Nie od dziś wiadomo, że w czasach kryzysu rodzą się nowi liderzy, ale kto by się spodziewał, że tym mianem określać będziemy Stefana Bajceticia? Pół roku temu znali go wyłącznie zagorzali kibice The Reds. Dziś, tuż po występie przeciwko Realowi Madryt, o osiemnastolatku piszą ogólnoświatowe media, a Mohamed Salah przekonuje: – Stefan to najlepszy piłkarz Liverpoolu.
– Rok temu grałem w młodzieżówce, a teraz wychodzę na Anfield i gram w podstawowej jedenastce Liverpoolu. To szaleństwo – przyznaje Stefan Bajcetić. Takich jak on Hiszpanie określają mianem „jugador de moda”. Piłkarzy, o których wszyscy dyskutują. Ale czy można się dziwić? Jasne, mówiło się, że dzieciak ma wielki potencjał, ale takiej eksplozji talentu nie spodziewał się nikt. Zaczęło się od pojedynczych występów z ławki. Później był debiutancki, bożonarodzeniowy gol z Aston Villą (3:1). Po miesiącu, w obliczu fali kontuzji i wstydliwych porażek z Brentford (1:3) oraz Brighton (0:3), Jürgen Klopp wystawił nastolatka na hitowy mecz z Chelsea (0:0). Efekt? Tak się zauroczył, że dziś nie wyobraża sobie składu swojej drużyny bez pomocnika urodzonego w Vigo. – Cudownie się z nim pracuje. Jest cholernie zuchwały i niczym się nie przejmuje. Po prostu gra w piłkę, i to jak! – zachwyca się niemiecki trener.
Pod skrzydłami Thiago
Klopp wyróżniał Bajceticia za podejście, odpowiedzialność czy boiskową inteligencję, ale podkreślił też, że „Stefan ma właściwe geny, bo jego ojciec grał w piłkę”. Srdan Bajčetić grał w Serbii, Portugalii czy Chinach, ale po trzech latach w Vigo (1994-1997) wiedział, że na stałe osiądzie właśnie w Galicji, z której pochodzi jego żona. Dziś mężczyzna pracuje jako trener w trzeciej drużynie Celty, ale też w drużynie A Madroa, w której karierę zaczynał nie tylko jego syn, ale i Thiago oraz Rafinha Alcântara, synowie Mazinho, z którymi Srdan grał w ekipie z Balaidos. Dziś, Thiago jest jednym z najbliższych kumpli Stefana w szatni Liverpoolu. – Wziął go pod swoje skrzydła. Bardzo mu pomaga – podkreśla Klopp.
Bajceticiowi wsparcie się przyda. W środku pola gra dopiero od dwóch lat. W Celcie widziano w nim stopera. W Liverpoolu, do którego przeniósł się w grudniu 2020 roku, trener drużyny do lat osiemnastu Marc Bridge-Wilkinson szybko przesunął go na „szóstkę”. A Klopp testował go nawet bliżej bramki rywala. Nastolatek wniósł do środka pola mnóstwo energii, pojawiając się w każdym sektorze boiska, i był nie do zatrzymania w starciach z Evertonem (2:0) czy Newcastle (2:0), w którym znakomitym balansem ciała, przypominającym ruchy Sergio Busquetsa czy Luki Modricia, rozpoczął akcję bramkową.
Prezent z akademii
– Czasami w piłce wszystko zmienia się nawet za szybko – uśmiechał się Srdan Bajcetić. Kariera jego syna rozwija się w zawrotnym tempie. Ojciec czuje dumę, ale nie przeszkadza. Choć też grał w piłkę, daleko było mu do rodziców-terrorystów, znanych ze szkółek. – Srdan przyjeżdżał, odstawiał Stefana, i kazał mu zająć się sobą. „Kiedy skończysz trening, poczekaj, przyjadę po ciebie”, mówił mu. Traktował go normalnie, nie próbował otoczyć go nadmierną opieką. To było znakomite podejście – powiedział Simon Gonzalez-Banga, który pracował z gwiazdką Liverpoolu w jednym z galicyjskich klubów.
