Barcelona błyskawicznie uzależniła się od goli Roberta Lewandowskiego. Jeśli Polak nie strzela, Barca ma poważne problemy z wygrywaniem, a do końca stycznia Duma Katalonii będzie musiała radzić sobie bez 34-latka. Czy komuś uda się go zastąpić?
Tak intensywną walkę o choćby tymczasowe odwieszenie kary dla Roberta Lewandowskiego można uznać za okazanie słabości przez działaczy Barcelony. Polak zmonopolizował kwestię strzelania goli dla ich drużyny. Upraszczając – jeśli trafia do siatki, Barça ma się dobrze; jeśli tego nie robi, Duma Katalonii ma problemy.
Lewandowski monopolista
– Stało się to samo, co zawsze. Zabrakło nam skuteczności i sami przeszkodziliśmy sobie w odniesieniu zwycięstwa – rozkładał ręce Xavi Hernández po meczu z Espanyolem (1:1). W nim, Lewandowski gola nie strzelił, choć miał dwie-trzy znakomite okazje, a zespół, podobnie jak i przed mistrzostwami świata, zaciął się, gdy RL9 nie wyciągnął pomocnej dłoni. O znaczeniu kapitana naszej kadry dla Barçy dobrze świadczy fakt, że przez półtora miesiąca mundialowej przerwy szkoleniowiec Blaugrany przygotowywał plan gry bez Lewego, ale porzucił go, gdy tylko okazało się, iż Polak będzie mógł wystąpić w starciu w derbach.
Lewandowski stał się dla Barcelony pewnego rodzaju punktem odniesienia. Jest gwarancją goli, ale i wyniku. W tym sezonie, zdobył osiemnaście bramek, trafiając do siatki w jedenastu spotkaniach. Dziesięć z nich Barça wygrała, to pozostałe to remis z Interem (3:3), który praktycznie wyeliminował ją z Ligi Mistrzów. Dla porównania, gdy RL9 nie pokonuje bramkarza rywali, wyniki Blaugrany stają się znacznie gorsze. Z jedenastu spotkań, w podstawowym czasie wygrała ledwie cztery. Wymęczyła 1:0 z Celtą, 2:1 z Osasuną po golu Raphinhii w końcówce (Robert wyleciał z boiska po 29 minutach) i po dogrywce zwyciężyła z trzecioligowym Intercity (4:3), ograła Almerię 2:0 (Polak zmarnował karnego) i pokonała Viktorię Pilzno (4:2) w starciu pozbawionym jakiegokolwiek znaczenia. Dwa remisy (0:0 z Rayo, 1:1 z Espanyolem) chluby jej nie przynoszą, podobnie jak cztery porażki w najtrudniejszych testach w sezonie (0:2 i 0:3 z Bayernem, 0:1 z Interem, 1:3 z Realem).
Gorszy dzień Lewandowskiego oznacza słaby dzień całego zespołu. W meczach, w których Polak trafiał do siatki, Barca strzelała średnio 3,2 gola (35 bramek w 11 starciach). Gdy Robert nie pokonywał bramkarza rywali, średnia spadała do 1,4 gola (15 trafień w 11 występach), a pompowały ją wspomniane goleady ze słabeuszami, Viktorią (4:2) oraz Intercity (4:3), które odpowiadają za ponad połowę dorobku Barcelony bez Lewego.
„Prawie” wybitna drużyna
Z jednej strony, Xavi może być zadowolony, bo jego zespół po piętnastu kolejkach LaLiga ma aż 38 punktów i będzie do końca walczyć o tytuł. Z drugiej, „Lewandowskidependencia” to fakt. W tym sezonie Robert osiemnastokrotnie pokonywał bramkarzy rywali. Jego pięciu kolegów z linii ataku złożyło się na dziewiętnaście trafień, z czego pięć padło w rewanżowym starciu z Viktorią i pojedynku z Intercity. – Nie możemy być zadowoleni – przyznał Xavi po nadspodziewanie trudnej rywalizacji w Copa del Rey. – Generalnie rzecz biorąc, gramy dobrze, ale brakuje nam pewności w obu polach karnych. Nie umiemy rozstrzygać meczów, bo popełniamy błędy i we własnym polu karnym, i w tym rywala. Sami sobie komplikujemy życie – stwierdził szkoleniowiec Barçy.
Niczym bumerang wracają wątpliwości związane z jakością kadry jak i znalezieniem leku na problem, które doskwierają Katalończykom od lat – jak rozstrzygać mecze, w których dominują? Jak przewidzieć na co stać tak nieregularny w ofensywie zespół, który w defensywie pęka pod presją rywala? Po mundialu, tak samo zresztą jak i po wrześniowej przerwie reprezentacyjnej, oglądamy Blaugranę mającą kłopot ze złapaniem rytmu. Ekipę niestabilną i mającą sporo słabych punktów, którą Ramón Besa, felietonista „El Pais”, nazwał drużyną „prawie” – „prawie” gra świetnie, „prawie” wszystko robi dobrze i ma „prawie” dobry atak.
Jeden napastnik gorszy od drugiego
– Mam zajebisty zespół – powtarzał wielokrotnie Xavi. I trudno się z nim nie zgodzić, bo – na papierze – potencjał Barcelony jest kolosalny. Są tam i przebojowi skrzydłowi z dryblingiem (Ousmane Dembélé), i gracze ścinający do środka (Raphinha), i skrzydłowi z duszami napastników (Ansu Fati, Ferran Torres), i kreatorzy potrafiący strzelać gole (Memphis Depay). Ale wszyscy grają równie słabo. Brakuje im precyzji, spokoju pod bramką rywala. Każdy z napastników ma swoje problemy, z którymi nie umie sobie poradzić, a to odbija się na drużynie, która z łatwością kreuje okazje (21 strzałów z Espanyolem, w tym aż 18 z pola karnego) i której z trudnością przychodzi ich wykończanie.
Teoretycznie pod nieobecność Lewandowskiego jego partnerzy powinni zrobić krok do przodu. Tylko czy będą w stanie? Memphis został odstawiony na boczny tor. Dembélé to, zdaniem Xaviego, jeden z najlepszych skrzydłowych w historii Barçy, ale to nie goleador, podobnie zresztą jak Raphinha. Absencja RL9 powinna być szansą szczególnie dla dwóch piłkarzy – Ferrana Torresa i Ansu Fatiego, jednak ich liczby nie powalają. Potencjalny zięć Luisa Enrique rozegrał 839 minut i strzelił pięć goli, z czego trzy w starciach z Viktorią Pilzno. Xavi mocno w niego wierzy, ale chyba już tylko on. Nadziei fanom Blaugrany nie brakuje z kolei w kontekście Fatiego, jednak i w jego przypadku cierpliwość się kończy.
Xavi zachwalał 20-latka, szczególnie za pracę w defensywie, ale młody napastnik gigantyczny talent pokazuje okazjonalnie. Wystąpił we wszystkich dwudziestu jeden meczach Barcy w tym sezonie, ale zagrał w kilku. W Barcelonie mówi się, że nie ma już śladu po problemach zdrowotnych Hiszpana i że nic pod względem fizycznym go nie ogranicza, co pozwala nam myśleć, iż problem leży w głowie. Ansu strzelił cztery gole w 807 minut, ale ostatnio miał kłopoty nawet z najprostszymi zagraniami, w tym przyjęciem piłki. Potrzeba dużo czasu, by Fati odzyskał pewność siebie, bo na razie wygląda to tak, jakby koszulka z numerem dziesięć okazywała się dla niego zbyt ciężka.
W środowisku fanów Barçy, liczy się wyłącznie ostatni mecz. To chore, jak szybko jest w stanie zmienić się narracja wokół zawodnika. Po derbach, media apelowały o odstawienie Fatiego, a kibice zastanawiali się, czy znajdzie się klub chętny, by zapłacić za niego 70-80 milionów euro. Po starciu w Copa, w którym 20-latek w dogrywce zdobył decydującą bramkę, wszystko się odmieniło. Znów mówi się o szansie dla Ansu, pełnej wierze i nadziei, że napastnik wypełni lukę po Lewandowskim. To właśnie wychowanek Blaugrany ma wyjść w jedenastce na spotkanie z Atlético, ale nawet gdyby spisał się słabo, to Xavi nie za bardzo manewru. Pozostali napastnicy są w równie słabej formie, a bez Roberta w LaLiga Barcelona będzie musiała funkcjonować aż do końca stycznia.
CZYTAJ WIĘCEJ O HISZPAŃSKIEJ PIŁCE:
- Wszędzie, byle nie u Simeone. Co dalej z Joao Felixem?
- Szaleństwo Lahoza
- Jak Ansu Fati popada w przeciętność?
- Sergio, uciekaj przed brzydką starością
Fot. Newspix.pl