Xavi już od ponad roku ze sporym okładem jest trenerem FC Barcelony, zatem można powiedzieć już sporo o jego sposobie pracy, rozwijaniu zawodników, stylu zespołu i panowaniu nad przebiegiem spotkań. Wzbudza wśród kibiców skrajne emocje, ponieważ jego Barcelona jest naszpikowana kontrastami. W dodatku ostatnie tygodnie pokazują, że jego Dumie Katalonii daleko do wytrawnego gracza, który z łatwością tłamsi rywali i wszystko ma pod kontrolą. Momentami coś jest nie tak, coś się zacina i właśnie o tym czas najwyższy porozmawiać.
Gdy przychodził, powtarzał niczym mantrę słowo „intensywność”, które miało stanowić klucz do przełomu i powrotu klubu na właściwe tory. I miał sporo racji, bo w ostatnich latach drużyna z Camp Nou w tym zakresie podupadła.
Dzięki Xaviemu FC Barcelona miała w dalszym ciągu nawiązywać stylem do swoich najlepszych czasów, ale gra miała zostać dostosowana do wymagań obecnych wymagań. Na papierze prezentowało się to wyśmienicie. Przychodzi facet, który potrafi postawić trafną diagnozę, ma mocną pozycję ze względu na zasługi wypracowane w karierze zawodniczej, świeże spojrzenie i zna każdy klubowy korytarz.
Przejęcie rozbitego zespołu po Ronaldzie Koemanie nie należało do łatwych, ale trener Dumy Katalonii element po elemencie wprowadzał zmiany. Te były widoczne niemal natychmiastowo i można było uwierzyć, że za moment FC Barcelona będzie w stanie dominować rywali. Pracę Xaviego uwiarygodniło niespodziewane rozgromienie Realu Madryt (bez Karima Benzemy w składzie) na Estadio Santiago Bernabeu pod koniec marca ubiegłego roku. A trzeba pamiętać, że wówczas Barcelona była słabsza kadrowo niż teraz. Była w okresie przejściowym i erze przed dźwigniami, które pozwoliły sprowadzić Lewandowskiego, Raphinhię, Kounde, Christensena, Alonso, Bellerina i Kessiego.
Zatem potencjał był mniejszy, wymagania nie były wygórowane, więc ten okres był taką naprawą samolotu w trakcie lotu. Niewdzięczny proces, ale hartujący na przyszłość.
No i dobra. Skończył się tamten sezon, drużynę wzmocniono i na bok odsunięto wymówki. Zaczęła się walka o najwyższe cele, której trudy odczuwają Xavi i jego piłkarze.
Spójrzmy na to, co dzieje się w tym sezonie. Kontrastów nie brakuje, bo Barcelona prowadzi w lidze, ale odpadła już z Ligi Mistrzów i regularnie zaczęła przepychać mecze kolanem.
Obecna Duma Katalonii nie potrafi zabijać meczów. Prosty przykład: po mundialu FC Barcelona ośmiokrotnie wychodziła na prowadzenie i… aż sześć razy je traciła. To pokazuje, że coś jest nie tak i ktoś tu kiepsko sobie radzi z panowaniem nad przebiegiem spotkań. Co więcej, Barca nie potrafiła nawet raz wygrać dwoma bramkami. A grała przykładowo z trzecioligowym Intercity – tam skończyło się dogrywką, ale jakoś udało się wygrać ten mecz. Ale czy Barcelonie tak wypada grać ze słabeuszami?
Z innych niepokojących sygnałów widać, że Robert Lewandowski strasznie się męczy i momentami przypomina tego „Lewego” ze spotkań reprezentacji. Miota się po boisku, na siłę schodzi do rozegrania, a potem brakuje go w polu karnym albo nie ma pary, żeby czysto uderzyć. Ferran Torres nie potrafi się odkręcić. Dembele jest nierówny. Raphinha jeszcze nie gra na sto procent swoich możliwości. Ta ofensywa nie potrafi do końca rozwijać skrzydeł. Ok, miewa dobre chwile, ale każdego z tych zawodników stać po prostu na więcej.
