Reklama

Kręcidło: Sprzedawcy marzeń okazali się handlarzami kitem. Jak gasło marzenie Kostaryki o złocie mundialu?

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

27 listopada 2022, 08:43 • 4 min czytania 7 komentarzy

Kostarykanie jechali do Kataru po złoto, ale po klęsce z Hiszpanią (0:7) zamknęli się w hotelu na cztery spusty. Z radosnej atmosfery nie zostało nic. Selekcjoner Luis Fernando Suárez oraz psycholog Felipe Camacho przed startem turnieju byli określani sprzedawcami marzeń. Dziś określa się ich mianem handlarzy gruszkami na wierzbie.

Kręcidło: Sprzedawcy marzeń okazali się handlarzami kitem. Jak gasło marzenie Kostaryki o złocie mundialu?

Nikt o zdrowych zmysłach nie pomyślałby, że Kostaryka może zostać mistrzem świata, jednak Felipe Camacho to nie przeszkadzało. Psycholog zatrudniony w sztabie Luisa Fernando Suáreza podkreślał, że „nikt nie zabroni mu marzyć”. Chciał zmienić mentalność w kraju, którego mieszkańcy zawsze stawiali sobie minimalistyczne cele. – Żaden realista nie zmienił historii świata. Można nazywać nas szaleńcami, ale gdy zrealizujemy cel, przestaniemy być wariatami. Zaczną nazywać nas bohaterami – przekonywał Kolumbijczyk.

Reprezentacja Kostaryki

Oblężona twierdza

Kostarykanie, którzy do futbolu podchodzą mocno emocjonalnie, uwierzyli mu. Powtórka z 2014 roku, gdy Los Ticos otarli się o półfinał mundialu, miała być celem minimum. Nikt nie mówił o starzejącej się kadrze, liderach będących bez formy czy fakcie, że bilety do Kataru gracze z Ameryki Środkowej wywalczyli jako jedni z ostatnich, po fatalnym starcie eliminacji i po sukcesie w barażach z Nową Zelandią. Napompowano balonik, który w środę pękł z hukiem i do decydującego starcia z Japonią Kostarykanie szykowali się za zamkniętymi drzwiami. Media nie mogły obserwować treningów. Nie było żadnych konferencji prasowych, poza oficjalną, przedmeczową, wymuszona przez FIFA. Zawodnicy nie udzielali wywiadów. Jedna z najbardziej otwartych drużyn na mistrzostwach, zamieniła się w taką, która przypomina oblężoną twierdzę.

Reklama

Prezes federacji, Rodolfo Villalobos, był jedyną osobą, która porozmawiał z dziennikarzami. Zapowiedział, że selekcjoner Luis Fernando Suárez, który w swoich oczach jest najlepszym trenerem na świecie, będzie pracować z kadrą do końca kontraktu w 2026 roku. – Przestańcie mącić i szukać dziury w całym – narzekał szef związku. Kostarykanie przyczyn porażki upatrywali w kwestiach pozaboiskowych. Piłkarze zostali skoszarowani w hotelu, by nie było żadnych rozpraszaczy. Jak na przykład kolacji z rodzinami, na którą zawodnicy poszli dzień przed meczem z Hiszpanią i w której lokalne media upatrywały przyczyny wysokiej porażki. Filozofia „pura vida” oparta na czerpaniu garściami z życia jest świetna, ale tylko w sytuacji, gdy idzie na murawie. A gdy przestaje iść, pojawiają się schody.

Inteligencja kognitywna

Podejście do pracy w reprezentacji Kostaryki jest specyficzne. Psycholog Camacho towarzyszy selekcjonerowi na każdym treningu, przyglądając się pracy zawodników czy próbując zmienić ich mentalność podczas sesji z fizjoterapeutami. Popołudniami, już w hotelu, zespół ma godzinne spotkania edukacyjne z psychologiem, który opowiada piłkarzom o rozwoju sfery mentalnej. Camacho chwalił się, że w ten sposób „kupił” sportowców. Każda sesja kończyła się przedstawieniem listy rekomendowanych książek. Kolumbijczyk przekonywał, że 10-12 kadrowiczów korzysta z jego rekomendacji. – Trzeba uczyć, rozwijać naszych reprezentantów – twierdzi psycholog, który kazał zainstalować w materacach urządzenia pomagające w analizie poziomu snu czy prowadził warsztaty z medytacji.

Rozwojem mentalnym Camacho zainteresował też Luisa Fernando Suáreza. Selekcjoner twierdzi, że jego sportową karierę odmieniła książka o treningu instynktów. – Poza taktyką, pracujemy też nad zachowaniem zawodników – przekonuje Kolumbijczyk. – Chcemy, by szybciej myśleli. Aby to osiągnąć, organizowaliśmy treningi, w których podstawowa jedenastka grała przeciwko czternastu rywalom, by skupiali się na piłce, a nie na konkretnym przeciwniku. Mieliśmy też zajęcia, podczas których dzieliłem skład na dwie jedenastki, ubierałem je w te same stroje i zmuszałem kadrowiczów do rozpoznawania się po butach, włosach czy czymkolwiek innym. Rozwój inteligencji kognitywnej czy kreatywności to klucze do sukcesu. Aspekt mentalny jest równie ważny jak ten sportowy – uważa Suárez.

Buty albo do muzeum, albo do ucieczki

Camacho próbował wpoić piłkarzom, że „niemożliwe jest możliwe”, ale zdawał sobie sprawę, że „neuronauka będzie ekscytująca dopóty, dopóki towarzyszyć jej będą wyniki na boisku”. – Przepracowaliśmy z Felipe to, jak radzić sobie z krytyką – przekonuje John Jairo Bodmer, asystent selekcjonera. W niedzielę przekonamy się, ile w tym prawdy, ale lokalni eksperci nie ukrywają, że najchętniej zmieniliby sztab jeszcze w trakcie mundialu. – Gdyby Luis Fernando Suárez był Kostarykaninem, wywaliliby go jak psa. Naszego trenera po takiej porażce by ukrzyżowano. Zagranicznemu więcej się wybacza, szczególnie takiemu, który wciskał nam kit – powiedział Rolando Fonseca, najlepszy strzelec w historii Los Tacos.

– Nie możemy się załamywać. Z przeszłości trzeba wyciągać wnioski i mieć siłę, by mimo krytyki ruszyć do przodu – twierdzi Luis Fernando Suárez. Jego znakiem rozpoznawczym są czerwone buty Converse, które mają przynosić szczęście. O obuwiu mówi się tak dużo, że przed mundialem Kolumbijczyk podarował parę nawet prezydentowi kraju. – Jeśli spiszemy się dobrze, moje buty trafią do muzeum. Ale w przeciwnym razie, przydadzą się, do ucieczki – śmiał się 62-latek w rozmowie z „The Guardian”. Żarty żartami, ale kto wie, czy jego słowa nie okażą się prorocze?

Reklama

Zapraszamy też do nadrobienia dzisiejszego „Stanu Mundialu” w składzie: Paweł Paczul, Wojciech Kowalczyk, Damian Smyk i Mateusz Rokuszewski.

Czytaj więcej o mundialu w Katarze:

Fot. Newspix.pl

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Mistrzostwa Świata 2022

Ekstraklasa

LIVE: 50 tys. kibiców na trybunach! Ruch mierzy się z Widzewem

redakcja
28
LIVE: 50 tys. kibiców na trybunach! Ruch mierzy się z Widzewem

Komentarze

7 komentarzy

Loading...