Wielu piłkarzy, którzy nie zrobili poważnych karier, nie potrafi ruszyć do przodu. Zapomnieć o tym co się udało, ale głównie odciąć się od tego, co się nie udało. Są i tacy, którzy faktycznie coś osiągnęli, więc później, głównie jako eksperci telewizyjni, powtarzają, że za ich czasów to było, teraz to już nie ma czasów. Z łatwością doradzają i oceniają, oczywiście bez żadnych konsekwencji. Obie te drogi są niczym innym jak ślepymi uliczkami. Bo tak naprawdę kariera – mała czy duża – w pewnym momencie dobiegnie końca i trzeba będzie się wówczas zmierzyć z realnym życiem. Niewielu zawodników wytrzymuje to zderzenie.
Refleksja ta naszła mnie po nagraniu odcinka „Futbol i Cała Reszta” z Tomaszem Kuszczakiem, którego premierę będziecie mogli zobaczyć w świąteczną niedzielę na Kanale Sportowym. Spędziłem z nim cały dzień w Rewie, gdzie były bramkarz Manchesteru United buduje, i to dosłownie, nowe życie.
Kuszczak od dziecka, od chwili, gdy zaczął grać w piłkę, czekał na rozpoczęcie sezonu. Teraz piłkarski sezon zamienił na sezon urlopowy – wybudował apartamenty i czeka na gości, ale przede wszystkim na dobrą pogodę, co w Polsce nie jest, jak doskonale wiecie, rzeczą oczywistą. Podczas wywiadu powiedział, że nie rozpamiętuje swojej kariery, zamiast tego woli się skupić na tym co przed nim. Z zawodowego piłkarza, który zagrał kilkadziesiąt meczów pod batutą sir Alexa Fergusona, bramkarza cenionego od Birmingham po Brighton, z byłego reprezentanta Polski, stał się budowlańcem i jednocześnie przedstawicielem branży turystycznej. Każdego dnia uczy się nowych rzeczy, by w tym skomplikowanym świecie, w którym nikt nie załatwi za ciebie urzędowych spraw, nie tylko przetrwać, ale odnieść sukces.
Przyznam szczerze, że Kuszczak mi zaimponował. Zachował w głowie klatki, sceny z tamtych dni, nie zapomniał, co mu dało szczęście i pieniądze, na ścianach wiszą przepiękne fotografie, na których z Cristiano Ronaldo i innymi świętują sukcesy, w środku lobby stoi stół bilardowy z wielkim herbem Manchesteru United, ale ta malutka izba pamięci to nie jest świecidełko, flex, jak to się dzisiaj mawia. Raczej miłe wspomnienie.
Kuszczak naprawdę świetnie opowiada o tym, jak nie żyć przeszłością. – Budując nasz ośrodek w Rewie, miałem okazję obcować z różnymi ludźmi, takimi, którzy kładli kafelki, obsługiwali sprzęt, dostarczali mi materiały, czy murowali. Dzięki temu, że przez całą karierę obcowałem z różnymi zawodnikami, z różnych kontynentów i krajów, łatwiej mi dzisiaj zrozumieć drugiego człowieka.
Były reprezentant Polski, jeszcze zanim włączyliśmy kamery i mikrofony, nie opowiadał historii w stylu „ja to grałem, ja to znałem, ja to obroniłem, ja to byłem”. Nie wciskał mi kitów w stylu „wiesz, jestem na łączach z Ronaldo”, co byłoby sporą pokusą dla wielu na jego miejscu. Z dużo większą ochotą mówił natomiast, kto produkuje kody wejściowe do drzwi albo jak rozładowywał towar przywieziony na budowę. Jest tym wręcz zafascynowany.
To naprawdę ciekawy przypadek, że były piłkarz, dziś 41-letni mężczyzna, głowa rodziny, nie utonął w morzu wspomnień. Opowieść Kuszczaka powinna być cenną lekcją dla wszystkich tych, którzy grają w piłkę i są w stanie coś na tym zbudować.
