Wydawało się już, że Arsenal potknie się po raz kolejny i da Manchesterowi City wymarzony prezent w to sobotnie popołudnie, ale ostatecznie wytrzymali ciśnienie. Podopieczni Mikela Artety pokonali na wyjeździe Aston Villę 4:2 i wrócili na fotel lidera Premier League.
Niezwykły to był mecz, nie zapomnimy go nigdy. Rozpoczął się równie niespodziewanie, co zakończył. Już w piątej minucie spotkania to gospodarze wyszli na prowadzenie i niebezpiecznie podnieśli ciśnienie wszystkim kibicom Arsenalu. The Villans przeprowadzili podręcznikową kontrę, która zakończyła się bramką Olliego Watkinsa. Efektowną asystę w tej sytuacji zaliczył wracający do pierwszego składu Matty Cash.
Radość w Birmingham nie trwała jednak długo, bo już po 10 minutach bramkę wyrównującą zdobył Bukayo Saka. To był moment, w którym wydawało się, że Arsenal odzyska kontrolę, ale The Villans nie zamierzali im tego ułatwiać. Znów przycisnęli rywali tak samo, jak na początku meczu, a ci znów zaczęli się gubić. Defensywa wyglądała niezwykle niepewnie, co prawdopodobnie było skutkiem nieobecności kontuzjowanego Thomasa Parteya. Ghańczyka zastąpił w składzie Jorginho, ale łagodnie mówiąc, nie było to zastępstwo jeden do jednego.
Kto by się spodziewał, że ostatecznie to właśnie reprezentant Włoch zostanie głównym bohaterem tego spotkania…
Zanim to jednak nastąpiło, Aston Villa ponownie wyszła na prowadzenie, dzięki trafieniu Coutinho i do szatni schodziła z korzystnym wynikiem. Na nieszczęście gospodarzy Mikel Arteta musiał podjąć zdecydowane kroki w szatni i odpowiednio zmotywować swoich zawodników, bo druga część spotkania była w ich wykonaniu nieco inna. Zaczęło się niemrawo, ale udało się znów wyrównać za sprawą trafienia jednego z najlepszych zawodników Kanonierów w tym spotkaniu, czyli Ołeksandra Zinczenki.
I wtedy się zaczęło.
Arsenal całkowicie zdominował The Villans i wydawało się kwestią czasu, kiedy zdobędzie zwycięską bramkę. Gospodarze zupełnie odpadli z sił i popełniali głupie błędy. Po jednym z nich doskonałą okazję zmarnował Martin Odegaard, który miał przed sobą tylko Emiliano Martineza, a strzelił obok bramki…
Udało się dopiero w doliczonym czasie gry. Przepięknym strzałem sprzed pola karnego popisał się właśnie wspomniany Jorginho, ale do bramki nie trafił. Trafił za to w poprzeczkę, od której piłka odbiła się tak, że trafiła interweniującego Martineza i wpadła do siatki. Ławka rezerwowych Arsenalu i sektor kibiców gości oszalał, a to jeszcze nie był koniec. W ostatnich sekundach spotkania gospodarze postawili wszystko na jedną kartę i posłali bramkarza w pole karne rywali przy rzucie rożnym. Ten został jednak źle wykonany i od razu po nim Kanonierzy ruszyli z kontrą, którą wykończył Gabriel Martinelli.
| 2-3 ( ) pic.twitter.com/luDtyXaLCt
— EuroFoot (@eurofootcom) February 18, 2023
Tym samym Arsenal wraca na fotel lidera Premier League co najmniej na kilkadziesiąt minut, bo właśnie wtedy zakończy się spotkanie Manchesteru City z Nottingham Forest. Jeżeli aktualni mistrzowie Anglii wygrają, to wskoczą z powrotem na pierwsze miejsce.
Czytaj więcej o Premier League:
- Bednarek symbolem katastrofy. Dlaczego spadek Świętych jest już przesądzony?
- Rudzki: Pep Guardiola – lojalność czy brak wyobraźni?
- Manchester City kontra Premier League. Mecz, który może odmienić angielski futbol
Fot. Newspix