Reklama

Trela: Drużyna za sto milionów. Dlaczego warto szukać wzmocnień u spadkowiczów

Michał Trela

Autor:Michał Trela

06 stycznia 2023, 08:44 • 9 min czytania 17 komentarzy

W ostatnich dziesięciu sezonach z Ekstraklasy spadali przyszli reprezentanci Polski i innych krajów, uczestnicy Ligi Mistrzów, mistrzostw świata i Europy oraz bohaterowie wielomilionowych transferów. Albo przynajmniej gracze uznawani dziś za solidnych ligowców. Przy bardzo ubogim wewnętrznym rynku transferowym, u spadkowiczów warto szukać okazji, zamiast odwracać od nich wzrok.

Trela: Drużyna za sto milionów. Dlaczego warto szukać wzmocnień u spadkowiczów

Przynajmniej od czasu, gdy “Nowy” przepowiadał Franzowi Maurerowi, że nie znajdzie porządnej kobiety, dopóki będzie je zapoznawał w rynsztoku, a nie w bibliotece, wiadomo, że nie jest bez znaczenia, gdzie się szuka nowych znajomości. Fani polskiego futbolu też to wiedzą. Ich odpowiednik tego klasyka z “Psów II” brzmi: “Jeśli bierzesz zawodników z danego klubu, grasz jak ten klub”. I jest to jeden z najbardziej bzdurnych cytatów funkcjonujących w polskim obiegu piłkarskim.

Specyficzna okazja

Od lat pomstuje się, że na polskim rynku brakuje transferów wewnętrznych. Że poziom finansowy i sportowy klubów jest tak wyrównany, że bardzo trudno wyrwać ligowemu rywalowi podstawowego piłkarza albo nawet zdolnego juniora. Dlatego moment degradacji to specyficzna okazja. Klub sprzedający nagle musi ciąć koszty i szukać okazji do zarobku, więc chętniej siada do rozmów z potencjalnym kupcem. Piłkarz, który jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie widział zalet przeprowadzki z Białegostoku do Wrocławia albo z Wrocławia do Gdańska, nagle zaczyna je dostrzegać, bo chce pozostać w najwyższej lidze. A klub kupujący ma szansę wyciągnąć ciekawego piłkarza w znacznie korzystniejszej cenie.

Tak, ciekawego. Bo poziom Ekstraklasy jest na tyle wyrównany, że spadek z niej zdarza się nie tylko ostatnim nieudacznikom, lecz także niezłym piłkarzom, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie, mieli nieodpowiednie otoczenie albo jeszcze nie zdążyli rozkwitnąć.

Spadkowa siła Rakowa

Dzisiejsza Ekstraklasa jest naszpikowana solidnymi ligowcami, którzy w ostatnich latach kończyli sezon pod kreską. W obronie rewelacyjnego jesienią Widzewa grali regularnie Patryk Stępiński, który maczał palce jeszcze w poprzednim spadku tego klubu z Ekstraklasy, Mateusz Żyro i Paweł Zieliński, którzy w 2019 roku spadli z Miedzią Legnica oraz Serafin Szota, który przeżył to samo w 2022 roku z Wisłą Kraków. Tak skompletowana obrona dopuściła do utraty na półmetku sezonu ledwie siedemnastu goli, co jest jednym z najlepszych wyników w lidze.

Reklama

W ataku prującego po mistrzostwo Polski Rakowa Częstochowa rywalizują o miejsce Vladislavs Gutkovskis (spadkowicz z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza w 2018 roku) i Fabian Piasecki (spadki z Górnikiem Zabrze 2016 i Miedzią 2019). Wspomaga ich Bartosz Nowak, jeden z najlepszych jesienią piłkarzy w całej lidze, który w 2017 roku spadł z Ekstraklasy z Ruchem Chorzów. Kadrę zdecydowanego lidera ligi uzupełniają stoper Milan Rundić, w 2021 roku zdegradowany z Podbeskidziem Bielsko-Biała, Wiktor Długosz, spadkowicz z 2020 roku z Koroną Kielce oraz Marcin Cebula, jego kolega z tamtej drużyny, wracający po ciężkiej kontuzji, ale przed nią, będący ważną postacią Rakowa. Częstochowianom chyba nie powiedzieli, że jeśli ściągną graczy spadkowiczów, będą grać jak spadkowicz.

Podobnych przykładów można w całej lidze znaleźć mnóstwo. Ale warto skupić się na tych najbardziej spektakularnych. Oto jedenastka, ustawiona w “redbullowym” systemie 4-2-2-2, złożona wyłącznie z zawodników, którzy w ostatnich dziesięciu sezonach spadli z Ekstraklasy. Pod uwagę byli brani piłkarze, którzy w spadkowych sezonach zaliczyli w zdegradowanym zespole przynajmniej jeden występ ligowy. Wybór piłkarzy na poszczególne pozycje został dokonany według aktualnej wyceny transfermarkt.de. Zbudowana w ten sposób jedenastka warta jest obecnie blisko trzydzieści milionów euro, czyli grubo ponad sto milionów złotych. Natomiast w momencie samego spadku większość tych piłkarzy można było mieć za darmo lub za grosze.

BRAMKARZ: Sosłan Dżanajew (PFK Soczi/Miedź Legnica 2019) 0,5 mln euro

Rosjanin ściągnięty przez Miedź na drugą fazę spadkowego sezonu. Już wtedy jego pojawienie się w ekipie beniaminka uznawano za hit transferowy. Były bramkarz Spartaka Moskwa czy Rubina Kazań rozegrał w Legnicy siedem spotkań. W fazie finałowej był podstawowym zawodnikiem ekipy Dominika Nowaka, jednak nie zdołał jej uchronić przed spadkiem. Po tamtym niepowodzeniu wrócił do ojczyzny i podpisał kontrakt z PFK Soczi, klubem z najwyższej ligi, w którego barwach rozegrał już blisko 70 meczów i nosi opaskę kapitańską. Jesienią 2019 roku pozwoliło mu to wrócić do reprezentacji, w której rok później rozegrał dwa spotkania. Jego głównymi konkurentami do miejsca w bramce ekipy spadkowiczów byli Rafał Leszczyński ze Śląska Wrocław (spadek z Podbeskidziem 2021) oraz Lukas Hrosso z Cracovii, który wypromował się w Polsce, spadając z Ekstraklasy z Zagłębiem Sosnowiec.

PRAWA OBRONA: Jakub Bartkowski (Lechia Gdańsk/Widzew Łódź 2014) – 0,6 mln euro

Reklama

Najsłabiej obsadzona pozycja w drużynie. Żaden ze spadkowych prawych obrońców z ostatnich lat nie wybił się za granicę ani do reprezentacji Polski. Najbliżej tego był w szczytowym momencie Martin Konczkowski, który z Piastem Gliwice wygrał Ekstraklasę po tym, jak spadł z niej z Ruchem. Obecnie najwyżej wyceniany jest Jakub Bartkowski, spadkowicz z Widzewem z 2014 roku, który po medalach mistrzostw Polski zdobytych z Pogonią Szczecin, wyrobił sobie markę solidnego ligowca i tej zimy przeniósł się do Lechii Gdańsk. Jego głównymi konkurentami, oprócz Konczkowskiego, byli Mateusz Grzybek z Radomiaka (zeszłoroczny spadek z Bruk-Betem) i Paweł Zieliński z Widzewa (Miedź 2019).

STOPERZY: Michał Helik (Huddersfield Town/Ruch Chorzów 2017) – 3 mln euro i Adnan Kovacević (Ferencvaros/Korona Kielce 2020) – 0,7 mln euro

Zdecydowanym liderem spadkowej obrony jest siedmiokrotny reprezentant Polski i uczestnik Euro 2020, który niespełna sześć lat temu spadł z ligi z Ruchem Chorzów. Tuż po tym za darmo wyciągnęła go Cracovia, która po trzech latach sprzedała go za niespełna milion euro do Barnsley. W Anglii stoper wyrobił sobie całkiem niezłą markę. Mimo że ze swoim klubem spadł z ligi, on sam utrzymał się na poziomie Championship, w której rozegrał już ponad sto meczów. Jego partnerem z obrony jest Bośniak, który w 2020 roku spadł z Ekstraklasy z Koroną Kielce. Tuż po tym przeszedł do Ferencvarosu, z którym zdobył mistrzostwo Węgier i zadebiutował w Lidze Mistrzów. Nie jest tam podstawowym zawodnikiem, ale ponad 50 występów w tym klubie to i tak wynik powyżej oczekiwań. W odwodzie pozostają Adam Dźwigała z FC St. Pauli (spadki z Górnikiem Zabrze i Górnikiem Łęczna) czy Jan Sobociński, mający na koncie występy w Charlotte w MLS oraz degradację z ŁKS-em.

LEWY OBROŃCA: Tymoteusz Puchacz (Panathinaikos/Zagłębie Sosnowiec 2019) – 1,5 mln euro

12-krotny reprezentant Polski to jedyny warty uwagi kandydat na tę pozycję, choć goryczy spadku z Ekstraklasy nie doświadczył bezpośrednio. W sezonie 2018/19 był wypożyczony z Lecha Poznań do Zagłębia Sosnowiec, w którym zaczął rozgrywki. Gdy jednak przestał się mieścić w wyjściowej jedenastce, został wysłany na wypożyczenie do I-ligowego GKS-u Katowice, z którym zresztą również wówczas spadł. O przyszłość nie musiał się jednak martwić, bo kilka miesięcy później grał już w Lechu, a później wypromował się do Bundesligi i reprezentacji Polski. Teraz trafił do Aten, gdzie będzie grał o zupełnie inne cele niż w Katowicach czy Sosnowcu.

ŚRODKOWI POMOCNICY: Filip Jagiełło (Genoa/Zagłębie Lubin 2014) – 1,4 mln euro i Damian Szymański (AEK/GKS Bełchatów 2015) – 2 mln euro

Dwie kariery, które trochę się rozminęły. Jagiełło już jako nastolatek uchodził za duży talent, dlatego bardzo wcześnie zaczął dostawać szanse w Ekstraklasie, co sprawiło, że załapał się na ostatni jak dotąd spadek Zagłębia Lubin z Ekstraklasy w 2014 roku. Gdy klub wrócił do najwyższej ligi, okrzepł i zaczął wyróżniać się w nim na tyle, że trafił do Włoch. Na poziomie Serie A nie zaistniał, ale na jej zapleczu dobija już do setki występów. Można było jednak spodziewać się po nim większej kariery.

Zupełnie inaczej było w przypadku Damiana Szymańskiego, który długo był zwyczajnym ligowcem. W 2015 roku spadł z Ekstraklasy z GKS-em Bełchatów, później nie przebił się w Jagiellonii Białystok i odżył dopiero w Wiśle Płock. Po nieudanym epizodzie w Rosji gra dziś w Grecji, gdzie dobija do stu występów. Od 2018 roku zaczął się pojawiać w reprezentacji Polski, z której już dziś ma niezapomniane wspomnienia. Strzelił bowiem wyrównującego gola Anglikom za czasów Paulo Sousy, a Czesław Michniewicz zabrał go na mundial do Kataru, w którym wystąpił w meczu przeciwko Argentynie. Ich bezpośrednimi zmiennikami w spadkowej drużynie All Stars będą Rafał Augustyniak z Legii (spadek z Miedzią w 2019 roku) oraz Kamil Drygas z Pogoni Szczecin, który spadł z ligi w tym samym roku, co Szymański, tyle że z Zawiszą Bydgoszcz.

