Nie będziemy pisać o murawie w Gliwicach, nie będziemy , nie będziemy pis…
Nie, tym razem naprawdę nie musimy pisać o murawie w Gliwicach. Niby to przecież stały punkt programu, ale kiedy w meczu pada taka bramka jak ta Grzegorza Tomasiewicza, jakość boiska może zejść na dalszy plan. Na pierwszym trzeba wyróżnić jakość, dużą jakość, jaką miał strzał z dystansu byłego pomocnika Stali Mielec. Nie dość, że przylutował celnie, to jeszcze mocno. Niemczycki nie miał żadnych szans.
Cholera, to było tak piękne, że aż nie przystoi gliwickim warunkom. Tomasiewicz w tym kontekście zrobił coś więcej: pokonał nierówne kępy trawy. Namalował istne dzieło sztuki na brudnym, brzydkim i nieprzyjaznym płótnie dla malarza. Da się? Da się.
Może tak więcej walki, mniej machania łapami?
Wróćmy jednak do gościa, który akcję bramkową Piasta w ogóle sprokurował. Kilka sekund wcześniej, na własnej połowie, w bocznym sektorze. Zastawia piłkę, walczy z Chrapkiem, a za chwilę rozkłada ręce, apelując, że jest faulowany. Panie Konoplanka, co to było? Balet? Bo na pewno nie piłka nożna w twardym wydaniu. Brakowało jeszcze, żeby piłkarz Cracovii – zamiast machania łapami – dodał jeszcze teatralny upadek na murawę. Murawę, która jest tak słaba, jak on potrafi być na wiosnę. Ukrainiec nie ma dobrej passy, potrafi więcej zepsuć niż zaoferować na plus. To był kolejny przykład.
Serio, wkurzać mogą takie zachowania. 33-latek mógł – ba, powinien – biec za straconą piłką, grać do gwizdka, a nie zupełnie odpuścić Chrapka i zaraz patrzeć, jak ten robi asystę. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby zdenerwowany trener Zieliński po takiej sytuacji szybko ściągnąłby swojego skrzydłowego z boiska. Sęk w tym, że kilka minut wcześniej wysłał go do gry na drugą połowę. Nie wypadało. Na dodatek kilka chwil później Cracovia dostała drugiego gonga, za co po uszach mógł dostać z kolei Ghita za powalenie Pyrki w polu karnym.
Hoskonen przywitał się z Ekstraklasą
Pamiętacie gola Miedzi Legnica z Wisłą Płock w ostatniej kolejce? Dośrodkowanie z rzutu rożnego i trafienie głową Mijuskovicia? Zamrożoną defensywę płocczan, wręcz stworzoną z nieruchomych posągów? Piłkarze Piasta odstawili jeszcze lepszy performance. Zupełnie wymazali Hoskonena (nowego stopera “Pasów”) ze świadomości. Dali mu tyle przestrzeni, że Fin dosłownie mógł zapytać Placha, który róg bramki woli. A mówimy o wrzutce z rzutu wolnego z rogu boiska, nie sytuacji sam na sam! Po prostu parodia w grze defensywnej. Krycie level master.
Pochwalmy też jednak Hoskonena za to, że znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Wygląda całkiem porządnie, być może kilkaset tysięcy euro wydane przez Cracovię nie pójdą w błoto. Akurat defensorzy “Pasów” to zazwyczaj jej największy atut, a dobrych stoperów nigdy za wiele. Gdy wszyscy są zdrowi i prezentują optymalną formę, jest w czym wybierać. Dziś do żadnego ze stoperów nie moglibyśmy mieć pretensji, gdyby nie Ghita. To jednak rzadkość. Na ogół zawodzą inni.
Piast podłączył sobie tlen
Powiedzmy sobie wprost: wielbłądy indywidualne zawodników Cracovii dały Piastowi trzy punkty. Owszem, nie można zabierać błysku geniuszu Tomasiewicza, ale “Pasy” zrobiły wiele, żeby w drugiej połowie wyciągnąć pomocną dłoń. Zresztą, w naszej lidze pełnią całkiem ciekawą funkcję. Lubią oddać punkty słabszym. Raz wygrają, raz nie, i tak w kółko. W Gliwicach się cieszą, bo akurat dziś maszyna losująca okazała się szczęśliwa. Trzy oczka to naprawdę dużo przy obecnej walce o utrzymanie, to dłuższa chwila na głęboki oddech, choć z drugiej strony…
Ten pozytywny moment może zostać przykryty przez uraz Damiana Kądziora. Gwiazda Piasta przedwcześnie zeszła z boiska z grymasem bólu, który nie wróży dobrze. Gdyby trener Vuković stracił takiego zawodnika na najbliższe tygodnie, w Gliwicach musieliby chyba zacząć częściej chodzić do kościoła. Raz, że modły za szybki powrót do zdrowia swojego kozaka, dwa – za skuteczną grę bez niego.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: