Reprezentacja Maroka gdzieniegdzie była typowana na czarnego konia mundialu w Katarze i nie ma wątpliwości, że jak najbardziej są ku temu podstawy. Lwy Atlasu już przeciwko Chorwacji sprawiły dobre wrażenie, a dziś z Belgią zaryczały z pełną mocą. Czerwone Diabły nie miały zbyt wielu argumentów, żeby im się przeciwstawić.
Marokańczycy mieli prawo przystąpić do meczu lekko rozkojarzeni. Już po odegraniu hymnów okazało się, że ich podstawowy bramkarz Bono nie będzie w stanie wystąpić. Z marszu do składu wskoczył Munir i świetnie sobie poradził. Na samym początku raz nie zrozumiał się z Saissem przy wyjściu do dalekiego podania (obrońca wybijał, a mógł zostawić piłkę), ale poza tym spisywał się bardzo pewnie. Bronił, co miał bronić, nie nawalał na przedpolu, a do tego nieźle grał nogami.
To od dalekiego wybicia Munira w doliczonym czasie zaczęła się akcja, która dobiła Belgów. Ziyech przedarł się prawą stroną i dograł rezerwowemu Aboukhlalowi, który strzałem pod poprzeczkę pokonał Courtoisa.
Belgia – Maroko 0:2. Rezerwowi dali zwycięstwo
Autor drugiej bramki zmienił Soufiana Boufala, który z łatwością kręcił belgijskimi obrońcami i był bardzo niezadowolony, gdy w 73. minucie zobaczył swój numer na tablicy świetlnej. Zaraz potem jednak inny zmiennik Abdelhamid Sabiri zaskoczył Courtoisa z rzutu wolnego, a o wydarzeniach z ostatnich sekund już wspominaliśmy, więc panowie na pewno podali sobie ręce. A może nawet i wyściskali.
Courtois nie miał najlepszego dnia jeśli chodzi o rzuty wolne wykonywane z pozycji, z których raczej się dośrodkowuje. W podobnym sposób dał się pokonać tuż przed przerwą, ale wtedy uratował go spalony stojącego przed nim Saissa, który utrudnił interwencję bramkarzowi Realu Madryt. W drugim przypadku Saiss ponownie był najbliżej golkipera rywali, uprzykrzył mu życie i tym razem wszystko odbyło się zgodnie z przepisami.
W pierwszej połowie Marokańczycy byli dość mocno wycofani. Belgowie posiadali wyraźną przewagę, ale nie przekładało się to na sytuacje. Munir wyjściem z bramki zatrzymał Batshuayia, potem celnie uderzał Meunier i w zasadzie to tyle z konkretów ze strony faworyta.
Zgnuśniali weterani
Lwy Atlasu zobaczyły, że słaba dyspozycja podopiecznych Roberto Martineza z Kanadą to raczej nie był przypadek i znacznie się ośmieliły, dzięki czemu po przerwie mecz się otworzył. Jedni i drudzy dochodzili do swoich szans, ale ciągle miało się wrażenie, że więcej pasji, zaangażowania i chęci zrobienia czegoś wyjątkowego jest po stronie marokańskiej. Belgowie wyglądali na nieco zgnuśniałych weteranów, którzy albo wygrają w jeden sposób, albo nie wygrają wcale.
I nie wygrali. Nie pomogło im nawet wejście Romelu Lukaku, który w pierwszych dwóch meczach miał nie wystąpić, ale wydarzenia potoczyły się tak, że Martinez już teraz z niego skorzystał.
Maroko imponuje tym, jak zrównoważonym jest zespołem. Żadnych słabych punktów, bardzo dobre wyszkolenie poszczególnych piłkarzy, jakość również na ławce, olbrzymie zaangażowanie, siły do biegania od pierwszej do ostatniej minuty. To naprawdę może być wybuchowa mieszanka.
Teraz wystarczy tylko zremisować z Kanadą i wyjście z grupy będzie pewne.
Fot. Newspix