OFENSYWNI POMOCNICY: Rodrigo Zalazar (Schalke 04/Korona Kielce 2020) – 3,5 mln euro i Bartosz Nowak (Raków Częstochowa/Ruch Chorzów 2017) – 2 mln euro

Historia Zalazara to kolejna odsłona tej o Paulinho z ŁKS-u, który wylądował w Barcelonie, tyle że mniejszej skali. Urugwajczyk kompletnie nie odnalazł się w Koronie Kielce, do której został wypożyczony z Eintrachtu Frankfurt i dał się w Polsce zapamiętać jedynie brutalnym faulem na Michale Heliku. Po powrocie do Niemiec, przez FC St. Pauli przebił się do Schalke, któremu wydatnie pomógł w awansie do Bundesligi. Zaliczył tam na tyle dobry początek sezonu, że doczekał się nawet powołania do reprezentacji Urugwaju. Z walki o wyjazd na mundial wykluczyła go jednak kontuzja.

W ofensywie spadkowej drużyny mógłby mu pomagać Bartosz Nowak, czołowy piłkarz Ekstraklasy minionej jesieni, który do tego stopnia nie wyróżniał się w spadkowym sezonie Ruchu, że na powrót do Ekstraklasy musiał czekać aż trzy lata. Głównymi alternatywami dla nich byli Dani Ramirez, spadkowicz z ŁKS-em, który zdobył mistrzostwo Polski z Lechem, a dziś gra w belgijskim Zulte Waregem, czy Rafał Kurzawa z Pogoni Szczecin, który w 2016 roku spadł z Górnikiem Zabrze z Ekstraklasy, a dwa lata później jako piłkarz tego klubu zagrał na mistrzostwach świata.

NAPASTNICY: Krzysztof Piątek (Salernitana/Zagłębie Lubin 2014) – 11 mln euro i Jarosław Niezgoda (Portland Timbers/Ruch Chorzów 2017) – 3 mln euro

Mocno obsadzona pozycja z największymi gwiazdami w zespole. Piątek w końcowej fazie spadkowego sezonu Zagłębia Lubin w 2014 roku dostał szansę debiutu w Ekstraklasie, okrzepł na boiskach I ligi i zapracował na transfer do Cracovii, skąd wybił się do Włoch i przez moment robił naprawdę spektakularną karierę. Niezgoda w spadkowym sezonie Ruchu, do którego był wypożyczony z Legii, grał znacznie więcej. Strzelił nawet dziesięć goli, ale nie pozwoliło to uchronić zasłużonego klubu przed spadkiem. Napastnik wrócił na Łazienkowską i wypromował się do Stanów Zjednoczonych. W MLS ma na koncie 18 bramek. Ich głównymi konkurentami byli napastnicy Rakowa Gutkovskis i Piasecki czy Jan Kliment z Wisły Kraków 2022, który w barwach Viktorii Pilzno strzelił jesienią gola Bayernowi Monachium w Lidze Mistrzów.

Transfery całej wymienionej jedenastki, wycenianej dziś na 136 milionów złotych, przyniosły spadkowym klubom… dwanaście milionów złotych. Całość tej kwoty stanowią sprzedaże Jagiełły i Piątka przez Zagłębie Lubin. Pozostała dziewiątka opuściła kluby, z którymi spadła, nie przynosząc im ani grosza. Pomijając Puchacza i Niezgodę, którzy spadli z zespołami, do których byli wypożyczeni, o praktycznie każdego można było powalczyć w momencie degradacji. Trzeba tylko było wyrzucić do kosza powiedzenie, że jeśli ściągasz graczy spadkowicza, grasz jak spadkowicz. Albo, że powinieneś szukać w bibliotece, a nie w rynsztoku.

WIĘCEJ TEKSTÓW MICHAŁA TRELI:

Fot. FotoPyK

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

17 komentarzy

Loading...