Inną kwestią są zmiany Xaviego. Czasem wydaje się, że on je rozpisuje dwa dni przed meczem i bez względu na okoliczności trzyma się ich kurczowo. Ciężko w logiczny sposób wytłumaczyć zdjęcie Dembele we wczorajszym meczu, podczas gdy Francuz rozgrywał więcej niż solidne zawody (podobnie było z Raphinhią w meczu z Espanyolem). To samo tyczy się z pchaniem na siłę Sergio Busquetsa. Wpuścił go na boisko w miejsce Frenkiego de Jonga (dziś tłumaczył to dyskomfortem Holendra), przez co nagle Pedri i Gavi zaczęli grać zdecydowanie gorzej. I powoli staje się to normą, że przy wysłużonym staruszku tracą swoje atuty. Drużyna z De Jongiem w składzie gra o niebo lepiej, pewniej, szybciej i skuteczniej, co jeszcze jakiś czas temu nie było normą.
Można zrozumieć sentyment względem Hiszpana, ale są pewne granice. Co Busquets musiałby zrobić, żeby Xavi odstawił go na boczny tor? Strzelić samobója z połowy? Urządzić sobie luźne „trałkowanie” w polu karnym?
Wykonywanie zmian to jest w ogóle temat rzeka w przypadku Xaviego. Real Betis strzelił gola na 1:1, co zrobił trener FC Barcelony? Utrzymał zmianę Sergiego Roberto na Andreasa Christensena. Przecież aż się prosiło, żeby wpuścić ofensywnego gracza i spróbować wygrać mecz jeszcze w regulaminowym czasie… Po chwili wpuścił jeszcze Marcosa Alonso. Ten ma sporo za uszami jak na gościa, który w barwach tej drużyny uzbierał dopiero szesnaście spotkań. Oto szybka lista poważnych błędów 32-latka:
- wczoraj przy golu na 2:2 został najpierw wkręcony w ziemie przez Luiza Henrique, a następnie zgubił krycie. Brazylijczykowi nie pozostało nic innego jak zagrać do Lorena Morona i w ten sposób zanotował asystę
- w meczu z Intercity stracił piłkę w pobliżu koła środkowego i poszła kontra na 3:3
- w Sylwestra luźno nadepnął sobie Joselu w polu karnym i sędzia wskazał na wapno
- w Pilźnie zgrał piłkę w polu karnym prosto do Chorego, który został sfaulowany przez Torre i Viktoria dostała karnego.
- w Monachium spóźnił się z kryciem i Bayern strzelił na 1:0
- w rewanżu ruszył do przodu, zostawił za sobą dziurę i nie zdążył wrócić – w ten sposób Bayern zdobył pierwszego gola
Marcos Alonso u każdego innego trenera miałby już kłopoty z grą w Barcelonie. Brakuje mu dynamiki, jaką oferuje duet Jordi Alba – Alejandro Balde. Często gubi koncentrację, o czym świadczą wypunktowane powyżej błędy, kiepsko radzi sobie 1v1, więc ciężko oceniać go pozytywnie, ale Xavi wciąż widzi w nim ważnego zawodnika.
Idąc dalej, niektórzy powiedzą, że w obronie Barcelona wygląda solidne, bo w lidze ma już 12 czystych kont. A można łatwo odbić ten argument oczywistymi przykładami. Mało było momentów, w których Ter Stegen ratował zespół w beznadziejnych sytuacjach? Mało interwencji ostatniej szansy zaliczył Araujo do spółki z Kounde? To bardziej kombinacja umiejętności poszczególnych piłkarzy i szczęścia niż dobrego przygotowania zespołu. I to zemściło się w Lidze Mistrzów.
To wszystko sprowadza nas do stwierdzenia, że Xavi uparcie stawia na swoje koncepcje, choć część z nich jest tak naprawdę kiepska. I nie, nie o to chodzi, żeby teraz jechać po Xavim bez opamiętania. Raczej wskazać drugą stronę medalu, której brakuje błysku i nie mówi się o niej specjalnie dużo. Barcelona i jej trener muszą wziąć się w garść, zanim nastąpi poważna weryfikacja.
Oczywiście – futbol uczy pokory. Za moment może się okazać, że Xavi zdobędzie pierwsze trofeum w roli trenera Barcelony i pokona zmęczony Real. Jednak na ten moment widzimy maszynę, która gubi olej i potrzebuje szybkiej reakcji, by się na dobre nie zatrzeć.
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Dlaczego Elche jest najgorszym zespołem z lig TOP5?
- Felix wreszcie wyrwał się z Atletico. Ale w tej historii są sami przegrani
- Valencia dociągnęła do karnych, ale to Real awansował do finału!
Fot. Newspix.pl