Wisła Kraków w ostatnich tygodniach zachwycała na pierwszoligowych boiskach. Spektakularne występy, seria zwycięstw, powrót do czołówki… Nie ma się do czego przyczepić. Jako że apetyt rośnie w miarę jedzenia, trudno było sobie wyobrazić, by dziś “Biała Gwiazda” miała zanotować potknięcie w konfrontacji ze Skrą Częstochowa. I rzeczywiście, podopieczni Radosława Sobolewskiego bez najmniejszych trudności zgarnęli komplet punktów. Rzadko ogląda się mecze aż do tego stopnia pozbawione ładunku emocjonalnego.
Serio, chyba nawet najzagorzalsi kibice Wisły i Skry nie przeżywali dziś nerwowych chwil na stadionie w Bełchatowie, czy też przed telewizorami. Mecz toczył się w żółwim tempie, które tylko od czasu do czasu ofensywnymi zrywami zaburzali wiślacy.
A kiedy już to czynili, z defensywy Skry nie było czego zbierać.
Skra Częstochowa – Wisła Kraków. Pewny triumf krakowian
W sumie, to Skra zaczęła nawet całkiem ambitnie. Pierwsza faza meczu była więc wyrównana. Podopieczni Konrada Geregi usiłowali zaskoczyć Wisłę odważnym ustawieniem – z wysoko zakładanym pressingiem i mocno wysuniętą linią obrony. Problem w tym, że za samym pomysłem nie poszła odpowiednia organizacja gry. Wspomniany pressing był bowiem do tego stopnia niepoukładany i niemrawy, że nie przysparzał ekipie z Krakowa niemal żadnych trudności w rozegraniu. Z kolei defensywa Skry stała się podatna na podania zagrywane na wolne pole, za plecy obrońców. Właśnie za sprawą takiej akcji krakowianie wyszli zresztą na prowadzenie. James Igbekeme w 28. minucie wykazał się doskonałym przeglądem pola i przeszywającym dograniem rozerwał linię obrony Skry.
Do futbolówki dopadł Alex Mula, który bez trudności uporał się z Jakubem Bursztynem w sytuacji sam na sam. Inna sprawa, że golkiper częstochowskiego zespołu strasznie się tu podpalił. Gdyby nie wyleciał aż tak daleko z bramki, bardzo możliwe, że obrońcom udałoby się nadążyć za strzelcem bramki. No ale to już daleko idące gdybanie – fakty są takie, że Wisła wyszła na prowadzenie i po trzydziestu minutach mecz tak naprawdę umarł śmiercią naturalną.
Serio, chyba nikt nie wierzył, że “Biała Gwiazda” tego nie wygra. Nawet piłkarze Skry.
Choć kolejne gole padły dopiero po przerwie. W 58. minucie do siatki trafił Angel Rodado (choć strzał chyba zostanie rozliczony jako samobój), błysnąwszy chwilę wcześniej bardzo efektownym dryblingiem wewnątrz pola karnego Skry. Dziesięć minut później gospodarzy dobił Miki. W obu sytuacjach zawiodło to samo, co przy golu numer jeden – organizacja gry częstochowian w obronie. Defensorzy pozostawili wiślakom hektary wolnej przestrzeni. Chyba tylko Tachi nie potrafił tego wykorzystać. Hiszpan rozegrał tak słabe zawody, że było to aż absurdalne, biorąc pod uwagę ogromną przewagę jego drużyny nad Skrą.
Seria zwycięstw trwa dalej
Ciekawi jesteśmy, jak trener Sobolewski zareaguje na postawę swoich podopiecznych w końcowej fazie meczu. Być może była to celowa koncentracja na kontrolowaniu wyniku, po prostu przejście w tryb oszczędzania energii, ale są jednak jakieś granice nawet w graniu na pół gwizdka. Zwłaszcza, że kolejny ligowy występ dopiero 1 kwietnia. Tymczasem wiślacy przez kilkanaście, czy wręcz kilkadziesiąt końcowych minut nie przeprowadzili już ani jednej składnej akcji.
Co gorsza – Skrze również się to nie udało.
Tak jak wspominaliśmy – mecz niby trwał, ale jakby już dawno się skończył.
Tak czy owak, krakowianie mają na koncie kolejne zwycięstwo w 1. lidze. To już szóste z rzędu. Trudno sobie wyobrazić, by Wisły miało na koniec sezonu zabraknąć w barażach, lecz to już chyba ten moment, gdy muszą sobie pod Wawelem postawić jeszcze ambitniejszy cel. Bezpośredni awans też jest w zasięgu.
SKRA CZĘSTOCHOWA 0:3 WISŁA KRAKÓW
(A. Mula 28′, M. Machała 53′ sam., Miki 62′)
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Santos ryzykuje, żeby Polska zaczęła grać piłką
- Kowal o powołaniach: Brakuje Kownackiego, ale radość z nieobecności Krychowiaka jest duża!
- Santos: – Cel minimum na Czechy i Albanię to 6 punktów. Gramy po to, żeby wygrywać
- Lederman zamiast Krychowiaka. Czy to symbol nowego otwarcia w reprezentacji Polski?
- Nauka języka, wyjazdy, szkolenia. Dariusz Banasik rok po zwolnieniu: Zachłysnęliśmy się sukcesem
fot. FotoPyk