Reklama

Hoffen znaczy nadzieja, ale czy na lepsze jutro dla Hoffenheim?

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

15 marca 2023, 08:55 • 8 min czytania 10 komentarzy

Przed sezonem trener Andre Breitenreiter celował w wyższe niż szóste miejsce, o którym marzył właściciel klubu Dietmar Hopp. Obecnie szkoleniowca już nie ma, jego następca notuje serię pięciu porażek z rzędu, a TSG 1899 Hoffenheim spadł na ostatnią lokatę w tabeli. Co się dzieje z klubem z Kraichgau?

Hoffen znaczy nadzieja, ale czy na lepsze jutro dla Hoffenheim?

Słowo „Hoffen” w języku niemieckim oznacza mieć nadzieję, natomiast Hoffenheim można tłumaczyć jako dom nadziei. Dla lokalnej społeczności Dietmar Hopp stał się handlarzem nadziei, tworząc tysiące miejsc pracy. Dla połechtania własnego ego lata temu zainwestował w prowincjonalny klub. Choć wciąż musi się mierzyć z porównaniami do plastikowego tworu bez tradycji, to TSG 1899 Hoffenheim stał się ważnym punktem na niemieckiej mapie futbolu. Pozostaje jednym z sześciu zespołów, który nigdy nie spadł z Bundesligi. Występuje w niej nieprzerwanie od 2008 roku. Po ostatniej kolejce wylądował jednak w czerwonej strefie i kibice ekipy z Kraichgau mogą zacząć się martwić o przyszłość swojej drużyny.

Dlaczego Hoffenheim znajduje się na ostatnim miejscu w tabeli Bundesligi?

Hoffenheim znalazł się w strefie spadkowej po raz pierwszy od siedmiu lat! Od razu wylądował na ostatnim miejscu w tabeli. Od połowy października zdobył tylko dwa punkty, a przecież wszystko zaczęło się bardzo dobrze, czterema zwycięstwami w sześciu pierwszych kolejkach. Co się zatem stało, że żarło i padło?

 

Reklama

Już nie są młodzi i dzicy

Niepostrzeżenie z roku na rok Hoffenheim coraz mocniej odchodził od swojej filozofii. Opierała się ona na intensywności, kontrolowanym szaleństwie i młodości. Średnia wieku TSG po awansie do Bundesligi wynosiła 23,7 lat i pozostawała najniższa w lidze. Obecnie to o dwa lata więcej. W marcowym spotkaniu z Mainz trener Pellegrino Matarazzo wystawił najstarszą wyjściową jedenastkę w historii klubu, liczącą średnio 28,2 lata. Szczególnie niepokojące są transfery, jakich dokonano w ostatnim czasie. Sprowadzono dwóch trzydziestolatków Thomasa Delaneya i Johna Brooksa, a także 28-letniego Grischę Proemmela. W wyniku tego liczba trzydziestolatków wzrosła do dziesięciu. W debiutanckim sezonie było ich tylko dwóch.

Młodzi i dzicy – brzmiało motto prowadzonej przez Ralfa Rangnicka drużyny. TSG w sezonie 2008/09 potrafiło rzucić wyzwanie każdemu rywalowi. Było zagrożeniem dla wszystkich. Urwało punkty wszystkim drużynom z podium: Wolfsburgowi, Bayernowi Monachium i Stuttgartowi. Piłkarze Hoffenheim biegali dużo, szybko i intensywnie. W tych sezonach, w których radzili sobie dobrze, zawsze się to utrzymywało. W tym zespół wyraźnie kuleje pod tym względem.

Widzę dużą intensywność na każdym treningu, ale zespół nie przekłada tego na boisko. Nasz mecz z Bochum nie miał wiele wspólnego z profesjonalną piłką. To nie do zaakceptowania. Dłużej tego nie zniosę. Tu już nie chodzi tylko o mnie, a o odgórną zmianę podejścia – grzmiał po lutowej porażce z Bochum (2:5) trener Andre Breitenreiter. I jak się okazało, wywróżył zmianę. Swoją. Po meczu został zwolniony. Zastąpił go Matarazzo. W samej drużynie i klubie niewiele się zmieniło. Wciąż jest problem z intensywnością, punktami, a także wzięciem odpowiedzialności za wyniki.

