Czwartkowa prasa kontynuuje wątki premiowe i selekcjonerskie, reszta na dalszym planie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Prezes PZPN Cezary Kulesza czeka z decyzją w sprawie przyszłości Czesława Michniewicza. Ważny będzie głos piłkarzy, ale nie tylko. Dla selekcjonera reprezentacji Polski nadchodzą sądne dni.
Kulesza nie przestał myśleć i marzyć o zatrudnieniu Andrija Szewczenki. Oczywiście dogadanie się z Michniewiczem byłoby najłatwiejsze i najwygodniejsze – selekcjoner jest zainteresowany dalszą pracą, ale już prezes tak zdecydowany nie jest.
Na razie wsłuchuje się w nastroje i opinie po mundialu, nie tylko kibiców, ale także polityków. I spokojnie czeka na rozwój wypadków.
Gdyby decydowały wyłącznie wyniki i osiągnięcia sportowe, Michniewicz miałby w rękach oręż właściwie nie do wytrącenia. Wszystko, co zostało nakreślone – wypełnił z nawiązką.
A zadanie miał nieporównywalnie trudniejsze od Jerzego Brzęczka, którego Zbigniew Boniek zwolnił przed dwoma laty, mimo iż były kapitan drużyny narodowej wprowadził zespół do ME i obronił się przed spadkiem z Dywizji A Ligi Narodów.
Gdy 36 lat temu Biało-Czerwoni też dobrnęli do 1/8 finału MŚ, w formie nagrody dostali ledwie 10 procent z tego, co wówczas zarobiła Polska.
Konkretne kwoty i wyliczenia można znaleźć w publikacji Krzysztofa Łoniewskiego „Mundial – Meksyk ‚ 86. Polscy piłkarze w otoczeniu esbeków”, która ukazała się w Biuletynie IPN na 20. rocznicę meksykańskiego turnieju – w czerwcu 2006 roku. Zawarte są tam informacje wyciągnięte z notatek sporządzanych przez oficera (w randze podpułkownika) Służby Bezpieczeństwa, który w czasach PRL tradycyjnie towarzyszył zagranicznym eskapadom polskich drużyn na dłużej trwające zawody.
W fazie grupowej za każdy wygrany mecz grający zawodnicy, w tym także rezerwowi wchodzący na boisko, mieli otrzymać po 500 dolarów, za remis było 250, a za porażkę 100. Pierwszy trener dostawał taką samą kwotę jak piłkarze, II trener – 60 procent, III trener – 40 procent, I lekarz – 40 procent, II lekarz – 10 procent i masażyści również po 10 procent. Wyjście z grupy było wycenione na 30 tys. USD do podziału na całą ekipę łącznie ze sztabem. Gdyby zespół awansował do ćwierćfinału, gratyfikacja wynosiła 25 tys. dol., oczywiście do podziału. Łoniewski zauważa, że w przypadku zdobycia w pierwszej rundzie maksymalnej liczby punktów łączna kwota premii do podziału wynosiłaby 60 tys. dolarów. Gdy doliczymy premię za wyjście z grupy, okazuje się, że piłkarze dostali co najwyżej 10 procent (przypomnijmy: teraz otrzymali 40 procent) z tego, co z FIFA trafiło do polskich władz. Minimalne wpływy, uwzględniające wyłącznie rozgrywki w pierwszej rundzie, w Meksyku miały wynieść ok. 1 mln dolarów.
Cristiano Ronaldo – ciało obce w zespole? Po meczu ze Szwajcarią kapitan Portugalczyków nie cieszył się na murawie z drużyną, tylko szybko udał się do szatni.
– Kiedy został odstawiony od podstawowego składu w Manchesterze United, mówili, że trener ten Hag próbuje rozbić jego autorytet. Fernando Santos jest szkoleniowcem, który przez osiem lat miał niewiarygodne relacje z Ronaldo. Piłkarz musi usłyszeć prawdę, trzeba mu powiedzieć, że ten ostatni odcinek jego kariery jest niepasujący do całej reszty. Nie byłoby niespodzianką, gdyby wszedł i strzelił zwycięskiego gola, ale jego zachowanie, jego zły nastrój… To są rzeczy, z którymi trzeba skończyć, zupełnie mu nie pasują. Czy trener Juventusu się mylił? Czy menedżer United się mylił? A teraz selekcjoner Portugalii też się myli? – pytał retorycznie były kolega Cristiano z Manchesteru, a obecnie ekspert telewizji ITV Gary Neville.
