Borussia Dortmund to prawdziwa kopalnia talentów, która stworzyła najlepiej funkcjonującą akademię w Niemczech. Złotych chłopców było już tam co niemiara, ale jak to bywa w futbolu, większość z nich nie wycisnęła ze swoich karier nawet połowy tego, na co było ich stać. Z nim miało być jednak inaczej. Youssoufa Moukoko był spełnieniem najskrytszych marzeń władz BVB. Liczyli na to, że zostanie gwiazdą drużyny na lata, a nawet jeśli nie na lata, to przynajmniej uda się na nim zarobić grube miliony. Głaskali go, jak tylko potrafili. Dali mu wszystko, co mieli w zanadrzu.
I co? Wdzięczności mogą się nie doczekać.
Urodzony rekordzista
Moukoko to urodzony rekordzista. Coś w stylu Kyliana Mbappe, z tą jednak różnicą, że on zaczął się w to bawić jeszcze wcześniej. Jako dzieciak nie grał nigdy w drużynie, w której ktoś byłby od niego lepszy. Wyróżniał się zawsze. Wszędzie gdzie się pojawiał, można było się spodziewać nagłego gradu bramek. Od początku interesowała go tylko pozycja napastnika. Od początku interesowało go tylko strzelanie goli.
I to wszystko pomimo tego, że natura nie obdarzyła go odpowiednimi warunkami fizycznymi. Ze swoimi 180 centymetrami wzrostu znacznie odstaje od stereotypowego napastnika w dzisiejszych czasach. Erling Haaland to przy nim Kolos Rodyjski, a jeśli ktoś ma być przykładem napastnika idealnego, to właśnie Norweg. A skoro już o nim mowa, to on również był pod wielkim wrażeniem Moukoko, kiedy spotkał go w Dortmundzie. – Jest znacznie lepszy niż ja w jego wieku. Nigdy w życiu nie widziałem tak dobrego 15-latka – mówił gwiazdor Manchesteru City w 2020 roku.
Coś w tym jest, zważywszy na to, że Haaland w wieku 15 lat stawiał dopiero pierwsze kroki w lidze norweskiej. Z kolei Moukoko zaczynał już pukać do pierwszej drużyny Borussii. To pokazuje, o jak wielkiej skali talentu jest mowa.
Piłka juniorska była dla niego zbyt mała, więc trzeba go było wrzucić na głęboką wodę i dać mu szansę pokopać z dorosłymi. Skoro mówimy o wielkim entuzjaście wszelkich rekordów, to akurat on musiał pobić rekord Bundesligi i zostać najmłodszym zawodnikiem, który kiedykolwiek wyszedł na boisko w rywalizacji o mistrzostwo Niemiec. Udało mu się to już zaledwie dzień po 16 urodzinach. Miesiąc później został także najmłodszym strzelcem gola. Wykapany rekordzista.
Chwila słabości
Nic dziwnego, że w Dortmundzie chuchali na niego i dmuchali. Niestety nie uchroniło go to przed momentami kryzysowymi. Moukoko musiał sporo walczyć z problemami zdrowotnymi, co sprawiło, że zniknął z radaru Marco Rose. Po wejściu smoka do dorosłej piłki, nastąpiły chude miesiące. Szans nie dostawał nawet wtedy, gdy gabinety lekarskie zwiedzał Erling Haaland. Znana piłkarska klątwa drugiego sezonu. Zaledwie 210 minut, dwie bramki i dwie asysty.
Dziś po tamtych problemach nie ma już śladu. W tym sezonie Moukoko jest najlepszym strzelcem Borussii w Bundeslidze. Sporo skorzystał na pojawieniu się Edina Terzicia, ale też na problemach zdrowotnych Sebastiana Hallera. Władze Borussii na pewno przeżyły momenty zawahania, o czym może świadczyć właśnie sprowadzenie Francuza z Ajaksu Amsterdam. Nie byli na tyle odważni, żeby zalepić dziurę po Haalandzie właśnie Moukoko, tylko szukali gdzieś indziej. W pewnym momencie wyżej w hierarchii był nawet 34-letni Anthony Modeste. Zwlekali więc też z przedłużeniem kontraktu.
I to był wielki błąd, który może się okazać niezwykle bolesny.
Hans-Joachim Watzke i jego współpracownicy szybko pożałowali swoich ruchów wykonanych przed obecnym sezonem, a za chwilę mogą ich żałować znacznie bardziej.
Prawie jak Dembele
Święta w Dortmundzie na pewno nie są spokojne, bo tuż przed nimi wyciekła informacja, że Moukoko postanowił pójść w ślady Ousmane Dembele. Sytuacja oczywiście nie jest identyczna, ale nie zmienia to faktu, że jeśli te informacje są prawdziwe, to władze Borussii mogą przeżywać prawdziwe deja vu. To, że teraz wybuchnie pożar, jest niemal pewne. Znając niemieckie media, temat nie zniknie, dopóki nie pojawią się jakieś konkrety.