Nie biegają

O problemach, jakie targają Hoffenheim, najdobitniej świadczą statystyki intensywnych biegów, przebiegniętych kilometrów i sprintów sezon po sezonie. Wyraźnie widać na nich, jak dramatyczny spadek zaliczyła cała drużyna.

  • intensywne biegi: sezon 2021/22: 1. miejsce w Bundeslidze, średnio 750 biegów na mecz. Sezon 2022/23: 6. miejsce w Bundeslidze, średnio 730 biegów na mecz.
  • przebiegnięte kilometry: sezon 2021/22: 4. miejsce w Bundeslidze, średnio 117,5 km na mecz. Sezon 2022/23: 6. miejsce w Bundeslidze, średnio 116 km na mecz.
  • sprinty: Sezon 2021/22: 5. miejsce w Bundeslidze, średnio 240 sprintów na mecz. Sezon 2022/23: 13. miejsce w Bundeslidze, średnio 227 sprintów na mecz.

Nie dość, że w każdej ze statystyk Hoffenheim prezentuje się znacznie gorzej, to na domiar złego, w wymienionych wskaźnikach wyraźnie poprawili się jego rywale. Zespół z Kraichgau stał się powolny, wręcz ślamazarny, wrażliwy na niepowodzenia, a do tego wciąż przekonany o swojej dobrej formie. I nikt nie chce wytrącić go z tego przekonania bowiem najważniejsze osoby w TSG: Alexander Rosen i Dietmar Hopp, usunęły się w cień. Dyrektor sportowy zupełnie zniknął z mediów, natomiast właściciel zrezygnował ze swojego większościowego udziału, dzięki czemu Hoffenheim powrócił do tradycyjnego w Niemczech systemu zarządzania zwanego jako 50+1. Bez bata zespół się rozpasał.

Brak autorefleksji

Myślę, że najważniejszą rzeczą jest zaprzestanie myślenia o świetnym potencjale drużyny. Można o nim zapomnieć. Liczy się tylko to, co zawodnicy są w stanie osiągnąć w danym momencie – powiedział Marcus Gisdol w programie „Doppelpass„.

Reklama

Co natomiast mówili piłkarze po porażce w ostatniej kolejce z Freiburgiem?

Zagraliśmy dobre spotkanie. Byliśmy lepsi – Angelo Stiller.

Za wszelką cenę, nieważne jak, ale powinniśmy zdobyć co najmniej punkt w tym meczu – Olivier Baumann.

To nie tak, że nie oddajemy strzałów. Tworzymy sobie wiele okazji, z dobrych pozycji, ale… – Pelegrino Matarazzo.

„Ale” jest słowem bardzo często powtarzanym w ostatnim czasie przez ludzi Hoffenheim. Usprawiedliwia ono wszystkie niepowodzenia. Zespół popada jednak w coraz większe problemy. W tym roku nie wygrał żadnego spotkania. Zmiana trenera nic nie zmieniła. Matarazzo, który przejął schedę po Breitenreiterze, przegrał wszystkie spotkania i niewykluczone, że i on może za moment zostać zwolniony, jako efekt zupełnie nietrafionej decyzji.

Brak charakteru

Największym problemem TSG wydaje się brak charakteru. Hoffenheim stał się przystankiem dla zbieraniny piłkarzy. Tylko w tym sezonie przyszło 13 zawodników, a odeszło 16. W poprzednich latach te liczby utrzymywały się na równie wysokim poziomie. Gracze rzadko utożsamiają się z klubem, który i tak z powodu swojej krótkiej historii, ma problemy z tożsamością. Odbija się to na boisku. Tylko w dwóch meczach w tym sezonie Hoffenheim zdołał odwrócić ich losy, tracąc gola jako pierwszy. Zdobył w nich cztery punkty, a poniósł aż 12 porażek. Ani Breitenreiter, ani Matarazzo nie są w stanie pobudzić swojego zespołu. Nie pomagają również kibice, a także dział sportowy.