Nie ma futbolu bez alkoholu? Jest! – pisze Adam Pawlukiewicz.
Właśnie mijają trzy tygodnie mojego pobytu w Katarze. Ani razu nie czułem się zagrożony. W opozycji do panującego tu spokoju i poczucia bezpieczeństwa przypomina mi się chaos, jakiego doświadczyłem przed finałem ubiegłorocznego Euro na Wembley. Dziki tłum siał zniszczenie na ulicach Londynu, a ludzie bez biletów przeprowadzili szturm na stadion, przebijając się przez kordon bezradnych ochroniarzy. Jeśli wspomniany Sol Campbell chciałby komuś pokazać, do czego zdolni są pseudokibice, miał wówczas ku temu idealną okazję. Sęk w tym, że za wyrządzone szkody odpowiadali nie demonizowani przez niego Polacy, a w głównej mierze jego rodacy.
(…) Moi znajomi, miłośnicy niższych lig piłkarskich, zwykli mówić, że nie ma futbolu bez alkoholu. Katar pokazuje, że piłka nożna bez napojów wyskokowych trzyma się jednak nieźle. Faza grupowa i mecze 1/8 finału dostarczyły nam pasjonujących widowisk i wielu emocji. Pozytywne niespodzianki sprawiły m.in. Australia, Japonia i Maroko. Z kolei Belgowie, Niemcy i Hiszpanie zakończyli udział w turnieju znacznie szybciej, niż przewidywali. Ale nawet jeśli jacyś Belgowie, Niemcy czy Hiszpanie chcieliby wyrazić złość przy pomocy chuligańskich wybryków, szybko zostaliby spacyfikowani.
Podczas mundialu w Katarze w 1/8 finału odpali Japończycy i Koreańczycy, którzy 20 lat temu byli gospodarzami MŚ. Czy turniej rozegrany w 2002 r. wciąż wpływa na futbol w tych krajach i czy za cztery lata te reprezentacje mogą zajść do ćwierćfinału lub półfinału?
Kurz po bitwach o miejsca w ćwierćfinałach już opadł, więc przyszła pora na analizy. Czy z takich wyników w Azji mogą być zadowoleni?
– Chyba nie do końca. Zwłaszcza w Japonii, bo reprezentacja tego kraju jeszcze nigdy nie przebrnęła 1/8 finału. W poniedziałek miała Chorwatów na widelcu, lecz nie potrafiła postawić kropki nad i. Zupełnie jak w 2010 r. w RPA, gdy w tej samej fazie przystępowała do meczu z Paragwajem w roli faworyta, a też poległa w serii jedenastek. Wtedy jednak Japończycy nie wykorzystali tylko jednego karnego. Tym razem do siatki trafili raptem raz na cztery próby, a to pokazuje, że ich trener Hajime Moriyasu nie najlepiej zarządzał zespołem w spotkaniu z Chorwacją, bo rzuty karne musieli wykonywać zawodnicy, którzy na co dzień nie robią tego w klubach. Trochę więcej radości jest zapewne w Korei. Pomimo porażki z Brazylią drużyna Paulo Bento pokazała charakter, walcząc od pierwszej do ostatniej minuty w każdym meczu, a zatem zaprezentowała styl, z którego słynęła przez lata, a który pod wodzą Bento na długo poszedł w zapomnienie – mówi Adam Błoński, twórca serwisu AzjaGola.com.
Na boisku przypomina Thomasa Mullera, Kevina De Bruyne i Roberta Lewandowskiego, jak sam twierdzi. 20-letni australijski talent Jaiden Kucharski ma polskie korzenie i chciałby reprezentować biało-czerwone barwy.
