No i jest pierwsze 0:0 na turnieju, ale jednak jesteśmy zaskoczeni, że z udziałem Danii. Mimo odległości ponad 12 miesięcy mamy dość świeże wspomnienia o ich ofensywnej grze na Euro, więc liczyliśmy na podobny rozmach, tym bardziej że w tym roku jedynie raz zdarzyło się, by nie strzelili przeciwnikowi żadnej bramki.
Ale teraz nie dali rady i musieli podzielić się punktami z Tunezją.
DANIA – TUNEZJA 0:0. ROZCZAROWANIE TYMI PIERWSZYMI
Można odnieść wrażenie, że Duńczycy nie byli sobą. Grali nerwowo, bez pewności, że są lepszą drużyną i mogą ograć Tunezyjczyków. Szczególnie w pierwszej połowie, która była w ich wykonaniu kompletną rzepą. Najlepiej prezentowali się głównie wtedy, gdy groźnymi centrami popisywał się Eriksen, ale partnerzy nie potrafili utrzymać jego tempa i precyzji. Szczególnie Dolberg, dziś gracz w zasadzie bez zalet. Nie utrzymywał piłki (dwa na sześć wygranych pojedynków), nie dawał kolegom oddechu i możliwości zawiązania ciekawszej ofensywnej akcji.
W drugiej połowie z Danią było już lepiej, ale wrócimy do pozycji napastnika, bo Dolberga zmienił Cornelius. I co zrobił, a właściwie czego nie? Otóż nie trafił do bramki z 50 centymetrów. Naprawdę tam trzeba by stanąć z linijką i policzyć odległość, bo to mogło być nawet mniej niż 50 centymetrów. Facet zamiast dołożyć szuflę, to ustawił się jakoś dziwacznie, na klęczkach, jakby pierwszy grał w ten sport.
Potem nie było z nim zresztą lepiej, wciąż tak samo kanciasty. A ma przecież w karierze sezony z ponad dziesięcioma bramkami w Serie A i tureckiej Superlidze.
Niemniej nie chcemy ograniczać impotencji Duńczyków do samej pozycji napastnika, bo całościowo ta machina nie działała najlepiej. W końcówce skupili się na błaganiach o rzut karny, raz nawet było blisko, bo sędzia podbiegł do VAR-u, ale ręka jednego z Tunezyjczyków nie była do odgwizdania. Nie wiemy więc nawet po co wóz zawracał głównemu głowę, natomiast skoro to można uznać za jedną z największych nadziei Danii, to z pewnością widzieliśmy lepsze spotkania w jej wykonaniu.
TUNEZJA POTWIERDZA KLASĘ W TYŁACH
A Tunezji trzeba oddać, że znów dobrze grała w tyłach. Obecny selekcjoner prowadził tę ekipę w dziesięciu spotkaniach i… tylko raz zdarzyło się, by ktoś ją zaskoczył. Jasne, Brazylia wrzuciła aż piątkę, ale już między innymi Iran, Chile czy Japonia nie były w stanie sforsować tej obrony. Nie ma więc przypadku.
A po drugie – Tunezja była po prostu blisko, żeby ten mecz wygrać. Przecież o nieuznaniu golu Jebaliego decydował nie tak duży znowu spalony, a w innym wypadku napastnika zatrzymał Schmeichel (choć i tu mógł być ofsajd, ale już zdecydowanie mniejszy). Był jeszcze rykoszet, który minął bramkę Duńczyków o centymetry. Schmeichel pokazywał, że ma wszystko pod kontrolą, ale to była taka kontrola jak u pijanego wujka na oczepinach. Do katastrofy nie doszło bardzo szczęśliwie.
Dania skomplikowała sobie życie, bo kolejny mecz gra z Francją, a Tunezja z Australią. Jeśli wszystko potoczy się dobrze dla Tunezyjczyków, to znaczy oni ograją Australijczyków a Duńczycy nie poradzą sobie z mistrzami świata, w trzeciej kolejce półfinaliści ostatniego Euro będą mieli nóż na gardle. I tym razem mógłby to nie być dynamit, a kapiszon.
WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Infantino? Drugi po Allahu. Tekst po meczu otwarcia
- Wróg mundialu. Dlaczego Katar więzi Abdullaha Ibhaisa?
- Milczenie bin Hammana
- Mistrzostwa świata niespełnionych obietnic
- Złoto i kontenery. Wszystkie stadiony mundialu
Fot. Newspix