Jesienią Hoffenheim był jeszcze w stanie zaskoczyć rywali nieprzewidywalnością i szybkością. W wysokiej formie znajdował się Andrej Kramarić. Chorwat po powrocie z mundialu jest cieniem samego siebie, przez co stracił miejsce w podstawowym składzie. Zaciął się również Christoph Baumgartner, na którego w tym roku spadło więcej zadań ofensywnych, co nie wyzwoliło w nim większego potencjału. Klub sprzedał również Georgino Ruttera, pomimo że sam piłkarz chciał zostać w zespole co najmniej do końca sezonu. Tym samym pozbyto się drugiego najszybszego piłkarza w zespole i choć przyszedł za niego równie dynamiczny Kasper Dolberg, to Duńczyk wciąż nie odnalazł się w TSG, dalej targają nim problemy z przeszłości, czyli chimeryczna forma, co przełożyło się na rozegrany tylko jeden mecz w pełnym wymiarze.

Robienie sobie pod górkę

Nie po raz pierwszy klub sam rzuca sobie kłody pod nogi, a wszystko w wyniku zażyłych kontaktów między Hoppem a Rogerem Wittmannem – szefem firmy menadżerskiej ROGON. Nieprzypadkowo wielu piłkarzy, których w swoim portfolio posiada agencja, trafia do Hoffenheim. Obecnie są to Stanley Nsoki, John Brooks, Bambase Conte, Gabriel Haider, Fisnik Asllani, Umut Tohumcu. W przeszłości byli to Roberto Firmino czy Joelinton. Gdy jednak Wittmann widzi szansę dużego zarobku, od razu sprzedaje swoich piłkarzy. Przyzwolenie dał na to Hopp, w wyniku czego Hoffenheim zarobił na Firmino, Joelintonie, Rutterze przeszło 110 mln euro, ale ich odejścia wiązały się z poważnymi problemami sportowymi.

Po sprzedaży Firmino w sezonie 2015/16 TSG broniło się przed spadkiem. Dopiero odważne postawienie na trenerskiego młokosa Juliana Nagelsmanna sprawiło, że zespół uchronił się przed degradacją. Nie zawsze udaje się jednak trafić na szkoleniową perełkę. W 2019 roku drużynę przejął Alfred Schreuder, a odszedł z niej zarówno Nagelsmann, jak i Joelinton. Holender nie wytrzymał na stanowisku nawet do końca sezonu i choć widmo degradacji nie było wcale duże, to wiele rzeczy odbiegało od normy i potrzebne były zmiany, które trwają aż do teraz. A przecież przed sezonem składano zupełnie inne deklaracje. Deklaracje stabilności i walki o wysokie cele.

Dietmar Hopp chciałby zająć szóste miejsce, ale wydaje mi się, że mogę osiągnąć nawet coś więcej – powiedział przed sezonem Breitenreiter.

Brak wsparcia kibiców

Chyba jednak sam nie wierzył w te słowa, a na pewno nie uwierzyli w nie kibice. Mimo szumnych zapowiedzi na inauguracyjne spotkanie w Bundeslidze przyszło na Rhein-Necker Arenę tylko 17 tys. widzów, czyli nieco ponad połowa pojemności stadionu. Średnio na mecze Hoffenheim przychodzi 22,7 tys. widzów, co jest drugą najgorszą frekwencją w Bundeslidze i wyłącznie dlatego, że maksymalna pojemność Stadionu przy Starej Leśniczówce to 22 tysiące. Kibice przychodzą wyłącznie, by oglądać wielkie marki jak Bayern Monachium czy Borussię Dortmund. Pozostałe przyciągają znacznie mniej widzów, a najlepszym przykładem pozostają dwa ostatnie domowe spotkania TSG. Na BVB przyszedł komplet, a dwa tygodnie wcześniej na równie prestiżową rywalizację z Bayerem Leverkusen o 10 tys. osób mniej.

Z drugiej strony piłkarze nie muszą się martwić, że czekają ich rozmowy z rozzłoszczonymi kibicami. Nie muszą się również obawiać o połajankę ze strony szefostwa. Uspokaja ich również trener, mówiąc, że za moment wszystko się powinno odwrócić. Na to wskazuje wiele danych, bowiem TSG zdobyło o ponad 10 punktów mniej, niż pokazuje wskaźnik expected points. Strzeliło również mniej goli, a więcej stracił, niż prezentują statystyki. Ale co jeśli zły trend się nie odwróci? Hoffenheim będzie musiał wrócić do podstaw i liczyć jedynie na nadzieję, by po raz pierwszy w historii nie spaść z Bundesligi.

WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Komentarze

10 komentarzy

Loading...