Jak w Śląsku jest, każdy widzi. Mamy końcówkę stycznia, runda wiosenna wystartowała, a na horyzoncie brak wzmocnień. Ivan Djurdjević nie może rzucić w klubowych kuluarach hasłem, że od przybytku głowa nie boli. Nie może też z zadowoloną miną otwierać wrocławskiej lodówki, bo wieje w niej pustką. Na domiar złego, w trakcie zimowego okienka serbski szkoleniowiec może stracić najskuteczniejszego napastnika.
Owszem, w ostatnich miesiącach nie tak świetnego, jak w dalszej przeszłości. Ale nadal – każda konfiguracja linii ataku z Exposito wygląda lepiej niż bez niego. Nie mówimy, że to optymalne rozwiązanie, bo takiego obecnie w Śląsku nie ma, natomiast w jednej kwestii można pogodzić wszystkich: od dłuższego czasu we Wrocławiu cierpią na nieurodzaj w ofensywie, który może jeszcze trochę potrwać.
Prawda liczb to brutalna prawda dla Śląska
Słyszymy, że Śląsk nie tylko chce sprzedać Erika Exposito. Prezes Waśniewski i spółka wręcz muszą to zrobić, żeby poprawić sytuację finansową klubu. Hiszpan może nie jest już tym samym game-changerem, jakim potrafił być przed styczniową ofertą z Chin w 2022 roku. Ma problemy z formą, teraz ominął część przygotowań do rundy wiosennej przez problemy natury prywatnej. Daleki jest od własnego sufitu, a mimo to wciąż można uznawać go za najlepszego napastnika WKS-u. Jest to pewien paradoks, zwłaszcza że we Wrocławiu mocno liczono na innego Hiszpana, Caye Quintanę, który miał być godnym następcą Exposito. Szkoda tylko, że na takim liczeniu się skończyło. Policzyć jego bramki – cóż, tu robią się schody. Nie ma ich wiele (37 występów w Ekstraklasie – dwa gole).
Mówiąc wprost, Śląsk ma obecnie:
- napastnika nr 1 z notorycznym problemem, jakim jest dojście do optymalnej formy fizycznej i być może mentalnej,
- napastnika nr 2, który absolutnie nie spełnia oczekiwań, a kontraktu małego nie ma,
- napastnika nr 3, Sebastiana Bergiera, który pakuje dużo bramek w drugoligowych rezerwach, ale w „jedynce” dostaje ogony i nie strzela nic
Nie są to realia, które mogą nastrajać pozytywnie na wiosnę. Gdyby bardziej wgłębić się w liczby i zsumować dorobek strzelb Śląska z tego sezonu, jeszcze trudniej byłoby o optymizm. No więc (sama Ekstraklasa):
- Exposito: 1162 minuty, trzy gole
- Quintana: 603 minuty, zero goli
- Bergier: 95 minut, zero goli
- Łączne statystyki napastników WKS-u: trzy trafienia w 1860 minut (bramka średnio co 620 minut)
Prawie nikt nie ma tak słabej ofensywy jak Śląsk Wrocław
Jak widać, nawet ulepienie wspólnego dorobku dałoby co najwyżej liczby na poziomie środkowego obrońcy, który ma czutkę, żeby raz na jakiś czas załadować bramkę ze stałego fragmentu gry. Tym bardziej zatem można w pewnym sensie podziwiać Śląsk, że przy tak marginalnym wkładzie piłkarzy, od których wymaga się najwięcej w ofensywie, zajmuje 11. miejsce w lidze (17 bramek strzelonych na koncie). Mając za sobą w tabeli: Górnik z Podolskim i Włodarczykiem (licząc tylko gole, razem 9 na 24 całej drużyny), Jagiellonię z Imazem i Gualem (16/25), Lechię z Paixao i Zwolińskim (10/18), Piast z Kądziorem i Wilczkiem (7/18) czy nawet Miedź z Henriquezem i Obietą (8/18) oraz Koronę z Łukowskim i Śpiączką (11/17). Nie każdy z wymienionych jest stricte napastnikiem, ale nawet gdybyśmy Quintanę wymienili na Yeboaha czy Olsena, którzy za Exposito są najskuteczniejszymi strzelcami Śląska (kolejno 2 i 3 gole) w lidze, wciąż wyglądałoby to blado. Tak blado, jak osiągi Zagłębia, zarówno te indywidualne (Bohar czy Doleżal zaledwie po 2 gole), jak i drużynowe (13 bramek strzelonych).
Sednem tych rozważań jest pokazanie, jak w Śląsku na tle innych – na razie gorszych w tabeli – zespołów wypada linia ataku. W rundzie jesiennej ten fakt został przykrywany przez trafienia środkowych pomocników czy obrońców (łącznie 9 goli – Bejger, Gretarsson, Nahuel, Łyszczarz, Schwarz, Olsen), które składają się na większość bramek wrocławian. To nie zawsze musi być zła tendencja, warto mieć przecież swego rodzaju ubezpieczenie, kiedy napastnicy i skrzydłowi nie domagają. Sęk w tym, że mówimy o dłuższym okresie, nie kilku tygodniach. Pod tym względem Śląsk i Zagłębie spotkają się dzisiaj w jednym punkcie wspólnym – cierpią na bryndzę z przodu. Każdy gol piłkarzy, dla których trafianie do siatki powinno być czynnością dość regularną, to z perspektywy kibiców naprawdę duże wydarzenie.
My uważamy za takowe stan, gdy w derbach Dolnego Śląska wreszcie padnie jakaś bramka. Podobne zjawisko ostatni raz odnotowano w 2021 roku. Wtedy strzelcem był, nomen omen, Erik Exposito.
Więcej o Śląsku Wrocław:
- „Śląsk to przechowalnia polityków”, czyli jak miejski klub zatraca się w marazmie
- Jak nie budować kadry? Pokazuje i objaśnia Śląsk Wrocław
Fot. Newspix