Stefan w wieku dziewięciu lat dołączył do Celty. Był kiepskim uczniem, który od książek wolał pada do PlayStation i futbol. – Był zdecydowanie najlepszym piłkarzem w regionie w swoim roczniku – twierdzi Simon Gonzalez-Banga, który pracuje w galicyjskim klubie Val Minor. Liverpool chciał ściągnąć Bajčeticia, gdy ten miał czternaście lat, ale zabraniały tego przepisy. W grudniu 2020 roku, tuż przed wejściem w życie brexitu i zmiany przepisów (angielskie kluby mogą sprowadzać co najmniej osiemnastoletnich zawodników), udało się przeprowadzić transfer. – Celta nie miała szans, by go zatrzymać – przyznaje ojciec. A w klubie z Merseyside w momencie ogłoszenia transferu za ćwierć miliona funtów wystrzeliły korki od szampanów. – Juergen od dawna szukał utalentowanej „szóstki” i powiedział, że Stefan mógłby z miejsca wskoczyć do podstawowego składu – napisał Pep Lijnders, asystent Kloppa, w swojej książce „Intensity”.
Bajcetić pewnie zadebiutowałby w Premier League w końcówce poprzedniego sezonu, ale uniemożliwiła to kontuzja pleców. Po przepracowaniu letnich przygotowań z zespołem, w sierpniu zadebiutował w Premier League, a we wrześniu, jeszcze jako siedemnastolatek, rozegrał pierwszy mecz w Lidze Mistrzów. – Czasami dostajemy prezenty z akademii. Stefan to jeden z nich – cieszy się Lijnders. Liverpool czeka przebudowa środka pola. Z klubem pożegnać się mają James Milner, Naby Keïta czy Alex Oxlade-Chamberlain, a forma Jordana Hendersona, Thiago czy Fabinho nie była równa. Wydawało się, że koniecznych będzie kilka transferów, ale dzięki wprowadzeniu Bajceticia do zespołu The Reds uda się zaoszczędzić sporo funduszów.
Osiemnastoletni weteran
Po dwóch latach spędzonych na Wyspach, Stefan dalej gra jak Hiszpan, ale z charakteru bardziej przypomina Anglika. Ale może to i lepiej? – Hiszpanom brakuje odpowiedniej mentalności. Gdyby chodziło o same zdolności sportowe, każdy piłkarz ze szkółki Celty grałby w akademii Liverpoolu. Ale różnicę robi głowa. To ona odróżnia zawodników niezłych od tych wybitnych – mówi Srdan, który od lat pracuje z młodzieżą i który uważa, że jego syn „znacząco spoważniał” i że „widzi futbol w inny sposób, niż jeszcze kilka miesięcy temu”.
– Stefan wyjechał nie znając angielskiego, w środku pandemii. Nie grał i siedział zamknięty w mieszkaniu, ale nie narzekał. Nigdy nie powiedział mi, że chce wracać czy że jest mu ciężko. Zawsze zachowywał się jak profesjonalista – uśmiecha się Bajcetić-senior. Dziś jego syn jest tłumaczem np. Darwina Nuñeza, który przyznawał, że nie posługuje się angielskim. Ojciec wszystkie mecze Liverpoolu ogląda bez dźwięku. – Dzięki temu bardziej skupiam się na grze – tłumaczy 51-latek.
Mecz z Realem to dla Stefana szansa, by przywitać się z hiszpańską publiką. Ojciec zawodnika odcina się od dyskusji od reprezentacji, w barwach której będzie występować 18-latek, ale walka o niego już się rozpoczęła. Na trybunach Anfield Road pojawił się Luis de la Fuente, nowy selekcjoner La Roja, który ma nadzieję na przekonanie pomocnika do gry w jego zespole. Hiszpanie niedawno wypuścili z rąk trzech utalentowanych piłkarzy – Alejandro Garnacho, Alvaro Rodrigueza i Nico Paza – i zrobią wszystko, aby nie popełnić tego błędu po raz kolejny.
Czytaj więcej o Lidze Mistrzów:
- Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka… Porto odpada z Ligi Mistrzów
- Erling Haaland pokazał, kto jest bossem
- Znów wszystko poszło nie tak. Czy PSG zabrnęło w ślepą uliczkę?
- Trela: Staroświeckie pojęcie drużyny. Jak parada De Ligta kształtuje opowieść o Bayernie
- Trela: Zespół potu, ale nie polotu. Niewielki Dortmund za krótki na Europę
Fot. Newspix