Co to znaczy, że Moukoko idzie w ślady Dembele? Po pierwsze, podobno niespecjalnie chce już grać w Borussii Dortmund. Władze klubu przespały odpowiedni moment, choć doskonale zdawały sobie sprawę, że mają do czynienia z prawdziwą perełką. Nie powalczyły wcześniej o przedłużenie kontraktu, jeszcze zanim 18-latkowi mógł przyjść moment zawahania. Zresztą to nie pierwszy raz, kiedy BVB ujawnia swoje lekkie skąpstwo. Choć czy można tutaj mówić o skąpstwie, skoro zaproponowali świeżo upieczonemu reprezentantowi Niemiec aż 6 milionów euro rocznie, czyli ponad trzy razy więcej niż zarabiał dotychczas?
Druga sprawa to pewna furtka dotycząca tej pierwszej. Moukoko podobno bierze pod uwagę pozostanie na Signal Iduna Park, ale pod warunkiem, że Borussia zaproponuje przynajmniej o milion więcej. W Niemczech panuje jednak przekonanie, że to tylko zasłona dymna. Sprytna zagrywka otoczenia piłkarza, która ma nieco go wybielić, bo faktyczna decyzja o odejściu została już podjęta.
I w końcu po trzecie, kolejnym miejscem pracy Moukoko ma być… FC Barcelona. W obecnej sytuacji najgorsze dla Borussii jest to, że kontrakt młodego Niemca wygasa już w czerwcu 2023 roku. Oznacza to więc, że ten będzie mógł negocjować z nowym klubem już od stycznia. A jak doskonale wiemy, pogrążeni w długach Katalończycy wyrośli w ostatnim czasie na ekspertów od wykorzystywania tego typu okazji. Tak więc pojawienie się w tej historii akurat bohaterów z Camp Nou nie jest żadnym zaskoczeniem.
Wbrew pozorom sytuacja wokół Moukoko jest bardziej bolesna dla Borussii z jednego prostego względu. Mianowicie Dortmundczycy mogą nie zarobić na nim nawet złamanego grosza. A pamiętamy, że cała żałosna akcja protestacyjna Dembele z 2017 roku zakończyła się przynajmniej grubym przelewem na 140 milionów euro.
„Tylko” milion euro
Patrząc na całą aferę z zewnątrz, wydaje się oczywiste, że jeżeli Moukoko faktycznie żąda „tylko” miliona euro więcej i to skłoni go do przedłużenia kontraktu, to trzeba mu ten milion dać. Choćby dlatego, żeby w przyszłości zarobić na nim sporo szmalu. Ryzyko niskie, bo to, że utalentowany napastnik będzie zwiększał swoją wartość, jest niemal pewne. Chyba tylko jakaś nagła niespodziewana katastrofa mogłaby zatrzymać jego karierę i przesunąć go na futbolowy margines.
Pytanie tylko, co mają w głowach władze Borussii. Hans-Joachim Watzke z pewnością chciałby pokazać stanowczość, żeby zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości. Jeżeli da ten nieszczęsny milion Moukoko, to po raz kolejny da się zaszantażować. Teraz w Dortmundzie muszą przekalkulować, co będzie dla nich bardziej opłacalne.
Z wypowiedzi Moukoko można wyczytać, że to wszystko to tylko medialne spekulacje, ale na to nikt się raczej nabrać nie da. W końcu to raczej nie jest przypadek, że na kilkanaście dni przed początkiem stycznia nowy kontrakt nie został podpisany. – Proszę, nie wierzcie we wszystko, co piszą gazety. Mimo że jestem jeszcze młody, nie poddaję się presji w podejmowaniu decyzji o mojej przyszłości. Nie zgodzę się na takie kłamstwa na mój temat – powiedział Moukoko w rozmowie z kibicami na Instagramie.
– To naprawdę smutne, że w dzisiejszych czasach możesz puścić taką plotkę w świat, tak że wy macie o mnie zły obraz. Wciąż jestem zszokowany tymi doniesieniami. Całkowicie skupiam się na drugiej części sezonu – dodał.
Z pewnością ma sporo racji, bo dziś w mediach pojawia się niestety sporo informacji, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Ale kibice nie dali się przekonać. W końcu 18-latek nawet nie zająknął się na temat przedłużenia kontraktu. Jedyne co zrobił, to zaprzeczył, że negocjuje z Barceloną.
Coś jest z więc na rzeczy. A to pozwala nam przypuszczać, że scenariusz na styczeń jest już znany. Niemcy będą kręcili się wokół Moukoko tak, jak Polska wokół Cezarego Kuleszy i jego kandydatów na selekcjonera. Z kolei w Katalonii rozpocznie się wojna z Javierem Tebasem i jego świtą, bo przecież w obecnej sytuacji FC Barcelony zakontraktowanie jakiegokolwiek piłkarza wiąże się kolejnymi finansowymi fikołkami.
Czytaj więcej o Bundeslidze:
- Bundesligowe najki. Najlepsi, najgorsi jesienią w lidze niemieckiej
- Złote dziecko z zimną gębą. Youssoufa Moukoko wkracza na wielką scenę
- Pechowy szczęściarz. O drodze Choupo-Motinga do składu Bayernu
Fot. Newspix