Jego dziadkowie i wujek są z Krakowa. Podobnie jak tata, który wraz z rodziną wyprowadził się z Polski, kiedy miał dziesięć lat. Kucharscy początkowo mieszkali w Norwegii, jednak po dwóch latach wyjechali do Australii. Szukali lepszego życia. Opowiadali im o nim ich znajomi, którzy przeprowadzili się tam po wojnie.
Kucharski nie ukrywa, że chciałby grać dla Polski. Dotychczas reprezentował młodzieżowe reprezentacje Australii. Grał w zespole do lat 17, z którym rywalizował w Pucharze Azji, a nawet awansował do mistrzostw świata w 2019 r. Ostatecznie powołania na mundial nie dostał, jednak później występował w barwach kadry do lat 20. Wciąż stara się o polskie obywatelstwo, którego otrzymanie wydaje się już kwestią czasu.
– Na razie z Polski nikt nie dzwonił, ale jestem otwarty na propozycje. Nie sądzę, aby reprezentacja Australii chciała mnie w pierwszym zespole, ale jeżeli tak się stanie, to będę reprezentował jej barwy. Jeśli pojawi się opcja występów dla polskiej kadry, to wybiorę Biało-Czerwonych. To całkiem duży kraj z ogromną historią i świetnymi kibicami. W tym wspaniałym państwie dorastał mój tata i stamtąd pochodzi moja rodzina. Chciałbym zagrać z orzełkiem na piersi. Może właśnie, gdyby zainteresowała się mną federacja australijska, to zareagowałaby polska – stwierdza zawodnik.
SPORT
Jan Urban o naszej reprezentacji i zamieszaniu z selekcjonerem.
(…) Jak w tym kontekście odbiera pan wynik i obraz gry polskiej reprezentacji w Katarze?
– Po meczu z Argentyną trudno byłoby mi mówić o obrazie gry, ale mimo bezbarwnej porażki zagraliśmy z Francją i to już był inny mecz. W piłce nożnej najczęściej używanym słowem jest „gdyby”, więc ja też powiem, że gdyby Piotr Zieliński wykorzystał swoją okazję i zapewnił nam prowadzenie, mecz mógł się potoczyć inaczej. Nie potoczył i po porażce z obrońcami mistrzowskiego tytułu nasza reprezentacja pożegnała się z turniejem. Na koniec pokazała jednak, że zwycięskie przejście barażu ze Szwecją nie było przypadkiem. Czesław Michniewicz jako trener wykonał zadanie, bo wywalczył awans do finałów mistrzostw świata, a w nich jego zespół wyszedł z grupy.
Czy to wystarczy, żeby został na stanowisku selekcjonera?
– Decyzja należeć będzie do prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Cezary Kulesza podjął decyzję o zatrudnieniu Czesława Michniewicza i on go musi ocenić. Nie oczekuję jednak natychmiastowych decyzji, ale chłodnej kalkulacji. Po jednej stronie są plusy – czyli wygrany baraż i awans do fazy pucharowej mistrzostw świata, że o utrzymaniu w elicie Ligi Narodów nie będę tu wspominał, bo jesteśmy przy mistrzostwach świata. W ślad za tymi wynikami idą też duże wpływy z FIFA do kasy PZPN-u. Po drugiej stronie są jednak minusy, które wszyscy widzieli i w ślad za nim pytanie: czy reprezentacja Polski ma grać w takim stylu? Na to pytanie mogę odpowiedzieć, ale nie do mnie należy decyzja dotycząca przyszłości Czesława Michniewicza.
Rozmowa z Glennem Strombergiem, byłym reprezentantem Szwecji, uczestnikiem MŚ w 1990 roku, na mundialu w Katarze ekspertem szwedzkiej telewizji SVT.
W Polsce trwa dyskusja na temat wyniku i stylu. Po raz pierwszy od 1986 roku udało się nam awansować do 1/8 finału MŚ, ale fani i eksperci niezadowoleni są z defensywnego stylu. Jak się do tego odnieść?