Na szczęście nowe pokolenie graczy zaczyna myśleć w zupełnie inny sposób niż te poprzednie, dzięki czemu w kolejnych latach takich ludzi jak Tomek Kuszczak może być znacznie więcej. Dawniej fundamenty pod normalne, dobre życie mogli w czasie kariery położyć tylko najwięksi, ci którym dane było wyjechać za granicę i tam dorobić się fortuny. Zbigniew Boniek, to pierwsza postać, jaka przychodzi mi do głowy. Pokolenie uczestników MŚ w 2002 dostało już możliwości, jednak nie każdy umiał z nich skorzystać. Ci z głowami na karku, jak Jerzy Dudek czy Marek Koźmiński, poszli do przodu, zdyskontowali swoje kariery, zainwestowali pieniądze. Nie roztrwonili ich w kasynach, jak jeden tuman, nie powierzyli majątków fałszywym doradcom. Innymi słowy – wygrali nowe życie po tamtym życiu.
Emerytura piłkarza nie jest łatwa. Nie każdy potrafi ją udźwignąć. O tym Kuszczak również wspomina, powołując się na książkę „Retirement”, która bez litości sypie danymi, a te pokazują, jak pierwsze lata po zawieszeniu butów na kołku mogą być okrutne, zarówno w kwestii finansów, jak i utrzymania więzów rodzinnych. Stąd bankructwa i rozwody.
Jeśli szybko nie znajdziesz na siebie pomysłu, kupka z oszczędnościami szybko się skurczy. Warto pamiętać przy tym nie o samych zarobkach – przecież nam się może wydawać, że przy takich tygodniówkach jak w Premier League nie sposób roztrwonić majątku – lecz o utrzymaniu wszystkiego co się nabyło: domów, samochodów, i tak dalej.
Nie zamierzam absolutnie współczuć piłkarzom, byłbym w tej materii na szarym końcu, natomiast bez problemu jestem sobie w stanie wyobrazić milionerów, który zostali gołodupcami, ponieważ paru ich widziałem. Do tego dochodzi niezwykle ważny czynnik, czyli brak ogarnięcia podstawowych rzeczy w otaczającym cię życiu. Cały czas ktoś coś za ciebie załatwia. Przemieszczasz się pomiędzy punktami, jak w nawigacji, ale mapę masz podaną. I nagle ona znika.
Kiedy George Weah przyszedł na wypożyczenie do Chelsea w 2000 roku, wypełniał formularz w klubie. Jedno z pytań brzmiało: „Czy kiedykolwiek korzystałeś z transportu publicznego”. Liberyjczyk wpisał: „Tak, jechałem taksówką”.
Brian McClair, przed laty piłkarz Manchesteru United, a później trener młodzieży w tym klubie, opowiadał w jednym z wywiadów następującą historię: „Żaden zawodnik nie potrafi zmienić opony. Pewnego dnia jeden z nich przyszedł do naszego magazyniera Alberta, by ten zerknął na koło, bo chyba w oponę wbił się gwóźdź. Albert spytał, gdzie ma nakładkę na śrubę, by odblokować koło. Spotkał się ze zdziwieniem. Piłkarz odparł zniecierpliwiony, że okej, jeśli to aż taki problem, to zadzwoni do dealera, by wymienili auto na nowe…”.
To mogą być krzywdzące stereotypy. Łatki, jakie trudno się odkleja, ale tak niestety piłkarze są postrzegani. Wielu z nich ma żal do losu. Zawsze ktoś jest winny. Trener, agent, dyrektor sportowy, prezes czy kumpel, który źle doradził. Duża część spośród tych ludzi nie do końca rozumie, w jak uprzywilejowanej pozycji się znalazła. Być może dlatego nieliczne głosy zdrowego rozsądku brzmią aż tak donośnie.
PRZEMYSŁAW RUDZKI, Canal+ Sport/Kanał Sportowy
WIĘCEJ TEKSTÓW AUTORA:
- Rudzki: Włoski lament w stylu Conte. Co kryje się za szalonym monologiem menedżera Tottenhamu?
- Rudzki: Prywatna wojna Gary’ego Linekera. Jak gwiazda BBC rozpętała polityczną burzę w Anglii
Fot. Fotopyk