się, że szanse zaczynają się zrównywać. Na horyzoncie pojawia się coraz więcej znaków zapytania, a niewiadome sprawiają, że warto zerkać na tę rywalizację. Sami przyznajcie, który dwumecz jest ciekawszy – taki, w którym z góry wiadomo, kto awansuje czy taki, w którym może się wszystko wydarzyć?
Milan już raz rozszarpał Napoli
Pochwaliliśmy Napoli, ale ten zespół też potrafi się potknąć. Najjaskrawszym przykładem okazjonalnej kruchości Azzurrich była ligowa porażka właśnie z Milanem, która powinna dla nas stanowić soczewkę przed dwumeczem w europejskich pucharach. Można rzec, że ustępujący mistrz w niespełna dwie godziny nauczył swojego następcę pokory. Żaden rywal Napoli w tym sezonie nie zbliżył się nawet do zmiażdżenia ekipy Spallettiego w tak brutalny sposób.
Niemal wszyscy piłkarze Napoli rozegrali swój najgorszy mecz w sezonie. A Milan tego dnia znajdował się na przeciwnym biegunie. W drużynie z Mediolanu wszystko się zgadzało. Wielki mecz rozgrywał Raphael Leao, Brahim Diaz wzbił się ponad przeciętność, w której zdarza mu się zakotwiczyć. Nawet taki średniak jak Alexis Saelemaekers był w stanie ukłuć tego dnia neapolitańczyków, co pokazuje, że ten mecz był wyjątkowy. Wyjątkowo dobry w wykonaniu Rossonerich i wyjątkowo kiepski dla Azzurrich.
My go pamiętamy, w Mediolanie nim się delektują, w Neapolu stanowi pożywkę do zemsty.
Zasypać lej po bombie
W przypadku Napoli lej po bombie sprowadza się do dwóch kwestii.
Pierwsza to przyjęcie czterech goli od Milanu w meczu ligowym. Bolało, Milan zbudował na tym przewagę psychologiczną, ale to nie musi okazać się decydujące. Zwłaszcza że Napoli potrafi dość szybko zbierać szczękę z podłogi. W weekend Azzurri ograli Lecce. Wcześniej też dobrze reagowali na porażki z Interem i Lazio. W związku z tym można stwierdzić, że szybko potrafią zostawić niepowodzenia za plecami i zabrać się do roboty.
Druga to brak Victora Osimhena, który wrócił z kontuzją ze zgrupowania reprezentacji Nigerii. To przełożyło się na to, że nie zagrał już w ligowym blamażu i skończyło się dla jego drużyny fatalnie. Futbol ma to do siebie, że absencja w ważnym meczu uszlachetnia i mamy na to kolejny dowód. Niby każdy wiedział, że Nigeryjczyk wnosi wiele, ale zwykle bez niego Napoli spadało na cztery łapy. Dokładnie siedem razy, pierwszy raz wywaliło się dopiero w kwietniu i od razu przyjęło „karetę”.
Dwadzieścia jeden bramek Nigeryjczyka w Serie A nie wzięło się przecież z kapelusza. To zawodnik, któremu nie można zostawić pół metra wolnej przestrzeni, bo on to wykorzysta. I nie jest to nadużycie i próba hajpowania 24-latka na siłę. Ciągiem można wymieniać listę jego atutów i w mgnieniu oka zbudować narrację o jego wielkości błyskotliwymi epitetami, choć poniekąd jest w lekkim cieniu gruzińskiego magika.
I będzie dziś Osimhena bardzo brakowało. W normalnych okolicznościach Spalletti mógłby wysłać na plac boju przykładowo Giovanniego Simeone. Argentyńczyk pokornie znosi przez cały sezon rolę rezerwowego, ale też zmaga się z urazem.
Co więcej, Giacomo Raspadori (drugi ze zmienników) trenuje na ten moment indywidualnie (znalazł się w kadrze meczowej). To komplikuje sytuację. Włoskie media wczoraj pisały, że na treningach przed dzisiejszym meczem na “dziewiątce” próbowani byli Elmas i Kwaracchelia. Ale rzucanie tam Gruzina może pozbawić Napoli siły ognia w bocznym sektorze i jeszcze pogłębić problem. W przeszłości awaryjnie w ataku grywał Hirving Lozano, ale to przypomina bardziej przykładanie plasterka na złamanie otwarte.
W obecnym układzie po prostu nie ma zawodnika, który byłby w stanie zastąpić Osimhena jeden do jednego. Jednak to nie zwalnia tej drużyny z presji i nie obniża poprzeczki. Dziś na San Siro czeka ją starcie, które ustawi przebieg rywalizacji przed rewanżem. Napoli musi przetrwać ten trudny czas bez swojej najlepszej strzelby i zrobić wszystko, by przedłużyć swój sen w Lidze Mistrzów.
Jeśli nie będzie w stanie, to dojdzie do oczywistego podziału. Włochy dla Napoli, ale Europa (półfinał) dla Milanu.
Czytaj więcej o Lidze Mistrzów:
- Manchester City jest prawie doskonały
- Wielki piłkarz z małego miasteczka. Bryne – tu dorastał Erling Haaland [REPORTAŻ]
- Jak strzela Erling Braut Haaland i dlaczego robi to tak dobrze?
Fot. Newspix