– Na pewno dobrze byłoby grać z przodu takimi zawodnikami, jak Lewandowski i Milik. Obejrzałem na tym turnieju dwa mecze z waszym udziałem i zauważyłem, że mieliście największe problemy na skrzydłach. Z jednej strony ofensywni skrzydłowi, a z drugiej problem z grą bocznych obrońców. Do tego wszystkiego było sporo zmian, raz grał Frankowski, raz Kamiński…
Gra którego z zawodników przypadła najbardziej do gustu tak znakomitemu pomocnikowi, jakim był w przeszłości Glenn Stromberg?
– Nie mam za często okazji do oglądania w grze tego zawodnika, bo jest Holendrem i występuje w tamtejszej lidze, a my w Szwecji nie mamy praw do oglądanie jej, ale słyszałem wiele o Cody Gakpo. Wystarczy pooglądać go przez 10 minut, jak się porusza, jak operuje piłką. Na koncie ma już zresztą trzy bramki. Świetny zawodnik i jestem przekonany, że latem trafi do któregoś z wielkich klubów w Europie.
FAKT
Daniel Kaniewski, przedstawiany jako menedżer Kamila Grosickiego, ma żal do Czesława Michniewicza, że tak mało korzystał z usług “Grosika” na MŚ.
Czuć gorycz w pana głosie…
Katar pokazał, że Michniewicz jest znakomitym trenerem, ale do defensywy. Byłem zniesmaczony stylem gry, jaki zaprezentowaliśmy na tym mundialu. I zastanawiałem się, po co selekcjoner wpuścił Grosickiego na ostatni kwadrans w meczu z Francją. Grosik był wtedy najlepszy na boisku, po jego szarżach stadion zaczął żyć. Trener bardzo mnie rozczarował… Widzieliśmy po tym, jak Kamil się zaprezentował, że każda jego minuta na boisku była wartością dodaną dla reprezentacji. Zero błędów, zero nieudanych dryblingów. „Wypracował” karnego i sytuację strzelecką, której nie wykorzystał Milik.
Myślę, że dziś, po tym, jak Kamil zaprezentował się przeciw Francji, Michniewicz żałuje, że w ogóle go wpuścił na boisko, bo Grosik swoją postawą pokazał, że trzymanie go na ławce to totalna pomyłka. Kamil pojechał do Kataru w życiowej formie. Każdy, kto go zna, to widział. A trener nie? Dziwne… Spójrzmy na trenerów Japonii, Australii, Korei, Maroka, USA czy Portugalii. Przyjechali do Kataru bawić się, cieszyć piłką. Za cztery lata nikt na świecie nie będzie pamiętał, że w Katarze grała Polska, a zapamiętane zostaną Maroko czy Korea, która nawet gdy przegrywała 0:4, to wciąż stawiała się Brazylii.
SUPER EXPRESS
Jerzy Dudek nie ma wrażenia, że reprezentacja pod wodzą Czesława Michniewicza się rozwinęła.
– Trener Michniewicz wprowadził nas na mundial, utrzymał w Lidze Narodów, wyszedł z grupy na MŚ. Czy to wystarczy, aby utrzymać posadę?
– Trudno wyrokować. To decyzja prezesa Kuleszy. Patrząc na ostatnie pół roku, to ja nie widziałem ani jednego momentu czy fragmentu, po którym mógłbym powiedzieć, że Michniewicz odcisnął piętno. Nie widzę jego ręki w tym zespole, nie da się powiedzieć, że go rozwinął. Mam wrażenie, że podciął skrzydła najlepszym zawodnikom, którzy wybitnie grają w klubach. A w kadrze tego nie widzieliśmy.
(…) – Kadra po powrocie do kraju nie podeszła do kibiców, nie rozmawiała z mediami. Jak to skomentować?
– Taka konkluzja. Oglądam ten mundial i widzę, jak się ludzie cieszą, jak przeżywają, a my? Znowu pieczemy się we własnym kotle. Zastanawiam się, czy pasujemy do takich turniejów. Wiem, że wszyscy są zdenerwowani, ale trzeba mieć wyczucie w tym wszystkim. Ktoś musi wyjść i powiedzieć: słuchajcie, przyszli kibice, czekają na was, pogadajcie z nimi. Sam przyjazd kadry do kraju powiedział wszystko o atmosferze wokół zespołu.
Fot. FotoPyK